Pendragon

Jadąc przez las, rozmyślałem jak przekonać anioła do Arisy. Nie była ona przecież straszna lecz wręcz przeciwnie! Tylko jak małemu to przepowiedzieć? Oto dopiero zagadka...
- A ta pani to...- zaczął niepewnie gdy byliśmy w połowie drogi w umówione miejsce.
- Arisa?
- Chyba... Będzie mnie biła?- zapytał, szokując mnie.
- Nie będzie, obiecuję. A tak właściwie to dlaczego tak się jej boisz? – zapytałem, korzystając z okazji.
- Bo... ale..
- Nic ci nie zrobię.
- Ja chcę zapomnieć.
- No dobrze. A jak skrzydła?
- Zaczynają znów boleć. A dlaczego wtedy nie bolały? Co pan zrobił?
- Ja nic. To właśnie Arisa ci pomogła. Mogę ją poprosić znów jeśli chcesz.
- Ja nie wiem.
- Na pewno cię nie uderzy.
- No dobrze. Ale będzie pan przy mnie? - zapytał przerażony.
- Będę będę. Ale teraz śpij. Musisz odpocząć.- szepnąłem mu wprost do ucha, a malec wykonał polecenie bez zarzutów
***

Ledwo wjechaliśmy, ujrzałem Arisę. Zbyt dobrze ją znałem i już na pierwszy rzut oka wiedziałem, że coś jest nie tak. Była jakby poddenerwowana.
- Coś się stało? – zapytałem, rozglądając się dookoła.
- Ech. Takie tam małe coś.- ścięła szybko.
- Coś mi się nie wydaje żeby to było "takie tam małe coś".
- Powiedzmy, że to tylko nieprzyjemne spotkanie.
- A z kim? - drążyłem dalej, widząc, że jednak sprawa nie była wcale taka błaha.
- Taki tam palant się do mnie doczepił. Ale pokoje załatwiłam. I późną kolację również.
- Rzadko wręcz nigdy nie używasz wulgaryzmów. Kto to?
- Nikt taki.
- Czyżby? – zapytałem, patrząc na nią znacząco.- Coś mi się nie wydaje.
- Chris. Nic więcej o nim nie wiem.
- Wygląd? – zapytałem, a elfka opisała mi go dokładnie, widząc, że nie odpuszczam.
- Koniec przesłuchania? – zapytała, a po chwili zaburczało jej w brzuchu.
- Tak. Odprowadzę konia i możemy iść.- mruknąłem, poprawiając chłopca w ramionach.
- Pospiesz się. Zaczekam na was.
Szybko udałem się do stajni zrobić co trzeba. Gdy wyszedłem Arisa nadal była poddenerwowana. Zanim udaliśmy się coś zjeść elfka zaprowadziła mnie do pokoju gdzie zajęliśmy się chłopcem. Ze skrzydłami było naprawdę ciężko, obawiałem się, że je straci. W końcu jednak zmęczeni znaleźliśmy się przy stole.
Przez całą kolację dziwnie się czułem. Ludzkie jedzenie co prawda wyglądało i pachniało apetycznie lecz gdy tylko chciałem coś zjeść miałem wrażenie, że zwymiotuję. Na dodatek miałem wrażenie, że ktoś nas wciąż obserwuje.
- Nie smakuje ci?
- Nie, to nie to.- mruknąłem i zamrugałem oczami, czując nietypowe swędzenie.
- Coś ci wpadło do oka?
- Nie wiem. Może. Tyle, że...
- Że? – zapytała, wkładając kolejną porcję jedzenia do ust. Ledwo co udało mi się ją uspokoić a teraz znów ją denerwowałem.- Boli cię?
- Nie, strasznie swędzi.
- Pokaż.
- Nie nie. Jedz. Poradzę sobie.
- Kochanie... twoje oczy! Matko...-  pisnęła, przyglądając mi się uważnie.
- Nic mi nie będzie, uwierz mi. Nie ma się czym martwić.
- Ależ one są...
- Może nieco zaczerwienione, ale raczej nic poza tym.- uspokajałem ją.
- Są całe przekrwione. Idź się lepiej połóż skoro nie jesteś głodny, a jedzenie dla małego przyniosę jak skończę.
- Tylko obiecaj, że mnie zawiadomisz o każdej niemiłej sytuacji jaka będzie miała miejsce dobrze?
- Ach dobrze. Tylko idź już odpocząć.-  odparła, dając mi klucz.
Pocałowałem ją i ruszyłem do pokoju. W połowie drogi do niego zaatakował mnie nagły napad silnego bólu głowy. Po nim... zrobiło się ciemno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz