Spałem
smacznie aż do samego ranka. Byłem nawet w szoku. Może to dlatego, że
już dziś miało się wszystko rozstrzygnąć? Kto wie... Może nawet nam się
uda? Jednak mimo to byłem na siebie wściekły. No bo w końcu to przeze
mnie szkołę czeka wojna. To ja ściągnąłem na nią Ksawiera. To ja tu
namieszałem, a oni chcieli walczyć. Ale po co? Co by z tego mieli? A
może... tak już ma być? Może los już zaplanował nam całe życie? ...
Moje rozmyślania przerwał delikatny stukot w okno. Gdy do niego podszedłem zobaczyłem na wierzchołku gałęzi kruka.
- Każdy z was znajdzie swoje miejsce. Każdy z was zginie od tego miecza, który pasuje istoty na prawdziwych wojowników, wy nieudolne kreatury ludzkie! Dostaniecie to, na co zasługujecie!- wrzeszczało zwierzę, po czym odleciało szybko w kierunku lasu.
Stojąc przy oknie zauważyłem, że zaczął padać śnieg. Niewątpliwie była to zasługa Ksawiera i jego czarownic.
Śnieg padał strasznie mocno. Nie było widać niemalże nic, co znajdowało się obok budynków. Szybko tworzyły się zaspy i prawdopodobnie zamarzło jezioro, gdyż wraz z coraz większymi opadami śniegu zniżała się temperatura.
Usiadłem na łóżku pogrążając się w myślach. Byłem zadowolony, że nie było Arisy, Hige i Liranne. Byli bezpieczni. Chociaż oni.
Teraz już tylko pozostaje zacząć wojnę i próbować ją wygrać. Ten cholern* palan* musi mieć jakąś taktykę. Ale jaką?
Nagle przed moimi oczyma pojawiła się postać Ksawiera czekająca na nasz ruch. Stał z mieczem wśród śniegu a za nim poruszał się jego "środek transportu", Aximus. Smok. Jego ulubione stworzenia.
Nie wiedziałem, czy nauczyciele też to widzieli, czy ro było ostrzeżenie tylko dla mnie, więc postanowiłem z nimi porozmawiać.
Szedłem prostym korytarzem, wprost do sali "narad". Była tam profesor Lansa, Kestrid i oczywiście profesor Lynks.
- Coś się stało? - zapytała polonistka.
- Jaki jest nasz ruch?
- Słucham?- nauczycielka była zaskoczona.
- Czym odpowiadamy na zimę. - wyjaśniłem- On czeka na nasz ruch. Mają państwo jakiś pomysł?
- Yyy...- nauczycielka się zawahała. - Znaczy...
- Mamy zamiar coś zrobić. - ściął krótko Lynks.
- Taka odpowiedź mnie nie zadowala.- naciskałem. Niewiedza nie dawała mi spokoju.
- O nic się nie martw. Zaraz damy odpowiedź na nadmierny śnieg.- polonistka odzyskała wzrok.
- Ta. Jasne. Pójdziecie go przywitać chlebem i solą? Już to widzę. Jako uczeń tej szkoły mam prawo wiedzieć, co mnie czeka, nieprawdaż?- nauczyciele milczeli. - Więc jak?
- Ktoś pójdzie do niego ale nie " z chlebem i solą" jak to ująłeś.
- Z mieczami jak w "Krzyżakach"? A nie. To on powinien do nas przybyć, żebyśmy się po krzakach nie kryli.- nie dawałem za wygraną.
- Ja mam zamiar iść. - nie wytrzymał Lynks.
- I już nie wrócić? - wypomniałem mu.
- Do czego zmierzasz?
- Ja mogę iść.
- Co?! Do reszty zgłupiałeś?!
- Może... - zamyśliłem się- Ale mnie nie powinien ruszyć bo raczej by mnie nie złapał, no i po co by zbierał armię? No a przede wszystkim nie zmarznę.
- Ale- nie skończył bo profesor Lansa mu przerwała.
- A może on ma rację? Może warto?
Po długich i męczących konwersacjach wymusiłem swoje. Chociaż w ten sposób mogłem minimalnie zmniejszyć uczucie wściekłości w stosunku do siebie. Wróciłem do pokoju, zarzuciłem płaszcz i ruszyłem w kierunku wyjścia. Po drodze Maxis chciała ze mną chwilkę porozmawiać. Skręciłem do jakiegoś pokoju i czekałem.
- Miałeś rację. Czasem trzeba się przeciw wstawić. Zapisałam się do szkoły i mam zamiar walczyć po tej stronie.
- Skąd ta decyzja?
- Z umysłu i ... z serca. Wiem, że nic do mnie nie czujesz ale... skoro jesteś szczęśliwy z tamtą elfką, to nie będę wam stawać na drodze. Wręcz przeciwnie, postaram się zadbać aby tego co do siebie czujecie nikt nie zniszczył.
- Wow... Duża zmiana.
- Dałeś mi do myślenia. A teraz będę walczyć o wolność. I wiesz co? Bycie wrednym wcale nie jest trudne i daje takie ciepło w środku.
- Właśnie. Wybacz ale muszę iść.
- Dokąd? Będzie się martwić.
- Aj tam aj tam. - walnąłem i wyszedłem.
Musiałem skakać z drzewa na drzewo, chociaż nadal mocno padało, bo zaspy strasznie by mnie opóźniły. Podążałem instynktownie do lasu zimowego. Nie zawiodłem się. Czekał... Wyglądał tak samo jak w wizji... Aximus wciąż kręcił się w pobliżu.
- Kogo ja widzę. Nie myślałem, że aż tyle będę musiał czekać.
- Śnieg brudził mi płaszcz więc musiałem go wiele razy czyścić. - wyskoczyłem rozczesując sobie włosy.
- A może już z tym skończysz? Nie żal ci ich? Tyle osób zginie bo tobie nie chciało się korzystać z mojej dobroci. A tak mogłeś mieć ze mną dobrze...
- Nie. Podjąłem decyzję. Przyszedłem ci przekazać, że zima nam nie straszna, że się nie boimy.
- Więc nie zmieniacie zdania, tak? Mam to rozumieć jako odmowę?
- Oczywiście. Nie wiedziałem, że masz problemy ze słuchem.
- Ta twoja arogancja... Już się nie mogę doczekać, aż cię zabiorę do zamku. Najpierw nauczę cię dyscypliny, trochę pomęczę... i nadrobię to czego nie zdążyłem.
- Potrzaskało cię do końca. I tak nic mi nie zrobisz. Mam inne wyjścia.
- I tak cię znajdę. I tak dobrnę swego... i wiele więcej.
- Zobaczymy.- powiedziałem odchodząc.
Wróciłem do szkoły, zdałem raport nauczycielom i położyłem się na swoim łóżku pogrążając się w myśleniu. Po jakiejś godzinie śnieg przestał padać a ja zdążyłem powtórzyć sobie wiele zaklęć. Teraz dopiero widoczna była jego gigantyczna armia...
- Każdy z was znajdzie swoje miejsce. Każdy z was zginie od tego miecza, który pasuje istoty na prawdziwych wojowników, wy nieudolne kreatury ludzkie! Dostaniecie to, na co zasługujecie!- wrzeszczało zwierzę, po czym odleciało szybko w kierunku lasu.
Stojąc przy oknie zauważyłem, że zaczął padać śnieg. Niewątpliwie była to zasługa Ksawiera i jego czarownic.
Śnieg padał strasznie mocno. Nie było widać niemalże nic, co znajdowało się obok budynków. Szybko tworzyły się zaspy i prawdopodobnie zamarzło jezioro, gdyż wraz z coraz większymi opadami śniegu zniżała się temperatura.
Usiadłem na łóżku pogrążając się w myślach. Byłem zadowolony, że nie było Arisy, Hige i Liranne. Byli bezpieczni. Chociaż oni.
Teraz już tylko pozostaje zacząć wojnę i próbować ją wygrać. Ten cholern* palan* musi mieć jakąś taktykę. Ale jaką?
Nagle przed moimi oczyma pojawiła się postać Ksawiera czekająca na nasz ruch. Stał z mieczem wśród śniegu a za nim poruszał się jego "środek transportu", Aximus. Smok. Jego ulubione stworzenia.
Nie wiedziałem, czy nauczyciele też to widzieli, czy ro było ostrzeżenie tylko dla mnie, więc postanowiłem z nimi porozmawiać.
Szedłem prostym korytarzem, wprost do sali "narad". Była tam profesor Lansa, Kestrid i oczywiście profesor Lynks.
- Coś się stało? - zapytała polonistka.
- Jaki jest nasz ruch?
- Słucham?- nauczycielka była zaskoczona.
- Czym odpowiadamy na zimę. - wyjaśniłem- On czeka na nasz ruch. Mają państwo jakiś pomysł?
- Yyy...- nauczycielka się zawahała. - Znaczy...
- Mamy zamiar coś zrobić. - ściął krótko Lynks.
- Taka odpowiedź mnie nie zadowala.- naciskałem. Niewiedza nie dawała mi spokoju.
- O nic się nie martw. Zaraz damy odpowiedź na nadmierny śnieg.- polonistka odzyskała wzrok.
- Ta. Jasne. Pójdziecie go przywitać chlebem i solą? Już to widzę. Jako uczeń tej szkoły mam prawo wiedzieć, co mnie czeka, nieprawdaż?- nauczyciele milczeli. - Więc jak?
- Ktoś pójdzie do niego ale nie " z chlebem i solą" jak to ująłeś.
- Z mieczami jak w "Krzyżakach"? A nie. To on powinien do nas przybyć, żebyśmy się po krzakach nie kryli.- nie dawałem za wygraną.
- Ja mam zamiar iść. - nie wytrzymał Lynks.
- I już nie wrócić? - wypomniałem mu.
- Do czego zmierzasz?
- Ja mogę iść.
- Co?! Do reszty zgłupiałeś?!
- Może... - zamyśliłem się- Ale mnie nie powinien ruszyć bo raczej by mnie nie złapał, no i po co by zbierał armię? No a przede wszystkim nie zmarznę.
- Ale- nie skończył bo profesor Lansa mu przerwała.
- A może on ma rację? Może warto?
Po długich i męczących konwersacjach wymusiłem swoje. Chociaż w ten sposób mogłem minimalnie zmniejszyć uczucie wściekłości w stosunku do siebie. Wróciłem do pokoju, zarzuciłem płaszcz i ruszyłem w kierunku wyjścia. Po drodze Maxis chciała ze mną chwilkę porozmawiać. Skręciłem do jakiegoś pokoju i czekałem.
- Miałeś rację. Czasem trzeba się przeciw wstawić. Zapisałam się do szkoły i mam zamiar walczyć po tej stronie.
- Skąd ta decyzja?
- Z umysłu i ... z serca. Wiem, że nic do mnie nie czujesz ale... skoro jesteś szczęśliwy z tamtą elfką, to nie będę wam stawać na drodze. Wręcz przeciwnie, postaram się zadbać aby tego co do siebie czujecie nikt nie zniszczył.
- Wow... Duża zmiana.
- Dałeś mi do myślenia. A teraz będę walczyć o wolność. I wiesz co? Bycie wrednym wcale nie jest trudne i daje takie ciepło w środku.
- Właśnie. Wybacz ale muszę iść.
- Dokąd? Będzie się martwić.
- Aj tam aj tam. - walnąłem i wyszedłem.
Musiałem skakać z drzewa na drzewo, chociaż nadal mocno padało, bo zaspy strasznie by mnie opóźniły. Podążałem instynktownie do lasu zimowego. Nie zawiodłem się. Czekał... Wyglądał tak samo jak w wizji... Aximus wciąż kręcił się w pobliżu.
- Kogo ja widzę. Nie myślałem, że aż tyle będę musiał czekać.
- Śnieg brudził mi płaszcz więc musiałem go wiele razy czyścić. - wyskoczyłem rozczesując sobie włosy.
- A może już z tym skończysz? Nie żal ci ich? Tyle osób zginie bo tobie nie chciało się korzystać z mojej dobroci. A tak mogłeś mieć ze mną dobrze...
- Nie. Podjąłem decyzję. Przyszedłem ci przekazać, że zima nam nie straszna, że się nie boimy.
- Więc nie zmieniacie zdania, tak? Mam to rozumieć jako odmowę?
- Oczywiście. Nie wiedziałem, że masz problemy ze słuchem.
- Ta twoja arogancja... Już się nie mogę doczekać, aż cię zabiorę do zamku. Najpierw nauczę cię dyscypliny, trochę pomęczę... i nadrobię to czego nie zdążyłem.
- Potrzaskało cię do końca. I tak nic mi nie zrobisz. Mam inne wyjścia.
- I tak cię znajdę. I tak dobrnę swego... i wiele więcej.
- Zobaczymy.- powiedziałem odchodząc.
Wróciłem do szkoły, zdałem raport nauczycielom i położyłem się na swoim łóżku pogrążając się w myśleniu. Po jakiejś godzinie śnieg przestał padać a ja zdążyłem powtórzyć sobie wiele zaklęć. Teraz dopiero widoczna była jego gigantyczna armia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz