Kurochi

No i w reszcie znalazłem szkołę, z której może mnie nie wyrzucą po dwóch dniach za sprowadzenie za sobą Piekielnych Ogarów. MOŻE. Przeszedłem przez las, podzielony najwyraźniej na 4 pory roku. Przy każdej jakieś zwierzę zaplątało się koło moich nóg, ku uciesze Nemu. Zadowolony wyciągał się na mojej szyi, by włapać w łuski jak najwięcej słońca. W pewnej chwili usłyszałem coś w krzakach. Kolejne Psisko? Przesłałem w wahadełko trochę czarnej energii, by w razie czego zaatakować. Udawałem, że nie zauważyłem go i szedłem dalej. Czułem na szyi, jak Nemu szykuje się do skoku, ale uspokoiłem go otarciem głowy o jego ciało.
- Nie ma, co się spieszyć. Zechce, to wyjdzie sam. Może jest tresowany i zaś wylecimy na zbity pysk - szepnąłem mu. Wąż pokiwał łebkiem ze zrozumieniem. W końcu podążająca za nami istota nie wytrzymała i wyszła na ścieżkę. Posłałem ku niej wahadełko i zatrzymałem w ostatniech chwili przy gardle dziewczyny.
- Ty... co... - byłem zmieszany.
- Cześć, jestem...

Nowy uczeń - Kurochi


Imię: Kurochi
Nazwisko: Tokugawa
Wiek: 19 lat
Wygląd: bez skrzydeł 
http://i148.photobucket.com/albums/s35/Anri_Yamato/Guy.jpg  
ze skrzydłami:
http://static.desktopnexus.com/thumbnails/42131-bigthumbnail.jpg
Charakter: lojalny, skryty, lubi samotność, romantyk,
Rasa: upadły anioł
Moce: kontrola mroku, Świat Odwrócony, alchemia
Drużyna: Kuro (ciemni)
Towarzysz: Czarny pyton królewski, umiejący tworzyć bariery ochronne
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMxvobyXDOUOUbp7hgXLlfSCC7soWeZZk5jSjX-Qvpqcz8iZDtY8gotwrGMq0fTb37qsXbVcPkL91yS5JBgFz-TpQsoZc_Kp8tu-hOQHjIkrTAhYO-aTR9YpHB4QWgNs3yeWH0-JIn8NA/s1600/black+snake+furryscaly.jpg
Krótka historia: niezbyt ciekawa, nikt nie lubi jej słuchać
Kontakt: KuroNeko-chan

Pendragon i Arisa

Pendragon:
Gdy Arisa powoli składała moją psychikę w jedność, do pokoju wpadła Minden, domagając się cudów. Na szczęście Arisa szybko zareagowała.
- Spokojnie. Zwołaj wszystkich, znaczy Michaela, Davida, Toboe i Hige a razem coś wymyślimy.
- Zgoda. – odparła Minden i wyszła z wampirem.
- Ty i ten twój optymizm.- powiedziałem smutnie.
- Pesymista się znalazł. - odparła z uśmiechem - Masz jakiś plan?
- Nie zbyt. Ale wiem, że na początek musimy zabić Aximusa.
- Kogo?- zdziwiła się.
- Jego smoka. Jest z nim powiązany, jak każdy władca piekła ze swym pomocnikiem. Dużo by gadać.
- I co to da?
- Osłabimy go. Teoretycznie.
- Znowu teoria...
- Sprawdzi się.
- Mam nadzieję. W jaki sposób go to niby osłabi?
- Namiesza mu trochę w głowie.
- Że co?!
- Spokojnie. - przytuliłem ją - Proces nawiązania nici sprawia, że przyszły władca piekła jest...
- Jest? - spojrzała mi w oczy.
- Gubi się w myślach. Emocję biorą górę. I to podobno powoduje problem ze wzrokiem.
- Oł... Czyli trzeba go zabić tak?
- Nie do końca. Trzeba zerwać nić. Ale i tak na jedno w sumie wychodzi. Coś ten optymizm na mnie przechodzi.- uśmiechnąłem się delikatnie.
- I bardzo dobrze.
- Pójdę się doprowadzić do porządku. - powiedziałem.
Zabrałem z szafy ubrania i ruszyłem do łazienki się przebrać.

Arisa:
Kiedy zostałam sama w pokoju przyszedł mi do głowy pewien pomysł. A gdyby tak jeszcze bardziej skołować Ksawiera? Moglibyśmy wprowadzić go w błąd, a potem zaatakować go znienacka.
Kiedy tak rozmyślałam Pendragon doprowadził się do stanu używalności, a do pokoju weszli Hige, Toboe, Michael, David, Minden i Ever.
- No dobra to co robimy? - zapytała Minden. Pendragon zabrał głos i wyjaśnił wszystkim sprawę dotyczącą smoka.
- Możemy się nim zająć - zaproponowali Michael i David
- Ok, ja też wam pomogę - postanowił Pendragon
- Czyli temat pupilka mamy załatwiony - powiedział Hige - Ale co z jego panem?
- Możemy go wyprowadzić w pole - wyraziłam głośno to, co cały czas chodziło mi po głowie
- Niby jak? - zapytała Minden
- Jedno z nas może posłużyć za przynętę. Zwabić Ksawiera we właściwe miejsce w którym reszta się na niego zaczai - zapadła cisza, którą wreszcie przerwał Toboe.
- A kto będzie przynętą?
- Ja - powiedziałam spokojnie 

Pendragon:
Minden wraz z wilkami ruszyła w wyznaczone miejsce zasadzki. Szczerze, nie byłem zadowolony ze sposobu zaciągnięcia tam Ksawiera za pomocą Arisy.
- To my poczekamy przed szkołą. - powiedział Michael i razem z Davidem wyszli z pokoju.
- Ariso...
- Tak?
- Ja się na to nie zgodzę. Takiej opcji po prostu nie ma.
- Jest. I trzeba jej użyć.
- Nie mogę cię tak narażać!
- Masz inne wyjście?- zapytała patrząc mi głęboko w oczy.
- Sam go zwabię.
- Nie. Nie ma takiej opcji. Dobrze wiesz. Moja propozycja jest absolutnie jedynym wyjściem.
- Ale...przecież... - zacząłem się jąkać, a po moich policzkach pociekły łzy. - Nie mogę cię stracić.
- Nie stracisz. Wierzę, że mnie uratujesz. – powiedziała, ocierając mi policzki. - Bardzo się wrażliwy zrobiłeś, wiesz?
- Uczysz mnie przecież normalności. To złe?
- Oczywiście, że nie. - powiedziała i pocałowała mnie.
- Muszę już iść. Uważaj na siebie. - poprosiłem.
- Oczywiście.
Arisa:
Kiedy Pendragon wyszedł, zaczęłam obmyślać jak znaleźć i przekonać Ksawiera żeby ze mną poszedł. W końcu uznałam, że jestem gotowa i wyszłam na dziedziniec. Teraz musiałam zaczekać na sygnał, który oznaczał, że smok został pokonany.

Minden

Pierwszy dzień bitwy miną bezpowrotnie. Wielu w tym czasie straciło swoje życie, wielu odniosło obrażenia. I to nie tylko fizyczne. Niektórzy siedzieli w kątach i cicho łkali, lub patrzyli się w przestrzeń. Najwięcej takich było w korytarzach. Wiem to bo właśnie zmierzałam w kierunku pokoju Pendragona, mając nadzieję, że znajdę tam jego i Arisę.
Szłam powoli, rozglądając się czy żaden ranny nie zaszył się gdzieś żeby uniknąć szpitala. I wtedy zobaczyłam Evera. Siedział jak inni skulony w koncie, kiwając się tylko od czasu do czasu w przód i w tył. Automatycznie ukląkłam przy nim i go objełam szepcząc:
-Wszystko będzie dobrze zobaczysz, wszystko będzie dobrze.
-A skąd masz taką pewność? Przecież to był tylko jeden dzień a już tylu straciło życie.... Tylu straciło życie - zaczął łkać.
Nie wiedziałam co robić. Ja nie mam doświadczenia w takich sprawach, nie mówiąc już o tym, że to Arlina poznała się z Everem a nie Minden...
-Weź się w garść. Przecież ja i ty żyjemy, prawda? Chyba tylko to się liczy.... - wyszeptałam, a później zrobiłam coś co moje poprzednie wcielenia robiły miliony razy, lecz dla mnie, tej mnie Arliny był to pierwszy raz.
Pocałowałam Evera.
Gdy tylko się od niego odsunęłam natychmiast cała pokryłam się rumieńcem i spuściłam wzrok. Za to gdy go podniosłam nie widziałam przed sobą załamanego wampira. Widziałam silnego, młodego mężczyznę po uszy zakochanego w pewnej dziewczynie. I do tego ten mężczyzna się uśmiechał.
-Masz rację, liczy się to że my żyjemy.
***
Zabrałam Evera ze sobą do pokoju Pendragona. Przed drzwiami wzięłam głęboki oddech i zapukałam. Wszak skąd miałam wiedzieć co tam zastanę? Gdy usłyszałam odpowiedz z rozmachem otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Ever wszedł za mną i ostrożnie zamkną nadwyrężone drzwi.
Pendragon i Arisa oczywiście leżeli na łóżku i się obejmowali. Normalna scen, i do tego tak popularna, że aż mi zbrzydła.
-No, to teraz mam nadzieję, że ktoś mnie wprowadzi w super hiper wspaniały plan który obejmuje zwyciężenie wojny i zabicie Ksaviera - powiedziałam unosząc brew i jednoznacznie dając do zrozumienia, że oczekuję jasnej odpowiedzi. Żadne wykręty nie będą tolerowane.

Hige

Po tym jak Pendragon odbiegł ode mnie ruszyłem prosto do szkoły by szukać Toboe. Na szczęście znalazłem go walczącego z jakimiś potworkami nie większymi od jego samego. Skoczyłem w sam środek walki i zmieniłem się w człowieka, po czym wyciągnąłem klingę i przepoławiałem stwory.
- Toboe nic ci nie jest?
- Nie, jakoś żyję. To co teraz robimy? - Spytał młody wilk a ja usiadłem i zakryłem głowę rękoma.
- Nie wiem, ja... Po prostu nie wiem to wszystko mnie przerasta ta walka z demonami. Toboe ja się boję że znów stracę najbliższe mi osoby... - Powiedziałem a mój przyjaciel przytulił mnie.
- Pamiętasz przepowiednie Ithlinne?
- Tak znam na pamięć -Odrzekłem wziąłem głęboki oddech i zacząłem płynnie recytować

Zaprawdę powiadam wam,
oto nadchodzi wiek miecza i topora,
wiek wilczej zamieci.
Nadchodzi Czas Białego Zimna i Białego światła,
Czas Szaleństwa i Czas Pogardy,
Tedd Deireadh, Czas Końca.
świat umrze wśród mrozu,
a odrodzi się wraz z nowym słońcem.
Odrodzi się ze Starszej Krwi,
z Hen Ichaer, zasianego ziarna.
Ziarna, które nie wykiełkuje,
lecz wybuchnie płomieniem.

Mój przyjaciel odsunął się i wpatrywał się daleko w las, widziałem jak zaciska ręce w pięści. Spojrzałem na niego i westchnąłem.
- Muszę ci coś pokazać... - Urwałem a Toboe wstał i wyciągał w moją stronę rękę. Złapałem ją i wstałem od razu zmieniliśmy się w wilki pobiegłem prosto w letni las droga była długa i trudna do przebycia, wszędzie walały się szczątki demonów i ich pancerzy. Musieliśmy dotrzeć do końca lasu ale nie obeszło się bez walki. Do celu dotarliśmy dopiero nocą, jak zawsze byliśmy zmęczeni i poranieni. Dopiero pod koniec lasu pod naszymi łapami zamiast ściółki leśnej pojawił się śnieżno biały śnieg.
- Ale jak to możliwe?! - Wykrzyknął Toboe.
- Lepiej spójrz przed siebie wszystko jest pokryte śniegiem. "Nadchodzi Czas Białego Zimna i Białego światła"
- Nie, nie to jest niemożliwe... - Skamlał młody wilk.
- Ah... Wilki cóż za niesamowita niespodzianka. - Powiedział głos kobiety, kiedy się odwróciłem ujrzałem ją.
http://img703.imageshack.us/img703/6049/yukionna.jpg
- Yuki-Onna? Ale ty....- Urwałem.
- Nie żyję? Nie... Ja musiałam odejść od ciebie.
-Hige? Kim ona jest? - Spytał niepewnie mój towarzysz ale ja go zignorowałem.
- Czemu odeszłaś? Nie wystarczałem tobie?! - Warknąłem a z moich policzków popłynęły łzy, które natychmiast zmieniły się w kryształki lodu. Lodowa nimfa podeszła do mnie i mocno mnie ścisnęła, moje futro pokryło się lekkim szronem.
- Przepraszam - Wyszeptała nimfa - Nigdy nie powinnam cię zostawić.Ale teraz to pewnie i tak nic nie zmienia prawda? - Do powiedziała i odsunęła się ode mnie.
- Jesteś tu po to żeby spełniać przepowiednie Ithlinne prawda?
- Tak.. Po to mnie stworzono ze starszej krwi. - Odrzekła i znieruchomiała odwróciłem się i ujrzałem rycerza, który mierzył w nas mieczem, a obok niego stanął smok.
http://eu.blizzard.com/_images/games/wrath/wallpapers/wall1/wall1-1024x768.jpg

- Ahh... To wy jesteście tymi pchlarzami co zabili mojego pupilka Barloka prawda? Teraz zapłacicie za to! Rodrigo bierz ich! Wybaczcie ja muszę planować inwazję. - Odrzekł rycerz i zniknął a na nas zaszarżował smok na szczęście ja i Toboe odskoczyliśmy na bok ale Yuki-Onna nie zamierzała zejść z drogi. Wystraszyłem się że coś jej się stanie ale ona zamroziła smoka na krótką chwilę.
- Uciekajcie stąd ja go zatrzymam! - Powiedziała kobieta podtrzymując swój czar.
- Nie mam zamiaru stracić cię drugi raz. - Odparłem
- Ja też zostaję - powiedział Toboe.
- Nie młody ty idź do szkoły.
- Ale... - urwał młody wilk
- Już! - Warknąłem a mój przyjaciel pobiegł w głąb lasu, czar nimfy puścił a smok wzleciał w powietrze. Nie byłem w stanie go wypatrzeć wśród białych i gęstych chmur. Yuki odpędziła je odsłaniając drapieżnika. Smok widząc że go zdemaskowaliśmy zleciał prosto na nimfę. Kobieta uderzyła głucho o ziemię.
- Ty gadzie zabije cię! Rozumiesz! - Wrzasnąłem i uczepiłem się skrzydła. Zwierzę próbowało się mnie pozbyć ale bez skutku. Wreszcie uderzyło skrzydłem o drzewo a ja spadłem na ziemię. Zobaczyłem że lodowa nimfa wstaje powoli, smok też to zauwarzył więc podbiegł do niej ale w połowie drogi zamarł. Był przedziurawiony na wylot przez ogromy sopel. Podbiegłem do kobiety i położyłem się na niej.
- Nie zostawię cię - powiedziałem a nimfa zaczęła gładzić mój grzbiet, siedzieliśmy tak po środku lasu w śnieżycy ale mi to nie przeszkadzało. Mogłem znosić nawet największe mrozy po to żeby być blisko Yuki.....

Arisa

Kiedy wyleczyłam już wszystkich rannych, zrobiło mi się słabo. Potrzebowałam świeżego powietrza. Wyszłam więc ze szkoły i ruszyłam w kierunku lasu. W nawale pracy nawet nie zauważyłam kiedy nadszedł wieczór. Spacerowałam przez kilka minut, myśląc intensywnie o tym co się działo. Martwiłam się o Pendragona. Gdzie on teraz jest? Co pamięta ze swojej przemiany?
Usłyszałam czyjeś kroki. Szybko skryłam się wśród krzewów. Z mojej kryjówki mogłam wszystko widzieć i słyszeć, pozostając niezauważona. Zaniepokojona obserwowałam osobę idącą po dziedzińcu. Dopiero kiedy nieznajomy trochę się zbliżył rozpoznałam jego twarz. Wstrzymałam oddech zaskoczona. To był Pendragon. Wampir przystanął na chwilę pod dużym dębem. Był wyraźnie załamany. Miałam ochotę wyskoczyć z krzaków i zacząć go pocieszać. Może i bym to zrobiła, ale nagle koło chłopaka pojawił się Moonolight więc pozostałam na miejscu.
- Mooni...- jęknął Pendragon
- Sorki za to. Nie mogłem nic na to poradzić. Ta mała mnie po prostu jakby zahipnotyzowała. Dopiero teraz mnie puściło. – gryf z czegoś się tłumaczył, ale nie wiedziałam o co chodzi. Jednak nie miałam czasu się nad tym zastanawiać bo Pendragon nagle przytulił gryfa, przerywając mu w pół słowa. - Co ci? – zapytał zaskoczony Mooni
- Zniszczyłem wszystkim życie.- wyjęczał wampir
- Yyy... A gdzie Arisa? – zapytał niespokojnie gryf - Musi cię naprostować.
- Nie ma... To koniec. Wszystko zniszczyłem 
- Widzę, że dużo mnie ominęło – Moonolight był zaniepokojony i zdezorientowany
- Mooni... gdyby się okazało, że ona przeżyła... przekażesz jej coś? – zapytał Pendragon. Zszokował mnie. Czy ja żyje? O czym on mówi? Zdałam sobie sprawę, że chłopak myśli, że umarłam i że to jego wina.
- Że co?! Ty sobie nie rób jaj! – zdenerwował się Mooni
- Nie robię.- odpowiedział cicho Pendragon, mówił z taką powagą, że nie mogłam wątpić w jego słowa - Powiedz jej... że ją kocham, że nie chciałem, że ...- urwał, wziął głęboki oddech i mówił dalej - Że nie musi mi wybaczyć, że chcę aby była po prostu szczęśliwa. Rozumiem jak mnie zostawi, jak pokocha kogoś innego. Rozumiem, że ma mnie dość... Tak mi przykro... Dała mi to o czym nawet nie marzyłem, a ja po prostu chciałem ją zabić. Daj jej to – szepnął i podał gryfowi niewielki talizman
Po chwili dodał jeszcze:
- I zostań z Liranne. Zależy ci na niej.
- Zaraz cię palnę! Co ty gadasz?! – Mooni był już wyraźnie przerażony zachowaniem przyjaciela. Zresztą mu się nie dziwiłam. Ja też byłam bardzo zaniepokojona zachowaniem ukochanego.
Nagle chłopak wyjął sztylet. Znowu wstrzymałam oddech, czekając na to co zrobi.
- Nigdy sobie nie wybaczę... - szepnął ściskając sztylet - Nie mogę funkcjonować bez serca, które zostało przy niej. Mam już dość. Za dużo. Chcę z tym skończyć...- przyłożył nóż do piersi. Wiedziałam już co chce zrobić i miałam nadzieję, że Moonolight mu w tym przeszkodzi. Jednak gryfa zamurowało. Stał nieruchomo z łańcuszkiem w dziobie i patrzył oniemiały na przyjaciela.
Skoro Mooni nic nie zrobił, to ja wkroczyłam do akcji. Wygroliłam się z kryjówki. Kiedy wstawałam krzaki zaszeleściły i Pendragon mnie usłyszał.
- Kto tu…? – zaczął, ale w tym momencie mnie zobaczył i aż krzyknął z wrażenia – Arisa! Ty żyjesz? Jak…? Jak ci się udało...?
- Minden mi pomogła – wyjaśniłam spokojnie, podchodząc bliżej
- Przynajmniej na nią możesz liczyć – mruknął podłamany – Bo ja cię zawiodłem
- Nie zawiodłeś mnie Pendragonie – powiedziałam, chwyciłam go za ręce – Ty nigdy mnie nie zawiedziesz – szepnęłam
- Ale ja cię skrzywdziłem!!! – krzyknął niespodzianie i odsunął się ode mnie – Chciałem cię zabić!!!
- Ale tego nie zrobiłeś – powiedziałam, robiąc krok w jego stronę 
- Nie zbliżaj się do mnie! – krzyknął, był na skraju załamania nerwowego – Nie chcę ci znowu zrobić krzywdy! – zamilkł. Po chwili zaczął mówić szeptem – Nigdy sobie nie wybaczę tego co zrobiłem
- Ale ty nic nie zrobiłeś! – nie wytrzymałam i wydarłam się. Zszokowałam go tym.
- Jak to? Przecież… - zaczął tym samym co wcześniej załamanym głosem, ale mu przerwałam
- Nie byłeś wtedy sobą! Dobrze o tym wiesz!
- Może, ale… - zawahał się
- Nie ma żadnych „ale” – powiedziałam już spokojniejsza. Wzięłam ukochanego za rękę i pociągnęłam do szkoły.
Zaprowadziłam oszołomionego Pendragona do naszego pokoju. Kiedy weszliśmy zamknęłam drzwi żeby nam nikt nie przeszkadzał po czym posadziłam chłopaka na łóżku a sama usiadłam obok niego. Milczeliśmy przez chwilę. Wampir pierwszy przerwał ciszę
- Ariso…? – urwał
- Hm? – spojrzałam na niego
- Czy…. Czy mi kiedyś wybaczysz? – wyjąłał
- Ale ja nie mam ci czego wybaczać – odpowiedziałam. Chłopak posmutniał
- A więc już nigdy nie będzie jak dawniej. Rozumiem, ze masz mnie dość i chcesz zapomnieć – powiedział – Nie dziwię się, ja sam sobie nie wybaczę – wydało mi się że widzę łzy w jego oczach, ale odwrócił głowę zanim zdążyłam się upewnić.
- Nie zrozumiałeś mnie – szepnęłam czule, zmuszając go jednocześnie żeby na mnie spojrzał. Kiedy wreszcie to zrobił zobaczyłam, że ma mokre policzki – Nie mam ci czego wybaczać bo nie obwiniam cię za to co się stało. Nie byłeś wtedy sobą.
- Ale mogłem jakoś temu zapobiec.
- Sam wiesz że nad tym nie panujesz. Nie pamiętasz nawet co się z tobą działo. Jak miałbyś temu zaradzić? Po prosty stało się co się stało, a ty nie jesteś niczemu winny – powiedziałam to najczulej jak umiałam, a na koniec objęłam go i namiętnie pocałowałam. Nie opierał się i nie odsuwał, mimo to czułam, że nie do końca go przekonałam.

Pendragon

Stałem zdruzgotany. Zawsze sobie powtarzałem, że się już nigdy nie zmienię w to "coś", że nie skrzywdzę przyjaciół a szczególnie ... ukochanej. Nie mogłem uwierzyć w to co zrobiłem. Jak mogłem! Jakim ja jestem cholern*m idiot* ! Po prostu potworem. Ksawier miał rację. Moje miejsce jest gdzie indziej. Jestem do czegoś innego niż do miłości i przyjaźni. Przecież w jednym momencie na własne życzenie zniszczyłem namiastkę szczęścia jaką Arisa mnie obdarzyła, jaką dała mi za nic... A raczej za ból. Nawet nie wiedziałem czy elfka przeżyje.
Stałem tak na tej polanie aż ktoś zapytał :
- Co tu się stało?- był to Hige podchodzący do mnie. Nie chciałem go skrzywdzić. To po prostu było by już zbyt wiele.
Chłopak jednak stanął jak wryty. Coś za mną się poruszyło. Gdy stałem pogrążony w myślach to nic do mnie nie docierało. Był to jakiś demon. Wilki bez namysłu rzuciły się na niego. Przez moment dobrze im szło ale demon przybył najwidoczniej po to by pozbyć się jednego z nich, gdyż odrzucił Hige i zabrał drugiego chłopaka. Byłem zbyt mocno rozdarty żeby zrobić cokolwiek.
- Pendragon? W porządku?- zapytał. Odpowiedziałem dopiero po dłuższej chwili.
- Nie. Nie podchodź. - szepnąłem odsuwając się. Wilk spojrzał w stronę oddalającego się przyjaciela. Nie wiedział najwidoczniej czy zostać, czy ratować Toboe.
- Ach. Leci w kierunku, w którym leciała Minden a więc dostanie zapewne wycisk. Z resztą Toboe nie da się tak łatwo.- powiedział optymistycznie jednak patrząc na mnie od razu spochmurniał - Co ci jest? Zachowujesz się jakoś dziwnie.
- Nie mogę cię skrzywdzić. Po prostu nie mogę. - powiedziałem załamanym tonem.
- Boże... Co ci jest!- wrzasnął chłopak po czym doskoczył do mnie, potrząsnął za ramiona i powtórzył pytanie.- Co się z tobą dzieje?! Nie poznaje cię!
- Nie... Odejdź. - jęknąłem- Nie mogę cię skrzywdzić.- Niespodziewanie chłopak jakby odgadł mój stan umysłu.
- Nie wiem co ci jest ale na pewno nie powinieneś się obwiniać. - szepnął i przytulił mnie. Nie wiedział co zrobiłem.
- Skrzywdzę cię. Błagam odejdź. Zależy mi na tobie... Nie mogę stracić was obojga. Nie...
- Co ci jest? Jak to obojga? Co się stało?- zapytał chłopak zaskoczony.
- Ja... - jąkałem się. Nie mogłem dać rady mu tego powiedzieć ale w końcu się udało.- Skrzywdziłem Arisę... połamałem ją... nie wiem czy ona żyje...
- Ale przecież...- chłopak był zaskoczony, jednak się nie cofnął.- Nie mogłeś tego zrobić.
- Ale zrobiłem. Nie mogę ryzykować, że ciebie też skrzywdzę. Jesteś mi najbliższy zaraz po Arisie.
- Oł...
- Wiem. Rozumiem, że mnie znienawidzisz.
- Co?
-Przepraszam...- jęknąłem i pobiegłem sprintem na pole walki. - Po kilku sekundach już tam byłem.
***

Walka z demonami pozwalała mi przełożyć ból psychiczny na miecz. Nie ruszyło mnie 14 lat nękania psychicznego i fizycznego w piekle, a ból spowodowany świadomością tego co zrobiłem rozpracował mnie w mgnieniu oka. Jedyne praktyczne wykorzystanie mojej posran*j mocy to walka z przeciwnikiem. Nie mogłem tego sobie wybaczyć. Nigdy nie będę mógł.
Byłem sfrustrowany. Nie mogłem sam pokonać Ksawiera i nie mogłem pozwolić by ktoś jeszcze ucierpiał. Było to błędne koło. Tak źle i tak nie dobrze. Mogłem jedynie przenieść frustrację tak jak ból. Mogłem tylko walczyć do upadłego...
***

Był już wieczór. Każda ze stron poczęła się cofać. Demony do obozów a uczniowie do szkoły. Ja zostałem na polu walki. Byłem po prostu załamany. Usiadłem pod drzewem i zapatrzyłem się w oddalające się demony. Nie obchodziło mnie co się ze mną stanie. Walczyłem po to by pomóc wyzwolić się Michaelowi i Davidowi, by Minden miała spokój, by Toboe i Hige dostali to na co zasłużyli, i oczywiście, żeby choć Liranne mogła dorastać normalnie.
Ale jak ona mogła to zrobić, skoro zabrałem jej jedyną najbliższą osobę?
Miałem ochotę się powiesić. Nie miałem już po co żyć. Chociaż... jakby się jakimś cudem udało, to ktoś musiał... Nie.
Mój umysł coraz bardziej zdawał sobie sprawę z tego co uczyniłem. Niespodziewanie obok mnie pojawił się Moonlight.
- Mooni...- jęknąłem.
- Sorki za to. Nie mogłem nic na to poradzić. Ta mała mnie po prostu jakby zahipnotyzowała. Dopiero teraz mnie puściło. - nawijał coś o czym nie miałem pojęcia. Po prostu go przytuliłem. - Co ci?
- Zniszczyłem wszystkim życie.
- Yyy... A gdzie Arisa? Musi cię naprostować.
- Nie ma... To koniec. Wszystko zniszczyłem.
- Widzę, że dużo mnie ominęło.
- Mooni... gdyby się okazało, że ona przeżyła... przekażesz jej coś?
- Że co?! Ty sobie nie rób jaj!
- Nie robię.
- Powiedz jej... że ją kocham, że nie chciałem, że ...- musiałem złapać oddech, bo emocje sprawiały, że słowa stawały mi w gardle- Że nie musi mi wybaczyć, że chcę aby była po prostu szczęśliwa. Rozumiem jak mnie zostawi, jak pokocha kogoś innego. Rozumiem, że ma mnie dość... Tak mi przykro... Dała mi to o czym nawet nie marzyłem a ja po prostu chciałem ją zabić. Daj jej to. - powiedziałem podając gryfowi piękny platynowy łańcuszek z talizmanem wzmacniającym moc pogody. - I zostań z Liranne. Zależy ci na niej.
- Zaraz cię palnę! Co ty gadasz?!
Moim umysłem zawładnął wir wspomnień spędzonych z Arisą... Każda chwila... Każda szczęśliwa chwila...
- Nigdy sobie nie wybaczę... - szepnąłem ściskając sztylet, którym łatwo mogłem skończyć zadawanie każdemu cierpienia.- Nie mogę funkcjonować bez serca, które zostało przy niej. Mam już dość. Za dużo. Chcę z tym skończyć...
Gryf patrzył na mnie zamurowany. Trzymał w dziobie amulet wahający się jak wahadło delikatnie na wietrze. Nagle coś zaszeleściło w krzakach...

Arisa


Kiedy Minden dostarczyła mi energii, od razu zrobiłam z niej użytek. Skoncentrowałam się (co nie było łatwe z powodu kaszlu) i zagoiłam popękane żebra. Już po chwili poczułam się jak nowo narodzona. Wstałam i spojrzałam na Minden. Dziewczyna nadal klęczała na trawie. Była ranna.
Nagle coś przykuło jej uwagę. Podążyłam za jej spojrzeniem i zobaczyłam demona niosącego Toboe! Minden chciała mu pomóc, ale nie mogła użyć skrzydeł.
- Musimy coś zrobić! - krzyknęła spanikowana – Trzeba mu pomóc!
- Spokojnie pomożemy – zapewniłam . Wciąż miałam w sobie mnóstwo energii, a co ważniejsze wiedziałam jak ją wykorzystać.
Potwór akurat się zatrzymał bo Toboe cały czas się wiercił i nie pozwalał mu normalnie lecieć. To mi bardzo ułatwiło sprawę. Z pomocą silnego wichru uniosłam się w powietrze i zawisłam tuż za plecami demona. Przywołałam piorun kulisty i cisnęłam nim w potwora. Jednocześnie otoczyłam Toboe tarczą dzięki której mój atak nic mu nie zrobił. Ale demon nie był odporny na moje czary i rażony piorunem spadł na ziemię w między czasie upuszczając Toboe. Szybko podleciałam i złapałam chłopaka. Był ranny, ale przytomny.
- Dzięki za ratunek - powiedział kiedy wylądowaliśmy koło Minden.
- Nie ma sprawy - wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się do niego - A teraz pokaż swoje rany - poleciłam
- Tylko mnie znowu nie wlecz do szpitala! - zaprotestował, ale pozwolił mi obejrzeć obrażenia. Nie były głębokie więc zagoiłam je w kilka sekund.
-  Po wszystkim – skomentowałam, odsuwając się od niego
- Naprawdę? - zdumiał się
- Naprawdę - odpowiedziałam i parsknęłam śmiechem
- No to teraz możemy wracać do szkoły - powiedziała Minden
- Czekaj czekaj - powstrzymałam ją - Najpierw pokaż mi skrzydło – dziewczyna pokręciła głową
- Nic z tym nie zrobisz. To jest nieodwracalne
- Zobaczymy - powiedziałam pogodnie. Przesunęłam palcami po ranie, zmniejszając ja znacząco. Nie udało mi się jednak całkiem jej zagoić - Na razie tylko tyle mogę zrobić - zwróciłam się do dziewczyny - Spróbuję to zagoić w szpitalu. Tam mają eliksiry, które wspomagają leczenie.
- No niech ci będzie - powiedziała Minden.
We trójkę ruszyliśmy w stronę szkoły. Bitwa trwała tam nadal i ciężko było się przemknąć do środka. Po drodze Toboe został zaatakowany i zaczął walczyć z jakimś demonem. Chciałyśmy mu pomóc, ale nam nie pozwolił
- Dam sobie radę, wy idźcie dalej! - krzyknął do nas - Ja zaraz dołączę! - nie protestowałyśmy.
Kiedy dotarłyśmy do skrzydła szpitalnego, okazało się, że jest w nim mnóstwo ludzi... mnóstwo rannych,
- Arisa! Dobrze że przyszłaś! – krzyknęła profesor Lansa, podchodząc do mnie – Jestes ty pilnie potrzebna! – chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę rannych
- Ale… Minden – wydukałam
- Mną się nie przejmuj i tak bardzo mi pomogłaś – powiedziała dziewczyna. Nie zdążyłam jej nic odpowiedzieć bo nauczycielka znowu mnie pociągnęła. Nie miałam wyjścia, musiałam z nią iść.
Zaprowadziła mnie za duży parawan. Na dużym łóżku wił się i jęczał profesor Lynx.
- Co się stało?! – zapytałam z przerażeniem
- Dostał w brzuch jakimś zaklęciem – wyjaśniła profesor Lansa – Próbowałam już wszystkich lekarstw.
- Nie pomogły? – nauczycielka ze smutkiem pokręciła głową
- Tylko wszystko pogorszyły – westchnęła ciężko, była załamana – Nie wiem już co robić! Teraz tylko ty możesz go uleczyć.
- Postaram się – obiecałam i nachyliłam się nad Lynksem.
Położyłam mu dłoń na czole. Było gorące. Skupiłam się i unormowałam temperaturę. Następnie przyłożyłam obie dłonie do brzucha profesora i wymruczałam jedno z zaklęć jakich nauczyła mnie Mistrzyni Vinara. Natychmiast zadziałało. Lynks przestał się wiercić i zasnął wyczerpany.
- Udało się – odetchnęła z ulgą profesor Lansa – Teraz możesz trochę odpocząć po…
- Jeszcze nie – przerwałam jej.
Podczas leczenia skutków zaklęcia wyczułam, że cos jeszcze jest nie tak. Po chwili już wiedziałam. Nauczyciel został poważnie zraniony w udo. Jak profesor Lansa mogła to przeoczyć. No nieważne…
Szybko zagoiłam ranę po czym wróciłam do głównej sali szpitala i zaczęłam się zajmować rannymi uczniami.

Minden

Leciałam najszybciej jak potrafiłam, zmierzając w kierunku wioski, w której zostały umieszczone dzieci. Nie byłam pewna, co tam chciałam osiągnąć, ale było to pierwsze bezpieczne miejsce, które mi przyszło na myśl. Daleko jednak nie zaleciałam, gdy dostałam ognistą kulą w skrzydło. Nie mogąc dłużej się utrzymać w powietrzu, spadłam na ziemie. Na szczęście odwróciłam się na plecy i Arisie nic się nie stało. Wiedziałam, kto mnie zaatakował, dlatego szybko ukryłam Arisę w krzakach. Ta przestała wtedy na chwilę kaszleć i pluć krwią i spytała:
-Cssoo..co się dzieje?
-Nic takiego. Muszę załatwić jedną sprawę, a ty tymczasem leż tutaj spokojnie - odparłam i zostawiłam ją ukrytą w krzakach.
Miałam ochotę "schować" skrzydła, lecz wiedziałam, że jeśli to zrobię już nigdy nie będę mogła ich użyć. Muszę zaczekać dopiero aż się zagoją. Ale jedno skrzydło już na zawsze pozostanie czarne... Moje skrzydła zawsze były śnieżnobiałe i olbrzymie, bowiem ich końcówki wlokły się po ziemi. Ale po magicznym trafieniu, prawe skrzydło zostało w pewnej części nieodwracalnie uszkodzone, na co mój organizm zareagował zmieniając barwę piórom na czarne. Nie mam bladego pojęcia, dlaczego tak się działo. Tak po prostu już było, nie zależnie od wcielenia.
Weszłam na pobliską polanę, na której już czekał on. Bonifacy. Jak on śmiał mnie atakować? Na prawdę myślał, że ma szansę ze mną wygrać?
-Aaaa... Wreszcie się raczyłaś pojawić - powiedział z uśmieszkiem, który można by nazwać drapieżnym. - Pewnie jesteś ciekawa, co ci chcę powiedzieć, prawda? A otóż chciałbym ci powiedzieć, że zyskałem o wiele większą moc! Mój pan, Ksavier był na tyle wyrozumiały, że dał mi moc wystarczającą by rozprawić się z osobą zagrażająca jego pozycji.
Słuchałam tego wszystkiego z coraz większym rozbawieniem. On nigdy nie będzie mieć wystarczającej mocy. A może nie tyle mocy, co umiejętności. To jego gadulstwo go kiedyś zabije. Na przykład teraz.
Kiedy on sobie tak gadał, ja przywołałam długi cienki miecz, idealny by wbić się pomiędzy żebrami i dosięgnąć serca. Rzuciłam się z nim na niego, przerywając mu w pół słowa. Miecz pokierował się dokładnie tak jak zakładałam. Bonifacy zginą na miejscu.
Odesłałam miecz do właściwego wymiaru i rzuciłam się pędem do Arisy. Słyszałam jak kaszle, coraz bardziej i bardziej. W tym stanie (i moim, i jej) nie ma możliwości bym ją gdziekolwiek zaniosła.
-Co robić, co robić, co robić? - mruczałam do siebie histerycznie. W głowie miałam jedną wielką pustkę.
Gdy tylko dopędziłam do Arisy, padłam przy niej na kolana. Myśl! ganiałam się w myślach. I faktycznie, pomogło. Już wiedziałam, co mogę zrobić, a właściwie, co może zrobić Arisa przy mojej pomocy! Wystarczy, że dostarczę jej wystarczająco dużo energii a ona będzie mogła się sama uleczyć.
-Posłuchaj mnie teraz uważnie – powiedziałam nachylając się nad nią. – Nagle poczujesz niesamowity przypływ energii, jakiego nie doznałaś jeszcze nigdy w życiu. Masz go wykorzystać w całości na uleczenie siebie, rozumiesz?
Nie musiała nic mówić, widziałam w jej oczach, że mimo osłabienia dotarło do niej, co powiedziałam.
-Wybaczcie mi rośliny i zwierzęta, lecz muszę podebrać wam trochę mocy – wyszeptałam, po czym zaczęłam pobierać i przekazywać jednocześnie energię Arisie.
Już po chwili Arisa stała na nogach. Co dziwne, ja też nie czułam się wyczerpana. Już miałam coś powiedzieć, gdy zobaczyłam na niebie lecącego jakiegoś demona. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Demon niósł ze sobą Toboe! Chciałam się wzbić w powietrze, powstrzymać go, ale skrzydła mi nie pozwalały…

Toboe

Ja i Hige rozsiedliśmy się na moim łóżku, wilk od razu wtulił twarz w poduszkę.
- Ała! - Krzyknął wyskakując z łóżka jak poparzony
- Co ci jest?
- Ał!! Nie wiem! Mój nos! - Krzyczał
- Co jest z nim?
- On boli! - Wrzasnął mój przyjaciel a z jego nosa pociekła mała cienka strużka czerwonej krwi.
- Ty krwawisz! Dlaczego?! - Krzyknąłem przerażony a wilk wytarł nos w białą chustkę, która w mgnieniu oka zrobiła się czerwona.
- Uhh! Ahh! Znów ten odór ale tym razem silniejszy.. - Wykrztusił Hige. - Dym, spalenizna, siarka i lawenda?
- O nie, tylko nie to.. - Wymamrotałem a mój towarzysz podszedł do drzwi i patrzył na mnie wyczekująco. Niechętnie powlokłem się na miejsce, ale kiedy otworzyłem drzwi do naszego pokoju wleciało jakieś zwierze.
- Ha!Ha! Głupie psy pasterskie! - Skrzeczało zwierzę - Głupie kundle wiem o was i odniosę na was mojemu panu! - Stworzenie wleciało na szafę i zaczęła się rechotać, mój przyjaciel tracił cierpliwość zamachnął się a stworzonko zleciało z hukiem na podłogę. Podbiegłem do ciała i przyjrzałem się mu, rozpoznałem że to gargulec zwiadowczy.
- Pasterskie psy?! Co to ma być?! - Hige się mocno wkurzył - Toboe idziemy. - Wybiegliśmy z akademika i pognaliśmy w stronę lasu znowu... Po krótkim czasie usłyszeliśmy krzyki. Brązowy wilk przyśpieszył aż dotarliśmy do miejsca gdzie stał Pendragon, Arisa i Minden.
- Arisa? Co ci jest? – Zapytał wampir
- Odsuń się od niej! - Warknęła Minden i odleciała ściskając kaszlącą Arisę. Ja i mój przyjaciel patrzyliśmy chwilę jak dziewczyna odlatywała. Potem Hige ruszył spokojnie w stronę chłopaka.
- Co tu się stało? - Spytał Hige i potem znieruchomiał zza pleców Pendragona wyłoniła się dziwna postać.
http://lovehellokitty.blox.pl/resource/1164919692_DemonAnime.jpg
Demon wyciągnął przed siebie mieczo-rękę czy coś w tym stylu i chciał się zamachnąć ale stanął bez ruchu. Ja i Hige nie czekaliśmy długo i rzuciliśmy się na potwora ale on odtrącił Hige i złapał mnie za szyję i wzbił się w powietrze....

Arisa

Kiedy tylko Hige opuścił dom, Mistrzyni Vinara zaczęła mnie uczyć posługiwania się mieczem. Nie szło mi najlepiej, ale się starałam. W końcu Vinara kazała mi odłożyć broń.
- No dobrze – westchnęła – Zobaczymy jak ci pójdzie z magią.
- W porządku. To co mam robić? – zapytałam zdyszana
- Hmm… - mag zastanawiała się przez chwilę – Na początek cos prostego… Przywołaj deszcz – skoncentrowałam się i wykonałam polecenie – Doskonale – pochwaliła mnie – A teraz zrób z tego burzę – usłuchałam – Wspaniale, teraz zrób o tak… - chwyciła mnie za rękę, ale niemal natychmiast odskoczyła - Ała! Co się dzieję?1
- Ja… nie wiem – wyjąkałam, przestałam się koncentrować. Burza ustała. Mistrzyni Vinara milczała przez chwilę, rozcierając dłoń
-  Powiedz mi czy odkryłaś w sobie ostatnio jakąś nową moc? – zapytała w końcu, zaskoczyła mnie
- Yyyy… nie, chyba nie – zastanawiałam się przez moment – Chociaż…. – zawahałam się
- Chociaż? – podchwyciła natychmiast kobieta
- Wydaje mi się, że ostatnio poraziłam prądem jednego demona – przyznałam w końcu
- Prądem? A to ciekawe…. – mag zaczęła krążyć po pokoju, mrucząc cos pod nosem. Wreszcie stanęła tuż przede mną – Wiedziałam, że jesteś silna, ale nie sądziłam, że jesteś niemal na moim poziomie! Nie będziesz się więc uczyć podstaw. Nauczę Cię wyższej magii, która na pewno bardziej Ci się przyda. Na początek…
***

Uczyła mnie przez całe dnie i noce. Było ciężko, ale nie narzekałam bo umiałam to wszystko o czym nawet nie marzyłam, że będę w stanie zrobić.
Kiedy nauka dobiegła końca, Vinara wyprowadziła mnie na zewnątrz. Podała mi szarą pelerynę z kapturem, mówiąc:
- Jesteś już gotowa, moja droga. Idź i walcz o to co kochasz. Weź ten płaszcz, dzięki niemu nie zostaniesz od razu rozpoznana – zarzuciła na mnie pelerynę, a potem mnie przytuliła – Idź dziecko. Pomóż im – kiwnęłam głową i zaczęłam się oddalać – Pamiętaj czego cię uczyłam! Zaufaj sobie, a twoja intuicja cię nie zawiedzie! – zawołała za mną.
***

Szłam przez las w stronę szkoły, pilnując żeby mnie nikt nie zauważył. Kiedy do niej dotarłam, bitwa trwała już w najlepsze. Włączyłam się do walki. Zaczęłam od tyłu razić wroga kulistymi piorunami. Demony padały, nie wiedząc skąd nadszedł cios. W końcu jednak zorientowały się, co się dzieje i rzuciły się na mnie. Nie zdążyłam nawet umocnić swojej tarczy ochronnej bo musiałam walczyć z kilkoma na raz. W wirze walki dopiero po kilku minutach zauważyłam, że tuż koło mnie walczy Minden. Ją też demony obległy ze wszystkich stron. Uświadomiłam sobie, że jeśli chcemy je pokonać to musimy współpracować. Panował taki hałas, że dziewczyna nie usłyszałaby mnie nawet gdybym mówiła przez megafon. Użyłam więc telepatii.
- Minden, spróbuj ich zaciągnąć trochę głębiej w las
- Ok – otrzymałam krótką odpowiedź
Niemal równocześnie zaczęłyśmy się wycofywać do lasu, gdzie wspólnymi siłami natarłyśmy na atakujące demony. Już po kilku minutach było po nich.
- Gdzie jest Pendragon? – zapytałam dziewczynę, korzystając z wolnej chwili
- Nie wiem. Gdzieś mi zniknął – odpowiedziała
- Muszę go znaleźć
- W takim razie idę z tobą – kiwnęłam głową, ale nie wiedziałam dokąd mamy iść. Nagle przypomniały mi się rady Mistrzyni Vinary żebym zaufała intuicji. Hmm… Mogę spróbować…
Wyciszyłam się, na ile było to możliwe i skupiłam na podszeptach serca. Po chwili już wiedziałam.
- Za mną – powiedziałam. Minden spojrzała na mnie zaskoczona władczą nutą pobrzmiewającą w moim głosie. Jednak kiedy zobaczyła moją twarz, wzruszyła tylko ramionami i bez protestów ruszyła za mną w las.
Biegłyśmy przez kilka minut, aż usłyszałyśmy głosy na polanie.
- Demony – szepnęła Minden i pociągnęła mnie w krzaki. Upewniwszy się, że jesteśmy niewidoczne zaczęłyśmy nasłuchiwać.
 - A powinno. Ta twoja zdzir* ci nic nie pomoże – mówił jakiś demon, ale nie rozumiałam do kogo. Jednak niemal natychmiast się tego dowiedziałam
- Ona nie jest zdzir*! – krzyknął ktoś. Ten głos poznałabym wszędzie. To był Pendragon!
Chciałam wyjść z ukrycia i dołączyć do ukochanego, ale kiedy tylko się poruszyłam Minden mnie powstrzymała
- Siedź na razie – szepnęła – Nie pomożesz mu jeśli się pokażesz – niby miała rację, ale czułam, że cos złego się stanie czy się pokażę czy nie. Chciałam jej o tym powiedzieć, ale demon znów się odezwał.
- Bo ja wiem... A te wilki. Nawet na psy pasterskie by się nie nadały. Ha ha!
- Obiecuję, że pożałujesz, że tak ich nazwałeś.- zagroził wampir. Wiedziałam, że jest bliski wybuchu
- Ha ha! No i na dodatek te dwa pomioty... Ha ha! – wszystkie obecne na polanie demony zaczęły się śmiać
- Przegiąłeś. po prostu przegiąłeś... – szepnął Pendragon, a potem zaczęło się dziać cos dziwnego. Polanę zalało jasne światło tak jakby ogniska, ale wiedziałam, że ognisko to nie było. Razem z Minden wyskoczyłyśmy zza krzaków i w tym momencie usłyszałyśmy krzyk Pendragona - Ogień... Twój żywioł a cię zniszczy! – wtedy go zobaczyłam…
 
- Arisa! Uważaj! – krzyknęła Minden. Zorientowałam się, że oprócz Pendragona ogniem zajął się cały las! Płomienie już prawie do nas dotarły. Musiałam cos zrobić żebyśmy nie spłonęły. Niemal odruchowo złożyłam Znak i wykrzyczałam zaklęcie tarczy. Niemal natychmiast zadziałało. Otoczyły nas magiczne pierścienie chroniąc przed ogniem. Teraz musiałam się skupić żeby ugasić cały las. Przywołałam ulewę, ogień zaczął przygasać. W tym momencie zwrócił na nas uwagę Pendragon. Rozzłoszczony zamachnął się na mnie i uderzył z taką siłą, że poleciałam kilkanaście metrów w tył i uderzyłam o drzewo. Jęknęłam z bólu i zaskoczenia.
- Ach ty! – wrzasnęła Minden i zamachnęła się na niego – Zaraz zobaczysz co się dzieje z tymi, którzy krzywdzą moich przyjaciół potworze!
- Nie! Zostaw! – krzyknęłam, dziewczyna zamarła w pół kroku
- Ale…
- To jest Pendragon! – krzyknęłam i podbiegłam do niej. Tak jak myślałam Minden nie poznała wampira w tej postaci
- Ale to nie może być on! – upierała się – Przecież Pendragon nigdy by cię nie zaatakował!
- Nie jest sobą – wyjaśniłam – Przybrał swoją piekielną postać – nie miałam pojęcia skąd o tym wszystkim wiem, tak po prostu było – Musimy… Ja muszę się do niego dostać. On musi odnaleźć siebie.
- Niby jak chcesz to zrobić, hę?!
- Jeszcze nie wiem, ale cos wymyślę – powiedziałam i bez wahania ruszyłam w stronę Pendragona, który zajmował się zapalaniem jak największego terenu. Musiałam cos zrobić bo znajdowały się tam nie tylko demony ale i ludzie.
- Przestań! – krzyknęłam, jednak nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Postanowiłam wzmocnić mój rozkaz telepatią – Powiedziałam PRZESTAŃ!!! – krzyknęłam jednocześnie na głos i w myślach. Dopiero to poskutkowało. Pendragon odwrócił się do mnie wściekły i zaskoczony.
- Jak śmiesz?! – usłyszałam. Jego głos brzmiał chrapliwie i obco. Jakby to nie Pendragon mówił. Zacisnął na mnie wielką łapę (dzięki przemianie był 5 razy większy niż normalnie) i podniósł mnie do góry tak żebym znalazła się na poziomie jego oczu – Kim jesteś, że możesz mi rozkazywać?! – ryknął, ściskając mnie tak mocno, że na moment zabrakło mi tchu.
- Nie ważne teraz kim jestem – powiedziałam gwałtownie łapiąc oddech – Ważne kim ty jesteś i co robisz!
- Jestem władcą piekła, robię co mi się podoba – pokręciłam głową
- Nie masz racji. Jesteś zupełnie kimś innym – Pendragon wściekł się i ryknął
- Jestem potężnym potworem, a taka szm*ta jak ty musi mnie słuchać! Wszyscy mają być mi posłuszni!
- Może i jestem szm*tą, ale ty nie jesteś potworem. Jesteś potężnym wampirem, który nie czerpie swojej siły z niszczenia wszystkiego dookoła! – nic nie odpowiedział więc ciągnęłam dalej, czując, że mam szanse go odzyskać – Ty czerpiesz siłę z miłości i przyjaźni. Pomyśl o Hige, Pendragonie! Pomyśl o Michaelu i Davidzie, o Minden! Pomyśl o mnie! O tym jak bardzo cię kocham i o tym co ty do mnie czujesz! Przypomnij sobie kim jesteś i zapanuj nad drzemiącą w tobie siłą! Wykorzystaj ją do odzyskania twojej dawnej postaci!
Zapadła cisza. Miałam nadzieję, że cos do niego dotarło, ale niestety nic z tego. Pendragon ryknął ogłuszająco i zamachnął się ręką w której nadal mnie trzymał tak, że poleciałam aż do szkoły. Walnęłam o ścianę budynku z taką mocą, że poczułam jak pękają mi żebra. Mimo bólu nie zamierzałam się poddać. Wstałam z pomocą MInden (nie wiem skąd ona się tu wzięła) i ruszyłam w kierunku miejsca w którym szalał Pendragon. Dopiero kiedy byłam już blisko zauważyłam, że dzieje się z nim cos niezwykłego. Wyglądało to tak jakby walczył sam ze sobą. I rzeczywiście tak było bo nagle zaczął wracać do swojej dawnej postaci. Trwało to dobrą chwilę i na pewno nie było przyjemne bo Pendragon miotał się z krzykiem niemal po całej polanie, ale wreszcie się udało.
Kiedy już było po wszystkim wampir podszedł do mnie powoli i przytulił. A raczej chciał przytulić bo kiedy tylko mnie objął moje żebra dały o sobie znać. Mimowolnie krzyknęłam z bólu i odskoczyłam. Mało brakowało a bym upadła, na szczęście stojąca obok Minden podtrzymała mnie delikatnie.
- Co się stało? – szepnął skonsternowany chłopak
- Nie pamiętasz? – zdziwiła się Minden, wampir pokręcił głową – Naprawdę nic nie pamiętasz? – nie mogła uwierzyć dziewczyna - Nawet tego jak zaatakowałeś Arisę? 
- Co?! Ja?! Nie! Kłamiesz! – wyjąkał chłopak, Minden już otwierała usta żeby odpowiedzieć, ale im przerwałam. Nie zrobiłam tego celowo. Po prostu dostałam nagłego ataku kaszlu. Był on tak silny, że nie miałam jak złapać tchu.
- Arisa? Co ci jest? – zapytał przestraszony Pendragon
- Odsuń się od niej! – ostro nakazała Minden po czym wzięła mnie na ręce i tak jak kiedyś poleciała na anielskich skrzydłach. Nie widziałam dokąd lecimy, bo moje oczy zaszły mgłą, a atak kaszlu trwał w najlepsze.