Pendragon

Nie chciałem, żeby wilki pojmały Arisę ale nie mogłem też od razu pokazać kim jestem, bo było by jeszcze gorzej. Na dodatek Zalya postanowiła sobie mnie zostawić, bo jak stwierdziła "Ładniutki jestem, więc będzie miała co robić". Zbytnio mnie to nie ruszało ale gdy oddała elfkę stworom, nie mogłem pozostać bierny. Wyrywać za bardzo też się nie mogłem bo wykryto by intrygę. Mogłem tylko bezradnie krzyknąć i patrzeć...
Gdy stwierdzono, że jestem unieruchomiony i nieszkodliwy, posadzono mnie w saniach obok kobiety, która zaczęła natychmiast to wykorzystywać.
-Więc...- zaczęła mruczeć mi do ucha jednocześnie bawiąc się pasemkiem moich włosów- Co was tu sprowadza?
-Zmierzaliśmy tą drogą przed siebie.- odparłem głosem wypranym z emocji.
-A dokąd zmierzacie?
-Do celu.- zaczynałem się droczyć.
-Aj...- pokręciła głową.- Nie lubię obcych na moim terytorium.
-A my nie lubimy jak nam się przerywa podróż.
-Weszliście na teren prywatny.- zaczynała znów mruczeć.
-Nigdzie nie było tabliczki "zakaz wstępu".
-I tak nikt nie czytał... jak była.
-Ale teraz był jedyne jej brak.
-Taki ładny a taki denerwujący...
-Taka niby królowa a taka tempa.- powiedziałem ale chyba posunąłem się nieco za daleko.
-Skarbie.- zaczęła złowrogim tonem- naucz się, że od teraz podróżujesz sam a sama podróż dobiegła już końca.
-Mylisz się.
-Nie... Już ja zadbam o to drugie...- mruknęła i zaczęła przeczesywać mi włosy całą dłonią bez skrępowania.
***

Gdy dojechaliśmy pod pałac, Zalya wyszła dumnie z sań i zabrała mnie do środka. Szliśmy przez korytarze coraz głębiej i głębiej aż w końcu dotarliśmy do dużych dębowych drzwi. Stanęła przed nimi i odwróciła się twarzą do mnie, mówiąc:
-To co wydarzy się za tymi drzwiami zmieni twoje życie na zawsze.
-Nie ma na to szans.
-Zobaczymy... Żaden się nie skarżył...- mruknęła otwierając drzwi i wprowadziła mnie do środka.
Jak się okazało, za drzwiami kryła się sypialnia a w niej tylko i wyłącznie dwuosobowe, ozdobne łóżko.

http://www.kelman.pl/foto/products_large/109992-visby_kinga_baldachim_v1.jpg

Kobieta podprowadziła mnie do niego po czym popchnęła tak, żebym wylądował na plecach. Powoli weszła na łoże i położyła się obok mówiąc:
- Przerażająco opanowany jesteś.
-Nie licz na cokolwiek.
-Oj tam... Zaraz tak wredne odpowiedzi...
-Szczere.
-Przecież ja cuda potrafię...- mruknęła kładąc mi dłoń na piersi.- A ty się wcale nie denerwujesz. Ciekawe...
-Bo wiem, że jesteś za cienka jak dla mnie.- odparłem z szyderczym uśmiechem.
-To się okaże.
Kobieta przełożyła nade mną nogę i usiadła na mnie. Nie widząc reakcji zaczęła gładzić mnie po włosach. To także nic nie dało. Przeniosła więc dłonie na spodnie, po czym spróbowała rozpiąć rozporek ale jej nie wychodziło. Zdążyłem zaczarować jeansy.
Zabrała się więc za koszulę. Przez liny nie mogła jej całej rozpiąć. Po chwili namysłu zdjęła je i już miała mnie pocałować kiedy wypaliłem:
-Nie radzę.
-Bo?
-Bo to.- mruknąłem i jednym ruchem przemieściłem się tak, że teraz to ja leżałem na niej. Zalya wytrzeszczyła na mnie oczy.- Bo widzisz, nastały zmiany.
-A-ale..- zaczęła się jąkać i wyrywać.
-Taka chętna byłaś a gdy pokazałem ci, że mnie nie kontrolujesz to ci przeszło?
-Ty! Czym ty jesteś do choler*!- krzyknęła.
-Nie chcesz wiedzieć.
-Ty... to ty teraz...- najwyraźniej zdała sobie sprawę kim jestem
-Jest sprawa. Nie odmówisz mi bo skończysz tak, że sama byś na to nie wpadła. Zrobisz dla mnie jedną dwie rzeczy.
-Ach... Jakie?- zapytała po dłuższej chwili namysłu.
-Pomożesz mi zwabić Wielką Piątkę i odczarujesz Liranne.
-Nie!!
-Bo stracisz tą niby ładną twarzyczkę...- mruknąłem zajmując się ogniem.
-Ałła!- wrzasnęła gdy przypaliłem jej dekolt.
-To jak?- zapytałem znów.
-Tylko go weź.
Zgasiłem płomienie a do komnaty niespodziewanie wpadła Arisa. Najwidoczniej nie przeszkadzała jej zaistniała sytuacja. Zaufała mi.

Arisa

Kiedy już wyruszyliśmy w poszukiwaniu demonów poczułam się zdecydowanie lepiej. Wiedziałam, że Liranne jest bezpieczna, a poza tym odnalezienie Wielkiej Piątki to jedyny sposób na odczarowanie jej. Jechaliśmy już dłuższy czas w ciszy kiedy nagle Pendragon zapytał:
- Ariso... co będzie dalej?
-Że co? – zapytałam zaskoczona
-No... co dalej. Z nami. Z tym wszystkim... – urwał i posmutniał
-Ułoży się.- szepnęłam, uśmiechając się lekko żeby dodać mu otuchy
-Nie... My to będziemy musieli ułożyć. Sami. Bez niczyjej pomocy – powiedział ponuro
-Damy sobie radę.
- Czy ty... ścierpisz świadomość kim jestem? – zapytał - Nie będzie ci przeszkadzać jak będę co jakiś czas znikać? Że jestem potworem? Wytrzymasz moje pobyty w piekle? Pokazałem ci je od dobrej strony ale nie zawsze tak jest. Dasz radę żyć ze świadomością, że będę w piekle? Bo ja nie jestem w stanie wyobrazić sobie nas za jakieś 70 lat... będziesz taka krucha... rozsypiesz mi się w ramionach... ale cię nie puszcze. Wiesz dobrze, że wtedy razem umrzemy... Bo ja nie będę umiał żyć ze świadomością, że cię nie ma... po prostu...- szepnął, spuszczając wzrok. Milczałam -Ja... ja spróbuję ... może się uda – zaczął znowu z wahaniem - Bo ja będę wiecznie wyglądać na 18 lat... taki niedorostek... a ty... ja ci nie pozwolę. I koniec – powiedział to tak stanowczo, ze naprawdę uwierzyłam, że znajdzie sposób bym nie umarła. Jednak po chwili wrócił mi zdrowy rozsądek i wiedziałam, że to niemożliwe. Oboje o tym wiedzieliśmy….
Nie chciałam o tym myśleć więc skupiłam się na odpowiedziach na pytania ukochanego,
- Pendragonie, nie jesteś potworem – szepnęłam
- Ale… - zaczął
- Nigdy nim nie byłeś – przerwałam mu – Nawet kiedy Ksawier cię zniewolił. Zawsze byłeś sobą i ja kocham cię właśnie takiego jaki jesteś. To jeśli chodzi o to kim jesteś. A mówiąc o twoich wyprawach….Wiem, że będziesz musiał znikać w Piekle i nie tylko…..Rozumiem to i akceptuje. Co nie zmienia faktu, że za każdym razem będę za tobą tęsknić. W brew pozorom zdążyłam dobrze poznać Piekło podczas naszej wizyty i wiem, że nie jest tam różowo. Ale wierzę, że dasz sobie radę. Wiesz, że w każdej sytuacji będę cię wspierać i pomagać ci jak tylko będę mogła….A co do tego, że będziemy razem przez całe moje życie to jestem tego pewna…
- Twoje życie się nie skończy – wszedł mi w słowo wampir – Ja tego dopilnuje
- W porządku – zgodziłam się – Ale jeśli się z jakichś powodów nie uda to obiecaj mi jedno dobrze?
- Oczywiście. Powiedz tylko o co chodzi
- Jeśli ja umrę…. Ty musisz żyć dalej
- Co?!
- Nie wyobrażam sobie świata bez ciebie i twoje życie jest dla mnie najważniejsze. Dlatego o to proszę.
Pendragon chciał mi cos odpowiedzieć, ale w tym momencie usłyszeliśmy tupot łap jakichś zwierząt, najwyraźniej ciągnących sanie.
- Schowaj się gdzieś! – krzyknął Pendragon, ale już było za późno.
Na drogę przed nami wyskoczyła wataha wyrośniętych, magicznych wilków. Zwierzęta zatrzymały się tuż przed nami, a my mogliśmy zobaczyć kto siedzi w saniach. Była to Zalya Moon.
- Kto ośmielił się wejść na mój teren? – zapytała Zalya, patrząc na nas wyniosle
- Podróżnicy – odpowiedział Pendragon
- Głupi podróżnicy – sprostowała kobieta – Musicie być albo głupi albo szaleni, wchodząc na moje włości. Czyżbyście nie wiedzieli kim jestem?
- Wiemy, jesteś demonem – odpowiedział krótko wampir
- Jak śmiesz?! Jestem królową! – krzyknęła, a potem dała znać wilkom
Stwory natychmiast podbiegły i niemal zdjęły nas z koni, a potem zawlekły tuż przed oblicze ich władczyni.
- Co mamy z nimi zrobić pani? – odezwał się jeden z wilków
- Tego chłopaczka zabierzcie do zamku – rozkazała – Ładniutki jest więc będę miała co robić.
- A co z nią – zapytał, trzymający mnie wilk
Wyrywałam się więc miał spore trudności z utrzymaniem równowagi
- Ona na nic mi się nie przyda – powiedziała z lekceważenie kobieta – Jest wasza
- Dziękujemy pani – wilki skłoniły się
Dwa z nich zaczęły mnie ciągnąć w stronę lasu.
- Nie! Arisa! – krzyknął Pendragon
- Ruszać! – zawołała w tym samym momencie Zalya Moon, a pozostałe wilki posłusznie ruszyły.
Zdążyłam tylko zobaczyć bladą jak sciana twarz ukochanego zanim całkowicie zniknął mi z oczu…

Pendragon

Słysząc słowa Lucasa potarłem dłonią o skroń.
-No to cudownie...- mruknąłem niezbyt zadowolony.
-Ja swoje zrobiłem. Więcej nic nie poradzę.- powiedział całkowicie spokojnie wampir. Całe szczęście, że potrafił być zawsze spokojny, bo nie wiem co by się mogło stać.
-To zrobimy tak.- zacząłem- Ty wrócisz po Alderente i Minito i razem zadbacie o bezpieczeństwo Liranne, nie rujnując przy tym szkoły, dobrze? Jak wrócicie to ja się zabiorę za te piątkę kołków, którzy odważyli się tknąć małą...
-Oczywiś...- odparł Lucas, jednak nie zdążył dokończyć bo Arisa krzyknęła do mnie.
-Że co?! Zabierzesz?! Ty chyba nie myślisz,że... że ja cię puszcze samego!- uniosła się.- Nie ma takiej opcji!
-Ale spokojnie...- zacząłem ją uspokajać.
-Jak mam być spokojna, skoro Liranne... a ty chcesz sam...- powiedziała a w oczach zabłysły jej łzy.
-No już...- szepnąłem przytulając ją.- Poradzę sobie.
-Wiem ale... mimo to chcę iść z tobą.
-Nie będę cię narażał.- upierałem się.
-Zwariuję nie wiedząc co z tobą.
-Więc... w sumie, to nie mam wyboru, prawda?- stwierdziłem bardziej niż zapytałem.
-Przy tobie nic mi się nie stanie a w razie czego pomogę ci.- powiedziała opierając głowę o moje ramię.
-No to musimy się przygotować.- odparłem wstając.- Kilka eliksirów, coś do obrony i jakiś środek transportu powinny wystarczyć. Ja zajmę się pierwszymi dwoma a ty ostatnim, dobrze?- zapytałem elfkę.
-Oczywiście- odparła zadowolona z udziału w wyprawie.
***

Wyszedłem przed szkołę gdzie czekały na mnie trzy kare ogiery i Azula. Widząc moje "Cudowne trio opiekunek" i ukochaną mimowolnie delikatnie się uśmiechnąłem. Szkoda, że konie mnie nie cierpią...
-W razie czego.- powiedziałem wręczając elfce łuk i strzały.
-Yyy... mam sztylet mrozu.- odparła nieco zdziwiona.
-Mimo to masz wziąć łuk.- powiedziałem dobitnym głosem.- Ja się będę męczył z koniem a ty masz mieć łuk w pogotowiu.
-No dobrze.- szepnęła i zabrała broń.
Wtedy Lucas wybuchnął śmiechem.
-A ci co?- zapytałem zdziwiony.
-Wybacz młody ale wasz środek transportu... no perfekcyjnie do ciebie dopasowany jest.- prychnął.
-Widzę...- mruknąłem.
-Coś nie tak?- zapytała Arisa patrząc na mnie dziwnym wzrokiem.
-Oj tak panienko. Młodego konie unikają jak przysłowiowy diabeł święconej wody ha ha ha!- znowu się zaśmiał, no ale trzeba przyznać, że była to jego chwila chwały.
-Ta... To z czym ja się będę mierzył?- zapytałem zniecierpliwiony.
-Panie, mój ogier jest młody, to fakt ale może się nada?- zapytał Minito.
-Mój jest dość nerwowy więc się nie nada, chyba, że lubisz takie konie panie.- szepnął cicho Alderente.
-No to nieciekawie...- walnąłem.
-Załatwiłem ci odpowiedniego konia, młody i się nie martw.
-Jakiego niby?- zdziwiłem się.
-Ten co jechałeś nim na polowanie się nada idealnie. Zaufaj mi. Tylko go pilnuj!
-Zjem go.- powiedziałem z uśmiechem.

Wyruszyliśmy w podróż, a przewodnikiem nam był Kompas z rdzeniem zrobionym z kła pierwszego Wampira jaki żył na świecie. Na szczęście koń mnie słuchał, więc mogłem się skupić na obmyślaniu strategii pokonania wrogów. Jednak w pewnym momencie zadałem sobie pytanie "Co dalej?" Nie mogąc znaleźć odpowiedzi zadałem to samo pytanie towarzyszce.
-Ariso... co będzie dalej?
-Że co?- zapytała zdumiona.
-No... co dalej. Z nami. Z tym wszystkim...
-Ułoży się.- szepnęła uśmiechając się lekko.
-Nie... My to będziemy musieli ułożyć. Sami. Bez niczyjej pomocy.
-Damy sobie radę.
- Czy ty... ścierpisz świadomość kim jestem? Nie będzie ci przeszkadzać jak będę co jakiś czas znikać? Że jestem potworem? Wytrzymasz moje pobyty w piekle? Pokazałem ci je od dobrej strony ale nie zawsze tak jest. Dasz radę żyć ze świadomością, że będę w piekle?- zapytałem- Bo ja nie jestem w stanie wyobrazić sobie nas za jakieś 70 lat... będziesz taka krucha... rozsypiesz mi się w ramionach... ale cię nie puszcze. Wiesz dobrze, że wtedy razem umrzemy... Bo ja nie będę umiał żyć ze świadomością, że cię nie ma... po prostu...- szepnąłem spuszczając wzrok.
Nie chciałem jej tracić. To po prostu było dla mnie nie realne. Po dłuższej chwili zacząłem znowu.
-Ja... ja spróbuję ... może się uda. Bo ja będę wiecznie wyglądać na 18 lat... taki niedorostek... a ty... ja ci nie pozwolę. I koniec.- postanowiłem. Czekałem na jej odpowiedź. Chciałem jej na każde pytanie, które zadałem.

Wielka Piątka

http://xn--80aqafcrtq.cc/img/4/5/7/%D0%90%D0%BD%D0%B8%D0%BC%D0%B5,%20%D0%B4%D0%B5%D0%B2%D1%83%D1%88%D0%BA%D0%B0,%20%D1%8F%D0%B1%D0%BB%D0%BE%D0%BA%D0%BE,%20%D1%81%D1%82%D1%80%D0%B5%D0%BB%D0%B0,%20%D0%B3%D1%80%D1%83%D0%B4%D1%8C,%20%D0%BA%D1%80%D1%83%D0%B6%D0%B5%D0%B2%D0%B0,%20%D0%B2%D0%BE%D0%BB%D0%BE%D1%81%D1%8B,%202560x1600.jpg
Imię: Zalya
Nazwisko: Moon
Krótki opis: Wredna i chciwa aczkolwiek uwodzicielska postać demona. Zawsze zdobędzie to, co zechce. Wielu nazywa ją grzechem „Żądzy”, ale to raczej ją pożądają istoty ludzkie. Jest obiektem pożądania wśród mężczyzn. Nigdy nie odpuszcza.
Moce: magia, zdolność zmiany paznokci w "włócznie" mogące przebić wszystko.

http://www.wallpapers4desktop.com/images/Wallpapers/Anime/Monsters%20and%20Demons/%28Anime%20-%20Monsters%29%20-%20Wallpapers4Desktop.com%20006.jpg 
Imię Lazarus
Nazwisko: Stix
Krótki opis: Demon wysokiej rangi. Chciwy. Ma on w naturze żartować i śmiać się z sadystyczną radością na widok bólu i nieszczęścia ludzi.
Moce: zdolność zmiany w różne formy, magia często używa kolca na ogonie, w którym płynie śmiertelna trucizna.

https://encrypted-tbn0.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcS0sHoOpWa_sVXu_JNTUvn4NCBtsHBJmSS5jawjK5KlcSXOUDGW
 Imię: Christopher
Nazwisko: Sorenzo
Krótki opis: Z pozoru cichy i sympatyczny. W rzeczywistości podstępny i okrutny. Potrafi zmanipulować każdego. Jego pułapki należą do najskuteczniejszych i najniebezpieczniejszych na świecie.
Moce: włada materią i mrokiem, jeśli zechce sprawia ból spojrzeniem, na krótko potrafi zapanować nad umysłami innych

http://www.wallsave.com/wallpapers/1366x768/anime-demon/100185/anime-demon-papel-de-parede-dem-nio-renascendo-100185.jpg
Imię: Magnus
Nazwisko: Darks
Krótki opis: Wiecznie głodny i mściwy demon. Wszystko co robi musi być nadzwyczaj staranne, doprowadzone do perfekcji. Nie warto z nim zadzierać, gdyż raczej już nigdy się nie ujrzy promieni słonecznych. Uwielbia bawić się emocjami innych.
Moce: ogromna siła, zwinność i węch, jest fałszywą bramą prawdy czyli może atakiem niemal niemożliwym do uniknięcia wchłonąć dosłownie wszystko.

http://a3.ec-images.myspacecdn.com/images02/92/03076f0aad65405b8f3032a02e04cd72/l.jpg
Imię: Cassandra
Nazwisko: Berlis
Krótki opis: Jest nieśmiertelnym dzieckiem, ale nie można jej nazwać grzeczną dziewczynką. Jeśli jej się cos nie spodoba wpada w szał i jest w stanie roznieść całe miasto. Nie można jej do niczego zmusić ani przekonać. Jeśli ktoś jej się spodoba jest porywany i wykorzystywany przez nią jak zabawkę.
Moce: rogi mogące zmienić się w macki, które wytwarzają pole siłowe, magia, zdolność przenikania, super szybkość.

Arisa

Obudziłam się, słysząc czyjeś głosy z drugiego pokoju. Wstałam z łóżka i zerknęłam na Liranne. Siostra spała i wyglądała na całkiem zdrową. Wiedziałam jednak, że to tylko pozory, a jej stan jest poważny.
Upewniwszy się, że siostra dostała wystarczającą ilość środków nasennych przeszłam do drugiego pokoju. Zastałam w nim Pendragona i Lucasa rozmawiających o czymś z ożywieniem. Kiedy weszłam obaj poderwali się z krzeseł. Pendragon podszedł i objął mnie, a Lucas ukłonił się z delikatnym uśmiechem.
- Witaj Panienko – powiedział cicho żeby nie obudzić Liranne
- Dzień dobry – odpowiedziałam – Dziękuje, że tak szybko przyszedłeś
- Nie masz za co dziękować Panienko bo jeszcze nic nie zrobiłem – Lucas wyraźnie zmarkotniał – Zresztą nie jestem pewny czy w ogóle będę w stanie pomóc….
- Przecież znasz się na klątwach – wtrącił się Pendragon – Znasz też wszystkich magów i demonów, którzy są zdolni do rzucenia tak potężnego czaru. Więc kto jak nie ty jest w stanie pomóc Liranne?
- Nie znam wszystkich magów – zaprotestował wampir, ale widząc niedowierzający uśmiech Pendragona dodał – No dobra, może znam wszystkich, ale co z tego? Nawet jeśli wam powiem kto mógł rzucić klątwę na Liranne to będą to tylko przypuszczenia.
- To lepsze niż nic – wzruszył ramionami Pendragon
- Zrozum Lucasie, że tylko ty możesz nam pomóc – szepnęłam
- No dobrze… - zaczął z wahaniem - Jest kilku magów, którzy mogli to zrobić
- Zamieniamy się w słuch – powiedział mój ukochany
- Opowiem wam o nich ale najpierw musimy mieć pewność, że nikt nas nie usłyszy
- To żaden problem – rzucił Pendragon i w kilka sekund zabezpieczył pokój przed niechcianymi gośćmi - No to teraz mów – nakazał Lucasowi, siadając na krześle ze mną na kolanach
- Magów i demonów które zaczarowały Liranne jest pięć – zaczął Lucas
- Ile?! – przerwał mu zdumiony Pendragon
- Słyszałeś – uciął wampir– Pierwszą z nich jest Zalya Moon. Ona jest….
Lucas opowiedział nam wszystko o tzw. „Wielkiej Piątce”, a kiedy skończył w pokoju zapadła grobowa cisza.
- I my ich mamy wszystkich pokonać? – zapytał Pendragon
- Nie, znacznie gorzej. Wy ich macie tu sprowadzić i zmusić do odczynienia klątwy.

Pendragon

Tamala zaprowadziła nas nad skraj lasu. Już z daleka słychać było krzyki Liranne. Nie chciałem żeby Arisa na to patrzyła ale to przecież jej siostra... Nie mogłem jej zabronić. Elfka podbiegła do małej ale ta jej nie poznawała, nie dawała się dotknąć... Po kilku próbach odsunąłem Arisę od niej i po prostu unieruchomiłem. Nie robiłem jej krzywdy ale wtuliłem ją w siebie i nie pozwoliłem by zraniła siebie jak też innych.
Trzymając ją mocno ruszyłem do szkoły. Zaniosłem ją do skrzydła szpitalnego i ułożyłem na łóżku. Profesor dała jej środek nasenny, który na szczęście zadziałał. Elfka spróbowała uleczyć siostrę ale coś mi się to nie widziało. W pewnym momencie razem z profesor Lansą kazały mi wyjść. Zrobiłem to bez protestów.
Siedziałem na krześle przed drzwiami i czekałem. Nic nie mogłem zrobić. Na dodatek na korytarzu panowała absolutna cisza i mogłem usłyszeć wszystko nawet się nie skupiając, co było dołujące.
W pewnym momencie usłyszałem szloch. Nie byłem pewien czyi ale Arisa wybiegła z sali i przytuliła się do mnie mocno.
-Co się stało?- zapytałem usadawiając ją sobie na kolanach.
-To nie działa...- jęknęła.
-Ale co?
-Moja magia. Ona nie pomaga...
-Ciii... Spokojnie...- szepnąłem gładząc ją po głowie.
-Jak mam być spokojna, przecież to moja siostra!- uniosła się.
-Wiem. Ale spokój jest teraz najlepszym wyjściem.- szepnąłem czule.
-Wybacz...
-Przecież wiesz, że się nie gniewam.
-Ale tak się o nią martwię...
-Wiem. Spokojnie. Masz może przypuszczenia, co to może być?
-Nie wiem... ale...
-Ale?
-To absurd.
-O czym myślisz?
-To mogła by być klątwa, ale nie wiem kto ją mógł rzucić.
-Sprawdzimy to. Wrócę do piekła i poradzę się...- nie dała mi skończyć.
-Nie zostawiaj mnie.
-Och...
-Proszę...
-No dobrze. Poproszę Lucasa tutaj. Może on coś wymyśli.
-Dobrze...- szepnęła i ziewnęła.
-Zmęczyłaś się. Powinnaś odpocząć.
-Pójdę do Liranne. Poleżę przy niej.
-Pójdę z tobą.- powiedziałem i pocałowałem ją czulą chcąc dodać otuchy.
Mała spała spokojnie. Musiała dostać silne środki nasenne. Arisa położyła się obok niej i zasnęła. Nie chciałem żeby coś sobie nawzajem zrobiły więc przeniosłem ukochaną na sąsiednie łóżko i czekałem na rozwój wydarzeń. Po drodze wezwałem mentalnie Lucasa. Jego przybycie było tylko kwestią czasu...

Arisa

Hest wyszła z naszego pokoju bez słowa. Chyba się na nas obraziła, ale moim zdaniem nic złego jej nie zrobiliśmy. Co prawda oboje z Pendragonem odmówiliśmy jej, ale zrobiliśmy to grzecznie nie urażając ani jej ani Księżyca.
Liranne poszła z Tamalą pobawić się nad jeziorem. Musiałam się przewietrzyć więc postanowiłam iść z nimi.
Kiedy już tam dotarliśmy dziewczynki zaczęły biegać, śmiać się i bawić w najlepsze. Po kilku minutach dołączył do nich Moonolight. Zostawiłam małe pod opieką gryfa, a sama zaczęłam spacerować po terenie szkoły. Myślałam o tym co się ostatnio działo, o wizycie w Piekle, propozycji Hest…
„Źle zrobiłaś, że się nie zgodziłaś”
Stanęłam jak wryta, usłyszawszy cichy szept w mojej głowie.
„Twój wampir też nie powinien odmawiać” kontynuował głos.
„A to dlaczego?” spytałam w myślach
„Bo to niebezpieczne”
„Co jest niebezpieczne?”
„Odrzucanie pomocy. Możecie tego żałować”
„Niby dlaczego?”
Nie otrzymałam odpowiedzi. Nie wiedziałam też o co chodziło temu głosowi…..
Z zamyślenia wyrwał mnie Pendragon, pojawiając się nie wiadomo skąd z pięknym bukietem róż. Widząc go spróbowałam się uśmiechnąć, ale nie bardzo mi to wyszło.
- Co się stało? – zapytał zatroskany
- Nic takiego.- mruknęłam wymijająco
- To... mogę cię porwać? – zapytał, uśmiechając się zadziornie.
- Że co? – zdziwiłam się
- No na chwilkę do pokoju. Chociaż na chwilkę. Proszę.
- No niech ci będzie – zgodziłam się w końcu
- Świetnie - szepnął i pocałował mnie delikatnie.
Wziął mnie w ramiona i ruszył do pokoju. Postawił mnie przed drzwiami i powiedział:
- To co tam jest, jest dla ciebie.
- A co tam jest?- zapytałam
- Bo chciałem żebyś poczuła się jak w ogrodzie. Żebyś miała namiastkę szczęścia...- zaczął
- Ale ja...
- Ja wiem... – przerwał mi - Ja mam masę wad i w ogóle... Ale ja się będę starał, ja zrobię dla ciebie wszystko. Wiesz o tym ja... ja cię będę na rękach nosił... zrobię wszystko...- wyszeptał
- Wiem – odparłam równie cicho, a po chwili zapytałam - Naprawdę wszystko?
- Wszystko... Wyszedł bym z siebie by spełnić twoje pragnienie...- powiedział, biorąc mnie za ręce - Nie wejdziesz do środka?
-Nie wiem co wykombinowałeś ale... zaraz... konwalie? - zapytałam zdziwiona.
- Jeżeli nie chcesz wejść to ja cię tam wniosę.- powiedział chłopak i znowu wziął mnie na ręce.
Kiedy wniósł mnie do środka i zobaczyłam, że cały pokój jest w kwiatach od razu przypomniała mi się propozycja Hest i rozmowa z „Głosem”
- Ariso co ci jest?- zapytał Pendragon, zamykając drzwi.
-Nie podoba ci się...- stwierdził, przytulając mnie
- Nie. To nie tak - zaprotestowałam
- Więc co się dzieje? Powiesz mi? Wiem, kiepski ze mnie romantyk... ale ja nawet nie wiem o co chodzi z tym dniem Walen- czegoś... tam tego nie było. Ja... To dopiero pierwszy raz, poprawię się. Ale co chcesz zmienić? Co jest nie tak? - zapytałem zdezorientowany
- Ty wariacie – szepnęłam i pocałowałam go czule. Chłopak podniósł mnie i ułożył na łóżku.
- Mam jeszcze dla ciebie truskawki...- szepnął
- Jesteś niesamowity wiesz? – uśmiechnęłam się
- No nie za bardzo – westchnął – Ale się poprawię
- Nie musisz się poprawiać – zapewniłam go – Już jesteś wspaniały – szepnęłam, znowu go całując
- Ale nawet nie umiałem sprawić ci przyjemności. Przecież widzę, ze robisz dobrą minę do złej gry
- Nie robię głuptasie – uśmiechnęłam się, częstując się truskawką – Zrobiłes mi wielką przyjemność zwłaszcza, że nie wiedziałeś co to są Walentynki.
- I dalej nie wiem. Wyjaśnisz mi? – zapytał
- Walentynki to święto zakochanych – zaczęłam tłumaczyć – Spędzają wtedy czas razem i…dają sobie prezenty. To tak w skrócie – zakończyłam
- No to się nawet wpasowałem – uśmiechnął się wampir
- Taa, wpasowałeś się idealnie – przyznałam
Zapadła cisza. Karmiliśmy się nawzajem truskawkami i pragnęliśmy żeby ta chwila trwała wiecznie.
Niestety tak się nie stało bo nagle do pokoju wpadła zdyszana Tamala.
- Ariso…! Pendragonie…! Chodźcie…. Liranne….ona… - wydyszała dziewczynka
- Co z nią? – zapytałam, zrywając się z łóżka
- Nie wiem dokładnie… bawiliśmy się a ona nagle upadła, zaczęła krzyczeć i….i….- mała urwała i zaczęła płakać
- Ciii… spokojnie – szepnęłam, przytulając ją
- Zaprowadzisz nas do niej? – zapytał Pendragon kiedy Tamala jako tako się uspokoiła
- Oczywiście – przytaknęła dziewczynka i wybiegła z pokoju, ciągnąc mnie za rękę.

Pendragon

Spokojnie odmówiłem Hest paktu. Było to niepotrzebne bo nie zamierzałem robić żadnych akcji w stylu "Władza nad światem". To było nie w moim stylu. Jednak potem przypomniałem sobie, że istnieje jakiś tam dzień Walen- czegoś i właśnie dziś przypadał. Mogłem normalnie, bez żadnych "ale" rozpieścić Arisę.
Po rozmowie wszyscy wyszli z pokoju więc miałem duże pole do manewru. Zablokowałem drzwi i zabrałem się do pracy.
Wyjąłem ze skrzyni różnego rodzaju kwiaty, od konwalii po lilie wodne. Każdy potrzebny kwiat najpierw doprowadziłem do stanu używalności, czyli z zasuszonej roślinki zrobiłem rośliny wyglądające jak prosto z ogrodu.
Lilie wodne zabrałem do łazienki, napuściłem wody do wanny i umieściłem je tam. To samo zrobiłem z toaletą i zlewem. Podłogę w łazience wyścieliłem dużą warstwą stokrotek. Na wszystkich ścianach natomiast piął się bluszcz z wplecionymi frezjami.
W pokoju stworzyłem imitację ogrodu. W szafach namnożyłem masę hiacyntów, oczywiście na każdej półce były innego koloru.
Okna całkowicie oplotłem storczykami tak, by nie było widać framugi ale żeby szło je otworzyć.
Ramę łóżka całkowicie zakryłem czerwonymi różami, nawet od spodu. Zanim jednak ich użyłem sprawdziłem dokładnie czy żaden kwiat nie ma ani jednego kolca. Dodatkowo na pościeli poukładałem poszczególnie ich płatki tworząc całkiem ładny efekt.
Spojrzałem na sufit i stwierdziłem, że najlepiej będzie rozciągnąć na nim bluszcz z frezjami, tak jak jest na ścianach.
Podłogę wyścieliłem konwaliami, których namnożyłem tyle, że gdy je rozłożyłem okazało się, że sięgają prawie na łóżko i zapełniają dokładnie cały pokój. Dodatkowo wyczarowałem różne kwiaty i porobiłem z nich kilka bukietów, które rozłożyłem różnie na "białych falach". Jeden, nad którym się najbardziej napracowałem, złożonym tylko z czerwonych róż, ułożyłem na parapecie i wyskoczyłem przez otwarte okno.
Wślizgnąłem się niezauważony do kuchni szkolnej i zacząłem przygotowywać truskawki w czekoladzie. Gdy skończyłem zabrałem wielką porcję jedzenia i zabrałem o pokoju. Wskoczyłem przez okno i ułożyłem naczynie na łóżku.
Zaś złapałem bukiet róż z parapetu i ruszyłem na poszukiwania ukochanej. Znalazłem ją na placu z dziwną miną. Szybko podszedłem do niej od tyłu i objąłem ramionami wręczając bukiet.

http://www.tapetus.pl/obrazki/n/144338_bukiet-czerwonych-roz.jpg

-Co się stało?- zapytałem widząc, że jest nie w sosie.
-Nic takiego.- mruknęła.
-To... mogę cię porwać?- zapytałem uśmiechając się zadziornie.
-Że co?
-No na chwilkę do pokoju. Chociaż na chwilkę. Proszę.
-No nich ci będzie.
-Świetnie.- szepnąłem i pocałowałem ją delikatnie.
Porwałem ją w ramiona i ruszyłem do pokoju. Postawiłem ją przed drzwiami i powiedziałem:
-To co tam jest, jest dla ciebie.
-A co tam jest?- zapytała ale widziałem, że nie ma humoru.
-Bo chciałem żebyś poczuła się jak w ogrodzie. Żebyś miała namiastkę szczęścia...- zacząłem.
-Ale ja...- przerwałem jej.
-Ja wiem... Ja mam masę wad i w ogóle... Ale ja się będę starał, ja zrobię dla ciebie wszystko. Wiesz o tym ja... ja cię będę na rękach nosił... zrobię wszystko...- wyszeptałem.
-Wiem.- odparła równie cicho. Dopiero po chwili zapytała- Naprawdę wszystko?
-Wszystko... Wyszedł bym z siebie by spełnić twoje pragnienie...- powiedziałem i ująłem jej dłonie.- Nie wejdziesz do środka?
-Nie wiem co wykombinowałeś ale... zaraz... konwalie?- zapytała. Aromat kwiatów roztaczał się już przed drzwiami.
-Jeżeli nie chcesz wejść to ja cię tam wniosę.- powiedziałem i tak zrobiłem. Gdy otwarłem drzwi i wniosłem elfkę do środka, natychmiast posmutniała.- Ariso co ci jest?- zapytałem zamykając drzwi.
Przytuliłem ją mocno do siebie nic nie rozumiejąc. Nie wiedziałem co zrobić... Aż taką gafę strzeliłem...
-Nie podoba ci się...- stwierdziłem.
-Nie. To nie tak.
-Więc co się dzieje? Powiesz mi? Wiem, kiepski ze mnie romantyk... ale ja nawet nie wiem o co chodzi z tym dniem Walen- czegoś... tam tego nie było. Ja... To dopiero pierwszy raz, poprawię się. Ale co chcesz zmienić? Co jest nie tak? - zapytałem nadal skołowany.
-Ty wariacie.- szepnęła i pocałowała mnie czule. Podniosłem ją i ułożyłem na łóżku.
-Mam jeszcze dla ciebie truskawki...- szepnąłem.

Nowa uczennica - Rebeka

Imię: Rebeka
Nazwisko: Burrows

Wiek: 18 lat

Wygląd: Rebeka jest wysoką dziewczyną o jasnej, mlecznej karnacji. Jej oczy są lodowato-niebieskie. Kruczoczarne włosy opadają lśniącą kaskadą po plecach. Ma wąskie, pełne usta koloru beżowego. Zazwyczaj chodzi w czarnej sukience przed kolano i w czarnych koturnach. Jest albinoską i jej oczy i skóra są mocno wrażliwe na światło

Charakter: Wredna, przebiegła, kłamliwa i chytra, potrafi zmanipulować każdym, trafić w jego słaby punkt i dobić

Rasa: Styks
Moce: potrafi wnikać do umysłu, manipuluje ludźmi za pomocą myśli, wytwarza świetlne kule, wytrzymuje ogromne temperatury
Drużyna: Ciemni
Towarzysz: Bartebly - łowca, ogromny rasa kota specjalizująca się w polowania, zabójcza
Rodzina: Ojciec został zabity, a matki nie znała, Nienawidzi swojego przybranego brata
Kontakt: Kayri

Arisa

Kiedy już wróciliśmy do szkoły wszystkim poprawił się humor. Liranne niemal od razu pobiegła do Tamali, a Mooni oczywiście jej towarzyszył. Podejrzewałam jednak, że po drodze gryf rozłączy się z moją siostrą i pójdzie na ryby.
- Boże ile on ostatnio je!- zauważyłam kiedy już miałam pewność, że Mooni mnie nie usłyszy
- Rośnie. Jeszcze z dwa razy zmieni wielkość.
- To by dużo wyjaśniało. Ta ryba była większa od niego.
- I tak by ją zjadł – uśmiechnął się wampir
Po tych słowach zapadła chwila ciszy. Byliśmy sami w pokoju po raz pierwszy od dłuższego czasu. Oboje też nie mieliśmy na razie żadnych obowiązków.
- Więc... Co teraz? – szepnął Pendragon
- Hmmm.. nie wiem – powiedziałam szczerze – Może po prostu bądźmy razem?
- Mnie to pasuje – mruknął chłopak po czym wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka.
Położyliśmy się na nim razem i leżeliśmy tak wtuleni w siebie przez ładne kilka godzin. Oboje potrzebowaliśmy bliskości, ale nie musieliśmy się całować żeby zaspokoić tą potrzebę.
Po pewnym czasie ktoś zapukał do pokoju. Jednak zanim zdążyliśmy na to zareagować drzwi się otworzyły i do pokoju wpadła Liranne.
- Pendragon, Hest chciała z tobą porozmawiać – zawołała i podbiegła do nas
Dopiero kiedy to powiedziała zauważyłam, że nie przyszła tu sama. W drzwiach stały Hest i Tamala.
Razem z Pendragonem poderwaliśmy się z łóżka i stanęliśmy po jednej jego stronie.
- O czym to chciałaś ze mną porozmawiać? - spytał zdumiony wampir
Ja też byłam zdziwiona wizytą, ale w przeciwieństwie do ukochanego miałam jeszcze dziwne przeczucia…
- Przychodzę do ciebie jako posłanniczka Księżyca, który chciałby zawrzeć z tobą pewien pakt. A jego propozycja brzmi dokładnie tak: ty zapanujesz nad podziemnymi stworami i nie pozwolisz im nękać świata ludzi, a w zamian ja zapanuję by nikt z mych podwładnych, a tym samym i podwładni moich podwładnych nie mieszali się w sprawy podziemia.
Zatkało nas. Ani ja ani Pendragon nie mogliśmy wydobyć z siebie słowa. Hest jednak jakby tego nie zauważyła, spokojnie mówiła dalej.
- Z kolei ja, jako Panienka Wiosna, przychodzę do was Ariso i Liranne z pytaniem czy zechciałybyście zostać moimi dwórkami. Zapewni wam to wieczne życie i wieczną młodość, lecz będziecie musiały się starać, by godnie sobą mnie reprezentować. Obecna tutaj Tamala, zgodziła się zdecydować czy zostanie moją dworką, dopiero za dziesięć lat, wiec czas macie nieograniczony, lecz pamiętajcie, w jakim momencie się zdecydujecie, takie pozostaniecie już na zawsze.
Znowu zapadła cisza. Jednak nie na długo bo Pendragonowi chyba udało się wszystko ogarnąć.
- Wybacz Panienko Wiosno, ale nie podpiszę żadnego paktu – powiedział spokojnie
- Co??!! – uniosła się Hest
- Mogę Cię zapewnić, że w Piekle będzie spokój więc to co miałbym obiecać w pakcie i tak będzie spełnione. Jednak nie mam zaufania do nieznajomych zwłaszcza jeżeli chcą decydować o tym co się ma dziać w moim królestwie. Nie pozwolę by w Piekle zapanował chaos, który by mógł zagrozić istotom ziemskim, ale nie pozwolę też by moi poddani byli niewłaściwie traktowani.– Mój ukochany wyglądał teraz jak prawdziwy władca i Hest odrobinę zatkało. Chyba nie spodziewała się, że ktoś grzecznie i za pomocą pięknych słów będzie umiał jej odmówić.
Kiedy już odzyskała mowę zwróciła się do mnie i Liranne
- W porządku. A jaka jest wasza decyzja?
- Ja mogę ci obiecać, że jeśli będziesz potrzebowała pomocy to śmiało możesz mnie o nią poprosić. Możesz być pewna, że zrobię wszystko co w mojej mocy by ci pomóc.Jednak nie chcę być zależna od Twoich decyzji… Od decyzji kogokolwiek dlatego nie zostanę twoją dwórką. Co do Liranne… - zawahałam się – Niech sama zdecyduje, jednak jeżeli się zgodzi niech to się stanie za co najmniej dziesięć lat
- Za piętnaście – wtrąciła się niespodziewanie mała – Chciałabym być w tym samym wieku i nauczyć się tego samego co będzie umiała Tamala kiedy podejmie decyzję

Hest

Siedziałam wraz z Tamalą w jej pokoju, gdzie opowiadałam jej jak wygląda mój dwór. Wcale nie była to wielka i dostojna budowla, jaką najczęściej opisuje się w książkach i tym bardziej nie było tam wysmukłych wieżyczek. Mój dwór był wiecznie zielonym ogrodem. Można tam było znaleźć wszystkie rośliny jakie tylko pojawiają się na wiosnę. Oraz wszystkie możliwe wiosenne pogody. Czasami po kilka na raz w różnych częściach ogrodu. Z każdym opisanym elementem widziałam jak w oczach dziewczynki rośnie chęć zobaczenia tego na żywo.
- Ty na prawdę tam mieszkasz? - spytała niedowierzająco.
Na to pytanie zareagowałam krótkim, acz dźwięcznym śmiechem.
- Aktualnie nie, choć w przyszłości na pewno będę tam dość często przebywać - odparłam.
Tamala znów chciała o coś spytać, lecz do pokoju wpadła uradowana Liranne i z rozpędu rzuciła się żeby uścisnąć Tamalę. Dziewczynki wybuchły śmiechem, a ja uśmiechnęłam się lekko.
- Gdzieś ty była? - spytała Tamala koleżanki gdy już się podniosły z ziemi
- Pendragon zabrał mnie i Arisę do swojego królestwa! Bo wiesz, on jest teraz panem podziemi po tym jak pokonaliśmy w bitwie poprzedniego, no i ...- paplała Liranne.
A ja wtedy doznałam olśnienia. Tak dokładniej to mnie Księżyc oświecił, przemawiając do mnie w umyśle.
„Powinnaś z nim porozmawiać” wyszeptał.
„Ale po co?” odparłam.
„Chciałbym zawrzeć z nim pakt. A przy okazji mogłabyś spytać się Arisy, czy nie zechciałaby zostać twoją dwórką”
„Skoro tak uważasz” odparłam, kończąc rozmowę.
- A może Liranne... Właśnie, nie można jakoś skrócić tego imienia? Może do Anne? - przerwałam dziewczynce opowieść o tym jak kąpała gryfa.
- Jasne! - wykrzyknęła uradowana. - To wspaniale brzmi.
- Więc Anne, czy mogłabyś zaprowadzić mnie do Pendragona? Chciałabym z nim porozmawiać...
- Oczywiście, możemy iść nawet teraz jeśli chcesz - odparła i poszłyśmy we trójkę.
Zastaliśmy Pendragona i Arisę jak leżą sobie na łóżku i nic nie robią. To ciekawe, bo byłam przekonana, że jak para leży na łóżku to jednak powinna coś robić.
- Pendragon, Hest chciała z tobą porozmawiać - powiedziała Anne gdy już do nich podbiegła.
Para szybko poderwała się z łóżka i stanęła po jednej jego stronie.
- O czym to chciałaś ze mną porozmawiać? - spytał lekko zdziwiony władca podziemi.
Taki przekonany o tym, że jestem zwykłą elfką. Tak bardzo wprowadzony w błąd...
- Przychodzę do ciebie jako posłanniczka Księżyca, który chciałby zawrzeć z tobą pewien pakt. A jego propozycja brzmi dokładnie tak: ty zapanujesz nad podziemnymi stworami i nie pozwolisz im nękać świata ludzi, a w zamian ja zapanuję by nikt z mych podwładnych, a tym samym i podwładni moich podwładnych nie mieszali się w sprawy podziemia. - To wszystko przekazał mi wprost do umysłu Księżyc. Mówiłam słowo w słowo, to co on mi kazał, czym najwyraźniej zaskoczyłam wszystkich w tym pokoju. A później stwierdziłam, że skoro już są tak zszokowani to jeszcze odrobina dziwnych informacji im nie zaszkodzi więc znów zaczęłam mówić. - Z kolei ja, jako Panienka Wiosna, przychodzę do was Ariso i Liraianne z pytaniem czy zechciałybyście zostać moimi dwórkami. Zapewni wam to wieczne życie i wieczną młodość, lecz będziecie musiały się starać, by godnie sobą mnie reprezentować. Obecna tutaj Tamala, zgodziła się zdecydować czy zostanie moją dworką, dopiero za dziesięć lat, wiec czas macie nieograniczony, lecz pamiętajcie, w jakim momencie się zdecydujecie, takie pozostaniecie już na zawsze.
Nie byłam pewna, czy dobrze przekazałam swoje informacje, lecz starałam się roztaczać aurę władczości, jak na Królową Wiosny przystało. Na szczęście nie udało mi się tym przytłoczyć Pendragona, bo już po chwili się odezwał i powiedział:

Pendragon

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Jak się okazało był to Lucas. Nie umiałem się na niego gniewać...
- No widzisz, a ty się dziwiłeś, że ciągle o niej myślę i chcę mieć przy sobie- zażartowałem.
-Oj tak. Ale teraz możecie wrócić spokojnie do szkoły. Gdyby coś się działo to cię wezwę.
-Tak jak wtedy?
-Tak. Wiem, że to dociera.- uśmiechnął się. Arisa nadal mu się bacznie przyglądała.
-Chyba coś nie wierzysz kochanie, że już z nim wszystko w porządku.- zacząłem i objąłem ją delikatnie mocniej.
-Na pewno wszystko w porządku?- zapytała niedowierzająco.
-Na pewno panienko.
-Przestań się tak do mnie zwracać. To dziwne. Nie możesz mówić mi po imieniu?
-Nie mogę.
-Nie no. Jesteś uparty jak Pendragon.
-Nie wiesz pani jaki on jeszcze potrafi być uparty. Oj nie wiesz...
-No coś już tam wiem.- odparła spoglądając na mnie wymownie.
-Czyli wracamy.- ściąłem temat.
-Tak. Wracacie a ja zostanę i przypilnuję wszystkiego.
-Nie chcesz iść z nami?- zachęcała go Arisa.
-Teraz to tutaj jest lepiej niż tam panienko. Oczywiście według mnie.
-A ten swoje.- mruknęła ukochana i parsknęliśmy śmiechem. Gdy skończyliśmy oznajmiłem z uśmiechem
-Idziemy szukać Liranne i tobie coś do jedzenia, bo jak Mooni jest w kuchni to może nic nie zostać ciekawego.
-Nie jest takim głodomorem.- broniła go elfka.
-Tsa... Ale wszystko co najlepsze wyniucha na kilometr.

Ruszyliśmy w trójkę do jadalni ale nikogo tam nie było. Natomiast z kuchni było słychać śmiechy Liranne i trzaskanie garnkami.
-Mówiłem... To coś wszystko wyniucha.
-Jeszcze nie wiadomo.
Ruszyliśmy do kuchni. Za drzwiami malował się zabawny widok. Kucharki próbowały złapać gryfa ale im to nie wychodziło, bo był dla nich za szybki. Liranne siedziała na jednym ze stołów i opychała się tostami, których wciąż przybywało. Śmiała się z prób ucieczek Mooniego wraz z gigantyczną makrelą.
-Mówiłem, że wyniucha.- walnąłem z uśmiechem wskazując na gryfa.
-On mnie przeraża.- roześmiała się Arisa. Szybko wszyscy się zorientowali, że jesteśmy w kuchni i zamarli w bezruchu.
-Ja tylko po moje zguby.- walnąłem z uśmiechem
-Już idę!- krzyknęła mała łapiąc tosty. Mooni odłożył delikatnie rybę i też podszedł.
-Teraz śmierdzisz wędzoną rybą.- mruknąłem.
-To go znowu wykąpiemy!- uradowała się Liranne.
-O nie...- jęknął gryf i wyszliśmy z kuchni.
-No to wracamy.
-To dobrze, że nie zdążyłem nic zjeść.- wypiął dumnie pierś.
Wsadziłem Liranne wraz z tostami na ptaka i ruszyliśmy w czwórkę w kierunku najszerszego korytarza. Tam szybko otwarłem portal i wylądowaliśmy w moim pokoju w szkole.
-To ja pobiegnę do Tamali.- wyskoczyła mała najwyraźniej zadowolona z powrotu. Mooni pobiegł za nią, chociaż wiedziałem, że poleci na ryby.
-Boże ile on ostatnio je!- zauważyła Arisa gdy zostaliśmy sami.
-Rośnie. Jeszcze z dwa razy zmieni wielkość.
-To by dużo wyjaśniało. Ta ryba była większa od niego.
-I tak by ją zjadł.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu byliśmy sami i nie miałem żadnych obowiązków. Nie wiedziałem co zrobić.
-Więc... Co teraz?

Arisa

Kiedy już byłam pewna, że z Lucasem wszystko w porządku zajęłam się moją małą siostrą. Starałam się ją uspokoić, ale nie było to łatwe bo kiedy tylko mała na moment przestawała płakać z podziemia dochodziły okropne dźwięki i zaczynała od nowa.
- Ciii… już dobrze… jesteś bezpieczna… - szeptałam, przytulając Liranne i głaszcząc ją po głowie.
Byłam tak zajęta siostrą, że nie zwróciłam uwagi na to jak Pendragon wszedł do pokoju. Zauważyłam go dopiero kiedy podszedł i objął mnie, mówiąc
-Dziękuję. Co ja bym bez ciebie zrobił...
-E tam...
-Zabierz Liranne do swojej sypialni, a ja się resztą zajmę – poprosił - I o nic się nie martw
-Nie wiem czy powinnam zostawiać... – zaczęłam, niepewnie patrząc na Lucasa
-Nie martw się – przerwał mi - Zadbam o to. Zajmij się siostrą. Ja to ogarnę.
-Jesteś zmęczony – zauważyłam zatroskana
-To nic. Nalegam
-Ach... Niech będzie - zgodziłam się i wyszłam z pokoju, niosąc przytuloną do mnie siostrzyczkę.
Na korytarzu wszyscy nam się przyglądali. Nie byłam pewna, ale chyba widziałam w oczach mijanych osób podziw i…. strach?
Nie zastanawiałam się nad tym zbyt długo bo dźwięki z podziemi były tu jeszcze lepiej słyszalne i Liranne była bliska histerii. Szybko zabrałam ją do pokoju i położyłam się z nią na łóżku. Mała płakała jeszcze długo popłakiwała przytulona do mnie.
W między czasie do pokoju wrócił Pendragon. Widziałam, że jest bardzo zmęczony. Chłopak położył się z drugiej strony Liranne i przytulił ją. Nie zdążył jednak nic więcej zrobić bo natychmiast zasnął. Mała czując nas z obu stron chyba wreszcie uwierzyła, że jest bezpieczna bo zaczęła się z wolna uspokajać. W końcu również zasnęła wyczerpana przeżyciami dzisiejszego dnia.
Tylko ja nie mogłam zasnąć i w sumie trudno się dziwić skoro przespałam cały dzień. Przez kilka godzin patrzyłam na moją małą siostrzyczkę i ukochanego wampira. Oboje byli mi najbliżsi i czułam, że zrobiłabym wszystko żeby byli szczęśliwi. Rozmyślałam tak aż wreszcie nad ranem zmorzył mnie sen.
Obudziło mnie pukanie… w okno? Wstałam zaskoczona i zobaczyłam Mooniego, który cały czas stukał dziobem o szybę. Szybko otworzyłam okno.
- Ciszej bo obudzisz Liranne i Pendragona – upomniałam go szeptem kiedy już był w pokoju
- Przepraszam, ale musiałem sprawdzić co z wami – usprawiedliwił się – Dopiero chwilę temu dowiedziałem się co się stało i…
- Już wszystko dobrze – przerwałam – Ale Pendragon jest wykończony, a Liranne uspokajałam przez kilka godzin bo była przerażona tym co się stało. – Mooni ze zrozumieniem pokiwał głową.
- Ale jak ona się dostała do Podziemi? – zapytał
- Nie mam pojęcia – przyznałam
Moonolight zamyślił się i już miał coś powiedzieć kiedy z łóżka dobiegł nas szept Liranne
- Ścigałam ptaka i nie patrzyłam dokąd biegnę – powiedziała mała, a po jej policzkach popłynęły łzy – Kiedy się zorientowałam gdzie jestem i zobaczyłam tego stwora chciałam uciec, ale było za późno – relacjonowała dalej – Potwór mnie zauważył i zaatakował, a wtedy pojawił się Lucas… - urwała i rozpłakała się na dobre
Przytuliłam ją i zaczęłam uspokajać. Dzięki pomocy Moonolighta poszło mi znacznie lepiej niż w nocy. Liranne uspokoiła się całkowicie i gryf zabrał ją na śniadanie.
Ja zaś zostałam w pokoju z ukochanym. Położyłam się obok niego i przytuliłam czule. Chłopak objął mnie przez sen i leżeliśmy tak przez dłuższą chwilę.
Niestety tą przyjemną chwilę zakłóciło pukanie do drzwi. Chciałam szybko wstać i otworzyć drzwi tak żeby Pendragon się nie obudził, ale mi nie wyszło. Pukanie bowiem było na tyle głośne i natarczywe, że chłopak zerwał się na równe nogi.
- Co się dzieję? – zapytał zdezorientowany
Chyba mu się coś śniło bo wyglądał na lekko spanikowanego.
- Spokojnie, wszystko w porządku – powiedziałam z łagodnym uśmiechem, a potem otworzyłam drzwi. Za nimi stał Lucas.
- Witaj panienko – powiedział i ukłonił się
- Dzień dobry, jak się czujesz? – zapytałam, przyglądając mu się
- Już w porządku – powiedział z uśmiechem – Ale to tylko dzięki pani
- No widzisz, a ty się dziwiłeś, że ciągle o niej myślę i chcę mieć przy sobie – zażartował Pendragon, obejmując mnie

Pendragon


Niestety z Arisą wygrać się nie dało. Szybko rozgryzła, że jestem zmęczony. Na dodatek nie wiedziałem o jakim wampirze czytałem z gwiazd... Ciężka sprawa. Ukochana zaciągnęła mnie do łózka a ja zasnąłem jak po narkozie a nawet szybciej.
Obudziły mnie trzaski z... zaraz. Z Podziemi! kogo walnęło i tam poszedł?! Przecież każdy wiedział co tam siedzi.
Wyskoczyłem z łóżka nadal zmęczony i z rozmachem otwarłem drzwi od pokoju. Miałem nadzieję, że zaraz ktoś mi wszystko wyjaśni i się nie pomyliłem. Zrobiła to jedna z krzątających się kobiet.
-Och wybacz Panie, że cię obudziłyśmy.
-Co się dzieje?- zapytałem zdziwiony.- Ktoś był w podziemiach?
-Panie... Mała panienka Liranne przebudziła się prawdopodobnie i...
-I?
-I tam zawędrowała.
-Że co?!
-Lucas pierwszy zorientował się, że coś jest nie tak i za nią ruszył. Teraz...
-Teraz?- byłem coraz bardziej wkurzony.
-Panienka Arisa jakoś oszukała Loriza i uciekli stamtąd.
-Ale są cali?
-Panienki tak ale Lucas nie do końca.
-Gdzie oni są?- zapytałem ale nastała cisza. Widziałem, że kobiety bały się mojej reakcji- Spokojnie. Nie gniewam się.
-Panna Arisa postanowiła sama zająć się Lucasem. Nie dała nam się zbliżyć.- szepnęła kobieta spuszczając wzrok.
-A Liranne?- dopytywałem coraz bardziej rozdrażniony.
-Jest z nimi w twojej sypialni Panie.
Słysząc tą odpowiedź puściłem się biegiem we wskazane miejsce. Zamiast wparować z impetem tak jak wypadłem z poprzedniej sypialni, wślizgnąłem się bezszelestnie. Na łóżku spał Lucas, nadal był w zakrwawionym ubraniu a obok moja ukochana uspokajała siostrę. Dźwięki nadal dochodzące z podziemia przerażały ją.
-Dziękuję.- szepnąłem obejmując Arisę- Co ja bym bez ciebie zrobił...
-E tam...
-Zabierz Liranne do swojej sypialni a ja się resztą zajmę. I o nic się nie martw.
-Nie wiem czy powinnam zostawiać...- zaczęła ale jej przerwałem
-Nie martw się. Zadbam o to. Zajmij się siostrą. Ja to ogarnę.
-Jesteś zmęczony.
-To nic. Nalegam.- ciągnąłem.
-Ach... Niech będzie.- szepnęła i zabrała siostrę z pokoju.
Przebrałem Lucasa w czyste ubrania. Najwidoczniej przespałem całe leczenie. Naprawdę nie wiem co bym zrobił bez Arisy... Załatwiłem mu najlepszą opiekę w pałacu i ruszyłem na dół. Dźwięki wcale nie były takie, jakie chciało by się słyszeć. Było wręcz przeciwnie. Przypuszczałem, że Loriz będzie wściekły ale nie aż tak. Widocznie jasna magie działała na niego jak płachta na byka. No ale on nienawidził jakiegokolwiek światła.
Ruszyłem szybko za głosami. Wiedziałem, że kiedyś będę musiał się z tym czymś spotkać ale to nie był zbyt dobry moment.
Na pierwszy rzut oka mogłem stwierdzić, że potwór był z rodziny Tiamathowatych więc nie ciekawie wyglądało. Kilkadziesiąt rzędów ostrzejszych niż brzytwy zębów, brzydka obudowa na dodatek nieźle uzbrojona... i duża moc.

http://alldisciples.ru/uploads/Disciples_2/Pictures/Race/demons/support/tiamat_portret.gif

Perfekcyjna wredota nienadająca się do życia nigdzie indziej niż w zamkniętych podziemiach. nie szło go nigdzie indziej zakwaterować. Pilnował rdzenia. Tylko do tego się nadawał.
Ale jak to coś uspokoić?!
W końcu stwierdziłem, że trzeba wpuścić kilkanaście dużych demonów o mniejszej wadze, żeby się zabawił. Był już tak rozjuszony, że inaczej by się pewnie nie udało. Kazałem przyprowadzić odpowiednie stwory i wpuściliśmy je do Loriza. Wiem, że to nie było zbyt dobre rozwiązanie ale tak już jest. Często trzeba coś poświęcać. Plan na szczęście wypalił. Zwierze zaczęło ucztować a następnie zasnęło. Miałem spokój.
Zablokowałem wejście najsilniejszymi zaklęciami aby znów nikt nie wszedł do środka bez mojej wiedzy i udałem się znów do Lucasa.
Na szczęście nadal spał, więc udałem się do kochanych elfek.
Leżały obie na łóżku a Liranne wciąż płakała. Wślizgnąłem się obok niej. Nie miałem na nic siły. Zbyt wiele nerwów kosztował mnie dzisiejszy dzień. Zanim mała się uspokoiła to zdążyłem zasnąć przytulony do niej jak do mięciutkiej podusi.



Arisa

Po tym jak Pendragon i Liranne odprowadzili mnie do pokoju i poszli poszaleć ja niemal natychmiast zasnęłam. Nie wiem czemu byłam taka zmęczona…
Obudziłam się po kilku godzinach ze zdecydowanie lepszym samopoczuciem i nastawieniem do świata. Ledwo wstałam z łóżka i się ubrałam ktoś zapukał do pokoju. Była to ta kobieta, która rano pytała mnie co zjem na śniadanie.
- Słucham? – zapytałam uprzejmie, zdziwiona jej przyjściem
- Pan prosił żeby panienka to dostała kiedy wstanie – powiedziała kobieta, kłaniając się i nie wiadomo skąd wyciągnęła tacę z jedzeniem – Smacznego – powiedziała, podając mi tacę
- Dziękuje – powiedziałam z uśmiechem. Przypomniałam sobie, że Pendragon rzeczywiście coś dla mnie zamawiał, a właśnie gdzie on jest…?
- Pan cały czas bawi się z małą panienką na zewnątrz – odezwała się nieśmiało kobieta
- Och.. yyy.. dziękuje – mruknęłam zaskoczona i zakłopotana, że ktoś mi czyta w myślach
- Czy mogę odejść panienko?
- Oczywiście – powiedziałam
Kobieta odeszła, a ja wróciłam do pokoju i zabrałam się do jedzenia. Kiedy skończyłam posiłek wstałam żeby odłożyć tacę. Nie doszłam daleko bo zrobiło mi się słabo i musiałam z powrotem klapnąć na łóżku.
Po chwili zawroty głowy minęły, a do pokoju wślizgnął się Pendragon
- Już jestem kochanie - szepnął
- Jak było? – zapytałam cichutko
- Jezu...- jęknął, widząc mnie  - Co ci jest? Powiedz. Ja... ja...- urwał, był naprawdę przerażony
- Spokojnie. Dopiero wstałam i jestem po zamówionym posiłku – uspokoiłam ukochanego
- Przeraziłaś mnie...- szepnął i pocałował mnie namiętnie.- Zaraz... Ale placka jeszcze nie było – powiedział z zawadiackim uśmiechem
- Weź się!- walnęłam go w ramię - A ty tylko o jedzeniu myślisz?
- Szczerze? – zapytał z błyskiem w oku
- A jak inaczej?
- Myślę jak przeżyję z tobą noc, skoro zaczynasz nabierać odpowiednich kolorów, wrócił ci apetyt i co ważniejsze, przespałaś cały dzień – wypalił
- Oj tam oj tam...
- Chyba już wymyśliłem.
- Hę? – zapytałam zaintrygowana
- Schowam cię w sercu!- zawołał z promiennym uśmiechem i pocałował mnie czule.
- A gdzie jest Liranne? – zapytałam kiedy już się od siebie oderwaliśmy
- śpi bezpiecznie w moim pokoju – zapewnił mnie
- W porządku. W takim razie co robimy?
- Hmmm… już chyba wiem – powiedział i wziął mnie na ręce.
Nie protestowałam bo byłam bardzo ciekawa co dalej zrobi. Chłopak tymczasem otworzył okno za pomocą magii i zgrabnie przez nie wyskoczył. Wtuliłam się w niego mocniej, ale nie bałam się, że cos nam się stanie. Ufałam ukochanemu.
Wylądowaliśmy tuż pod jakimś lasem i Pendragon puścił się biegiem w stronę jakiegoś wzgórza. Po jakichś kilkunastu minutach dotarliśmy na sam szczyt i Pendragon postawił mnie na ziemi. Chyba był zmęczony całodzienną zabawą z Liranne bo inaczej w życiu by mnie nie wypuścił jeślibym go o to nie poprosiła.
- Popatrz w niebo – szepnął mi do ucha ukochany
Posłuchałam go i aż westchnęłam z zachwytu. Zobaczyłam prawdziwą zorze polarną!
http://cdn14.podroze.smcloud.net/t/image/thumbnails/126245/zorza_polarna_w_laponii_590x443_crop_rozmiar-niestandardowy.jpg
- Jaka ona cudna – westchnęłam z zachwytem
- Wiedziałam, że ci się spodoba – Pendragon przytulił mnie i widziałam, że jest szczęśliwy
- Ale przecież to takie rzadkie zjawisko – zauważyłam – Skąd wiedziałeś, że akurat dzisiaj będzie można ją zobaczyć?
- Kochanie tu to jest na porządku dziennym – wyjaśnił
- Naprawdę?
- Naprawdę – powiedział i pocałował mnie
- A to też jest na porządku dzienny? – zapytałam, wskazując ręką na niebo kiedy się ode mnie odsunął. 
Chłopak spojrzał na niebo zaskoczony pytaniem i znieruchomiał
 http://republika.pl/blog_ia_4035498/5421623/sz/pobliska2.jpg
- To… to… wyrocznia – wyszeptał
- Co?
- Tutaj nie ma osób z takimi zdolnościami jak twoje – wyjaśnił mi szeptem – Mamy tylko gwiazdy wyrocznie, które pojawiają się przed tym komu mają przepowiedzieć przyszłość
- A nam co teraz przepowiadają? – zapytałam szeptem
- Nie wiem dokładnie, ale… - zastanowił się chwile – Widzę tu ciebie z jakimś innym wampirem… nie wiem co robicie… - urwał bo gwiazdy nagle się rozpłynęły
- To chyba wszystko co mogliśmy zobaczyć – uśmiechnęłam się
- Chyba tak – powiedział i ziewnął
- Wracajmy, jesteś zmęczony – powiedziałam, czule gładząc ukochanego po twarzy
- To nic takiego…
- Przecież widzę – powiedziałam – Wracajmy    
Pendragon wreszcie ustąpił i wróciliśmy z powrotem do pałacu. Kiedy znaleźliśmy się w naszym pokoju prawie siłą zaciągnęłam Pendragona na łóżko. Chłopak był tak zmęczony, że ledwie dotknął głową poduszki już spał.
Otuliłam go troskliwie kołdrą, a potem pomyślałam, że zajrzę zobaczyć czy Liranne dalej śpi. Wyszłam cichutko z pokoju i poszłam w kierunku sypialni w której miałam zamiar znaleźć siostrę. Jednak Liranne w pokoju nie było. Zastałam w nim tylko rozkopaną pościel i ślady pierza…. Gdzie ona mogła być?
- Liranne! Liranne! – zawołałam, wychodząc z powrotem na korytarz
- Panienko! – odwróciłam się i zobaczyłam znajomą, niską kobietę – Panienko, pomóż! – zawołała, była przerażona
- Co się stało?
- Pani siostra wypuściła Loriza z podziemia!
- Kogo?
- Loriza. To jeden z potężniejszych potworów w Piekle
- Co? Ale jak?! – przeraziłam się
- Nie wiem dokładnie – kobieta spuściła głowę
- Ale gdzie jest Liranne? – zapytałam
- W podziemiu razem z Lucasem – powiedziała – Oni…
- Zostań tu – przerwałam jej i pobiegłam w stronę podziemi
Kiedy zeszłam w głąb ogromnego tunelu usłyszałam krzyki i ryk potwora. Pobiegłam w kierunku z którego dobiegały i znalazłam półżywą ze strachu Liranne skuloną w kącie oraz rannego Lucasa walczącego z potworem.
Szybko otoczyłam oboje tarczą ochronną po czym cisnęłam piorunem kulistym w potwora. Udało mi się go ogłuszyć. Kazałam Liranne biec szybko na górę, a sama pomogłam Lucasowi, który ledwo trzymał się na nogach.
- Uciekaj panienko – szepnął łamiącym się głosem
- Nie ma mowy. Nie zostawię cię – powiedziałam stanowczo i dalej pomagałam wampirowi
W końcu udało nam się wydostać z podziemi.
Zabrałam Lucasa do pokoju Pendragona i położyłam na łóżku na którym godzinę wcześniej spała Liranne. Nie zważając na protesty Lucasa zaczęłam go opatrywać. Niektóre rany były jednak bardzo poważne i musiałam się nieźle namęczyć żeby je zagoić. W końcu jednak Lucas spał spokojnie, a po jego obrażeniach nie został nawet ślad.

Pendragon

Większej gafy strzelić nie mogłem... Sam nie wiem dlaczego ostatnio zapominam o takich sprawach. Może to dlatego, że nie mogę się nacieszyć gośćmi? Może... Ale kto to wie?...
-A więc skarbie, skoro nie jesteś głodna, to razem z Liranne zaprowadzimy cię z powrotem do sypialni.
-Ale naprawdę...- nie dałem jej skończyć.
-Spokojnie. Już teraz nikt ci nie będzie przeszkadzał. Ty będziesz odpoczywać cały dzień a my będziemy wariować na całego.
-Ale...
-Nie martw się, nic jej się nie stanie.
-Ach... Z wami...- mruknęła.
-Och! Przepraszam panienkę za zwłokę. Co panienka sobie życzy na śniadanie?- zapytała kobieta wchodząc prawdopodobnie po pusty talerz Liranne.
-Nie jestem głodna.- odpowiedziała moja ukochana.
-Filiżankę zielonej herbaty i pomyślmy... lekką sałatkę, najlepiej tą co była przedwczoraj ale bez... sama wiesz czego, nie za mocno spieczone grzanki i to coś. Co to było...- powiedziałem do kobiety.
-Wiem o co panu chodzi, proszę się nie martwić.
-Świetnie!- ucieszyłem się.- To jak Arisa zgłodnieje przyniesiesz jej na początek do łóżka, bo ja się nie wyrobię, a potem przyrządzisz to cudowne ciasto.- rozmarzyłem się. To ciasto było po prostu cudowne... Jedyne ciasto z owocem granatu o jakim słyszałem.
-Oczywiście. Coś jeszcze?
-Tak. Odpocznij sobie.- posłałem kobiecie uśmiech a ona go odwzajemniła, skłoniła się i wyszła.
-Nie uważasz, że to za wiele?- zapytała ukochana.
-Nie. Mówiłem, że was będę rozpieszczał.- cmoknąłem ją.
***

Odprowadziliśmy Arisę do pokoju i zadbaliśmy o to żeby nikt jej nie przeszkadzał. Następnie udaliśmy się na plac zamkowy gdzie wcześniej Lucas zwabił nam Moonlighta... rybami! Po prostu cudownie... Gryf śmierdział tym tak, że nie można było wytrzymać.
-A więc- zacząłem szeptać Liranne do ucha- ja zmoczę mu skrzydła wodą z fontanny i zamrożę tak żeby nie mógł latać a ty pomożesz mi go złapać i zaś wykąpać, ok? Nie powinien stawiać oporu.
-Zgoda.
Tak jak planowaliśmy, tak zrobiliśmy. No ... nie do końca tak, bo gdy unieruchomiliśmy mu skrzydła, to śmierdziel jak najszybciej mógł przeskoczył mur odgradzający plac i ruszył do lasu. Przy okazji jeszcze ochlapałem Liranne niechcący delikatnie wodą.
-Wychodzi na to, że będziemy musieli kontynuować pościg w lesie.- zauważyła elfka.
-Chyba tak...- mruknąłem
-Ale jak go znajdziemy? Przecież on i woda to jak pies z kotem.
-On i kąpiele. Wodę lubi bo w niej są ryby.- powiedziałem i roześmialiśmy się.- Chodź. Może złapiemy go z góry.
-Z góry?- zdziwiła się.
***
-To śmierdzi bardziej niż Mooni.- zauważyła Liranne spoglądając na stwora.

http://www.dziuplatropicieli.pl/uploads/warszawa/bazyliszek2.jpg

-Mimo to jednak, jest lepsze niż niejeden pies tropiący.- odparłem i wsadziłem małą na grzbiet zwierzaka.- A tak w ogóle ma na imię Telimena. Jest najspokojniejsza.- na potwierdzenie słów zwierze zaskrzeczało.
-Jest straszne!
-Tylko źle wygląda. Trzymaj się mocno, bo szybciej biega niż lata. Jak jej się zachce oczywiście.- szepnąłem i klepnąłem stwora, który ruszył pędem do lasu. Na szczęście miała wenę. Ja natomiast zabrałem innego przedstawiciela gatunku Turikiti i popędziłem za nimi.
Po kilkunastu minutach Liranne i Telimena cudnie pędziły wymijając drzewa, jakby robiły to już od kołyski.
-I jak?- zapytałem doganiając je.
-Cudownie!
-No to go okrążymy. Pamiętaj, że masz być ostrożna.- upomniałem ją.- I nic nie mów Arisie, bo dopiero zobaczysz horror.
-Pewnie!
Tym razem plan na szczęście wypalił. Usidliliśmy go nad strumieniem przecinającym las. Stworzyłem dość dużą dziurę obok i pokryłem jej dno warstwą kamienia, aby nie przepuszczała wody. Mała siedziała wtedy na gryfie i pilnowała za pomocą mocy, żeby nie zwiał a Turikiti pluskały się w wodzie łapiąc ryby. -Będę miał do nich wstręt, chyba do końca życia...- Następnie wyczarowałem mydło, szampon i gąbki i zabraliśmy się za mycie śmierdziela. Tyle, że on się nie dawał i to my byliśmy początkowo w pianie a nie on. Elfka miała mnóstwo radości a o to przecież chodziło.
W końcu jednak Mooni był czysty.
-Jeszcze dziób.- walnąłem z uśmiechem.
-Proszę, nie...- jęknął zrywając się ale go złapałem. Wtedy Liranne... umyła mu dziób szczoteczką.
-Teraz pachniesz lepiej niż rybą.- uśmiechnęła się do niego zadowolona.
-Wy... Nienawidzę mięty! Paskudztwo!- zaczął nawijać a my niemalże pokładliśmy się ze śmiechu.
-A jak inaczej chciałeś spać w sypialni?- zapytała go elfka.
-To lepiej wracajmy...- mruknąłem zanim gryf się połapał.
Zdążyliśmy wsiąść na Turikiti i zacząć wiać przed nim. Teraz to on nas gonił a Liranne miała aż łzy w oczach ze śmiechu.
***

-Co teraz?- zapytała gdy staliśmy w ogrodzie, wyplątując pióra z włosów po "napaści".
-Hmm... Może chcesz pobawić się z psami?
-Masz psy?- zdziwiła się.
-No nie do końca.
-No to jak chcesz to zrobić?
-Mam Cerberki.
-Co masz?
-Trzygłowe szczeniaki.
-Cudnie!
Poszliśmy więc do szczeniaków. Znów spędziliśmy mnóstwo czasu wspaniale się bawiąc. Mimo, że były małe, potrafiły ją tak omotać, że Liranne była cała w ślinie. Ale to też jej się znudziło.
Poprzeczka szła do góry...
***

-To może...- zacząłem niepewnie pomagając jej się wytrzeć z lepkiej mazi.
-Może co?
-Boisz się pająków?
-Yyy...
-A węży?
-Znaczy...
-To nic, bo ich nie będzie.- walnąłem z uśmiechem.
-Wariat jesteś.
-Polecam iść łapać świetliki na łące, bo zmierzcha.
-Ale to nudne jest.
-A widziałaś jakie świetliki będziemy łapać?- zapytałem z zadziornym uśmiechem na ustach.

-Nie mówiłeś, że będziemy latać na smokach i gonić świecące ptaki!- piszczała uradowana.
-Pamiętaj, że lądujesz na łące a nie w lesie!- upomniałem ją.
-Pewnie! Patrz!- wskazała na złotego.
-Rzadkość, dasz radę? Podejmiesz się?- zachęciłem ją.
-Zbieraj po mnie kurz!- krzyknęła i zapikowała uganiając się za złotą poświatą.
Po długim czasie w końcu złapała swego pseudo świetlika i zakończyliśmy zabawę. Zanim odprawiłem smoki, mała leżała zwinięta w kłębek na miękkiej trawie, nie wypuszczając jednocześnie ptaka z rąk.
Zabrałem ich oboje do własnej sypialni i otuliłem kołdrą. Najwidoczniej musiała uśpić swoją zdobycz, gdyż ptak spał razem z nią. Wyglądali przecudnie...
Postanowiłem wrócić do pokoju.
***

-Już jestem kochanie.- szepnąłem wchodząc po cichutku.
-Jak było?- zapytała ciszej ode mnie.
-Jezu...- jęknąłem widząc ją.- Co ci jest? Powiedz. Ja... ja...- byłem przerażony. Była jak dla mnie zbyt blada.
-Spokojnie. Dopiero wstałam i jestem po zamówionym posiłku.- zaczęła się rozpromieniać.
-Przeraziłaś mnie...- szepnąłem i pocałowałem ją namiętnie.- Zaraz...- oblizałem się- Ale placka jeszcze nie było.
-Weź się!- walnęła mnie w ramię- A ty tylko o jedzeniu myślisz?
-Szczerze?
-A jak inaczej?
-Myślę jak przeżyję z tobą noc, skoro zaczynasz nabierać odpowiednich kolorów, wrócił ci apetyt i co ważniejsze, przespałaś cały dzień.
-Oj tam oj tam...
-Chyba już wymyśliłem.
-Hę?
-Schowam cię w sercu!- walnąłem promiennie i wpiłem się w jej usta. Chyba pocałunek jej się spodobał, bo nie uciekała.