Kiedy Pendragon zniknął w pobliskim lesie ja zajęłam się przygotowaniami
do dalszej podróży. Znaleźliśmy już Lazarusa i przyszedł czas na
spotkanie z Kasandrą. Tego spotkania bałam się najbardziej bo nie
wiedziałam jak się zachowa dziecko-demon i miałam bardzo złe
przeczucia….
Najpierw teleportowałam pokiereszowanego demona do szkoły żeby zajął się nim Lucas. Następnie spakowałam wszystkie nasze rzeczy, a potem zajęłam się Michaelem Aleksandrem. Chłopiec obdarzył mnie już dostateczną dozą zaufania by bez oporów przyjąć ode mnie posiłek, a nawet pozwolić zająć się swoimi skrzydłami. Uleczyłam je w miarę swoich możliwości, a kiedy skończyłam, odezwałam się łagodnie:
- Teraz musimy iść do przystani żeby dostać się na nasz statek
- Ale… po co? – zapytał cicho anioł
- Żeby dać nauczkę kolejnej nieposłusznej demonce – wyjaśnił mój ukochany, pojawiając się znienacka po czym uśmiechnął się do mnie – Widzę, że twoja zdolność wieszczenia się rozwija – zauważył – Nie musiałem ci nic mówić, a ty wszystko wiesz
- Bo się o ciebie martwię – wyjaśniłam, przytulając się do niego – Zresztą nie mówmy o tym teraz. Mamy zadanie – z powrotem utkwiłam spojrzenie w chłopcu – Zgodzisz się popłynąć z nami? – zapytałam
- No… dobrze, chodźmy – szepnął mały lekko trzęsącym się głosem
- Nie bój się – powiedziałam uspokajająco – Nie pozwolimy żeby cos Ci się stało
W odpowiedzi Michael Aleksander tylko słabo się uśmiechnął. Pendragon wziął go na ręce i wskoczył na konia. Ja również wdrapałam się na Azulę po czym ruszyliśmy galopem w stronę przystani. Po kilkunastu minutach wjechaliśmy pomiędzy magazyny i baraki, w których przechowywane były ryby i ekwipunek potrzebny do pływania. Przed nami rozpościerał się wielki, wspaniały, lazurowy ocean.
Uśmiechnęłam się, słysząc pełne podziwu westchnienie Michaela Aleksandra i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu naszego statku. Wreszcie go zauważyłam. Był wielki i solidny, a nazywał się Smocze Skrzydło. Brakowało tylko jednego: załogi.
Kiedy zaczęliśmy szukać marynarzy, którzy mogliby z nami popłynąć pojawił się pewien problem…
- Z tobą panie popłyniemy choćby na skraj świata – zwrócił się do nas przywódca grupy marynarzy – Ale Ciebie pani nie wpuścimy nawet na pokład
- A to z jakiego powodu?! – wściekł się Pendragon – Przecież i tak zapłacimy wam bardzo wysoką dolę za rejs więc w czym problem?
- Kobieta na statku przynosi pecha! – zawołał marynarz – A poza tym jest tylko utrapieniem bo nie zna się na morzu, a strasznie się rządzi. No i nie umie się bronić więc wciąż trzeba ją chronić.
- Nie umiem się bronić, tak? – zapytałam spokojnie, gestem powstrzymując wściekłego Pendragona przed zrobieniem tamtemu krzywdy – Jesteś tego pewien marynarzu?
- Oczywiście! No bo co może mi zrobić taka kruszyna jak ty? – zakpił i niespodziewanie objął mnie w talii – Ale możesz ze mną zrobić cos lepszego nić rejs tą łajbą – szepnął mi do ucha, a jego oddech nie był pierwszej świeżości. Poza tym marynarz pachniał rybami, potem i stęchlizną, a ręce miał lepkie od brudu. Zanim więc ktokolwiek zdążył przyjść mi z pomocą poraziłam faceta prądem i oswobodziłam się z jego uścisku. Kiedy mimo bólu złapał mnie za ręce odwróciłam się i z całej siły kopnęłam go w krocze.
- I co? – spytałam trochę zadyszana – Nie umiem sobie radzić?
Nim marynarz zdążył mi odpowiedzieć rozległ się tubalny śmiech i ktoś zawolał:
- Źle ją oceniłeś Vanirze! – wszyscy się obejrzeliśmy i zobaczyliśmy kolejnego marynarza jednakże tym razem o znacznie przyjemniejszym usposobieniu
- Nie wtrącaj się Brom – warknął Vanir, ale Brom już przestał się nim przejmować i zwrócił się do mnie
- To będzie zaszczyt wyruszyć na rejs z Tobą u boku, panienko – rzekł z lekkim ukłonem – Mam rację panowie?! – krzyknął do marynarzu z bandy Vanira, patrząc na nich srogo, a Ci skwapliwie pokiwali głowami – No, więc wszystko załatwione – powiedział zadowolony – A teraz może powiedz mi gdzie to się wybierasz i to sama? – zapytał, najwidoczniej nie zauważając moich towarzyszy
- Nie jest sama – odpowiedział za mnie Pendragon – Nie musi Ci też zdradzać celu naszej podróży. To tajemnica
- W porządku – marynarz się uśmiechnął – A czy tajemnicą zostały objęte również wasze imiona? – zapytał z lekką kpiną w głosie
- Ojej, przepraszam, że się nie przedstawiłam – zreflektowałam się szybko – Na imię mi Arisa, a mój towarzysz nazywa się Pendragon
- A ten malec? – Brom wskazał na chłopca, który zasnął wampirowi na ramionach – Czy on płynie z nami?
- Oczywiście – zapewniłam – To Michael Alexander, nasz mały podopieczny
- Dziwna z was kompania, nie ma co – mruknął zamyślony Brom – No, ale nie ma czasu na gadanie. Jeśli chcemy jak najszybciej dotrzeć do waszego celu musimy ruszać.
Najpierw teleportowałam pokiereszowanego demona do szkoły żeby zajął się nim Lucas. Następnie spakowałam wszystkie nasze rzeczy, a potem zajęłam się Michaelem Aleksandrem. Chłopiec obdarzył mnie już dostateczną dozą zaufania by bez oporów przyjąć ode mnie posiłek, a nawet pozwolić zająć się swoimi skrzydłami. Uleczyłam je w miarę swoich możliwości, a kiedy skończyłam, odezwałam się łagodnie:
- Teraz musimy iść do przystani żeby dostać się na nasz statek
- Ale… po co? – zapytał cicho anioł
- Żeby dać nauczkę kolejnej nieposłusznej demonce – wyjaśnił mój ukochany, pojawiając się znienacka po czym uśmiechnął się do mnie – Widzę, że twoja zdolność wieszczenia się rozwija – zauważył – Nie musiałem ci nic mówić, a ty wszystko wiesz
- Bo się o ciebie martwię – wyjaśniłam, przytulając się do niego – Zresztą nie mówmy o tym teraz. Mamy zadanie – z powrotem utkwiłam spojrzenie w chłopcu – Zgodzisz się popłynąć z nami? – zapytałam
- No… dobrze, chodźmy – szepnął mały lekko trzęsącym się głosem
- Nie bój się – powiedziałam uspokajająco – Nie pozwolimy żeby cos Ci się stało
W odpowiedzi Michael Aleksander tylko słabo się uśmiechnął. Pendragon wziął go na ręce i wskoczył na konia. Ja również wdrapałam się na Azulę po czym ruszyliśmy galopem w stronę przystani. Po kilkunastu minutach wjechaliśmy pomiędzy magazyny i baraki, w których przechowywane były ryby i ekwipunek potrzebny do pływania. Przed nami rozpościerał się wielki, wspaniały, lazurowy ocean.
Uśmiechnęłam się, słysząc pełne podziwu westchnienie Michaela Aleksandra i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu naszego statku. Wreszcie go zauważyłam. Był wielki i solidny, a nazywał się Smocze Skrzydło. Brakowało tylko jednego: załogi.
Kiedy zaczęliśmy szukać marynarzy, którzy mogliby z nami popłynąć pojawił się pewien problem…
- Z tobą panie popłyniemy choćby na skraj świata – zwrócił się do nas przywódca grupy marynarzy – Ale Ciebie pani nie wpuścimy nawet na pokład
- A to z jakiego powodu?! – wściekł się Pendragon – Przecież i tak zapłacimy wam bardzo wysoką dolę za rejs więc w czym problem?
- Kobieta na statku przynosi pecha! – zawołał marynarz – A poza tym jest tylko utrapieniem bo nie zna się na morzu, a strasznie się rządzi. No i nie umie się bronić więc wciąż trzeba ją chronić.
- Nie umiem się bronić, tak? – zapytałam spokojnie, gestem powstrzymując wściekłego Pendragona przed zrobieniem tamtemu krzywdy – Jesteś tego pewien marynarzu?
- Oczywiście! No bo co może mi zrobić taka kruszyna jak ty? – zakpił i niespodziewanie objął mnie w talii – Ale możesz ze mną zrobić cos lepszego nić rejs tą łajbą – szepnął mi do ucha, a jego oddech nie był pierwszej świeżości. Poza tym marynarz pachniał rybami, potem i stęchlizną, a ręce miał lepkie od brudu. Zanim więc ktokolwiek zdążył przyjść mi z pomocą poraziłam faceta prądem i oswobodziłam się z jego uścisku. Kiedy mimo bólu złapał mnie za ręce odwróciłam się i z całej siły kopnęłam go w krocze.
- I co? – spytałam trochę zadyszana – Nie umiem sobie radzić?
Nim marynarz zdążył mi odpowiedzieć rozległ się tubalny śmiech i ktoś zawolał:
- Źle ją oceniłeś Vanirze! – wszyscy się obejrzeliśmy i zobaczyliśmy kolejnego marynarza jednakże tym razem o znacznie przyjemniejszym usposobieniu
- Nie wtrącaj się Brom – warknął Vanir, ale Brom już przestał się nim przejmować i zwrócił się do mnie
- To będzie zaszczyt wyruszyć na rejs z Tobą u boku, panienko – rzekł z lekkim ukłonem – Mam rację panowie?! – krzyknął do marynarzu z bandy Vanira, patrząc na nich srogo, a Ci skwapliwie pokiwali głowami – No, więc wszystko załatwione – powiedział zadowolony – A teraz może powiedz mi gdzie to się wybierasz i to sama? – zapytał, najwidoczniej nie zauważając moich towarzyszy
- Nie jest sama – odpowiedział za mnie Pendragon – Nie musi Ci też zdradzać celu naszej podróży. To tajemnica
- W porządku – marynarz się uśmiechnął – A czy tajemnicą zostały objęte również wasze imiona? – zapytał z lekką kpiną w głosie
- Ojej, przepraszam, że się nie przedstawiłam – zreflektowałam się szybko – Na imię mi Arisa, a mój towarzysz nazywa się Pendragon
- A ten malec? – Brom wskazał na chłopca, który zasnął wampirowi na ramionach – Czy on płynie z nami?
- Oczywiście – zapewniłam – To Michael Alexander, nasz mały podopieczny
- Dziwna z was kompania, nie ma co – mruknął zamyślony Brom – No, ale nie ma czasu na gadanie. Jeśli chcemy jak najszybciej dotrzeć do waszego celu musimy ruszać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz