Arlina

Super. Nie ma to jak wizje jakiejś Jasnej, mówiące o wojnie... Tylko tego brakowało! Po za tym mam wrażenie że ten jej "chłopak" ( związek Jasnej i Ciemnego? Nie mam nic przeciwko. Ale oni są odrażającą parką.) patrzył na mnie jak bym była marnym szermierzem! Też mi coś! Ja tylko dostosowałam się do poziomu jego "dziewczyny" żeby jej krzywdy nie zrobić...
-To co teraz? - spytała niespodziewanie Ever.
Już miałam odpowiedzieć, gdy poczułam olbrzymi ból w sercu. Padłam na ziemię chwytając się za serce. Przed oczami przelatywały mi wspomnienia, których nigdy nie miałam. Pierwsze wampiry świata, uciekające przed promieniami słońca. Czarodziejka, odkrywająca umiejętność przemiany w zwierzęta. Elfy składające krwawą ofiarę z ludzi. Wilkołak wyjący do księżyca. Profesor William, ukąszony przez tysiąc letnią wampirzycę...
Wokół mnie zebrał się podobny tłumek, jak przy tamtej dziewczynie.
-Arlina! - krzyczał do mnie Ever. - Co ci jest?! Też masz wizję?
-Nie - wychrypiałam po chwili. - Nic mi nie jest. To tylko...
-Należy ją zabrać do szpitala - przerwał mi Lynks. - To wygląda na ból serca. Musi zostać natychmiast przebadana.
-Ale mi nic nie jest! - odparłam, na dowód stając bez pomocy na nogach.
-To ty tak twierdzisz. Moim zadaniem jest dopilnować, by wszyscy uczniowie byli cali i zdrowi. Proszę nie karz mi zabrać cię tam siłą.
-Tylko spróbuj! - krzyknęłam, przyzywając wielką kosę, jako broń. - Podrzędny śmiertelnik nie będzie mi dyktował co mam robić - dodałam, po czym zorientowałam się co powiedziałam.
-Podrzędny śmiertelnik? - spytał tymczasem nauczyciel. - A kim ty jesteś żeby tak twierdzić?
-Ja... Ja nie wiem.
Rzuciłam się do ucieczki. Wbiegłam do labiryntu, później do jednego lasu, drugiego, trzeciego.... W końcu zatrzymałam się w Lesie Letnim. Oparłam się o drzewo... I zobaczyłam przed sobą profesora Williama! O mało nie krzyknęłam ze strachu.
-Tak myślałem że cię tu spotkam - powiedział. - Czy pamiętasz jak się po raz pierwszy spotkaliśmy?
-Oczywiście, że tak! Przecież to było w ten czwartek na lekcji!
-Czyli jednak nie pamiętasz, moja piękna Yasabel - rzekł smutnie. - Niestety będę musiał cię przebudzić.
-O czym bredzisz palancie?! - krzyknęłam gdy puściły mi nerwy. - A z czego chcesz mnie przebudzać?! Nie wydaje mi się bym lunatykowała!
Nie zdążyłam nawet zrobić uniku. Nic nie zdążyłam. Tylko poczułam jak jego kły wbijają mi się w szyję.
Teraz to co mówił, w pewnym stopniu wydawało mi się jasne. "Przebudzeniem" niektóre wampiry nazywają przemianę w wampira. Ale ja nie chcę! krzyczałam w myślach.
Lecz zamiast czuć się coraz silniejsza, do mojej głowy zaczęły wlewać się jakieś obrazy. Były podobne do tych, które miałam gdy poczułam ten potworny ból w sercu. Tylko teraz były obszerniejsze. I było ich o wiele, wiele więcej.
Byłam pierwszym w świecie wampirem, jako pierwsza musiałam znaleźć schronienie przed słońcem. Byłam pierwszą zmiennokształtną, która swoją wiedzę przekazała potomnym w genach. Byłam kobietą która wtargnęła na świętą ziemię elfów, za co została złożona w ofierze jednemu z ich bogów. Byłam wilkołakiem, jednym z setek, ściganym przez myśliwych w dniu pełni. Byłam Joanną D'Arc, prowadzącą rycerzy do zwycięstwa. Byłam Shinigamim, japońską boginią śmierci, nie znającą dobra ani zła. Byłam wampirzycą Yasabel, która przemieniła swojego umierającego ukochanego, Bonifacego w wampira...
Teraz wiedziałam. Wiedziałam już wszystko. Jestem nimi wszystkimi na raz. Istniałam od zarania dziejów. Czasami żyłam kilka, czasami kilkaset lat. Ale nigdy się nie zdarzyło bym nie istniała w tym świecie dłużej niż kilka dni. Byłam bogiem i śmiertelnikiem. Człowiekiem i nieludziem. Wróżką i nekromantką. Porządkiem i haosem. Dobrem i Złem. Królową i wieśniaczką. Cieniem i światłem. Nie byłam Ciemną, nie byłam Jasną. Byłam wszechwiedzą. Byłam mną.
***
-Masz szczęście że jestem w posiadaniu Magicznego Ognia bo już byś nie żył - wysyczałam do ucha, wciąż pijącemu moją krew, Bonifacemu. Ten w jednej chwili ode mnie odskoczył, ale nie pozwoliłam oddalić mu się na bezpieczną odległość. Złapałam go za kołnierz i uniosłam, w przypływie siły. - Czy zdajesz sobie sprawę z czym igrasz? Myślałeś że Yasabel to moje jedyne, poprzednie wcielenie? Zapomniałeś już, że i wtedy mało ci o sobie mówiłam? Czy łudziłeś się, że znów cię pokocham? Że nie miałam innych mężczyzn? Jesteś idiotą!
-Yasabel, błagam zlituj się!
Zaśmiałam się gorzko. 
-Yasabel to przeszłość. Od tamtego czasu miałam już wiele imion, a to wcale nie jest najładniejsze. Zejdź na ziemię, już nią nie jestem. Teraz jestem kimś o wiele więcej. Pamiętam wszystkie moje żywoty, nie tylko część, tak jak wtedy.
-Cóż, więc może przyłączysz się do mojego nowego pana, Pana Ksawiera?
Puściłam go i dość mało delikatnie upadł na ziemię. 
-Ksawier powiadasz? Znałam go. Piętnaście lat temu zabił niejaką Mary.
William przemkną, kojarząc fakty.
-Mam to potraktować jako odmowę? - spytał bojaźliwie.
-Tak, zanieś mu wiadomość. Wiadomość od Mary, jego córki. Powiedz mu że będę na niego czekać. Jeśli tylko zaatakuje tą szkołę. Policzy się ze mną.
-Tak pani - powiedział, rozpływając się w powietrzu.
Co za tupet. Wyzwalać moją pamięć. Trzeba być kompletnym kretynem. Teraz będę musiała zapanować nad swoimi wszystkimi, nagromadzonymi przez miliony lat, mocami. Nie zajmie mi to długo. 
Ruszyłam w kierunku szkoły, już nie jako Arlina. Od teraz jestem Minden.

Pendragon

Miałem dość. Postanowiłem jej zaufać... postanowiłem spróbować... chciałem, żeby została moją przyjaciółką. Wstałem z łóżka z zamiarem udania się po swoją własność. Elfka jdnak mi na to nie pozwalała. Stałem chwilę w oknie i rozmyślałem wszystkie za i przeciw jednocześnie rozmawiając z towarzyszką. Po chwili zszedłem z parapetu. Miałem nieodparte wrażenie, że gdybym tego nie zrobił, to Arisa załamała by się. Nie wiem dlaczego. Chciałem przecierz żeby została moją przyjaciółką. Wiem, że trudno ze mną wytrzymać ale miałem nadzieję, że ona to zrozumie. Jej jako jedynej (oprócz Moonlighta) zależało na mnie. Tak mi się wydawało. 
Tuż po zejściu z parapetu Arisa przytuliła mnie mocno. Czółem jej zapach... jej ciepło, które można powiedzieć miałem teraz w ramionach. Byłem zaskoczony. Gdy elfka to zauważyła, zarumieniła się a potem spuściła wzrok. Nie rozumiałem dlaczego. Po chwili powiedziała ciężko coś, co mnie po prostu... zabiło. W większym szoku nie byłem nigdy. Ona... ona mnie... kocha. Wszystkie myśli w jednej sekundzie wyparowały z mojej głowy. Po chwili dodała, że w szpitalu myślała tylko o tym żeby mnie wyleczyć albo, żeby ze mną umrzeć. Wtedy po prostu się załamałem. Chciałem żeby była moją przyjaciółką... a ona mnie pokochała... Poczółem jak serce w piersi zabiło mi szybciej. Na dodatek jako odpowiedź dałem radę powiedzieć tylko:
- Dziękuję. 
- Niby… za co? – wyjąkała zmieszana.
- Za… za… – nie mogł znaleźć odpowiednich słów. Nie mogłem się opanować. Nikt mnie nigdy nie kochał oprócz Ksawiera. Ale tego miłością nie można było nazwać. Może jednostronną. – Za miłość – powiedziałem w końcu.
- Ale mówiłeś, że… - przerwałem jej.
- Wiem, mówiłem prawdę. Ja nie potrafię kochać – wyjaśniłem jej – Ale Ty pokazałaś mi, że jest to możliwe… - urwałem i westchnąłem ciężko. Przed oczyma widziałem błyszczące oczy Ksawiera... – Że możliwe jest aby ktoś pokochał mnie. A już zacząłem w to wątpić… - wycedziłem szczerze. 
- Ale dlaczego? – zapytała, a ja znowu usiadłem na łóżku. Poklepałem miejsce obok siebie. Usiadła. Objąłem ją ramieniem. 
- To Ksawier wpoił mi to przekonanie, a potem… potwierdziło się. Nigdy nikt nie powiedział, że mnie kocha. Przyjaciół też nie mam oprócz Moonlighta oczywiście.- Nie wiem przecierz czy Maxis żyje.- Zresztą nie dziwię się temu. No bo kto by chciał kochać kogoś kto nie umie odwzajemnić uczuć? Dopiero ty pokochałaś mnie takim jakim jestem. Ze wszystkimi brakami… 
- Już Ci mówiłam, że jak dla mnie nie masz żadnych braków – spojrzałem na nią z niedowierzaniem – Naprawdę, jesteś opiekuńczy i troskliwy i czuły… - znowu jej przerwałem. 
- To tylko pozory – powiedziałem smutno – Dlatego muszę odebrać tą kulkę Ksawierowi i odzyskać swoje prawdziwe uczucia. Czy będziesz mnie kryła przed nauczycielami kiedy pójdę odebrać co moje? – zapytałem a ona kiwnęła głową. 
- Oczywiście, ale musisz mi obiecać, że wrócisz cały i zdrowy – powiedziała, patrząc mi w oczy.
- Znowu się targujesz – wytknąłem jej z przymuszonym śmiechem i przytuliłem mocniej do siebie - Nie martw się, nic mi nie będzie. Poza tym jeszcze dzisiaj nie wyjadę. Muszę się przygotować.
- Przygotować? - zapytała zatroskana i najwyraźniej przerażona. 
- Taaak... - powiedziałem złowrogim tonem - Muszę uzupełnić listę eliksirów o kilka okazów. - uśmiechnąłem się zadziornie. 
- Ale... - nie dałem jej dokończyć.
- Dam radę. Nic mi nie będzie. A poza tym puźno jest. A chce coś jeszcze z tobą ustalić. 
- Co?
- Czy... Możemy byc przyjaciółmi? Ja wiem, że to bezczelne... Ja wiem to wszystko... ale... ja mogę tylko tak się odwdzięczyć. Ja nie wiem co do ciebie czóje. No bo ja... 
- Dobrze- przerwała mi uśmiechając się troskliwie. 
- Nie jesteś elfem. 
- Słucham?
- Tak. Jesteś aniołem. 
Po tych słowach wziąłem ją w ramiona, następnie otwarłem łokciem okno i wyskoczyłem. Wylądowałęm idealnie. Szybkim sprintem pobiegłem pod jej okno i wskoczyłem na zewnętrzny parapet. Zaklęciem otwarłem okno i postawiłem elfkę na podłodzę jej pokoju. Na szczęście współlokatorka Arisy była w łazience. 
- Dobranoc. -szepnąłem.
- Dobranoc. - westcnęła. 
Wróciłem do swojego pokoju. 
***


Następnego dnia postanowiłem udać się na dodatkową lekcję szermierki. Trzeba poćwiczyć trochę ręke zanim wyruszę w podróż. Ku mojemu zdziwieniu, Arisa też tam była. Kilka wampirów walczyło już między sobą. Byli to Michael, David, Ever i Will. Podszedłem do nauczyciela i zapytałem:
- Czyżbym się spóźnił profesorze Lynks?- jak to ja musiałęm walnąć sarkastycznie. Do rozpoczęcia lekcji brakowało kilka minut. 
- Ależ nie. Jestem zdziwiony, że zachciało ci się tu przychodzić. Twoje... Hm. Ostatnie opinie doszły do mnie. Pan Ksawier yyy jak mu tam? A nie ważne. Nie był zadowolony z twojego zachowania. Olewałeś lekcje. 
- Acham. A więc z kim mam trenować?- byłem wściekły. Więc jednak ten ... ten... ach. Znalazł mnie. Nauczyciel spojrzał na elfkę, która zaczynała walczyć z jakąś dziewczyną. Z jakąś wampirzycą. 
- O nie. To by było zbyt łatwe. - wycedziłem. 
- Racja. Będziesz walczyć ze mną. Łap! - nauczyciel żucił mi szpadę. Złapałem idealnie. 
- No na to mogę się zgodzić. - uśmiechnąłem się zadziornie.
- Zetre ci ten uśmiech za sekundę. Chodź. 
Nauczyciel odciągnął nas na bok, tak, że inni nas nie widzieli. 
- No to zaczynamy.
- Niech pan przestanie gadać i zacznie. - odszczeknąłem. 
Nauczyciel był szybki. Niestety ja też. Nie mógł mnie trafić a ja nie mogłem trafić w niego. Walczyliśmy zaciekle jakieś trzydzieści minut. Nagle nauczyciel powiedział zsapany:
- Lekki jesteś jakiś. I potrafisz wykożystać każdą cechę wampirzą. No no no! Ale ze mną nie pójdzie tak łatwo. 
- To się zobaczy. - odpowiedziałem normalnie. Nie byłem zbytnio zmęczony. 
Przewróciłem profesora trafiając go jednocześnie w pierś. 
- Jeden zero dla mnie. - wyskoczyłem. 
- Osz ty. Ćwiczyłeś? 
- No można tak powiedzieć. 
- Jak długo? 
- Kilka lat. Rozrywkowo. 
Wtedy rozległ się krzyk. Nauczyciel pobiegł w jego kierunku a ja za nim. 
Na środku pola stała Arisa i zaczęła mówić coś pod nosem. Asekurował ją wampir z jej drużyny. 
- Boże... Tylko nie to. Uważajcie! - odwróciła się zasłaniając twarz. Po chwili spojrzała w tym samym kierunku w którym patrzyła. - Oni są za wami! 
- Ariso kto? Co ci jest?- zapytał nauczyciel trzymając ją za ramiona. 
- Nie wiem. Zaczęła tak jakieś siedem minut temu. Myślałam, że żartuje ale potem zaczęła krzyczeć.- tłumaczyła się przeciwniczka elfki. Jasny wampir dodał:
- Mówiła coś o jakichś panach. O jakiejś wojnie.
- Ma wizję. - ściął ich nauczyciel. - Ciekawe czy się spełniają. 
- Spełniają. - wtrąciłem się. - I to dość szybko. 
Arisa podczas całej naszej rozmowy szeptała relacje z wizji. Gdy skończyła powiedziała:
- Będzie wojna... Boże... Krwawa... Niedługo... - po tych słowach straciła przytomność. 
- Rozejść się. - powiedział nauczyciel surowym głosem. - W tej chwili! 
Uczniowie zaczęli się rozchodzić. Ja poszedłem prosto do swojego pokoju gdzie czekał na mnie Moonlight. 
- Słyszałeś?- zapytałem chcąc się upewnić. 
- Tak. Niestety. 
- No to mamy mniej czasu niż sądziłem. 
- O wiele mniej. A może by tak... No wiesz.
- Co wiem?
- No zostać.
- Co?! - wyskoczyłem. Po chwili jednak przemyślałem pomysł towarzysza - Masz rację. On tu przyjdzie. Na pewno. I będziemy na swoim terenie a to da nam przewagę. Ale on się sam na to nie porwie. Chyba, że...
- Chyba, że?
- Chyba, że się zjednoczą... 
Po tych słowach wybrałem się do skrzydła szpitalnego, do Arisy...

Arisa

Nie mogłam uwierzyć w rewelacje jakie opowiedział mi Pendragon. Ale kiedy nieopatrznie dałam mu to do zrozumienia chłopak prawie się  załamał. Usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Zrozumiałam, że wszystko co powiedział, choć nieprawdopodobne, było prawdziwe. Podeszłam i niepewnie przytuliłam go.
- Wybacz... To takie... nieprawdopodobne... Ale po co on to zrobił? – zapytałam nadal oszołomiona
- To już nie ważne. - szepnął nie zmieniając pozycji. - To już po prostu nie ważne...
- Dla mnie ważne – zapewniłam go -Wierzę ci
- Przed chwilą powiedziałaś coś innego.
- Musiałam to przemyśleć. – wyjaśniłam, Pendragon podniósł głowę i wtulił się we mnie. Moim zdaniem nie miał żadnych braków. Jednak kiedy mu to powiedziałam chłopak szybko wstał z łóżka i podszedł do okna.
-A ty dokąd? – spytałam zdumiona
- Po to co moje. - wycedził nawet nie patrząc na mnie. Był wściekły. Nie wiedziałam czy na mnie za to, że mu od razu nie uwierzyłam. Czy na tego całego Ksawiera, który był sprawcą wszystkich nieszczęść w jego życiu. Prawdopodobnie na nas oboje. Wampir stanął na parapecie.
- Zaczekaj!- Podbiegłam łapiąc go za nogawkę od spodni - Co ty wyprawiasz?!
- Moonlight zostanie mnie kryć. Ty będziesz milczeć. Rozumiesz? Moonlight powie ci co masz robić. On już wie o wszystkim. – powiedział już spokojniejszym głosem
- Przestań! Bredzisz...- byłam załamana. Rozpłakałam się.
- Zależy ci na mnie?- zapytał nieoczekiwanie. „Bardzo!” – chciałam krzyknąć, ale wydukałam tylko:
- Ba...
- Skoro zależy to muszę iść. Jeżeli nie to uznaj, że zmarłem... Tak będzie najlepiej. – powiedział cicho Pendragon nie rozumiejąc widocznie co chciałam powiedzieć. Ale jak mógł myśleć, że chciałabym aby nie żył! Wzburzenie zwróciło mi mowę.
- Dla ciebie... – wydusiłam szeptem. Nie wierzyłam już, że uda mi się go przekonać do pozostania w szkole.
Nieoczekiwanie chłopak zszedł z parapetu i zamknął okno.
- Dziś ci się udało... Ale pamiętaj... – nie zdążył nic więcej powiedzieć bo podbiegłam i przywarłam do niego... Kiedy się już odsunęłam zobaczyłam szok na twarzy chłopaka. W tym momencie uświadomiłam sobie co właściwie zrobiłam. Zarumieniłam się i spuściłam wzrok. W pokoju zapadła cisza. Pendragon najwyraźniej czekał aż coś powiem.
- Przepraszam... nie wiem co we mnie wstąpiło…  - wydusiłam z siebie - A raczej wiem, ale to nie jest żadne usprawiedliwienie… - westchnęłam - Bo ja.. Ja Cię kocham - wampir milczał, nie odważyłam się spojrzeć mu w twarz, Nie chciałam widzieć jak mnie wyśmieje. Jednak nie mogłam już ukrywać swoich uczuć. – Kocham Cię i nie wiem co bym zrobiła jakby znowu coś Ci się stało. Wtedy w szpitalu myślałam tylko o jednym… Żeby Cię uratować, albo umrzeć razem z Tobą… - zamilkłam. Powiedziałam już wszystko co czułam i ogromny ciężar spadł mi z serca. Pendragon cały czas milczał. Nie wiedziałam jak zareaguje więc przyszykowałam się na wybuch złości albo śmiechu.
- Dziękuję – powiedział nieoczekiwanie chłopak, zdumiona spojrzałam na niego
- Niby… za co? – wyjąkałam zmieszana
- Za… za… –  nie mógł znaleźć odpowiednich słów – Za miłość – powiedział w końcu
- Ale mówiłeś, że… - przerwał mi
- Wiem, mówiłem prawdę. Ja nie potrafię kochać – wyjaśnił – Ale Ty pokazałaś mi, że jest to możliwe… - urwał i westchnął ciężko – Że możliwe jest aby ktoś pokochał mnie. A już zacząłem w to wątpić… - Teraz to on mnie zaskoczył.
- Ale dlaczego? – zapytałam, Pendragon znowu usiadł na łóżku. Poklepał miejsce obok siebie. Usiadłam, a on objął mnie ramieniem
- To Ksawier wpoił mi to przekonanie, a potem… potwierdziło się. Nigdy nikt nie powiedział, że mnie kocha. Przyjaciół też nie mam oprócz Moonlighta oczywiście. Zresztą nie dziwię się temu. No bo kto by chciał kochać kogoś kto nie umie odwzajemnić uczuć? Dopiero ty pokochałaś mnie takim jakim jestem. Ze wszystkimi brakami…
- Już Ci mówiłam, że jak dla mnie nie masz żadnych braków – spojrzał na mnie z niedowierzaniem – Naprawdę, jesteś opiekuńczy i troskliwy i czuły… - znowu mi przerwał
- To tylko pozory – powiedział smutno – Dlatego muszę odebrać tą kulkę Ksawierowi i odzyskać swoje prawdziwe uczucia.  Czy będziesz mnie kryła przed nauczycielami kiedy pójdę odebrać co moje? – zapytał, kiwnęłam głową
- Oczywiście, ale musisz mi obiecać, że wrócisz cały i zdrowy – powiedziałam, patrząc chłopakowi w oczy.
- Znowu się targujesz – wytknął mi ze śmiechem i przytulił mocniej do siebie - Nie martw się, nic mi nie będzie. Poza tym jeszcze dzisiaj nie wyjadę. Muszę się przygotować.

Nowy uczeń - David








Imię: David
Nazwisko: nie ma
Wiek: 17 lat
Charakter: tajemniczy, romantyczny, sprytny, odważny,
Rasa: demon
Moce: znikanie, teleportacja, telepatia, nieśmiertelność, zwinność, szybkość,
Drużyna: ciemni
Towarzysz: Mira




Krótka historia: Moja historia jest podobna do historii Michaela-mojego przyjaciela- tylko że ja odeszłem z własnej woli od naszego Pana.
Kontakt: Wilczyca12

Pendragon

Właśnie wracałem z udanego polowania, jednocześnie myśląc jak powiedzieć Arisie o swoim problemie, gdy nagle niespodziewanie ktoś na mnie wpadł. Jak się okazało była to Arisa.
- Co ty tu robisz? – wydarła się.
- Byłem na polowaniu – odpowiedziałem zaskoczony, chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale pociągnęła mnie do pokoju. Dopiero tam zrozumiałem dlaczego.
- Czy Ty wiesz jak mnie wystraszyłeś?! – krzyknęła kiedy już zamknęły się za nami drzwi pokoju - Myślałam…– urwała roztrzęsiona. Głos jej się łamał, a w oczach rozbłysły łzy. Podszedłem i przytuliłem ją. Elfka rozkleiła się...
Kiedy się uspokoiła podprowadziłem ją do łóżka i posadziłem na nim. Postanowiłem jej zaufać. Rozpocząłem ważną dla mnie rozmowę.
- Musimy o czymś pogadać.
- Słucham. - powiedziała elfka wygodniej siadając na łóżku. Spojrzała przez moje ramię wprost na Moonlighta. Chyba sprawdzała czy go nie obudziła.
- Racja. Pora zbudzic kurczaka.
- Daj mu spać. Dużo przeszedł...- wciąż ją coś dręczyło.
- Ale on mi teraz będzie tylko przeszkadzał i z resztą, wie to wszystko. - teraz zwróciłem się do gryfa. - Mooni wstawaj! Już dawno pora śniadania!
- Co? - zerwał się i uderzył dziobem od dołu w łóżko. - No co za... A ty już po śniadaniu?
- No pewnie! - powiedziałem optymistycznie. - Dzisiaj możesz złapać ładne karpie w jeziorze.
- Sprawdziłeś?- spojrzał na mnie podejrzliwie.
- No coś musisz jeść. - wstałem otwierając dość duże okno. - No to dajesz.
- Pewnie! Karpi nie przepuszcze. - wziął rozbieg i zgrabnym susem wyskoczył przez okno. Zamknąłem je tuż za nim.
- No to teraz możemy nareszcie porozmawiać. - powiedziałem idąc do łóżka. - Powinniśmy mieć spokój przez jakieś dwie godziny jak dobrze pójdzie.
- A o czym chcesz rozmawiać? - zapytała najwyraźniej zaintrygowana.
- O tym wszystkim... - spuściłem wzrok - Bo widzisz ... ja nie jestem tym za kogo mnie uważasz.
- Że co proszę?- zapytała zaskoczona.
- Źle to ująłem. No bo... chodzi o to, że nie jestem do końca takim sobie zwykłym wampirem. Z resztą, już to pewnie zauważyłaś...
- Tak... - nie wiedziałem w jakim sensie było powiedziane to "tak".
- Znaczy... No można to powiedzieć w ten sposób, że mam straszne wielkie braki.
- Słucham? Do czego zmierzasz?
- Ach... Będe musiał zacząć od początku... - teraz ona mi przerwała.
- Było by to najlepszym wyjściem.
- No to słuchaj. Przemienił mnie pół wampir pół... coś tam, sam nawet do końca nie wiem kim on był. Miał na imię Ksawier. Nie znam jego nazwiska bo nigdy nikt mi go nie podał. Miał na moim punkcie bzika zanim mnie zmienił. Bzika... To z resztą mało powiedziane. No ale nie o to mi chodzi. Mianowicie... Ja nie jestem w stanie... Nawet jakbym chciał... Nie mogę kogoś pokochać... Nie mogę czuć radości, szczęścia czy pożądania... Zabrał mi te cechy ludzkie. Zabrał te uczucia i kilka innych, których już nie pamiętam nawet... - ciężko było mi o tym mówić- Zamknął je w szklanej kuleczce i nosił zawsze na szyi jako talizman na szczęście.
- Co? - zapytała całkowicie zszokowana. - Ale... jak?
- Przy przemianie. Oddzielił je od duszy. Normalny wampir tego nie zrobi. No ale ja nie wiem czym on w sumie był. Wyglądał normalnie ale miał świetne zdolności.
- Nie mogę w to uwierzyć...
- Wiem. Ale to prawda. I... Chciał bym mu tę kulkę odebraać. Znów być normalny.
- Co?! Zgłupiałeś do reszty?! - zaczęła krzyczeć na cały głos.- Nie myśl, że w to uwieżę! Co to to nie!- westchnąłem.
- Czy ty wiesz co to znaczy nie być szczęśliwym? Ja... Ja chciał bym módz znowu się roześmiać.. Ale tak szczerze... Chciałbym mieć z czego kolwiek radość... - schowałem twarz w dłoniach. - Chciałbym kogoś pokochać...- wyszeptałem. Nie chciałem się z nią spierać. Miałem nadzieję, że mi uwieży... Ale się pomyliłem. Wtedy poczółem jak Arisa zaczęła rozczesywać palcami moje włosy. Po chwili mnie przytuliła.
- Wybacz... To takie... nieprawdopodobne... Ale po co on to zrobił?
- To już nie ważne. - szepnąłem nie zmieniając pozycji. - To już po prostu nie ważne...
- Dla mnie ważne. Wierze ci.- szepnęła pocieszająco.
- Przed chwilą powiedziałaś coś innego.
- Musiałam to przemyśleć. - podnosłem głowęi wtóliłem się w nią. - Nie masz braków...
Nadal nie wierzyła... Wtedy już nie wytrzymałem. Wstałem i podszedłem do okna.
-A ty do kąd?
- Po to co moje. - wycedziłem nawet nie patrząc na nią. Stanąłem na parapecie.
- Zaczekaj!- Podbiegła łapiąc mnie za nogawkę od spodni - Co ty wyprawiasz?!
- Moonlight zostanie mnie kryć. Ty będziesz milczeć. Rozumiesz? Moonlight powie ci co masz robić. On już wie o wszystkim.
- Przestań! Bredzisz...- powiedziała załamana. Rozpłakała się.
- Zależy ci na mnie?- zapytałem zaskoczony jej łzami.
- Ba...- urwała.
- Skoro zależy to muszę iść. Jeżeli nie to uznaj, że zmarłem... Tak będzie najlepiej.
- Dla ciebie...
Zszedłem z parapetu i zamknąłem okno.
- Dziś ci się udało... Ale pamiętaj... - przywarła do mnie...

Arisa


Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. A raczej kogo zobaczyłam.
- Pendragon!- krzyknęłam, uwieszając się na szyi chłopaka. Zrobiłam to tak niespodziewanie, że wampir stracił równowagę i razem zjechaliśmy ze szpitalnego łóżka na podłogę. Nieźle o nią gruchnęliśmy. Leżałam na chłopaku, wpatrując mu się głęboko w oczy.
- Nie mogę oddychać. - szepnął
- Wybacz. – zreflektowałam się - Cieszę się tylko, że żyjesz.- to było mało powiedziane. Kamień spadł mi z serca. Dopiero po sekundzie zorientowałam się, że z moich oczu znów zaczęły płynąć łzy. Tym razem były to jednak łzy szczęścia.
- Jezu! Tylko nie płacz... – nieoczekiwanie chłopak przytulił mnie do siebie. Zaskoczył mnie tym. - Boże. Już w porządku. Wszystko będzie dobrze. Dlaczego płaczesz? – zapytał zdumiony. Objął mnie delikatnie.
- Tak się martwiłam! – powiedziałam wtulając się w niego.
- Przepraszam za tamto. Znaczy za te wredne żarty. – o czym on mówi?
- Przestań... – powiedziałam, znowu go zaskakując.- Zapomniałam już o tym.
- Chciałem sprawdzić czy jesteś w porządku... – wyjaśnił -Teraz nie muszę już być wredny... – tym razem to on mnie zaskoczył
- Co? Ty to robiłeś specjalnie?
- Tak... Najlepiej kogoś poznasz poprzez rywalizację. – powiedział z delikatnym uśmiechem. Jednak po tych słowach wyraźnie zbladł.
- Co ci jest? – zapytałam zaniepokojona, podtrzymując go delikatnie
- Nic. Chciałbym odpocząć... I jeszcze... – urwał lekko zakłopotany
- I co?
- Podziękować.
- Za co? – zapytałam szczerze zdziwiona
- Za życie... – powiedział, zasypiając na podłodze, w moich ramionach. Zaczęłam go głaskać po głowie.
W tej pozycji zastała nas, kilka minut później profesor Lansa.
- Czy on…? – nie dokończyła, pokręciłam głową uśmiechając się
- Nie, ale mało brakowało – wyjaśniłam szeptem. Nauczycielka przyklękła i sprawdziła czy Pendragon nie ma gorączki. Następnie uniosła lekko jego koszulkę.
- Ależ to cud! – krzyknęła rozpromieniając się - Przecież on jest zdrowy! Co prawda wyczerpany, ale całkiem zdrowy!
- Ciii, obudzi go pani – szepnęłam
- Och przepraszam. Ale powiedz mi jak to się stało?
- Sama nie wiem – skłamałam. Nie miałam zamiaru przechwalać się swoimi umiejętnościami. Wystarczyło mi to, że Pendragon był cały i zdrowy.
- No cóż – westchnęła nauczycielka – pewnie już nigdy się tego nie dowiemy – po tych słowach wstała i wyszła z pokoju. Po minucie wróciła z profesorem Lynxem i razem przenieśli chłopaka do jego pokoju. Ja razem z Moonlightem poszliśmy tuż za nimi.

W pokoju nauczyciele położyli Pendragona na łóżku i wyszli zostawiając nas samych. Okryłam wampira kołdrą i usiadłam na sąsiednim łóżku. Minęło kilka godzin, a Pendragon nadal mocno spał. W końcu mnie też zaczęło dokuczać zmęczenie. Ziewnęłam kilka razy.
- Może się prześpisz, a ja go popilnuję? – zaproponował Moonlight
- Nie – zaprzeczyłam, ponownie ziewając – Nie chcę go jeszcze zostawiać bez opieki. Mój pokój jest po drugiej stronie szkoły i nie dotarłabym tu zbyt szybko, gdyby coś się stało – wyjaśniłam
- A kto mówi o powrocie do pokoju? – zaoponował gryf – Zawsze się możesz położyć na tym łóżku na którym siedzisz – zastanowiłam się. Było to lepsze rozwiązanie od powrotu do pokoju, ale nie byłam przekonana. W końcu jednak zmęczenie zwyciężyło. Położyłam się na miękkim łóżku i niemal natychmiast zasnęłam.

Obudziłam się następnego ranka. Na początku nie wiedziałam gdzie właściwie jestem. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się dookoła. Byłam w akademiku ciemnych, w pokoju Pendragona. Na podłodze rozłożył się Moonlight, ale Pendragona nigdzie nie było. Wpadłam w panikę. Gdzie on jest? Może znowu ci łowcy go zaatakowali? Wyskoczyłam z łóżka i wypadłam biegiem z pokoju. Nie pobiegłam jednak daleko, bo na korytarzu zderzyłam się z… Pendragonem!
- Co ty tu robisz? – wydarłam się
- Byłem na polowaniu – odpowiedział zaskoczony, chciał coś jeszcze powiedzieć, ale pociągnęłam go z powrotem do pokoju. Nie chciałam żeby wszyscy słyszeli jak się awanturuję.
- Czy Ty wiesz jak mnie wystraszyłeś?! – krzyknęłam kiedy już zamknęły się za nami drzwi pokoju - Myślałam…– urwałam roztrzęsiona. Głos mi się łamał, a w oczach rozbłysły łzy. Pendragon podszedł i przytulił mnie. Zaczęłam płakać na całego. Kiedy już się uspokoiłam chłopak podprowadził mnie do łóżka i posadził na nim. Zaczęliśmy rozmawiać...

Michael

Byłem w swoim pokoju kiedy nagle przyszedł jakiś nauczyciel i kazał mi iść do jakiejś klasy bo szkoła została zaatakowana. Nie czułem niepokoju. W klasie zebrała się cała szkoła. Było nieciekawie bo w jednym pomieszczeniu byli i Ciemni i Jaśni. W powietrzu można było wyczuć złość i wrogość. Mi to pasowało. Zrobiło się ciekawie jak dwie dziewczyny z przeciwnych drużyn się pobiły. Niestety zostały rozdzielone. Po jakimś czasie nauczyciele powiedzieli że już można iść do swoich pokoi. Nie czekałem tylko szybko poszedłem do pokoju. Usiadłem na łóżku i myślałem ile jeszcze tu będę musiał siedzieć i kiedy ktoś po mnie przyjdzie, z mojego klanu. Oczywiście wiedziałem że to nigdy nie musi się stać bo mogą po prostu mnie olać i zostawić zdanego na siebie. Nagle Drago zeskoczył z moich nóg i zaczął warczeć na ścianę. Było to dziwne i śmieszne. Gdy ścianie pojawił się portal, nie było mi już do śmiechu. Wstałem z łóżka i patrzyłem się na portal. Nagle z portalu wystrzeliła strzała i wbiłaby mi się w serce ale w ostatniej sekundzie zniknąłem i pojawiłem się dwa metry dalej. Czekałem na kolejny atak ale nie było go. Nagle z portalu wyszedł... David.
-Nigdy z tobą nie wygram-powiedział- ale kiedyś może...
-Ciebie to do reszty powaliło!!!-wydarłem się- Mogłeś trafić w kogoś innego.. na przykład nauczyciela lub współlokatora!
-Oj tam, oj tam.
-Nigdy się nie zmienisz... A tak poza tym, to co ty tu robisz? I od kiedy Pan pozwala korzystać z portali?
-Dużo się zmieniło od twojego odejścia.
-Wiesz, że nie odszedłem z własnej woli.
-Wiem... A ja za to z własnej. Pan zwariował, zaczął przyjmować jakieś dziwne układy z innymi istotami i większość demonów postanowiła odejść.
-Wow... Naprawdę się zmieniło i co on na to pozwala?
-Można powiedzieć, że nie ma wyjścia... Ostatnio wiele demonów zostało zaatakowanych przez jakąś zarazę.
-Uu... Coś okropnego pewnie.
-Tak, masz szczęście, że nie widziałeś zarażonych, popadają w obłęd, nie myślą racjonalnie, stali się mniej ostrożni, większość nie dożyła kilku dni bo sama się zabiła.
-Wow.. mamy szczęście że jesteśmy zdrowi.
-No, ale to dopada tylko starszych.
-Pierwszy raz w życiu, ciesze się że pochodzę z młodszego pokolenia.
-Ja też-powiedział.
-No, ale nie odpowiedziałeś mi co cie tu sprowadza.
-Postanowiłeś zacząć od nowa i to w tej szkole razem z tobą co ty na to?
-Dobra wreszcie ktoś normalny-odparłem.
-Co, Jaśni wyprowadzają cię z równowagi?
-Taaa... I to jak.
Gadaliśmy jeszcze całą noc cieszyłem się że wreszcie mam tu kogoś, normalnego z kim mógłbym pogadać i kto był taki jak ja, i mnie rozumiał.

Pendragon

Nazajutrz obudził mnie ból. Nie mogłem go znieść. Chciałem żeby to się już skończyło... Chciałem mieć wreszcie spokój... Prawdopodobnie przez moje jęki do pokoju weszła profesor Lansa.
- Dasz radę. Jesteś twardy. - mówiła łamiącym się głosem. Była dziwnie blada.
- Ja... mam dość... - odpowiedziałem ledwie łapiąc oddech.
- Dasz radę. Moonlight przyszedł do ciebie ale go nie wpuściłam. Uparł się i leży pod oknem. Uznałam, że nie powinien widzieć jak... cierpisz.- nauczycielka nie powiedziała mi w prost tego co zamierzała.
- Ja wiem... że umrę... - ostatnie słowa to był już ledwo słyszalny szept.
- Odpocznij. Wierzę w ciebie.
Profesor wyszła z pokoju. Bolało coraz bardziej. Dobrze, że zostałem sam. Jedynie Moonlight słyszał jak cierpię. Usłyszałem jego głos. Oczywiście mentalnie.
- Pendragon jestem z tobą. Zawsze będe. Jesteś moim jedynym przyjacielem. Nie opuszczę cię... Zobaczysz.
Po tych słowach musiałem walczyć z narastającym bólem. Na dodatek martwiłem się o Arisę. Ostatnio zrobiła się dla mnie taka... dobra. Nie miała do tego najmniejszego powodu. Nagle jak na zawołanie elfka znalazła się w pokoju.
- Arisa… - powiedziałem ledwie słyszalnym głosem – Nic Ci nie jest… Słyszałem o ataku… Ci ludzie… Oni nas szukali… - zabrakło mi tchu i nie dałem rady nic więcej powiedzieć. Miałem dość tych niewydolnych płuc.
- Ciiii. Spokojnie – powiedziała, chcąc mni pocieszyć – Sam widzisz, że nic mi się nie stało
- To najważniejsze – szepnąłem. W pokoju zapadła idealna cisza. Byliśmy sami. Prubowałem walczyć z bólem ale był o wiele silniejszy niż przed chwilą. Mimowolnie jęknąłem.
- Zawołam profesor Lansę, żeby dała Ci jakieś lekarstwo – powiedziała wstając.
- Nie! Zostań, to i tak nic nie pomoże – zaprotestowałem – Tak naprawdę tylko Twoja magia potrafiła choć na chwilę uśmierzyć ból – przyznałem jeszcze słabszym głosem. Zaskoczyłem ją tym. Nie miałem siły kłamać. Zauważyła by to odrazu.
- Ale jak to możliwe? Przecież ja jestem tylko...- odpłynąłem.
Ból zniknął. Zrobiło się ciemno. Nic nie widziałem... nic nie słyszałem...
Nagle oberwałem czymś w brzuch. Jakimś impulsem. Zwalił mnie z nóg. Nie mogłem nic zrobić...
Wziąłem głęboki oddech i otworzyłem jednocześnie oczy. Na mojej klatce piersowej leżałe nieprzytomna Arisa.
Jakimś cudem przeżyłem... Zaraz... Chyba nie jakimś cudem ale dzięki Arisie.
Wziąłem położyłem ją na moim miejscu. Czółem się normalnie ale słabo. Przysiadłem na boku i delikatnie by jej nie przeszkadzać dotknąłem jej bladego policzka... Choler*. Zbudziłem ją.
- Pendragon!- krzyknęła uwieszając mi się na szyi. Straciłem równowagę i zjechałem na podłogę wraz z elfką. Nieźle o nią gruchneliśmy. Elfka leżała na mnie wpatrując się prosto w moje oczy. Zobaczyłem na jej twarzy ślady zaschniętych łez. Czyżby za mną płakała? I po co mnie uratowała?
- Nie mogę oddychać. - szepnąłem.
- Wybacz. Cieszę się tylko, że żyjesz.- rzeczywiście. W jej oczach zapłonęła iskierka. Po sekundzie spłynęła łza.
- Jezu! Tylko nie płacz... - przytuliłem ją do siebie. Zaskoczyłem ją tym. - Boże. Już w porządku. Wszystko będzie dobrze. Dlaczego płaczesz?
Byłem w szoku. Jako jedyna chyba płakała by na moim pogrzebie... Inni płakali by jakbym przeżył. Objąłem ją najmocniej jak mogłem. Szczerze mówiąc byłem strasznie wyczerpany i wyszło to delikatnie.
- Tak się martwiłam! - powiedziała wtulając się we mnie.
- Przepraszam za tamto. Znaczy za te wrede żarty.
- Przestań... - znowu mnie zaskoczyła.- zapomniałam już o tym.
- Chciałem sprawdzić czy jesteś w porządku... Teraz nie muszę już być wredny...
- Co? Ty to robiłeś specjalnie?
- Tak... Najlepiej kogoś poznasz poprzez rywalizację. - po tych słowach zakręciło mi się w głowie. Teraz to ona mnie trzymała.
- Co ci jest?
- Nic. Chciałbym odpocząć... I jeszcze... - nie wiedziałem jak to ująć.
- I co?
- Podziękować.
- Za co?
- Za życie... - powiedziałem zasypiając na podłodze w jej ramionach. Czułem jak głaskała mnie po głowie.
***

Obudziłem się następnego dnia w swoim łóżku. Przenieśli mnie do pokoju. Nareszcie. Zsunąłem się z łóżka i o mały włos nie nadepnąłem Moonlighta. Spał rozwalony na dywanie. Tuż obok łóżka. Jakby pokój był za mały.
Nagle zdałem sobię sprawę, że na jak dotąd pustym łóżku, spał sobie ktoś smacznie. Podeszłem bliżej i zobaczyłem otuloną kołdrą Arisę. Teraz dopiero byłem w szoku. Po raz pierwszy żałowałem, że nie umiem odwzajemniać uczuć. Mogłem jej jedynie okazać troskę.
Ksawier zabrał mi poczucie miłości, radości, szczęścia i pożądania... Miał je od mojej przemiany w kryształowej kulce na szyi, jako amulet na szczęście. Muszę mu go odebrać. Ale jak go znajdę? Postanowiłem powiedzieć Arisie o mojej tajemnicy. Wiedziałem już, że mogę jej zaufać. Ale teraz niech śpi. Dużo przeszła.
Otuliłem ją bardziej kołdrą i poszedłem do łazienki i przebrałem się w świerze ubrania. Dyskretnie wyszłem z pokoju i udałem się na polowanie...

Arisa


Gdy tylko Pendragon usnął dość mocno bym mogła uwolnić rękę, profesor Lansa odesłała mnie do pokoju. Szłam powoli, ze spuszczoną głową. Rozmyślałam o ostatnich wydarzeniach. Westchnęłam cicho. Najbardziej dawało mi się we znaki to co usłyszałam od profesor Lansy. No bo skoro nauczyciele nie potrafią pomóc Pendragonowi to kto?
Byłam tak zamyślona, że wpadłam na idącego w przeciwnym kierunku… gryfa?
- Ej uważaj jak idziesz! A to Ty – Moonlight rozpoznał mnie
- Tak, to ja. Przepraszam nie zauważyłam Cię
- W sumie to nic się nie stało, ale uważaj następnym razem nadmiernie opierzony kurczak może Cię zaatakować – powiedział to wesoło, żartobliwie
- Taa… jasne – odpowiedziałam bez przekonania
- Hej, wyluzuj trochę. Jesteś jakaś nie w sosie – wzruszyłam tylko ramionami. Moonlight postanowił zostawić mnie w spokoju i ruszył w swoją stronę.
Ja po kilku minutach byłam już w pokoju. Kiedy weszłam Irina spojrzała na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
- Arisa, gdzie Ty się znowu podziewałaś? I co się z Tobą w ogóle dzieje? – naskoczyła na mnie. Była na wpół zatroskana, na wpół wściekła.
- Byłam u Pendragona – wyjaśniłam – Poza tym o co Ci chodzi? Przecież ze mną wszystko w porządku – powiedziałam. Niestety, nie przekonałam jej.
- Przestań zmyślać! – powiedziała ostro, po chwili jednak opanowała się – Martwię się o Ciebie. Jesteś podłamana i ciągle chodzisz do tego ciemnego wampira – nagle coś sobie uświadomiła – Arisa, czy Ty i on…- zawahała się - Czy Ty się w nim zakochałaś?
- Co? Ja? Nie… to znaczy… to nie tak jak myślisz… och, zresztą to nie Twoja sprawa – wyjąkałam, czerwieniąc się. Irina jednak już wiedziała i wytrzeszczyła na mnie oczy.
- Jak mogłaś się zakochać w wampirze i to w dodatku Ciemnym?! – chciałam jej cos odpowiedzieć, ale w tym momencie do naszego pokoju wpadł Hige.
- Dziewczyny jest alarm! Ktoś zaatakował szkołę!
- Co?! – zapytałyśmy jednocześnie
- Chodźcie ze mną, mamy się zebrać w największej z klas!
Zrobiłyśmy jak mówił. W klasie zebrało się pół szkoły. Wszyscy cudem się w niej zmieściliśmy. Po kilku minutach przyszedł historyk i powiedział nam o śmierci Veneficusa. Byliśmy wstrząśnięci. Nauczyciel kazał nam pod żadnym pozorem nie opuszczać klasy. Siedzieliśmy w niej około 3 godziny. Wiele osób, zwłaszcza ciemnych straciło już cierpliwość. Doszło nawet do szarpaniny miedzy jakimiś dwiema dziewczynami. Wreszcie jednak historyk wrócił i zakomunikował nam
- Niebezpieczeństwo minęło! Możecie wracać do swoich pokoi!
Rozeszliśmy się więc każdy w swoją stronę. Ja razem z Iriną wróciłam do pokoju i bez słowa położyłam się spać.
***
Następnego dnia wszystko wydawało się wracać do normy. Lekcje odbywały się według planu, a nauczyciele zachowywali się jakby wczorajsze zdarzenia nie miały miejsca. W połowie lekcji angielskiego ktoś zapukał do drzwi
- Proszę! – powiedział nauczyciel. Drzwi uchyliły się i ukazała się w nich profesor Lansa, była bardzo blada
- Czy mogę na chwilę prosić Arisę? – zapytała, anglista kiwnął przyzwalająco głową. Zaskoczona wstałam i wyszłam z sali. Kiedy zamknęłam za sobą drzwi profesor Lansa odezwała się cichym, ponurym głosem.
- Pendragon… on… umiera… - westchnęła ciężko - Uznałam, że powinnaś wiedzieć…
Na tę wiadomość ugięły się pode mną kolana. Wpadłam w panikę.
Nie, to niemożliwe! Nie, tylko nie on! Proszę, nie on!
- Czy… Ja mogę się z nim zobaczyć? – zapytałam, głos uwiązł mi w gardle
- Oczywiście – poszłyśmy do skrzydła szpitalnego. Jeszcze nim weszłam do środka, wiedziałam, że coś jest nie tak. Słychać było krzyki i jęki cierpiącego chłopaka. Niepewnie weszłam do środka.
Pendragon zwijał się z bólu i rzucał po łóżku tak, że trzeba było go trzymać żeby nie spadł. Podbiegłam do niego i ścisnęłam delikatnie jego dłoń. Spojrzał na mnie. Ból i zmęczenie w jego oczach na moment zastąpiła radość. Zszokował mnie tym bo wyglądało na to, że naprawdę się cieszył, że do niego przyszłam.
- Arisa… - powiedział ledwie słyszalnym głosem – Nic Ci nie jest… Słyszałem o ataku… Ci ludzie… Oni nas szukali… - zabrakło mu tchu i nie dał rady nic więcej powiedzieć.
- Ciiii. Spokojnie – powiedziałam, chcąc go pocieszyć – Sam widzisz, że nic mi się nie stało 
- To najważniejsze – szepnął wampir.
W pokoju zapadła idealna cisza. Dopiero teraz zorientowałam się, że jesteśmy całkiem sami. Pendragon znowu jęknął z bólu.
- Zawołam profesor Lansę, żeby dała Ci jakieś lekarstwo – powiedziałam wstając
- Nie! Zostań, to i tak nic nie pomoże – zaprotestował chłopak – Tak naprawdę tylko Twoja magia potrafiła choć na chwilę uśmierzyć ból – przyznał jeszcze słabszym głosem. Byłam w szoku
- Ale jak to możliwe? Przecież ja jestem tylko uczennicą! Nie umiem uzdrawiać tak jak nauczyciele! – cisza – Pendragon? W porządku?! – Ale chłopak już nie odpowiedział. Stracił przytomność. Położyłam mu rękę na czole, był rozpalony. Nagle zorientowałam się, że chrapliwy oddech chłopaka już nie zakłóca ciszy.
- Pendragon! Nie! – krzyknęłam.
Muszę spróbować go uratować! Przyłożyłam obie dłonie do jego brzucha, w miejscu, w które ugodził zatruty sztylet łowcy. Skoncentrowałam się i przekazałam praktycznie całą swoją energie do wyleczenia skutków trucizny. Wreszcie rana zniknęła, ale chłopak nadal nie otwierał oczu. Nie miałam już siły powtórzyć tego co zrobiłam. Załamałam się. Z moich oczu puściły się łzy, a po minucie opuściły mnie resztki sił. Zemdlałam.

***
Obudził mnie dotyk czyjejś dłoni na moim policzku. Otworzyłam oczy. Nade mną pochylał się…. Pendragon!