No
i w reszcie znalazłem szkołę, z której może mnie nie wyrzucą po dwóch
dniach za sprowadzenie za sobą Piekielnych Ogarów. MOŻE. Przeszedłem
przez las, podzielony najwyraźniej na 4 pory roku. Przy każdej jakieś
zwierzę zaplątało się koło moich nóg, ku uciesze Nemu. Zadowolony
wyciągał się na mojej szyi, by włapać w łuski jak najwięcej słońca. W
pewnej chwili usłyszałem coś w krzakach. Kolejne Psisko? Przesłałem w
wahadełko trochę czarnej energii, by w razie czego zaatakować. Udawałem,
że nie zauważyłem go i szedłem dalej. Czułem na szyi, jak Nemu szykuje
się do skoku, ale uspokoiłem go otarciem głowy o jego ciało.
Nowy uczeń - Kurochi
Imię: Kurochi
Nazwisko: Tokugawa
Wiek: 19 lat
Wygląd: bez skrzydeł
Nazwisko: Tokugawa
Wiek: 19 lat
Wygląd: bez skrzydeł
ze skrzydłami:
Charakter: lojalny, skryty, lubi samotność, romantyk,
Rasa: upadły anioł
Moce: kontrola mroku, Świat Odwrócony, alchemia
Drużyna: Kuro (ciemni)
Towarzysz: Czarny pyton królewski, umiejący tworzyć bariery ochronne
Krótka historia: niezbyt ciekawa, nikt nie lubi jej słuchać
Kontakt: KuroNeko-chan
Pendragon i Arisa
Pendragon:
Gdy Arisa powoli składała moją psychikę w jedność, do pokoju wpadła Minden,
domagając się cudów. Na szczęście Arisa szybko zareagowała.
- Spokojnie. Zwołaj wszystkich, znaczy Michaela, Davida, Toboe i Hige a razem coś wymyślimy.
- Zgoda. – odparła Minden i wyszła z wampirem.
- Ty i ten twój optymizm.- powiedziałem smutnie.
- Pesymista się znalazł. - odparła z uśmiechem - Masz jakiś plan?
- Nie zbyt. Ale wiem, że na początek musimy zabić Aximusa.
- Kogo?- zdziwiła się.
- Jego smoka. Jest z nim powiązany, jak każdy władca piekła ze swym pomocnikiem. Dużo by gadać.
- I co to da?
- Osłabimy go. Teoretycznie.
- Znowu teoria...
- Sprawdzi się.
- Mam nadzieję. W jaki sposób go to niby osłabi?
- Namiesza mu trochę w głowie.
- Że co?!
- Spokojnie. - przytuliłem ją - Proces nawiązania nici sprawia, że przyszły władca piekła jest...
- Jest? - spojrzała mi w oczy.
- Gubi się w myślach. Emocję biorą górę. I to podobno powoduje problem ze wzrokiem.
- Oł... Czyli trzeba go zabić tak?
- Nie do końca. Trzeba zerwać nić. Ale i tak na jedno w sumie wychodzi. Coś ten optymizm na mnie przechodzi.- uśmiechnąłem się delikatnie.
- I bardzo dobrze.
- Pójdę się doprowadzić do porządku. - powiedziałem.
Zabrałem z szafy ubrania i ruszyłem do łazienki się przebrać.
- Spokojnie. Zwołaj wszystkich, znaczy Michaela, Davida, Toboe i Hige a razem coś wymyślimy.
- Zgoda. – odparła Minden i wyszła z wampirem.
- Ty i ten twój optymizm.- powiedziałem smutnie.
- Pesymista się znalazł. - odparła z uśmiechem - Masz jakiś plan?
- Nie zbyt. Ale wiem, że na początek musimy zabić Aximusa.
- Kogo?- zdziwiła się.
- Jego smoka. Jest z nim powiązany, jak każdy władca piekła ze swym pomocnikiem. Dużo by gadać.
- I co to da?
- Osłabimy go. Teoretycznie.
- Znowu teoria...
- Sprawdzi się.
- Mam nadzieję. W jaki sposób go to niby osłabi?
- Namiesza mu trochę w głowie.
- Że co?!
- Spokojnie. - przytuliłem ją - Proces nawiązania nici sprawia, że przyszły władca piekła jest...
- Jest? - spojrzała mi w oczy.
- Gubi się w myślach. Emocję biorą górę. I to podobno powoduje problem ze wzrokiem.
- Oł... Czyli trzeba go zabić tak?
- Nie do końca. Trzeba zerwać nić. Ale i tak na jedno w sumie wychodzi. Coś ten optymizm na mnie przechodzi.- uśmiechnąłem się delikatnie.
- I bardzo dobrze.
- Pójdę się doprowadzić do porządku. - powiedziałem.
Zabrałem z szafy ubrania i ruszyłem do łazienki się przebrać.
Arisa:
Kiedy zostałam sama w pokoju przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
A gdyby tak jeszcze bardziej skołować Ksawiera? Moglibyśmy wprowadzić go w błąd,
a potem zaatakować go znienacka.
Kiedy tak rozmyślałam Pendragon doprowadził się do stanu używalności,
a do pokoju weszli Hige, Toboe, Michael, David, Minden i Ever.
- No dobra to co robimy? - zapytała Minden. Pendragon zabrał
głos i wyjaśnił wszystkim sprawę dotyczącą smoka.
- Możemy się nim zająć - zaproponowali Michael i David
- Ok, ja też wam pomogę - postanowił Pendragon
- Czyli temat pupilka mamy załatwiony - powiedział Hige -
Ale co z jego panem?
- Możemy go wyprowadzić w pole - wyraziłam głośno to, co cały
czas chodziło mi po głowie
- Niby jak? - zapytała Minden
- Jedno z nas może posłużyć za przynętę. Zwabić Ksawiera we
właściwe miejsce w którym reszta się na niego zaczai - zapadła cisza, którą
wreszcie przerwał Toboe.
- A kto będzie przynętą?
- Ja - powiedziałam spokojnie
Pendragon:
Minden wraz z wilkami ruszyła w wyznaczone miejsce zasadzki.
Szczerze, nie byłem zadowolony ze sposobu zaciągnięcia tam Ksawiera za pomocą
Arisy.
- To my poczekamy przed szkołą. - powiedział Michael i razem
z Davidem wyszli z pokoju.
- Ariso...
- Tak?
- Ja się na to nie zgodzę. Takiej opcji po prostu nie ma.
- Jest. I trzeba jej użyć.
- Nie mogę cię tak narażać!
- Masz inne wyjście?- zapytała patrząc mi głęboko w oczy.
- Sam go zwabię.
- Nie. Nie ma takiej opcji. Dobrze wiesz. Moja propozycja
jest absolutnie jedynym wyjściem.
- Ale...przecież... - zacząłem się jąkać, a po moich
policzkach pociekły łzy. - Nie mogę cię stracić.
- Nie stracisz. Wierzę, że mnie uratujesz. – powiedziała, ocierając
mi policzki. - Bardzo się wrażliwy zrobiłeś, wiesz?
- Uczysz mnie przecież normalności. To złe?
- Oczywiście, że nie. - powiedziała i pocałowała mnie.
- Muszę już iść. Uważaj na siebie. - poprosiłem.
- Oczywiście.
Arisa:
Kiedy Pendragon wyszedł, zaczęłam obmyślać jak znaleźć i
przekonać Ksawiera żeby ze mną poszedł. W końcu uznałam, że jestem gotowa i
wyszłam na dziedziniec. Teraz musiałam zaczekać na sygnał, który oznaczał, że
smok został pokonany.
Minden
Pierwszy dzień bitwy miną bezpowrotnie. Wielu w tym czasie straciło swoje życie, wielu odniosło obrażenia. I to nie tylko fizyczne. Niektórzy siedzieli w kątach i cicho łkali, lub patrzyli się w przestrzeń. Najwięcej takich było w korytarzach. Wiem to bo właśnie zmierzałam w kierunku pokoju Pendragona, mając nadzieję, że znajdę tam jego i Arisę.
Szłam powoli, rozglądając się czy żaden ranny nie zaszył się gdzieś żeby uniknąć szpitala. I wtedy zobaczyłam Evera. Siedział jak inni skulony w koncie, kiwając się tylko od czasu do czasu w przód i w tył. Automatycznie ukląkłam przy nim i go objełam szepcząc:
-Wszystko będzie dobrze zobaczysz, wszystko będzie dobrze.
-A skąd masz taką pewność? Przecież to był tylko jeden dzień a już tylu straciło życie.... Tylu straciło życie - zaczął łkać.
Nie wiedziałam co robić. Ja nie mam doświadczenia w takich sprawach, nie mówiąc już o tym, że to Arlina poznała się z Everem a nie Minden...
-Weź się w garść. Przecież ja i ty żyjemy, prawda? Chyba tylko to się liczy.... - wyszeptałam, a później zrobiłam coś co moje poprzednie wcielenia robiły miliony razy, lecz dla mnie, tej mnie Arliny był to pierwszy raz.
Pocałowałam Evera.
Gdy tylko się od niego odsunęłam natychmiast cała pokryłam się rumieńcem i spuściłam wzrok. Za to gdy go podniosłam nie widziałam przed sobą załamanego wampira. Widziałam silnego, młodego mężczyznę po uszy zakochanego w pewnej dziewczynie. I do tego ten mężczyzna się uśmiechał.
-Masz rację, liczy się to że my żyjemy.
***
Zabrałam Evera ze sobą do pokoju Pendragona. Przed drzwiami wzięłam głęboki oddech i zapukałam. Wszak skąd miałam wiedzieć co tam zastanę? Gdy usłyszałam odpowiedz z rozmachem otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Ever wszedł za mną i ostrożnie zamkną nadwyrężone drzwi.
Pendragon i Arisa oczywiście leżeli na łóżku i się obejmowali. Normalna scen, i do tego tak popularna, że aż mi zbrzydła.
-No, to teraz mam nadzieję, że ktoś mnie wprowadzi w super hiper wspaniały plan który obejmuje zwyciężenie wojny i zabicie Ksaviera - powiedziałam unosząc brew i jednoznacznie dając do zrozumienia, że oczekuję jasnej odpowiedzi. Żadne wykręty nie będą tolerowane.
Hige
Po tym jak Pendragon odbiegł ode mnie ruszyłem prosto do szkoły by
szukać Toboe. Na szczęście znalazłem go walczącego z jakimiś potworkami
nie większymi od jego samego. Skoczyłem w sam środek walki i zmieniłem
się w człowieka, po czym wyciągnąłem klingę i przepoławiałem stwory.
- Toboe nic ci nie jest?
- Nie, jakoś żyję. To co teraz robimy? - Spytał młody wilk a ja usiadłem i zakryłem głowę rękoma.
- Nie wiem, ja... Po prostu nie wiem to wszystko mnie przerasta ta walka z demonami. Toboe ja się boję że znów stracę najbliższe mi osoby... - Powiedziałem a mój przyjaciel przytulił mnie.
- Pamiętasz przepowiednie Ithlinne?
- Tak znam na pamięć -Odrzekłem wziąłem głęboki oddech i zacząłem płynnie recytować
Mój przyjaciel odsunął się i wpatrywał się daleko w las, widziałem jak zaciska ręce w pięści. Spojrzałem na niego i westchnąłem.
- Muszę ci coś pokazać... - Urwałem a Toboe wstał i wyciągał w moją stronę rękę. Złapałem ją i wstałem od razu zmieniliśmy się w wilki pobiegłem prosto w letni las droga była długa i trudna do przebycia, wszędzie walały się szczątki demonów i ich pancerzy. Musieliśmy dotrzeć do końca lasu ale nie obeszło się bez walki. Do celu dotarliśmy dopiero nocą, jak zawsze byliśmy zmęczeni i poranieni. Dopiero pod koniec lasu pod naszymi łapami zamiast ściółki leśnej pojawił się śnieżno biały śnieg.
- Ale jak to możliwe?! - Wykrzyknął Toboe.
- Lepiej spójrz przed siebie wszystko jest pokryte śniegiem. "Nadchodzi Czas Białego Zimna i Białego światła"
- Nie, nie to jest niemożliwe... - Skamlał młody wilk.
- Ah... Wilki cóż za niesamowita niespodzianka. - Powiedział głos kobiety, kiedy się odwróciłem ujrzałem ją.
- Yuki-Onna? Ale ty....- Urwałem.
- Nie żyję? Nie... Ja musiałam odejść od ciebie.
-Hige? Kim ona jest? - Spytał niepewnie mój towarzysz ale ja go zignorowałem.
- Czemu odeszłaś? Nie wystarczałem tobie?! - Warknąłem a z moich policzków popłynęły łzy, które natychmiast zmieniły się w kryształki lodu. Lodowa nimfa podeszła do mnie i mocno mnie ścisnęła, moje futro pokryło się lekkim szronem.
- Przepraszam - Wyszeptała nimfa - Nigdy nie powinnam cię zostawić.Ale teraz to pewnie i tak nic nie zmienia prawda? - Do powiedziała i odsunęła się ode mnie.
- Jesteś tu po to żeby spełniać przepowiednie Ithlinne prawda?
- Tak.. Po to mnie stworzono ze starszej krwi. - Odrzekła i znieruchomiała odwróciłem się i ujrzałem rycerza, który mierzył w nas mieczem, a obok niego stanął smok.
- Ahh... To wy jesteście tymi pchlarzami co zabili mojego pupilka Barloka prawda? Teraz zapłacicie za to! Rodrigo bierz ich! Wybaczcie ja muszę planować inwazję. - Odrzekł rycerz i zniknął a na nas zaszarżował smok na szczęście ja i Toboe odskoczyliśmy na bok ale Yuki-Onna nie zamierzała zejść z drogi. Wystraszyłem się że coś jej się stanie ale ona zamroziła smoka na krótką chwilę.
- Uciekajcie stąd ja go zatrzymam! - Powiedziała kobieta podtrzymując swój czar.
- Nie mam zamiaru stracić cię drugi raz. - Odparłem
- Ja też zostaję - powiedział Toboe.
- Nie młody ty idź do szkoły.
- Ale... - urwał młody wilk
- Już! - Warknąłem a mój przyjaciel pobiegł w głąb lasu, czar nimfy puścił a smok wzleciał w powietrze. Nie byłem w stanie go wypatrzeć wśród białych i gęstych chmur. Yuki odpędziła je odsłaniając drapieżnika. Smok widząc że go zdemaskowaliśmy zleciał prosto na nimfę. Kobieta uderzyła głucho o ziemię.
- Ty gadzie zabije cię! Rozumiesz! - Wrzasnąłem i uczepiłem się skrzydła. Zwierzę próbowało się mnie pozbyć ale bez skutku. Wreszcie uderzyło skrzydłem o drzewo a ja spadłem na ziemię. Zobaczyłem że lodowa nimfa wstaje powoli, smok też to zauwarzył więc podbiegł do niej ale w połowie drogi zamarł. Był przedziurawiony na wylot przez ogromy sopel. Podbiegłem do kobiety i położyłem się na niej.
- Nie zostawię cię - powiedziałem a nimfa zaczęła gładzić mój grzbiet, siedzieliśmy tak po środku lasu w śnieżycy ale mi to nie przeszkadzało. Mogłem znosić nawet największe mrozy po to żeby być blisko Yuki.....
- Toboe nic ci nie jest?
- Nie, jakoś żyję. To co teraz robimy? - Spytał młody wilk a ja usiadłem i zakryłem głowę rękoma.
- Nie wiem, ja... Po prostu nie wiem to wszystko mnie przerasta ta walka z demonami. Toboe ja się boję że znów stracę najbliższe mi osoby... - Powiedziałem a mój przyjaciel przytulił mnie.
- Pamiętasz przepowiednie Ithlinne?
- Tak znam na pamięć -Odrzekłem wziąłem głęboki oddech i zacząłem płynnie recytować
Zaprawdę powiadam wam,
oto nadchodzi wiek miecza i topora,
wiek wilczej zamieci.
Nadchodzi Czas Białego Zimna i Białego światła,
Czas Szaleństwa i Czas Pogardy,
Tedd Deireadh, Czas Końca.
świat umrze wśród mrozu,
a odrodzi się wraz z nowym słońcem.
Odrodzi się ze Starszej Krwi,
z Hen Ichaer, zasianego ziarna.
Ziarna, które nie wykiełkuje,
lecz wybuchnie płomieniem.
Mój przyjaciel odsunął się i wpatrywał się daleko w las, widziałem jak zaciska ręce w pięści. Spojrzałem na niego i westchnąłem.
- Muszę ci coś pokazać... - Urwałem a Toboe wstał i wyciągał w moją stronę rękę. Złapałem ją i wstałem od razu zmieniliśmy się w wilki pobiegłem prosto w letni las droga była długa i trudna do przebycia, wszędzie walały się szczątki demonów i ich pancerzy. Musieliśmy dotrzeć do końca lasu ale nie obeszło się bez walki. Do celu dotarliśmy dopiero nocą, jak zawsze byliśmy zmęczeni i poranieni. Dopiero pod koniec lasu pod naszymi łapami zamiast ściółki leśnej pojawił się śnieżno biały śnieg.
- Ale jak to możliwe?! - Wykrzyknął Toboe.
- Lepiej spójrz przed siebie wszystko jest pokryte śniegiem. "Nadchodzi Czas Białego Zimna i Białego światła"
- Nie, nie to jest niemożliwe... - Skamlał młody wilk.
- Ah... Wilki cóż za niesamowita niespodzianka. - Powiedział głos kobiety, kiedy się odwróciłem ujrzałem ją.
- Nie żyję? Nie... Ja musiałam odejść od ciebie.
-Hige? Kim ona jest? - Spytał niepewnie mój towarzysz ale ja go zignorowałem.
- Czemu odeszłaś? Nie wystarczałem tobie?! - Warknąłem a z moich policzków popłynęły łzy, które natychmiast zmieniły się w kryształki lodu. Lodowa nimfa podeszła do mnie i mocno mnie ścisnęła, moje futro pokryło się lekkim szronem.
- Przepraszam - Wyszeptała nimfa - Nigdy nie powinnam cię zostawić.Ale teraz to pewnie i tak nic nie zmienia prawda? - Do powiedziała i odsunęła się ode mnie.
- Jesteś tu po to żeby spełniać przepowiednie Ithlinne prawda?
- Tak.. Po to mnie stworzono ze starszej krwi. - Odrzekła i znieruchomiała odwróciłem się i ujrzałem rycerza, który mierzył w nas mieczem, a obok niego stanął smok.
- Ahh... To wy jesteście tymi pchlarzami co zabili mojego pupilka Barloka prawda? Teraz zapłacicie za to! Rodrigo bierz ich! Wybaczcie ja muszę planować inwazję. - Odrzekł rycerz i zniknął a na nas zaszarżował smok na szczęście ja i Toboe odskoczyliśmy na bok ale Yuki-Onna nie zamierzała zejść z drogi. Wystraszyłem się że coś jej się stanie ale ona zamroziła smoka na krótką chwilę.
- Uciekajcie stąd ja go zatrzymam! - Powiedziała kobieta podtrzymując swój czar.
- Nie mam zamiaru stracić cię drugi raz. - Odparłem
- Ja też zostaję - powiedział Toboe.
- Nie młody ty idź do szkoły.
- Ale... - urwał młody wilk
- Już! - Warknąłem a mój przyjaciel pobiegł w głąb lasu, czar nimfy puścił a smok wzleciał w powietrze. Nie byłem w stanie go wypatrzeć wśród białych i gęstych chmur. Yuki odpędziła je odsłaniając drapieżnika. Smok widząc że go zdemaskowaliśmy zleciał prosto na nimfę. Kobieta uderzyła głucho o ziemię.
- Ty gadzie zabije cię! Rozumiesz! - Wrzasnąłem i uczepiłem się skrzydła. Zwierzę próbowało się mnie pozbyć ale bez skutku. Wreszcie uderzyło skrzydłem o drzewo a ja spadłem na ziemię. Zobaczyłem że lodowa nimfa wstaje powoli, smok też to zauwarzył więc podbiegł do niej ale w połowie drogi zamarł. Był przedziurawiony na wylot przez ogromy sopel. Podbiegłem do kobiety i położyłem się na niej.
- Nie zostawię cię - powiedziałem a nimfa zaczęła gładzić mój grzbiet, siedzieliśmy tak po środku lasu w śnieżycy ale mi to nie przeszkadzało. Mogłem znosić nawet największe mrozy po to żeby być blisko Yuki.....
Arisa
Kiedy wyleczyłam już wszystkich rannych, zrobiło mi się
słabo. Potrzebowałam świeżego powietrza. Wyszłam więc ze szkoły i ruszyłam w
kierunku lasu. W nawale pracy nawet nie zauważyłam kiedy nadszedł wieczór.
Spacerowałam przez kilka minut, myśląc intensywnie o tym co się działo.
Martwiłam się o Pendragona. Gdzie on teraz jest? Co pamięta ze swojej
przemiany?
Usłyszałam czyjeś kroki. Szybko skryłam się wśród krzewów. Z
mojej kryjówki mogłam wszystko widzieć i słyszeć, pozostając niezauważona. Zaniepokojona
obserwowałam osobę idącą po dziedzińcu. Dopiero kiedy nieznajomy trochę się
zbliżył rozpoznałam jego twarz. Wstrzymałam oddech zaskoczona. To był
Pendragon. Wampir przystanął na chwilę pod dużym dębem. Był wyraźnie załamany.
Miałam ochotę wyskoczyć z krzaków i zacząć go pocieszać. Może i bym to zrobiła,
ale nagle koło chłopaka pojawił się Moonolight więc pozostałam na miejscu.
- Mooni...- jęknął Pendragon
- Sorki za to. Nie mogłem nic na to poradzić. Ta mała mnie
po prostu jakby zahipnotyzowała. Dopiero teraz mnie puściło. – gryf z czegoś
się tłumaczył, ale nie wiedziałam o co chodzi. Jednak nie miałam czasu się nad
tym zastanawiać bo Pendragon nagle przytulił gryfa, przerywając mu w pół słowa.
- Co ci? – zapytał zaskoczony Mooni
- Zniszczyłem wszystkim życie.- wyjęczał wampir
- Yyy... A gdzie Arisa? – zapytał niespokojnie gryf - Musi
cię naprostować.
- Nie ma... To koniec. Wszystko zniszczyłem
- Widzę, że dużo mnie ominęło – Moonolight był zaniepokojony
i zdezorientowany
- Mooni... gdyby się okazało, że ona przeżyła... przekażesz
jej coś? – zapytał Pendragon. Zszokował mnie. Czy ja żyje? O czym on mówi?
Zdałam sobie sprawę, że chłopak myśli, że umarłam i że to jego wina.
- Że co?! Ty sobie nie rób jaj! – zdenerwował się Mooni
- Nie robię.- odpowiedział cicho Pendragon, mówił z taką
powagą, że nie mogłam wątpić w jego słowa - Powiedz jej... że ją kocham, że nie
chciałem, że ...- urwał, wziął głęboki oddech i mówił dalej - Że nie musi mi
wybaczyć, że chcę aby była po prostu szczęśliwa. Rozumiem jak mnie zostawi, jak
pokocha kogoś innego. Rozumiem, że ma mnie dość... Tak mi przykro... Dała mi to
o czym nawet nie marzyłem, a ja po prostu chciałem ją zabić. Daj jej to –
szepnął i podał gryfowi niewielki talizman
Po chwili dodał jeszcze:
- I zostań z Liranne. Zależy ci na niej.
- Zaraz cię palnę! Co ty gadasz?! – Mooni był już wyraźnie
przerażony zachowaniem przyjaciela. Zresztą mu się nie dziwiłam. Ja też byłam
bardzo zaniepokojona zachowaniem ukochanego.
Nagle chłopak wyjął sztylet. Znowu wstrzymałam oddech,
czekając na to co zrobi.
- Nigdy sobie nie wybaczę... - szepnął ściskając sztylet - Nie
mogę funkcjonować bez serca, które zostało przy niej. Mam już dość. Za dużo.
Chcę z tym skończyć...- przyłożył nóż do piersi. Wiedziałam już co chce zrobić
i miałam nadzieję, że Moonolight mu w tym przeszkodzi. Jednak gryfa zamurowało.
Stał nieruchomo z łańcuszkiem w dziobie i patrzył oniemiały na przyjaciela.
Skoro Mooni nic nie zrobił, to ja wkroczyłam do akcji.
Wygroliłam się z kryjówki. Kiedy wstawałam krzaki zaszeleściły i Pendragon mnie
usłyszał.
- Kto tu…? – zaczął, ale w tym momencie mnie zobaczył i aż
krzyknął z wrażenia – Arisa! Ty żyjesz? Jak…? Jak ci się udało...?
- Minden mi pomogła – wyjaśniłam spokojnie, podchodząc
bliżej
- Przynajmniej na nią możesz liczyć – mruknął podłamany – Bo
ja cię zawiodłem
- Nie zawiodłeś mnie Pendragonie – powiedziałam, chwyciłam
go za ręce – Ty nigdy mnie nie zawiedziesz – szepnęłam
- Ale ja cię skrzywdziłem!!! – krzyknął niespodzianie i
odsunął się ode mnie – Chciałem cię zabić!!!
- Ale tego nie zrobiłeś – powiedziałam, robiąc krok w jego
stronę
- Nie zbliżaj się do mnie! – krzyknął, był na skraju
załamania nerwowego – Nie chcę ci znowu zrobić krzywdy! – zamilkł. Po chwili
zaczął mówić szeptem – Nigdy sobie nie wybaczę tego co zrobiłem
- Ale ty nic nie zrobiłeś! – nie wytrzymałam i wydarłam się.
Zszokowałam go tym.
- Jak to? Przecież… - zaczął tym samym co wcześniej
załamanym głosem, ale mu przerwałam
- Nie byłeś wtedy sobą! Dobrze o tym wiesz!
- Może, ale… - zawahał się
- Nie ma żadnych „ale” – powiedziałam już spokojniejsza.
Wzięłam ukochanego za rękę i pociągnęłam do szkoły.
Zaprowadziłam oszołomionego Pendragona do naszego pokoju.
Kiedy weszliśmy zamknęłam drzwi żeby nam nikt nie przeszkadzał po czym
posadziłam chłopaka na łóżku a sama usiadłam obok niego. Milczeliśmy przez
chwilę. Wampir pierwszy przerwał ciszę
- Ariso…? – urwał
- Hm? – spojrzałam na niego
- Czy…. Czy mi kiedyś wybaczysz? – wyjąłał
- Ale ja nie mam ci czego wybaczać – odpowiedziałam. Chłopak
posmutniał
- A więc już nigdy nie będzie jak dawniej. Rozumiem, ze masz
mnie dość i chcesz zapomnieć – powiedział – Nie dziwię się, ja sam sobie nie
wybaczę – wydało mi się że widzę łzy w jego oczach, ale odwrócił głowę zanim
zdążyłam się upewnić.
- Nie zrozumiałeś mnie – szepnęłam czule, zmuszając go
jednocześnie żeby na mnie spojrzał. Kiedy wreszcie to zrobił zobaczyłam, że ma
mokre policzki – Nie mam ci czego wybaczać bo nie obwiniam cię za to co się stało.
Nie byłeś wtedy sobą.
- Ale mogłem jakoś temu zapobiec.
- Sam wiesz że nad tym nie panujesz. Nie pamiętasz nawet co
się z tobą działo. Jak miałbyś temu zaradzić? Po prosty stało się co się stało,
a ty nie jesteś niczemu winny – powiedziałam to najczulej jak umiałam, a na
koniec objęłam go i namiętnie pocałowałam. Nie opierał się i nie odsuwał, mimo
to czułam, że nie do końca go przekonałam.
Pendragon
Stałem zdruzgotany. Zawsze sobie powtarzałem, że się już nigdy nie
zmienię w to "coś", że nie skrzywdzę przyjaciół a szczególnie ...
ukochanej. Nie mogłem uwierzyć w to co zrobiłem. Jak mogłem! Jakim ja
jestem cholern*m idiot* ! Po prostu potworem. Ksawier miał rację. Moje
miejsce jest gdzie indziej. Jestem do czegoś innego niż do miłości i
przyjaźni. Przecież w jednym momencie na własne życzenie zniszczyłem
namiastkę szczęścia jaką Arisa mnie obdarzyła, jaką dała mi za nic... A
raczej za ból. Nawet nie wiedziałem czy elfka przeżyje.
Stałem tak na tej polanie aż ktoś zapytał :
- Co tu się stało?- był to Hige podchodzący do mnie. Nie chciałem go skrzywdzić. To po prostu było by już zbyt wiele.
Chłopak jednak stanął jak wryty. Coś za mną się poruszyło. Gdy stałem
pogrążony w myślach to nic do mnie nie docierało. Był to jakiś demon.
Wilki bez namysłu rzuciły się na niego. Przez moment dobrze im szło ale
demon przybył najwidoczniej po to by pozbyć się jednego z nich, gdyż
odrzucił Hige i zabrał drugiego chłopaka. Byłem zbyt mocno rozdarty żeby
zrobić cokolwiek.
- Pendragon? W porządku?- zapytał. Odpowiedziałem dopiero po dłuższej chwili.
- Nie. Nie podchodź. - szepnąłem odsuwając się. Wilk spojrzał w stronę
oddalającego się przyjaciela. Nie wiedział najwidoczniej czy zostać, czy
ratować Toboe.
- Ach. Leci w kierunku, w którym leciała Minden a więc dostanie zapewne
wycisk. Z resztą Toboe nie da się tak łatwo.- powiedział optymistycznie
jednak patrząc na mnie od razu spochmurniał - Co ci jest? Zachowujesz
się jakoś dziwnie.
- Nie mogę cię skrzywdzić. Po prostu nie mogę. - powiedziałem załamanym tonem.
- Boże... Co ci jest!- wrzasnął chłopak po czym doskoczył do mnie,
potrząsnął za ramiona i powtórzył pytanie.- Co się z tobą dzieje?! Nie
poznaje cię!
- Nie... Odejdź. - jęknąłem- Nie mogę cię skrzywdzić.- Niespodziewanie chłopak jakby odgadł mój stan umysłu.
- Nie wiem co ci jest ale na pewno nie powinieneś się obwiniać. - szepnął i przytulił mnie. Nie wiedział co zrobiłem.
- Skrzywdzę cię. Błagam odejdź. Zależy mi na tobie... Nie mogę stracić was obojga. Nie...
- Co ci jest? Jak to obojga? Co się stało?- zapytał chłopak zaskoczony.
- Ja... - jąkałem się. Nie mogłem dać rady mu tego powiedzieć ale w
końcu się udało.- Skrzywdziłem Arisę... połamałem ją... nie wiem czy ona
żyje...
- Ale przecież...- chłopak był zaskoczony, jednak się nie cofnął.- Nie mogłeś tego zrobić.
- Ale zrobiłem. Nie mogę ryzykować, że ciebie też skrzywdzę. Jesteś mi najbliższy zaraz po Arisie.
- Oł...
- Wiem. Rozumiem, że mnie znienawidzisz.
- Co?
-Przepraszam...- jęknąłem i pobiegłem sprintem na pole walki. - Po kilku sekundach już tam byłem.
***
Walka z demonami pozwalała mi przełożyć ból psychiczny na miecz. Nie
ruszyło mnie 14 lat nękania psychicznego i fizycznego w piekle, a ból
spowodowany świadomością tego co zrobiłem rozpracował mnie w mgnieniu
oka. Jedyne praktyczne wykorzystanie mojej posran*j mocy to walka z
przeciwnikiem. Nie mogłem tego sobie wybaczyć. Nigdy nie będę mógł.
Byłem sfrustrowany. Nie mogłem sam pokonać Ksawiera i nie mogłem
pozwolić by ktoś jeszcze ucierpiał. Było to błędne koło. Tak źle i tak
nie dobrze. Mogłem jedynie przenieść frustrację tak jak ból. Mogłem
tylko walczyć do upadłego...
***
Był już wieczór. Każda ze stron poczęła się cofać. Demony do obozów a
uczniowie do szkoły. Ja zostałem na polu walki. Byłem po prostu
załamany. Usiadłem pod drzewem i zapatrzyłem się w oddalające się
demony. Nie obchodziło mnie co się ze mną stanie. Walczyłem po to by
pomóc wyzwolić się Michaelowi i Davidowi, by Minden miała spokój, by
Toboe i Hige dostali to na co zasłużyli, i oczywiście, żeby choć Liranne
mogła dorastać normalnie.
Ale jak ona mogła to zrobić, skoro zabrałem jej jedyną najbliższą osobę?
Miałem ochotę się powiesić. Nie miałem już po co żyć. Chociaż... jakby się jakimś cudem udało, to ktoś musiał... Nie.
Mój umysł coraz bardziej zdawał sobie sprawę z tego co uczyniłem. Niespodziewanie obok mnie pojawił się Moonlight.
- Mooni...- jęknąłem.
- Sorki za to. Nie mogłem nic na to poradzić. Ta mała mnie po prostu
jakby zahipnotyzowała. Dopiero teraz mnie puściło. - nawijał coś o czym
nie miałem pojęcia. Po prostu go przytuliłem. - Co ci?
- Zniszczyłem wszystkim życie.
- Yyy... A gdzie Arisa? Musi cię naprostować.
- Nie ma... To koniec. Wszystko zniszczyłem.
- Widzę, że dużo mnie ominęło.
- Mooni... gdyby się okazało, że ona przeżyła... przekażesz jej coś?
- Że co?! Ty sobie nie rób jaj!
- Nie robię.
- Powiedz jej... że ją kocham, że nie chciałem, że ...- musiałem złapać
oddech, bo emocje sprawiały, że słowa stawały mi w gardle- Że nie musi
mi wybaczyć, że chcę aby była po prostu szczęśliwa. Rozumiem jak mnie
zostawi, jak pokocha kogoś innego. Rozumiem, że ma mnie dość... Tak mi
przykro... Dała mi to o czym nawet nie marzyłem a ja po prostu chciałem
ją zabić. Daj jej to. - powiedziałem podając gryfowi piękny platynowy
łańcuszek z talizmanem wzmacniającym moc pogody. - I zostań z Liranne.
Zależy ci na niej.
- Zaraz cię palnę! Co ty gadasz?!
Moim umysłem zawładnął wir wspomnień spędzonych z Arisą... Każda chwila... Każda szczęśliwa chwila...
- Nigdy sobie nie wybaczę... - szepnąłem ściskając sztylet, którym łatwo
mogłem skończyć zadawanie każdemu cierpienia.- Nie mogę funkcjonować
bez serca, które zostało przy niej. Mam już dość. Za dużo. Chcę z tym
skończyć...
Gryf patrzył na mnie zamurowany. Trzymał w dziobie amulet wahający się
jak wahadło delikatnie na wietrze. Nagle coś zaszeleściło w krzakach...
Arisa
Kiedy Minden dostarczyła mi energii, od razu zrobiłam z niej
użytek. Skoncentrowałam się (co nie było łatwe z powodu kaszlu) i zagoiłam popękane
żebra. Już po chwili poczułam się jak nowo narodzona. Wstałam i spojrzałam na
Minden. Dziewczyna nadal klęczała na trawie. Była ranna.
Nagle coś przykuło jej uwagę. Podążyłam za jej spojrzeniem i
zobaczyłam demona niosącego Toboe! Minden chciała mu pomóc, ale nie mogła użyć
skrzydeł.
- Musimy coś zrobić! - krzyknęła spanikowana – Trzeba mu
pomóc!
- Spokojnie pomożemy – zapewniłam . Wciąż miałam w sobie mnóstwo
energii, a co ważniejsze wiedziałam jak ją wykorzystać.
Potwór akurat się zatrzymał bo Toboe cały czas się wiercił i
nie pozwalał mu normalnie lecieć. To mi bardzo ułatwiło sprawę. Z pomocą
silnego wichru uniosłam się w powietrze i zawisłam tuż za plecami demona. Przywołałam
piorun kulisty i cisnęłam nim w potwora. Jednocześnie otoczyłam Toboe tarczą
dzięki której mój atak nic mu nie zrobił. Ale demon nie był odporny na moje
czary i rażony piorunem spadł na ziemię w między czasie upuszczając Toboe.
Szybko podleciałam i złapałam chłopaka. Był ranny, ale przytomny.
- Dzięki za ratunek - powiedział kiedy wylądowaliśmy koło
Minden.
- Nie ma sprawy - wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się do
niego - A teraz pokaż swoje rany - poleciłam
- Tylko mnie znowu nie wlecz do szpitala! - zaprotestował,
ale pozwolił mi obejrzeć obrażenia. Nie były głębokie więc zagoiłam je w kilka
sekund.
- Po wszystkim –
skomentowałam, odsuwając się od niego
- Naprawdę? - zdumiał się
- Naprawdę - odpowiedziałam i parsknęłam śmiechem
- No to teraz możemy wracać do szkoły - powiedziała Minden
- Czekaj czekaj - powstrzymałam ją - Najpierw pokaż mi
skrzydło – dziewczyna pokręciła głową
- Nic z tym nie zrobisz. To jest nieodwracalne
- Zobaczymy - powiedziałam pogodnie. Przesunęłam palcami po
ranie, zmniejszając ja znacząco. Nie udało mi się jednak całkiem jej zagoić -
Na razie tylko tyle mogę zrobić - zwróciłam się do dziewczyny - Spróbuję to
zagoić w szpitalu. Tam mają eliksiry, które wspomagają leczenie.
- No niech ci będzie - powiedziała Minden.
We trójkę ruszyliśmy w stronę szkoły. Bitwa trwała tam nadal
i ciężko było się przemknąć do środka. Po drodze Toboe został zaatakowany i
zaczął walczyć z jakimś demonem. Chciałyśmy mu pomóc, ale nam nie pozwolił
- Dam sobie radę, wy idźcie dalej! - krzyknął do nas - Ja
zaraz dołączę! - nie protestowałyśmy.
Kiedy dotarłyśmy do skrzydła szpitalnego, okazało się, że
jest w nim mnóstwo ludzi... mnóstwo rannych,
- Arisa! Dobrze że przyszłaś! – krzyknęła profesor Lansa,
podchodząc do mnie – Jestes ty pilnie potrzebna! – chwyciła mnie za rękę i
pociągnęła w stronę rannych
- Ale… Minden – wydukałam
- Mną się nie przejmuj i tak bardzo mi pomogłaś –
powiedziała dziewczyna. Nie zdążyłam jej nic odpowiedzieć bo nauczycielka znowu
mnie pociągnęła. Nie miałam wyjścia, musiałam z nią iść.
Zaprowadziła mnie za duży parawan. Na dużym łóżku wił się i
jęczał profesor Lynx.
- Co się stało?! – zapytałam z przerażeniem
- Dostał w brzuch jakimś zaklęciem – wyjaśniła profesor
Lansa – Próbowałam już wszystkich lekarstw.
- Nie pomogły? – nauczycielka ze smutkiem pokręciła głową
- Tylko wszystko pogorszyły – westchnęła ciężko, była
załamana – Nie wiem już co robić! Teraz tylko ty możesz go uleczyć.
- Postaram się – obiecałam i nachyliłam się nad Lynksem.
Położyłam mu dłoń na czole. Było gorące. Skupiłam się i
unormowałam temperaturę. Następnie przyłożyłam obie dłonie do brzucha profesora
i wymruczałam jedno z zaklęć jakich nauczyła mnie Mistrzyni Vinara. Natychmiast
zadziałało. Lynks przestał się wiercić i zasnął wyczerpany.
- Udało się – odetchnęła z ulgą profesor Lansa – Teraz możesz
trochę odpocząć po…
- Jeszcze nie – przerwałam jej.
Podczas leczenia skutków zaklęcia wyczułam, że cos jeszcze
jest nie tak. Po chwili już wiedziałam. Nauczyciel został poważnie zraniony w
udo. Jak profesor Lansa mogła to przeoczyć. No nieważne…
Szybko zagoiłam ranę po czym wróciłam do głównej sali
szpitala i zaczęłam się zajmować rannymi uczniami.
Minden
Leciałam najszybciej jak potrafiłam, zmierzając w kierunku wioski, w której
zostały umieszczone dzieci. Nie byłam pewna, co tam chciałam osiągnąć, ale było
to pierwsze bezpieczne miejsce, które mi przyszło na myśl. Daleko jednak nie
zaleciałam, gdy dostałam ognistą kulą w skrzydło. Nie mogąc dłużej się utrzymać
w powietrzu, spadłam na ziemie. Na szczęście odwróciłam się na plecy i Arisie
nic się nie stało. Wiedziałam, kto mnie zaatakował, dlatego szybko ukryłam
Arisę w krzakach. Ta przestała wtedy na chwilę kaszleć i pluć krwią i spytała:
-Cssoo..co się dzieje?
-Nic takiego. Muszę załatwić jedną sprawę, a ty tymczasem leż tutaj
spokojnie - odparłam i zostawiłam ją ukrytą w krzakach.
Miałam ochotę "schować" skrzydła, lecz wiedziałam, że jeśli to
zrobię już nigdy nie będę mogła ich użyć. Muszę zaczekać dopiero aż się zagoją.
Ale jedno skrzydło już na zawsze pozostanie czarne... Moje skrzydła zawsze były
śnieżnobiałe i olbrzymie, bowiem ich końcówki wlokły się po ziemi. Ale po
magicznym trafieniu, prawe skrzydło zostało w pewnej części nieodwracalnie
uszkodzone, na co mój organizm zareagował zmieniając barwę piórom na czarne.
Nie mam bladego pojęcia, dlaczego tak się działo. Tak po prostu już było, nie
zależnie od wcielenia.
Weszłam na pobliską polanę, na której już czekał on. Bonifacy. Jak on śmiał
mnie atakować? Na prawdę myślał, że ma szansę ze mną wygrać?
-Aaaa... Wreszcie się raczyłaś pojawić - powiedział z uśmieszkiem, który
można by nazwać drapieżnym. - Pewnie jesteś ciekawa, co ci chcę powiedzieć,
prawda? A otóż chciałbym ci powiedzieć, że zyskałem o wiele większą moc! Mój
pan, Ksavier był na tyle wyrozumiały, że dał mi moc wystarczającą by rozprawić
się z osobą zagrażająca jego pozycji.
Słuchałam tego wszystkiego z coraz większym rozbawieniem. On nigdy nie będzie
mieć wystarczającej mocy. A może nie tyle mocy, co umiejętności. To jego
gadulstwo go kiedyś zabije. Na przykład teraz.
Kiedy on sobie tak gadał, ja przywołałam długi cienki miecz, idealny by wbić
się pomiędzy żebrami i dosięgnąć serca. Rzuciłam się z nim na niego,
przerywając mu w pół słowa. Miecz pokierował się dokładnie tak jak zakładałam.
Bonifacy zginą na miejscu.
Odesłałam miecz do właściwego wymiaru i rzuciłam się pędem do Arisy.
Słyszałam jak kaszle, coraz bardziej i bardziej. W tym stanie (i moim, i jej)
nie ma możliwości bym ją gdziekolwiek zaniosła.
-Co robić, co robić, co robić? - mruczałam do siebie histerycznie. W głowie
miałam jedną wielką pustkę.
Gdy tylko dopędziłam do Arisy, padłam przy niej na kolana. Myśl! ganiałam
się w myślach. I faktycznie, pomogło. Już wiedziałam, co mogę zrobić, a właściwie,
co może zrobić Arisa przy mojej pomocy! Wystarczy, że dostarczę jej
wystarczająco dużo energii a ona będzie mogła się sama uleczyć.
-Posłuchaj mnie teraz uważnie – powiedziałam nachylając się nad nią. – Nagle
poczujesz niesamowity przypływ energii, jakiego nie doznałaś jeszcze nigdy w
życiu. Masz go wykorzystać w całości na uleczenie siebie, rozumiesz?
Nie musiała nic mówić, widziałam w jej oczach, że mimo osłabienia dotarło do
niej, co powiedziałam.
-Wybaczcie mi rośliny i zwierzęta, lecz muszę podebrać wam trochę mocy –
wyszeptałam, po czym zaczęłam pobierać i przekazywać jednocześnie energię
Arisie.
Już po chwili Arisa stała na nogach. Co dziwne, ja też nie czułam się
wyczerpana. Już miałam coś powiedzieć, gdy zobaczyłam na niebie lecącego
jakiegoś demona. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Demon niósł ze sobą
Toboe! Chciałam się wzbić w powietrze, powstrzymać go, ale skrzydła mi nie
pozwalały…
Toboe
Ja i Hige rozsiedliśmy się na moim łóżku, wilk od razu wtulił twarz w poduszkę.
- Ała! - Krzyknął wyskakując z łóżka jak poparzony
- Co ci jest?
- Ał!! Nie wiem! Mój nos! - Krzyczał
- Co jest z nim?
- On boli! - Wrzasnął mój przyjaciel a z jego nosa pociekła mała cienka strużka czerwonej krwi.
- Ty krwawisz! Dlaczego?! - Krzyknąłem przerażony a wilk wytarł nos w białą chustkę, która w mgnieniu oka zrobiła się czerwona.
- Uhh! Ahh! Znów ten odór ale tym razem silniejszy.. - Wykrztusił Hige. - Dym, spalenizna, siarka i lawenda?
- O nie, tylko nie to.. - Wymamrotałem a mój towarzysz podszedł do drzwi i patrzył na mnie wyczekująco. Niechętnie powlokłem się na miejsce, ale kiedy otworzyłem drzwi do naszego pokoju wleciało jakieś zwierze.
- Ha!Ha! Głupie psy pasterskie! - Skrzeczało zwierzę - Głupie kundle wiem o was i odniosę na was mojemu panu! - Stworzenie wleciało na szafę i zaczęła się rechotać, mój przyjaciel tracił cierpliwość zamachnął się a stworzonko zleciało z hukiem na podłogę. Podbiegłem do ciała i przyjrzałem się mu, rozpoznałem że to gargulec zwiadowczy.
- Pasterskie psy?! Co to ma być?! - Hige się mocno wkurzył - Toboe idziemy. - Wybiegliśmy z akademika i pognaliśmy w stronę lasu znowu... Po krótkim czasie usłyszeliśmy krzyki. Brązowy wilk przyśpieszył aż dotarliśmy do miejsca gdzie stał Pendragon, Arisa i Minden.
- Arisa? Co ci jest? – Zapytał wampir
- Odsuń się od niej! - Warknęła Minden i odleciała ściskając kaszlącą Arisę. Ja i mój przyjaciel patrzyliśmy chwilę jak dziewczyna odlatywała. Potem Hige ruszył spokojnie w stronę chłopaka.
- Co tu się stało? - Spytał Hige i potem znieruchomiał zza pleców Pendragona wyłoniła się dziwna postać.
- Co ci jest?
- Ał!! Nie wiem! Mój nos! - Krzyczał
- Co jest z nim?
- On boli! - Wrzasnął mój przyjaciel a z jego nosa pociekła mała cienka strużka czerwonej krwi.
- Ty krwawisz! Dlaczego?! - Krzyknąłem przerażony a wilk wytarł nos w białą chustkę, która w mgnieniu oka zrobiła się czerwona.
- Uhh! Ahh! Znów ten odór ale tym razem silniejszy.. - Wykrztusił Hige. - Dym, spalenizna, siarka i lawenda?
- O nie, tylko nie to.. - Wymamrotałem a mój towarzysz podszedł do drzwi i patrzył na mnie wyczekująco. Niechętnie powlokłem się na miejsce, ale kiedy otworzyłem drzwi do naszego pokoju wleciało jakieś zwierze.
- Ha!Ha! Głupie psy pasterskie! - Skrzeczało zwierzę - Głupie kundle wiem o was i odniosę na was mojemu panu! - Stworzenie wleciało na szafę i zaczęła się rechotać, mój przyjaciel tracił cierpliwość zamachnął się a stworzonko zleciało z hukiem na podłogę. Podbiegłem do ciała i przyjrzałem się mu, rozpoznałem że to gargulec zwiadowczy.
- Pasterskie psy?! Co to ma być?! - Hige się mocno wkurzył - Toboe idziemy. - Wybiegliśmy z akademika i pognaliśmy w stronę lasu znowu... Po krótkim czasie usłyszeliśmy krzyki. Brązowy wilk przyśpieszył aż dotarliśmy do miejsca gdzie stał Pendragon, Arisa i Minden.
- Arisa? Co ci jest? – Zapytał wampir
- Odsuń się od niej! - Warknęła Minden i odleciała ściskając kaszlącą Arisę. Ja i mój przyjaciel patrzyliśmy chwilę jak dziewczyna odlatywała. Potem Hige ruszył spokojnie w stronę chłopaka.
- Co tu się stało? - Spytał Hige i potem znieruchomiał zza pleców Pendragona wyłoniła się dziwna postać.
Arisa
Kiedy tylko Hige opuścił dom, Mistrzyni Vinara zaczęła mnie
uczyć posługiwania się mieczem. Nie szło mi najlepiej, ale się starałam. W
końcu Vinara kazała mi odłożyć broń.
- No dobrze – westchnęła – Zobaczymy jak ci pójdzie z magią.
- W porządku. To co mam robić? – zapytałam zdyszana
- Hmm… - mag zastanawiała się przez chwilę – Na początek cos
prostego… Przywołaj deszcz – skoncentrowałam się i wykonałam polecenie –
Doskonale – pochwaliła mnie – A teraz zrób z tego burzę – usłuchałam –
Wspaniale, teraz zrób o tak… - chwyciła mnie za rękę, ale niemal natychmiast
odskoczyła - Ała! Co się dzieję?1
- Ja… nie wiem – wyjąkałam, przestałam się koncentrować. Burza
ustała. Mistrzyni Vinara milczała przez chwilę, rozcierając dłoń
- Powiedz mi czy odkryłaś
w sobie ostatnio jakąś nową moc? – zapytała w końcu, zaskoczyła mnie
- Yyyy… nie, chyba nie – zastanawiałam się przez moment –
Chociaż…. – zawahałam się
- Chociaż? – podchwyciła natychmiast kobieta
- Wydaje mi się, że ostatnio poraziłam prądem jednego demona
– przyznałam w końcu
- Prądem? A to ciekawe…. – mag zaczęła krążyć po pokoju,
mrucząc cos pod nosem. Wreszcie stanęła tuż przede mną – Wiedziałam, że jesteś
silna, ale nie sądziłam, że jesteś niemal na moim poziomie! Nie będziesz się
więc uczyć podstaw. Nauczę Cię wyższej magii, która na pewno bardziej Ci się
przyda. Na początek…
***
Uczyła mnie przez całe dnie i noce. Było ciężko, ale nie
narzekałam bo umiałam to wszystko o czym nawet nie marzyłam, że będę w stanie
zrobić.
Kiedy nauka dobiegła końca, Vinara wyprowadziła mnie na
zewnątrz. Podała mi szarą pelerynę z kapturem, mówiąc:
- Jesteś już gotowa, moja droga. Idź i walcz o to co
kochasz. Weź ten płaszcz, dzięki niemu nie zostaniesz od razu rozpoznana –
zarzuciła na mnie pelerynę, a potem mnie przytuliła – Idź dziecko. Pomóż im –
kiwnęłam głową i zaczęłam się oddalać – Pamiętaj czego cię uczyłam! Zaufaj
sobie, a twoja intuicja cię nie zawiedzie! – zawołała za mną.
***
Szłam przez las w stronę szkoły, pilnując żeby mnie nikt nie
zauważył. Kiedy do niej dotarłam, bitwa trwała już w najlepsze. Włączyłam się
do walki. Zaczęłam od tyłu razić wroga kulistymi piorunami. Demony padały, nie
wiedząc skąd nadszedł cios. W końcu jednak zorientowały się, co się dzieje i
rzuciły się na mnie. Nie zdążyłam nawet umocnić swojej tarczy ochronnej bo
musiałam walczyć z kilkoma na raz. W wirze walki dopiero po kilku minutach
zauważyłam, że tuż koło mnie walczy Minden. Ją też demony obległy ze wszystkich
stron. Uświadomiłam sobie, że jeśli chcemy je pokonać to musimy współpracować.
Panował taki hałas, że dziewczyna nie usłyszałaby mnie nawet gdybym mówiła
przez megafon. Użyłam więc telepatii.
- Minden, spróbuj ich zaciągnąć trochę głębiej w las
- Ok – otrzymałam krótką odpowiedź
Niemal równocześnie zaczęłyśmy się wycofywać do lasu, gdzie
wspólnymi siłami natarłyśmy na atakujące demony. Już po kilku minutach było po
nich.
- Gdzie jest Pendragon? – zapytałam dziewczynę, korzystając
z wolnej chwili
- Nie wiem. Gdzieś mi zniknął – odpowiedziała
- Muszę go znaleźć
- W takim razie idę z tobą – kiwnęłam głową, ale nie
wiedziałam dokąd mamy iść. Nagle przypomniały mi się rady Mistrzyni Vinary
żebym zaufała intuicji. Hmm… Mogę spróbować…
Wyciszyłam się, na ile było to możliwe i skupiłam na
podszeptach serca. Po chwili już wiedziałam.
- Za mną – powiedziałam. Minden spojrzała na mnie zaskoczona
władczą nutą pobrzmiewającą w moim głosie. Jednak kiedy zobaczyła moją twarz,
wzruszyła tylko ramionami i bez protestów ruszyła za mną w las.
Biegłyśmy przez kilka minut, aż usłyszałyśmy głosy na
polanie.
- Demony – szepnęła Minden i pociągnęła mnie w krzaki.
Upewniwszy się, że jesteśmy niewidoczne zaczęłyśmy nasłuchiwać.
- A powinno. Ta twoja
zdzir* ci nic nie pomoże – mówił jakiś demon, ale nie rozumiałam do kogo.
Jednak niemal natychmiast się tego dowiedziałam
- Ona nie jest zdzir*! – krzyknął ktoś. Ten głos poznałabym
wszędzie. To był Pendragon!
Chciałam wyjść z ukrycia i dołączyć do ukochanego, ale kiedy
tylko się poruszyłam Minden mnie powstrzymała
- Siedź na razie – szepnęła – Nie pomożesz mu jeśli się
pokażesz – niby miała rację, ale czułam, że cos złego się stanie czy się pokażę
czy nie. Chciałam jej o tym powiedzieć, ale demon znów się odezwał.
- Bo ja wiem... A te wilki. Nawet na psy pasterskie by się
nie nadały. Ha ha!
- Obiecuję, że pożałujesz, że tak ich nazwałeś.- zagroził
wampir. Wiedziałam, że jest bliski wybuchu
- Ha ha! No i na dodatek te dwa pomioty... Ha ha! –
wszystkie obecne na polanie demony zaczęły się śmiać
- Przegiąłeś. po prostu przegiąłeś... – szepnął Pendragon, a
potem zaczęło się dziać cos dziwnego. Polanę zalało jasne światło tak jakby
ogniska, ale wiedziałam, że ognisko to nie było. Razem z Minden wyskoczyłyśmy
zza krzaków i w tym momencie usłyszałyśmy krzyk Pendragona - Ogień... Twój żywioł
a cię zniszczy! – wtedy go zobaczyłam…
- Arisa! Uważaj! – krzyknęła Minden. Zorientowałam się, że
oprócz Pendragona ogniem zajął się cały las! Płomienie już prawie do nas
dotarły. Musiałam cos zrobić żebyśmy nie spłonęły. Niemal odruchowo złożyłam
Znak i wykrzyczałam zaklęcie tarczy. Niemal natychmiast zadziałało. Otoczyły
nas magiczne pierścienie chroniąc przed ogniem. Teraz musiałam się skupić żeby
ugasić cały las. Przywołałam ulewę, ogień zaczął przygasać. W tym momencie
zwrócił na nas uwagę Pendragon. Rozzłoszczony zamachnął się na mnie i uderzył z
taką siłą, że poleciałam kilkanaście metrów w tył i uderzyłam o drzewo.
Jęknęłam z bólu i zaskoczenia.
- Ach ty! – wrzasnęła Minden i zamachnęła się na niego –
Zaraz zobaczysz co się dzieje z tymi, którzy krzywdzą moich przyjaciół potworze!
- Nie! Zostaw! – krzyknęłam, dziewczyna zamarła w pół kroku
- Ale…
- To jest Pendragon! – krzyknęłam i podbiegłam do niej. Tak
jak myślałam Minden nie poznała wampira w tej postaci
- Ale to nie może być on! – upierała się – Przecież Pendragon
nigdy by cię nie zaatakował!
- Nie jest sobą – wyjaśniłam – Przybrał swoją piekielną
postać – nie miałam pojęcia skąd o tym wszystkim wiem, tak po prostu było –
Musimy… Ja muszę się do niego dostać. On musi odnaleźć siebie.
- Niby jak chcesz to zrobić, hę?!
- Jeszcze nie wiem, ale cos wymyślę – powiedziałam i bez
wahania ruszyłam w stronę Pendragona, który zajmował się zapalaniem jak największego
terenu. Musiałam cos zrobić bo znajdowały się tam nie tylko demony ale i
ludzie.
- Przestań! – krzyknęłam, jednak nie zwrócił na mnie
najmniejszej uwagi. Postanowiłam wzmocnić mój rozkaz telepatią – Powiedziałam PRZESTAŃ!!!
– krzyknęłam jednocześnie na głos i w myślach. Dopiero to poskutkowało.
Pendragon odwrócił się do mnie wściekły i zaskoczony.
- Jak śmiesz?! – usłyszałam. Jego głos brzmiał chrapliwie i
obco. Jakby to nie Pendragon mówił. Zacisnął na mnie wielką łapę (dzięki przemianie
był 5 razy większy niż normalnie) i podniósł mnie do góry tak żebym znalazła
się na poziomie jego oczu – Kim jesteś, że możesz mi rozkazywać?! – ryknął, ściskając
mnie tak mocno, że na moment zabrakło mi tchu.
- Nie ważne teraz kim jestem – powiedziałam gwałtownie
łapiąc oddech – Ważne kim ty jesteś i co robisz!
- Jestem władcą piekła, robię co mi się podoba – pokręciłam głową
- Nie masz racji. Jesteś zupełnie kimś innym – Pendragon wściekł
się i ryknął
- Jestem potężnym potworem, a taka szm*ta jak ty musi mnie
słuchać! Wszyscy mają być mi posłuszni!
- Może i jestem szm*tą, ale ty nie jesteś potworem. Jesteś
potężnym wampirem, który nie czerpie swojej siły z niszczenia wszystkiego
dookoła! – nic nie odpowiedział więc ciągnęłam dalej, czując, że mam szanse go
odzyskać – Ty czerpiesz siłę z miłości i przyjaźni. Pomyśl o Hige, Pendragonie!
Pomyśl o Michaelu i Davidzie, o Minden! Pomyśl o mnie! O tym jak bardzo cię
kocham i o tym co ty do mnie czujesz! Przypomnij sobie kim jesteś i zapanuj nad
drzemiącą w tobie siłą! Wykorzystaj ją do odzyskania twojej dawnej postaci!
Zapadła cisza. Miałam nadzieję, że cos do niego dotarło, ale
niestety nic z tego. Pendragon ryknął ogłuszająco i zamachnął się ręką w której
nadal mnie trzymał tak, że poleciałam aż do szkoły. Walnęłam o ścianę budynku z
taką mocą, że poczułam jak pękają mi żebra. Mimo bólu nie zamierzałam się
poddać. Wstałam z pomocą MInden (nie wiem skąd ona się tu wzięła) i ruszyłam w
kierunku miejsca w którym szalał Pendragon. Dopiero kiedy byłam już blisko
zauważyłam, że dzieje się z nim cos niezwykłego. Wyglądało to tak jakby walczył
sam ze sobą. I rzeczywiście tak było bo nagle zaczął wracać do swojej dawnej
postaci. Trwało to dobrą chwilę i na pewno nie było przyjemne bo Pendragon
miotał się z krzykiem niemal po całej polanie, ale wreszcie się udało.
Kiedy już było po wszystkim wampir podszedł do mnie powoli i
przytulił. A raczej chciał przytulić bo kiedy tylko mnie objął moje żebra dały
o sobie znać. Mimowolnie krzyknęłam z bólu i odskoczyłam. Mało brakowało a bym
upadła, na szczęście stojąca obok Minden podtrzymała mnie delikatnie.
- Co się stało? – szepnął skonsternowany chłopak
- Nie pamiętasz? – zdziwiła się Minden, wampir pokręcił
głową – Naprawdę nic nie pamiętasz? – nie mogła uwierzyć dziewczyna - Nawet
tego jak zaatakowałeś Arisę?
- Co?! Ja?! Nie! Kłamiesz! – wyjąkał chłopak, Minden już
otwierała usta żeby odpowiedzieć, ale im przerwałam. Nie zrobiłam tego celowo.
Po prostu dostałam nagłego ataku kaszlu. Był on tak silny, że nie miałam jak
złapać tchu.
- Arisa? Co ci jest? – zapytał przestraszony Pendragon
- Odsuń się od niej! – ostro nakazała Minden po czym wzięła
mnie na ręce i tak jak kiedyś poleciała na anielskich skrzydłach. Nie widziałam
dokąd lecimy, bo moje oczy zaszły mgłą, a atak kaszlu trwał w najlepsze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)