Arisa

Kiedy wreszcie wróciliśmy do szkoły nie mogłam się nacieszyć widokiem zdrowej Liranne. Byłam tak pełna energii i radości, że bawiłam się z nią prawie całe popołudnie. W tym czasie Michael Aleksander zapoznawał się z urokami naszej szkoły. Obszedł każdy kawałek lasu i obejrzał wszystkie klasy, ale żadne z tych miejsc nie zainteresowało go na dłużej. Jednakże, kiedy nad jeziorem zobaczył nurkującego Monolighta stanął jak wmurowany w ziemię.
Ani ja ani Pendragon nie wiedzieliśmy, dlaczego, ale faktem było, że od tamtej pory nasz mały aniołek chodził wszędzie za gryfem i obserwował go z mieszaniną strachu, podziwu i fascynacji na twarzy. Mooni oczywiście to zauważył i woda sodowa uderzyła mu do głowy. Zaczął się popisywać i robić dzikie figle, kiedy tylko widział, że młody jest w pobliżu. W końcu o mało nie stracił przez to skrzydła. Mianowicie chcąc popisać się umiejętnościami lotniczymi nie był dość ostrożny i prawie dobił do ogromnej skały na skraju lasu jesiennego.
Tym wygłupem tak wystraszył Liranne, że zrugała go, na czym świat stoi i zagroziła, że jeżeli się nie uspokoi to osobiście uwiąże go na smyczy i będzie chodził koło jej nogi jak nieposłuszny psiak. Mooni od razu wyczuł, że nie ma szans na dyskusję, więc od razu obiecał małej, że nie będzie robił głupstw i ulotnił się. Prawdopodobnie znowu poszedł się najeść. Podczas tej awantury razem z Michasiem zaśmiewaliśmy się do rozpuku, a kiedy wreszcie się skończyła zarządziłam:
- Wracamy do pokoju
Dzieci spojrzały na mnie błagalnie.
- Jeszcze nie! – jęknęły chórem
- Przecież po ciemku biegać nie będziecie – zauważyłam, wskazując zachodzące słońce
- Ale nie będziemy musieli iść spać? – zapytała Liranne
- To się jeszcze okaże – uśmiechnęłam się – A teraz do środka, ale to już
Siostra chciała znowu zaprotestować, ale zrezygnowała, kiedy Michaś nieśmiało pociągnął ją za rękę. Uśmiechnęła się do niego i razem pobiegli do szkoły. Dogoniłam ich dopiero w moim starym pokoju w akademiku jasnych. Tam szybko doprowadziłam maluchy do ładu i zagoniłam do łózek. Wprawdzie zapierali się, że nie są zmęczeni, ale ledwo ich głowy dotknęły poduszek zasnęli. Okryłam każde z nich kołdrą i pocałowałam w czoło. Potem telepatycznie wezwałam Mooni’ego. Po chwili gryf wleciał przez otwarte okno.
- Co jest grane? – zapytał lekko przygaszony – Przecież nic nie zrobiłem!
- Cicho – syknęłam – Nie obudź ich – wskazałam śpiące maluchy
- Ups…
- Masz szansę się zrehabilitować – powiedziałam spokojnie – Siedź tu i pilnuj ich, a kiedy się obudzą powiadom mnie albo Pendragona
- Dobra – zgodził się
Zadowolona wyszłam na korytarz i zamknęłam drzwi pokoju specjalnym zaklęciem. Wiedziałam, że w szkole to zbędna ostrożność, ale wolałam być na sto procent pewna, że dzieciaki są bezpieczne.
Kiedy już się z tym uporałam postanowiłam poszukać ukochanego. Nie mieliśmy ostatnio zbyt wiele okazji by pobyć sam na sam, więc kiedy wreszcie się nadarzyła zamierzałam z niej skorzystać.  Przeszukałam całą szkołę, ale nie udało mi się odnaleźć ukochanego wampira. Postanowiłam iść do jego pokoju w akademiku ciemnych w nadziei, że przyjdzie tu jak tylko skończy załatwiać swoje sprawy. Nie pomyliłam się….

Stałam przy oknie, patrząc w niebo, kiedy usłyszałam za sobą trzask otwieranych drzwi. Nie odwróciłam się jednak, czekając na ruch Pendragona.
- Wszystko ok?- zapytał, podchodząc do mnie
- Tak... – odpowiedziałam, nadal spoglądając w niebo - Księżyc na morzu wyglądał dużo piękniej.- zauważyłam rozmarzona
W tym momencie Pendragon delikatnie objął mnie w talii i położył brodę na ramieniu.
- Masz rację – przyznał - Jednak w nocy się śpi, kochanie...- przypomniał
- Radość, że Liranne jest już zdrowa, jest dla mnie wystarczająca – wyjaśniłam - Nie zasnę dziś. Po prostu...- urwałam, kiedy ukochany obdarzył mnie pocałunkiem, a potem podprowadził do szkolnego łóżka, na które opadliśmy tak, że leżałam na jego piersi.
Moment później poczułam jego ręce na moim ciele. Jedną wplótł mi we włosy, a drugą ułożył na mojej talii. Tym pieszczotom towarzyszył namiętny pocałunek. Czułam, że odpływam. Był tylko Pendragon i nic poza nim mnie nie obchodziło. Chciałam żeby to trwało wiecznie….
Nagle w mojej głowie rozbrzmiał huk. Oszołomiona podniosłam głowę i zobaczyłam, że to drzwi pokoju z ogromną siłą uderzyły w ścianę. Zmarszczyłam brwi. Kto mógł tak bezceremonialnie wtargnąć do naszego pokoju? W dodatku późną nocą?
Odpowiedź na to pytanie dostałam bardzo szybko.
- Młody ubieraj płaszcz, idziemy! - wrzasnął znajomy głos
Westchnęłam ciężko. No tak, tylko Lucas mógł zrobić coś takiego... Wstałam, a wtedy wampir ściągnął Pendragona z łóżka za nogę. Chciałam zaprotestować, ale jedno spojrzenie na twarz Lucasa wystarczyło bym wiedziała, że stało się coś bardzo ważnego. Coś bardzo złego.
- Nic nie zrobiłem! Nie ruszyłem jej! – usprawiedliwiał się Pendragon
- Nie o to chodzi! – zirytował się wampir - Szybko! – ponaglił, po czym złapawszy Pendragona za koszulę wywlókł go z pokoju.
Przez chwilę stałam, wpatrując się w drzwi, za którymi zniknęły. W końcu otrząsnęłam się na tyle żeby pobiec za nimi.
Jak się okazało Lucas wyprowadził Pendragona na dziedziniec. Kiedy wreszcie tam dotarłam zobaczyłam jak rozmawiają z dziwną i jednocześnie oszałamiająco piękną kobietą. Intuicja podpowiadała mi, że jej przyjazd nie wróży nic dobrego. Podeszłam do ukochanego i usłyszałam ostatnie słowa kobiety:
-….Potrzebuję twej pomocy - powiedziała cudownie brzmiącym głosem, który niczym delikatne dzwoneczki rozszedł się po powietrzu
- Pomocy w czym? – zapytałam spokojnie
Wszyscy odwrócili się w moją stronę zaskoczeni.
- To sprawa zbyt ważna by powierzać ją byle komu… - zaczęła nieznajoma
- Ona nie jest byle kim! – zaprotestował Lucas, a Pendragon objął mnie w talii w sposób niepozostawiający złudzeń. Kobieta musiała by być głupia by nie zauważyć, co nas łączy.
- Pomyliłam się – mruknęła pod nosem, po czym zwróciła się do mnie z przepraszającym wyrazem twarzy – Myślałam, że jesteś zwykłą uczennicą. Przepraszam Aiedail
Drgnęłam zaskoczona, słysząc pradawną mowę. Skąd ta kobieta ją znała? Przecież nie była elfką. Nie miałam jednak czasu by się nad tym zastanowić, bo wtrącił się Lucas.
- Skoro już wyjaśniliśmy niejasności to może zechcesz odpowiedzieć na pytanie Arisy, pani?
Jednak zanim kobieta zdążyła choćby otworzyć usta by nam wszystko wyjaśnić, odezwał się Pendragon.
- Byle by to była krótka opowieść– burknął – Nie chcę tracić całej nocy….
Dyskretnie dałam mu sójkę w bok, ale było już za późno. Twarz kobiety stężała.
- Jeśli mój świat zginie, ta noc może okazać się jedną z ostatnich również dla was – warknęła
- Wiem, że to bardzo ważne – spróbowałam załagodzić spór – Spróbuj jednak nas zrozumieć, pani. Dopiero, co wróciliśmy z niebezpiecznej i trwającej wiele dni wyprawy. Jesteśmy zmęczeni, a i tobie na pewno przyda się chwila odpoczynku. Dziś jest już późno i wszyscy chcielibyśmy iść spać, dlatego proponuję, żebyś razem ze swą świtą przyjęła gościnę w naszej szkole, a jutro z samego rana o wszystkim nam opowiedziała.
- Nie mam na to czasu – odwarknęła niewzruszona
- Pani, z tego, co zdążyłam zauważyć wynika, że jesteś Vinr-Alfakyn – użyłam słowa z mowy elfów by wzmocnić jego znaczenie – Czy zagrożenie jest tak poważne, że lekceważysz prawo gościnności, co przez elfów traktowane jest jak najwyższa obraza? – uniosłam brwi
- Wybacz Aiedail – nieznajoma spuściła wzrok – Nie odważyłabym się na to gdybym nie miała ku temu ważnych powodów….
- A jeśli zgodzilibyśmy udać się do twego świata to, kiedy zamierzałaś nas tam zabrać?
Tak jak myślałam pytanie zbiło wszystkich z tropu, ale po jakiejś minucie otrzymałam odpowiedź.
- Podczas pełni – powiedziała cicho – To jedyny moment, kiedy możemy wprowadzać obcych do naszej krainy
- A zatem mamy jeszcze trochę czasu – podsumowałam, patrząc na gościa z przyjaznym uśmiechem – Pełnia jest za dwa dni, więc zdążysz nam pani opowiedzieć o wszystkim, a my będziemy mieć odpowiednią ilość czasu na podjęcie decyzji - powiedziałam to spokojnie, a jednocześnie tak stanowczo, że kobieta już nawet nie próbowała polemizować – Lucas, znajdź proszę odpowiednie kwatery dla naszych gości – zadysponowałam

- Jak ty to zrobiłaś? – wymruczał mi do ucha Pendragon, kiedy znaleźliśmy się wreszcie w jego pokoju
- Moja tajemnica – roześmiałam się – Zresztą przecież byłeś tam i słyszałeś…
- Słyszałem, ale nic nie rozumiałem – wyznał, kładąc mnie delikatnie na łóżku
- Używałyśmy elfickiego języka – wyjaśniłam
- A skąd ona go znała? – zdumiał się – Przecież nie jest elfką
- Nie mam pojęcia – wzruszyłam ramionami
- W sumie to teraz nieważne – szepnął i pocałował mnie namiętnie
Przez pewien czas w pokoju słychać było tylko nasze przyśpieszone oddechy.
- Powiedz mi tylko jedno – wymruczał ukochany, odrywając się ode mnie bym mogła nabrać tchu - Czemu ona cię tak dziwnie nazywała? Aie-coś tam….?
- Aiedail – poprawiłam go ze śmiechem – To oznacza jutrzenkę i gwiazdę zaranną, a użyte do osoby podkreśla jej empatię i pokazuje, że wiąże się z nią wielką nadzieję – zaczerwieniłam się – W sumie to nie wiem, dlaczego mnie tak nazwała. Przecież przyszła po pomoc do ciebie – pogłaskałam ukochanego po policzku – Ze mną na początku w ogóle nie chciała rozmawiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz