Kiedy Minden dostarczyła mi energii, od razu zrobiłam z niej
użytek. Skoncentrowałam się (co nie było łatwe z powodu kaszlu) i zagoiłam popękane
żebra. Już po chwili poczułam się jak nowo narodzona. Wstałam i spojrzałam na
Minden. Dziewczyna nadal klęczała na trawie. Była ranna.
Nagle coś przykuło jej uwagę. Podążyłam za jej spojrzeniem i
zobaczyłam demona niosącego Toboe! Minden chciała mu pomóc, ale nie mogła użyć
skrzydeł.
- Musimy coś zrobić! - krzyknęła spanikowana – Trzeba mu
pomóc!
- Spokojnie pomożemy – zapewniłam . Wciąż miałam w sobie mnóstwo
energii, a co ważniejsze wiedziałam jak ją wykorzystać.
Potwór akurat się zatrzymał bo Toboe cały czas się wiercił i
nie pozwalał mu normalnie lecieć. To mi bardzo ułatwiło sprawę. Z pomocą
silnego wichru uniosłam się w powietrze i zawisłam tuż za plecami demona. Przywołałam
piorun kulisty i cisnęłam nim w potwora. Jednocześnie otoczyłam Toboe tarczą
dzięki której mój atak nic mu nie zrobił. Ale demon nie był odporny na moje
czary i rażony piorunem spadł na ziemię w między czasie upuszczając Toboe.
Szybko podleciałam i złapałam chłopaka. Był ranny, ale przytomny.
- Dzięki za ratunek - powiedział kiedy wylądowaliśmy koło
Minden.
- Nie ma sprawy - wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się do
niego - A teraz pokaż swoje rany - poleciłam
- Tylko mnie znowu nie wlecz do szpitala! - zaprotestował,
ale pozwolił mi obejrzeć obrażenia. Nie były głębokie więc zagoiłam je w kilka
sekund.
- Po wszystkim –
skomentowałam, odsuwając się od niego
- Naprawdę? - zdumiał się
- Naprawdę - odpowiedziałam i parsknęłam śmiechem
- No to teraz możemy wracać do szkoły - powiedziała Minden
- Czekaj czekaj - powstrzymałam ją - Najpierw pokaż mi
skrzydło – dziewczyna pokręciła głową
- Nic z tym nie zrobisz. To jest nieodwracalne
- Zobaczymy - powiedziałam pogodnie. Przesunęłam palcami po
ranie, zmniejszając ja znacząco. Nie udało mi się jednak całkiem jej zagoić -
Na razie tylko tyle mogę zrobić - zwróciłam się do dziewczyny - Spróbuję to
zagoić w szpitalu. Tam mają eliksiry, które wspomagają leczenie.
- No niech ci będzie - powiedziała Minden.
We trójkę ruszyliśmy w stronę szkoły. Bitwa trwała tam nadal
i ciężko było się przemknąć do środka. Po drodze Toboe został zaatakowany i
zaczął walczyć z jakimś demonem. Chciałyśmy mu pomóc, ale nam nie pozwolił
- Dam sobie radę, wy idźcie dalej! - krzyknął do nas - Ja
zaraz dołączę! - nie protestowałyśmy.
Kiedy dotarłyśmy do skrzydła szpitalnego, okazało się, że
jest w nim mnóstwo ludzi... mnóstwo rannych,
- Arisa! Dobrze że przyszłaś! – krzyknęła profesor Lansa,
podchodząc do mnie – Jestes ty pilnie potrzebna! – chwyciła mnie za rękę i
pociągnęła w stronę rannych
- Ale… Minden – wydukałam
- Mną się nie przejmuj i tak bardzo mi pomogłaś –
powiedziała dziewczyna. Nie zdążyłam jej nic odpowiedzieć bo nauczycielka znowu
mnie pociągnęła. Nie miałam wyjścia, musiałam z nią iść.
Zaprowadziła mnie za duży parawan. Na dużym łóżku wił się i
jęczał profesor Lynx.
- Co się stało?! – zapytałam z przerażeniem
- Dostał w brzuch jakimś zaklęciem – wyjaśniła profesor
Lansa – Próbowałam już wszystkich lekarstw.
- Nie pomogły? – nauczycielka ze smutkiem pokręciła głową
- Tylko wszystko pogorszyły – westchnęła ciężko, była
załamana – Nie wiem już co robić! Teraz tylko ty możesz go uleczyć.
- Postaram się – obiecałam i nachyliłam się nad Lynksem.
Położyłam mu dłoń na czole. Było gorące. Skupiłam się i
unormowałam temperaturę. Następnie przyłożyłam obie dłonie do brzucha profesora
i wymruczałam jedno z zaklęć jakich nauczyła mnie Mistrzyni Vinara. Natychmiast
zadziałało. Lynks przestał się wiercić i zasnął wyczerpany.
- Udało się – odetchnęła z ulgą profesor Lansa – Teraz możesz
trochę odpocząć po…
- Jeszcze nie – przerwałam jej.
Podczas leczenia skutków zaklęcia wyczułam, że cos jeszcze
jest nie tak. Po chwili już wiedziałam. Nauczyciel został poważnie zraniony w
udo. Jak profesor Lansa mogła to przeoczyć. No nieważne…
Szybko zagoiłam ranę po czym wróciłam do głównej sali
szpitala i zaczęłam się zajmować rannymi uczniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz