Pendragon

Ciemność. Nieprzenikniony mrok spowijał jakieś pomieszczenie, a ja nie wiedziałem nawet gdzie jestem. Nie zdążyłem się jednak nad tym dobrze zastanowić, gdyż kątem oka zauważyłem ruch. Szybko spojrzałem w tamtym kierunku, ale niczego tam nie było. Wtedy jak na zawołanie ten sam kształt mignął mi z drugiej strony. Gdy jednak tam spojrzałem sytuacja się powtórzyła. Nie wytrzymałem i puściłem falę ognia w cztery kierunki sali tak by rozjaśniły wnętrze. Sala okazała się gigantyczna, a właściwie to chyba się nie kończyła. W odległości jakichś sześćdziesięciu metrów przede mną stała sobie jak gdyby nigdy nic jakaś postać.
- No widzisz...- wychrypiała charkotliwie zniekształconym głosem lecz wciąż szło się domyślić, że to mężczyzna - Mówiłem, że nie odpuszczę...
- Kim jesteś? – spytałem,wręcz automatycznie rozglądając się za jakimiś pułapkami lub czymś w tym stylu, ale nic nie znalazłem.
- Spokojnie. Jesteśmy sami. U mnie.
- U ciebie?
- Tak... Bo widzisz, pominąłeś maluteńki szczegół.
- Szczegół? Czy ja cię w ogóle znam?- zdziwiłem się.
- Ha ha ha... Śmieszne. Widzisz jak mnie okaleczyłeś? Nie mam skóry nigdzie! Rozumiesz?! Nigdzie! Ale przecież jesteś mój... Tylko mój!
- Ty mi się śnisz, a poza tym jestem przemęczony. To tłumaczy twoją obecność. Ciekawe skąd cię wytrzasnęła moja podświadomość.- zamyśliłem się.
- Podświadomość! Ha ha! Wolne żarty... W czasie snu jesteś mój! Nie sprawdziłeś czy nie zabezpieczyłem się przed śmiercią i jak widzisz nadal żyję. Prawie. I odbiorę cię każdemu.
- Cholera...- zakląłem, domyślając się kogo moja podświadomość wytworzyła.
- Nie klnij to do ciebie nie podobne. Nie w "snach". Trzeba było zabrać mi amulet Leternis. Ale ty na to nie wpadłeś. Poczekaj aż zbiorę siły... Odbiorę ci co moje i dostaniesz za swoje, a zaś... zabawimy się.
- Nie rozśmieszaj mnie. Jesteś tylko nędznym wytworem mojej wyobraźni.- odparłem, a facet zaczął się zbliżać. Gdy podszedł na dwa metry doznałem szoku.- Uuu... A więc aż tak cudnej wyobraźni to nie mam skoro jesteś bez skóry. I ubranie masz takie nijakie...- zacząłem go drażnić.
- Skóra odrośnie, a ubranie... hm. Znajdę lepsze.
- Wybacz, ale jestem zajęty. Mam sprawę, która nie może czekać. Szczególnie nie mogę tracić czasu na gadanie z kimś kto nie istnieje - powiedziałem stanowczo, cofając się.
- Nie istnieję?! Ja ci dam!! - wrzasnął po czym poczułem straszny ból na wewnętrznej stronie dłoni. Ku memu zdziwieniu... naprawdę coś na niej było, jednak przy gasnących już płomieniach nie miałem ochoty się przyglądać.
***

Obudziłem się cały zlany potem. Krzyk zamarł mi w gardle, a dłoń bolała niesamowicie. Tuż obok mnie siedziała Arisa.
- Spokojnie to tylko zły sen.- uspokajała mnie, gładząc po policzku.
- Przerażający koszmar. Ał!
- Och wybacz ja...- zaczęła, ale jej przerwałem.
- To nie twoja wina. Strasznie boli mnie dłoń... Cholera!!! - zakląłem głośno.
- Ciii... Obudzisz małego.- upomniała mnie elfka.- Co ci jest?
- Nie wiem.- mruknąłem, pokazując jej dłoń.
Na jej wewnętrznej stronie malowała się duża czarna plama, a każde, nawet najdelikatniejsze dotknięcie sprawiało niesamowity ból.
- Boże, skąd ty to masz? - zdziwiła się.
- Ze snu.
- Jak to ze snu?
- Śnił mi się... i... ach...- wyjąkałem i otarłem zdrową ręką czoło.
- Kto ci się śnił? Przecież sen nie zadaje obrażeń fizycznych.
- Ksawier. Wiem, może to przez tego demona, ale on twierdził, że wróci po to co jego, że go popamiętamy, że mnie zabierze. A gdy nie wierzyłem zrobił to - wskazałem na rękę.
- To niemożliwe.
- Nie wiem. Jesteś już po śniadaniu?
- Tak. Twoje i chłopca jest tutaj. Zaraz ci podam.
- Nie nie nie. Zapakuj mu coś smacznego i ruszamy. Nie mamy czasu do stracenia.

Podczas gdy Arisa pakowała niezbędne rzeczy do podróży, ja zająłem się dłonią, końmi i demonem. Najgorzej było z dłonią. Zabrałem śpiącego chłopca wraz z kocem i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Podczas krótkiego postoju ukochana chciała spróbować uleczyć mi dłoń, ale skończyło się na tym, że to "cos" zaczęło się rozrastać. Postanowiłem, że zajmiemy się tym jak odczarujemy Liranne. Teraz to ona była najważniejsza, a następny demon był tuż tuż.
Kompas wariował więc byłem pewny...

Arisa

Kiedy upewniłam się, że chłopiec mocno śpi zwróciłem sie do ukochanego.
- Ta kobieta, która go tak urządziła musiała być bez serca - westchnęłam ciężko - Jak można tak bardzo skrzywdzić małego chłopca? Co on jej niby złego zrobił?
- Nic - szepnął Pendragon - Pewnie zrobiła to dla zabawy i mały nic dla nie nie znaczył
- To straszne...
- Nie przejmuj się - pocieszył mnie - Teraz będzie z nami i nic mu się złego nie stanie. Dopilnuje tego
- W porządku, ale teraz wracasz do łóżka - powiedziałam stanowczo
- Nic mi nie....- zaczął, ale mu przerwałam
- Musisz odpocząć i bez dyskusji - ucięłam krótko
- No niech ci będzie - mruknął i wrócił do łóżka
Ledwo położył głowę na poduszce od razu zasnął. Otuliłam go kołdrą i pocałowałam w policzek. Potem wróciłam do chłopca. Leżał na samym skraju łóżka i przestraszyłam się, że zaraz spadnie. Podeszłam więc i delikatnie poprawiłam marca na łóżku. Później poszłam się położyć koło ukochanego. Nie stałam jednak zbyt długo bo mały obudził się i zaczął płakać i jęczeć. Wstałam szybko i podeszłam do niego.
- Co się dzieje kochanie? - zapytałam łagodnym szeptem, utrzymując dystans żeby go nie straszyć.
- Boli....skrzydła! - jęknął anioł
- Mogę ci ponoć jeśli chcesz - zaproponowałam
- Pomóc...? Ale....- mały patrzył na mnie na poły zdumiony na poły przerażony
- Jeśli nie chcesz to nic nie zrobię - powiedziałam łagodnie
- Nie...ja...chce....- wyjąkał
- Dobrze - położyłam mu dłonie na skrzydłach i zaczęłam uzdrawiać
Bardzo się starałam, ale nie dawało to jednak zbyt dużych rezultatów.
Chłopiec leżał na łóżku sztywny i nieruchomy. Patrząc na niego zrozumiałam dlaczego moja moc nie działa.
- Michaelu Alexandrze, musisz mi zaufać - szepnęłam - Jeśli nie uwierzysz, że chce ci pomóc nie dam rady tego zrobić.
- No, ale...
- Przecież chcesz żeby twoje skrzydła wyzdrowiały prawda? - zapytałam
- Yhy...
- Ja tez tego chce - powiedziałam z przekonaniem w głosie - Pozwól mi pomóc - szepnęłam, a w moich oczach nieoczekiwanie pojawiły sie łzy
- Pani...płacze?! - mały był w szoku - Ja myślałem, że....Dziękuje
- Za co? - zapytałam przez łzy
- Że mogę pani ufać
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
- Spróbujmy jeszcze raz dobrze!? - poprosiłam
Mały kiwnął głową. Po raz drugi przyłożyłam mu dłonie do skrzydeł i skoncentrowałam się. Jednak tym razem moja moc zadziałała i kiedy skończyłam skrzydła malca wyglądały o niebo lepiej.

Michael Alexander

Obudziłem się słysząc jakiś szept. Po głosie dotarło do mnie, że to kobieta. Przestraszyłem się i szybko otwarłem oczy. Jak się okazało, była to ta Pani, która podróżowała wraz z panem, który mnie zabrał.
- Och wybacz. Nie chciałam cię obudzić. Przepraszam.- powiedziała okrywając Pana kołdrą, po czym zaczęła zbliżać się do mnie.
- Ale... nie bij mnie pro...- zacząłem ale mi przewała.
- Nie mam takiego zamiaru, nie martw się.
- Co zrobiłaś Panowi?- zapytałem powoli zsuwając się z łóżka aby móc jak najszybciej uciec.
- To nie ja. To... znaczy... Nie powinieneś tego wiedzieć.
- Ale...- zacząłem się trząść.
- Spokojnie. Nie zrobię ci krzywdy. Chciałam ci dać jedzenie. Czekałam aż się obudzisz.- powiedziała spokojnie podając mi tacę ze stolika, na której znajdowało się coś czego nie znałem.
Chwiejnie okrążyłem ją i uklęknąłem przy łóżku Pana. Chciałem by się obudził i zabrał Panią. Złapałem go za dłoń i wtuliłem twarz w jego pierś. Chciałem aby Pani zniknęła. Jednak zanim zdążyłem zrobić coś więcej, poczułem jak czyjaś dłoń gładzi mnie po włosach.
- Mówiłem, nie bój się. Arisa może ci tylko pomóc i tak naprawdę to da ci więcej ciepła niż ja.
- Nie. Ona jest straszna!- pisnąłem.
- Dlaczego? Dała ci przecież jedzenie.
- Ale... Ona ma takie włosy jak ta pani, która...
- Która co?- wypytywał dalej ale widziałem, że jest zmęczony.
- Która mnie oddała. Ja nie chciałem tam być. Tam było tak ciemno, tak mokro. A ona zaś przychodziła i mnie...
- Ciii. Obiecałem, że ta Pani cię nie skrzywdzi i zobaczysz, że tak będzie.
- Ale...
- Żadnych ale. A teraz idź jeść a zaś zajmiemy się skrzydłami.
- Mogę?- zdziwiłem się. Nawet jak przynoszono mi coś innego oprócz chleba to nie kazano tego ruszać.
- A dlaczego nie? Zjesz co zechcesz i już.- szepnął siadając.-Idź.
Odkleiłem się od pana i powoli ruszyłem w stronę kobiety. Trzeba przyznać, że zapachy unoszące się z tacy były naprawdę nie do opisania. Po prostu brakowało mi słów. Z resztą i tak wielu nie rozumiałem. Czujny usiadłem obok tacy i czekałem aż Pani pozwoli mi jeść. Ale ona nic nie mówiła. Jakby czekała. Odezwała się dopiero po dłuższej chwili.
- Skoro nie chcesz tego, to może powiesz na co masz ochotę? Jesteś wychudzony i było by dobrze gdybyś cokolwiek zjadł.
- Pozwól mu kochanie zjeść to.- mruknął spokojnie Pan patrząc na nas.
- Co?- zdziwiła się.
- Tak.
- Ale przecież...- wyjąkała zszokowana.- Eeee... Możesz jeść.- odparła po chwili. Najwidoczniej jeszcze nigdy nie dawała nikomu na to pozwolenia.
- Dziękuję.- szepnąłem biorąc ostrożnie chleb. Była to jedyna rzecz, którą znałem. Nawet nie zauważyłem kiedy Pan znalazł się obok mnie.
- Polecam to.- wskazał na jakieś zawijane coś.
- Miałeś leżeć.- westchnęła Pani.
- E tam. Przeżyję.
Podczas gdy oni na siebie patrzyli ja zajadałem się chlebem. Dawno go nie widziałem w tak dobrym stanie. Ładnie pokrojony w... Nie wiedziałem w co.
- Co to?- zapytałem niespodziewanie.
- Chleb.- wyjaśniła pani.
- Ale... to.- wskazałem na jedną jego część.- Takie jedno coś... Co to?
- Kromka.
- Aaa...
- Nie wiesz co to jest?- zdziwiła się.
- Teraz już wiem.- uśmiechnąłem się.
- A nie masz ochoty na coś innego?- zapytała a ja zacząłem zauważać, że Pan miał rację.
- Nie. Ja zostanę z tym. A mogę jeszcze jedną?
- Wszystko co jest na tacy jest dla ciebie.
- Nie. Ja tylko chleb wezmę. Ale dziękuję.
- Nie ma za co.- powiedziała obdarzając mnie promiennym uśmiechem.
Gdy zjadłem drugą kromkę chleba, zwinąłem się w kulkę na skraju łóżka, oczywiście na tyle na ile pozwoliły mi skrzydła.
- Ariso była byś w stanie...
- Może. Ale to potrwa kilka dni.
- Dobrze. Bardzo ci dziękuję.- odparł Pan i dał Pani buziaka.
- Ble.- pomyślałem i nagle dotarło do mnie, że powiedziałem to na głos.- Przepraszam ja nie chciałem.- wyszeptałem szybko a oni tylko się cichutko zaśmiali. Potem Pan zaczął głaskać mnie po głowie a ja zasnąłem. I nie wiedziałem nawet jak ma na imię...

Arisa

Siedziałam w pokoju i kończyłam jedzenie. Martwiłam się przy tym o Pendragona. Ukochany dziwnie się zachowywał i te jego oczy! Były przekrwione i musiały go boleć. Ostatni raz widziałam wampira w takim stanie kiedy…był pod wpływem demona!
Wprawdzie Lucas był naszym przyjacielem, ale mimo wszystko kiedy wezwał Pendragona do Piekła nie było to przyjemne. Ale teraz Lucas na pewno go nie wzywał. Więc kto?
Nagle przyszła mi do głowy pewna myśl. A jeśli któreś z Wielkiej Piątki jest w pobliżu? Zerwałam się od stołu i pobiegłam do pokoju Pendragona żeby mu powiedzieć na co wpadłam. Nie dotarłam jednak do pokoju bo znalazłam ukochanego na korytarzu. Był nieprzytomny.
- Pendragon! – krzyknęłam przestraszona, klękając przy nim
Wampir oddychał, ale był wyczerpany i nie mogłam mu pomóc nawet swoją mocą. Doszłam do wniosku, że jedynym sposobem na uratowanie ukochanego będzie odnalezienie demona. A skoro ten już się o nas dowiedział i nawet zaczął działać podejrzewałam, że długo szukać nie będę.
Postanowiłam się jednak przygotować do starcia. Sprowadziłam burzę nad miasteczkiem żeby w razie czego móc z niej czerpać moc tak jak nauczyła mnie Vinara. Potem przeniosłam ukochanego do łóżka w jego pokoju i starannie zabezpieczyłam pomieszczenie żeby nic się nie stało ani wampirowi ani chłopcu śpiącemu na drugim łóżku. Kiedy wreszcie skończyłam wszystkie przygotowania zeszłam na dół do głównej izby. Tam niepostrzeżenie ustawiłam pułapki i usiadłam na fotelu przy kominku. Chciałam żeby demon myślał, że mnie zaskoczy.
Udało się. Wyczułam jego obecność zanim jeszcze go zobaczyłam. Skradał się w moją stronę, myśląc, że jest niesłyszalny. Kiedy już miał mnie złapać odwróciłam fotel i spojrzałam mu w oczy. To był Chris!
- Widzę, że panienka jest bardzo czujna – mruknął lekko zaskoczony
- Wrodzona ostrożność – odpowiedziałam lekko
- No to może teraz się jej pozbędziesz i zmienisz zdanie?
- Względem czego? – zapytałam niby to nie wiedząc o co chodzi
- Mojej propozycji – odpowiedział zniecierpliwiony – To co? Pójdziesz ze mną? Twoim towarzyszem już się zająłem i nie będzie nam przeszkadzał
- Nigdy z tobą nie pójdę – powiedziałam stanowczo – Zapłacisz za to co zrobiłeś Pendragonowi i Liranne też
- O kim ty mówisz?
- Dobrze wiesz. Kto ty jesteś? Lazarus? Maximus? Nie…- nagle mnie olśniło – Christopher!
- Brawo brawo! Mądra dziewczynka! – wykrzyknął kpiąco – Twoja siostrzyczka nie była taka mądra skoro wzięła zaklęty przedmiot
- To jeszcze dziecko! – zawołałam wściekła
- Głupie dziecko
- Jak możesz!
- Mogę – powiedział z nieprzyjemnym uśmiechem – Tak samo mogę się z tobą zabawić – mówiąc to spróbował mnie objąć, ale nie bardzo mu to wyszło
Jego ręka po prostu przeniknęła przez moje ciało.
- Co do cholery…? – mruknął zdezorientowany demon i w tym momencie moja pułapka zadziałała, a demon znalazł się na fotelu przywiązany naładowanym elektrycznie drutem – Ty !@#. Jak to zrobiłaś? Przecież…
- Nie doceniłeś mnie Chris – powiedziałam słodko – Myślisz, ze nie umiem tworzyć prostej iluzji?
- Och ty…
- Cicho bądź! – przerwałam mu ostro – Jeśli chcesz wyjść z tego cało to radzę mnie słuchać i wykonywać wszystkie moje polecenia
- Chyba śnisz…AŁA! – wrzasnął bo podniosłam napięcie i poraziłam go prądem – No dobra dobra! Będę się słuchał.
- Zobaczymy – mruknęłam – Na początek odczaruj Pendragona
- Nie
Znowu podniosłam napięcie.
- A teraz?
- Musisz mnie wypuścić żebym to zrobił
- Nadal uważasz mnie za naiwną co? – zapytałam lekko poirytowana – Rób co mówię, ale już!
Demon zaklął siarczyście, ale jego oczy na chwilę się zamgliły.
- Już – powiedział po kilku sekundach, wracając do siebie – Teraz mnie wypuścisz?
- Och, oczywiście, że nie – uśmiechnęłam się zalotnie – Teraz mój drogi czeka cię mala podróż, ale najpierw…- położyłam mu rękę na czole – Najpierw zaśniesz – dokończyłam kiedy powieki mu opadły.

Pendragon

Jadąc przez las, rozmyślałem jak przekonać anioła do Arisy. Nie była ona przecież straszna lecz wręcz przeciwnie! Tylko jak małemu to przepowiedzieć? Oto dopiero zagadka...
- A ta pani to...- zaczął niepewnie gdy byliśmy w połowie drogi w umówione miejsce.
- Arisa?
- Chyba... Będzie mnie biła?- zapytał, szokując mnie.
- Nie będzie, obiecuję. A tak właściwie to dlaczego tak się jej boisz? – zapytałem, korzystając z okazji.
- Bo... ale..
- Nic ci nie zrobię.
- Ja chcę zapomnieć.
- No dobrze. A jak skrzydła?
- Zaczynają znów boleć. A dlaczego wtedy nie bolały? Co pan zrobił?
- Ja nic. To właśnie Arisa ci pomogła. Mogę ją poprosić znów jeśli chcesz.
- Ja nie wiem.
- Na pewno cię nie uderzy.
- No dobrze. Ale będzie pan przy mnie? - zapytał przerażony.
- Będę będę. Ale teraz śpij. Musisz odpocząć.- szepnąłem mu wprost do ucha, a malec wykonał polecenie bez zarzutów
***

Ledwo wjechaliśmy, ujrzałem Arisę. Zbyt dobrze ją znałem i już na pierwszy rzut oka wiedziałem, że coś jest nie tak. Była jakby poddenerwowana.
- Coś się stało? – zapytałem, rozglądając się dookoła.
- Ech. Takie tam małe coś.- ścięła szybko.
- Coś mi się nie wydaje żeby to było "takie tam małe coś".
- Powiedzmy, że to tylko nieprzyjemne spotkanie.
- A z kim? - drążyłem dalej, widząc, że jednak sprawa nie była wcale taka błaha.
- Taki tam palant się do mnie doczepił. Ale pokoje załatwiłam. I późną kolację również.
- Rzadko wręcz nigdy nie używasz wulgaryzmów. Kto to?
- Nikt taki.
- Czyżby? – zapytałem, patrząc na nią znacząco.- Coś mi się nie wydaje.
- Chris. Nic więcej o nim nie wiem.
- Wygląd? – zapytałem, a elfka opisała mi go dokładnie, widząc, że nie odpuszczam.
- Koniec przesłuchania? – zapytała, a po chwili zaburczało jej w brzuchu.
- Tak. Odprowadzę konia i możemy iść.- mruknąłem, poprawiając chłopca w ramionach.
- Pospiesz się. Zaczekam na was.
Szybko udałem się do stajni zrobić co trzeba. Gdy wyszedłem Arisa nadal była poddenerwowana. Zanim udaliśmy się coś zjeść elfka zaprowadziła mnie do pokoju gdzie zajęliśmy się chłopcem. Ze skrzydłami było naprawdę ciężko, obawiałem się, że je straci. W końcu jednak zmęczeni znaleźliśmy się przy stole.
Przez całą kolację dziwnie się czułem. Ludzkie jedzenie co prawda wyglądało i pachniało apetycznie lecz gdy tylko chciałem coś zjeść miałem wrażenie, że zwymiotuję. Na dodatek miałem wrażenie, że ktoś nas wciąż obserwuje.
- Nie smakuje ci?
- Nie, to nie to.- mruknąłem i zamrugałem oczami, czując nietypowe swędzenie.
- Coś ci wpadło do oka?
- Nie wiem. Może. Tyle, że...
- Że? – zapytała, wkładając kolejną porcję jedzenia do ust. Ledwo co udało mi się ją uspokoić a teraz znów ją denerwowałem.- Boli cię?
- Nie, strasznie swędzi.
- Pokaż.
- Nie nie. Jedz. Poradzę sobie.
- Kochanie... twoje oczy! Matko...-  pisnęła, przyglądając mi się uważnie.
- Nic mi nie będzie, uwierz mi. Nie ma się czym martwić.
- Ależ one są...
- Może nieco zaczerwienione, ale raczej nic poza tym.- uspokajałem ją.
- Są całe przekrwione. Idź się lepiej połóż skoro nie jesteś głodny, a jedzenie dla małego przyniosę jak skończę.
- Tylko obiecaj, że mnie zawiadomisz o każdej niemiłej sytuacji jaka będzie miała miejsce dobrze?
- Ach dobrze. Tylko idź już odpocząć.-  odparła, dając mi klucz.
Pocałowałem ją i ruszyłem do pokoju. W połowie drogi do niego zaatakował mnie nagły napad silnego bólu głowy. Po nim... zrobiło się ciemno.

Arisa

Kiedy Pendragon rozmawiał z chłopcem ja zajęłam się przygotowaniem juków i siodłaniem koni. Wreszcie wszystko było gotowe i mogliśmy ruszać, ale powstał mały problem. Chłopiec za nic nie chciał jechać dalej. Zwłaszcza w moim towarzystwie. Było mi trochę przykro….ale rozumiałam, że miał straszne przeżycia i było mi go szkoda. Nie chciałam go bardziej straszyć więc nawet się nie odzywałam, a z Pendragonem rozmawiałam telepatycznie. Starałam się też trzymać jak najdalej od chłopca, ale to i tak na niewiele się zdało bo mały tylko na mnie patrząc, wpadał w panikę… W końcu uznałam, że nie ma innego wyjścia jak to żebym pojechała przodem i zniknęła chłopcu z oczu.
„Pojadę przodem na zwiad, a ty przekonaj małego do podróży” przekazałam w myślach ukochanemu
„Ale Ariso nie chcę cię narażać….” zaczął wampir, ale mu przerwałam
„Wiesz dobrze, że on pojedzie tylko jeśli ja zniknę”
Chłopak westchnął zrezygnowany.
„No dobrze, ale uważaj na siebie” powiedział w myślach
„Będę” zapewniłam, wskakując na Azulę
Pogalopowałam przed siebie. Musiałam szybko znaleźć portal do Piekła, który prowadziłby wprost do jaskini Lazarusa.
Nie można było się do niej dostać przez Piekło ponieważ Lazarus nie lubił gości i nie zamierzał respektować żadnego władcy świata w którym mieszkał. Zresztą demon opuszczał swoje leże tylko po to by trochę postraszyć ziemskie istoty więc wejście do Piekła nie było mu potrzebne.
Galopowałam przez długie godziny. Pod wieczór wjechałam do jakiegoś miasteczka. Nie było zbyt duże, ale wydawało się przytulne i bezpieczne. Postanowiłam, że to najodpowiedniejsze miejsce na nocleg. Skontaktowałam się z Pendragonem i zrelacjonowałam drogę. Jak się dowiedziałam chłopiec wreszcie się zgodził na dalszą podróż, ale tylko pod warunkiem, że mnie więcej nie zobaczy.
„Musimy uważać żebyś nie była w jego pobliżu kiedy będzie przytomny” zauważył wampir „Nie chcę żeby stracił do mnie zaufanie”
„W porządku, rozumiem”  zapewniłam go „Jak myślisz ile czasu zajmie ci dotarcie do miasteczka?”
„Jakieś cztery godziny” odpowiedział po krótkim namyśle „Mały jest słaby więc jadę bardzo wolno”
„W takim razie będę na was czekać przy bramie głównej o północy”
Pozostały mi do tej godziny czas postanowiłam wykorzystać do zrobienia podstawowych zakupów i rozpytania ludzi co wiedzą o tutejszych demonach.
Niestety niczego się nie dowiedziałam. Najwyraźniej mieszkańcy zbyt się bali by cokolwiek zdradzić…
Przed jedenastą zajechałam do gospody. Była to niewielka, ale dość przytulna chatka. Kiedy weszłam do środka powitał mnie ogień w kominku oraz woń pysznego jedzenia.
Usiadłam na jednym z foteli i niemal natychmiast podeszła do mnie gospodyni. Była to niska i pulchna kobieta.
- Dobry wieczór Panienko – powiedziała łagodnie – Czy mogę w czymś pomóc?
- Tak, chciałabym tu przenocować z przyjaciółmi – powiedziałam z delikatnym uśmiechem
– Dwa pokoje czy jeden?
- Dwa jeśli można i jeszcze prosimy o późną kolację dobrze? Bo wszyscy jesteśmy głodni
- Oczywiście – gospodyni skinęła głową – To wszystko razem będzie kosztowało sto florentów
- Ale… my nie mamy takich pieniędzy – wyznałam z wahaniem
- A jakie macie?
- Mamy...yyy…- zająknęłam się i wyjęłam z sakiewki kilka złotych monet – Mamy tylko to
- Ach…czyżby to były korony? – zapytała, a w jej oczach zabłysła czysta chciwość
- Możliwe – przyznałam - Po pani minie widzę, że będą dobrą formą zapłaty – uśmiechnęłam się – Ale prosiłabym aby z góry powiedziała Pani ile będzie nas kosztował nocleg.
- No cóż…- kobieta w skupieniu zaczęła kalkulować – W przeliczeniu to będzie… A może jednak…w sumie to czemu nie…? – mamrotała pod nosem.
Wreszcie chyba podjęła ostateczną decyzję bo spojrzała na mnie i powiedziała
- Pięćset koron i ani półgroszku mniej!
- W porządku – powiedziałam i wyjęłam większą sakiewkę
Już miałam ją podać kobiecie kiedy ktoś zawołał:
- Znowu naciągasz przejezdnych, co Misterio? – odwróciłyśmy się zaskoczone.
W drzwiach gospody stał młody, zamożnie wyglądający chłopak. W tym momencie patrzył on z pogardliwą miną na gospodynię.
- Naprawdę Ci nie wstyd oszukiwać tak piękną, młodą damę? – zapytał, cały czas patrząc kobiecie w oczy
- Ależ ona sama płaci! – oburzyła się kobieta i chciała złapać sakiewkę, ale cofnęłam rękę.
- Dlaczego uważa Pan, że zostałam oszukana? – zapytałam chłopaka
- Ponieważ zwykli przejezdni płacą 30 florentów czyli 3 korony za noc.
- Czy to prawda? – zapytałam oburzona gospodynię
- Ależ skąd! – zaprotestowała – Przecież teraz wszystko drożeje, a ja…
- Ty próbujesz wyciągnąć jak najwięcej od swoich klientów! – przerwał jej chłopak
- Oni się sami na to godzą! – wrzasnęła rozjuszona kobieta
Ale ja już miałam dość i tej kłótni i szachrajstw gospodyni. Postanowiłam dać jej maleńką nauczkę.
- W porządku – wtrąciłam zanim chłopak zdążył zripostować – Zgodziłam się na zapłacenie pięciuset koron
- No widzi Pan? – gospodyni uśmiechnęła się promiennie
- Ale moje wymagania nie są byle jakie – ciągnęłam, nie zważając na jej słowa – Pokoje mają być duże i wygodne ponieważ musimy gdzieś przechować nasze rzeczy, a mamy ich sporo – zaczęłam wyliczać – Łóżka miękkie i dwuosobowe gdyż jesteśmy zmęczeni daleką podróżą i musimy porządnie wypocząć. Posiłki mają przypominać królewskie uczty bo jak mówiłam jesteśmy głodni. A i jeszcze jedno – dodałam z czarującym uśmiechem – Wiem, że tutaj technologia nie jest zbytnio rozwinięta więc proszę aby w każdym pokoju znajdowała się balia z gorącą wodą. Czy zrozumiała Pani czego oczekuję, płacąc taką sumę?
- Oczywiście Panienko – powiedziała kobieta, ale mina jej zrzedła
- To dobrze – skinęłam głową – Teraz pojadę po moich przyjaciół. Jak wrócę kolacja ma być już gotowa.
Po tych słowach odwróciłam się i wyszłam z gospody. Dopiero na dworze zauważyłam, że chłopak wyszedł tuż za mną.
- Dziękuję – zwróciłam się do niego – Nie przyszłoby mi na myśl, że ta kobieta chce mnie oszukać, a Pan mi pomógł.
- Och, żaden Pan – chłopak machnął lekceważąco ręką - Nazywam się Chris. A ciebie jak zwą?
- Arisa – przedstawiłam się
- Ładne imię dla ładnej dziewczyny – skwitował - A Misterią się nie martw – powiedział, niespodziewanie się do mnie zbliżając - Ona oszukuje kogo tylko może i to z wielką wprawą – wyjaśnił chłopak, jednocześnie kładąc mi rękę na ramieniu – Zresztą i tak dałaś jej niezłą lekcję – uśmiechnął się z satysfakcją
- Ehhh…to prawda – przyznałam, ale nie czułam się już przy nim tak pewnie jak w gospodzie.
Był zdecydowanie za blisko. Spróbowałam się cofnąć, ale on przybliżał się do mnie coraz bardziej.
- To może dla uczczenia tego małego zwycięstwa wybierzesz się ze mną na późną kolację? – zaproponował, ale widziałam, że ma ochotę na coś więcej niż pogawędka przy kolacji.
Zaczęłam się go naprawdę bać. Było ciemno i późno, a ja byłam z nim sama w obcym miejscu. Na dodatek nie miałam jak się dalej cofać bo natrafiłam plecami na jakiś mur. I co teraz?
„Tylko spokojnie” nakazałam sobie „Nie pokazuj, że się boisz”
- Może innym razem – zasugerowałam delikatnie i starałam się wyglądać jakbym żałowała, że nie mogę z nim iść – Muszę jechać po przyjaciół inaczej na pewno nie trafią tam gdzie trzeba
- Poradzą sobie – mruknął Chris, a jego dłoń z ramienia przesunęła się na moje piersi
Nie wytrzymałam. Zamachnęłam się i wymierzyłam my siarczysty policzek. Kiedy zaskoczony chwycił się za twarz wyrwałam się i zaczęłam uciekać.
- Czekaj...AŁA! O ty !@# - zaklął bo kiedy złapał mnie za rękę poraziłam go prądem.
Nie odwracając się, żeby sprawdzić czy mnie goni pobiegłam do stajni. Tam od razu wskoczyłam na Azulę i pogalopowałam w stronę bramy głównej. Tam czekał już na mnie Pendragon ze śpiącym słodko chłopcem w ramionach.