Toboe

Czekało mnie jakieś przesłuchanie dostałem w myślach jakąś wiadomość od Pendragona " Trzymaj się" chciało mi się płakać ze śmiechu. Na przeciwko mnie siedzieli wszyscy nauczyciele i wpatrywali się we mnie, Lynks odchrząknął i zaczął jako pierwszy.
- Od jak dawna wiedziałeś o tym?
- O czym?
- Nie udawaj Toboe.
- Nie udaje.
- Dobra gdzie po raz pierwszy widziałeś tego stwora, który zniszczył szkołę?
- W Morii.
- Gdzie? - Spytał profesor a zanim rozległy się szmery. Vanillia podeszła do wilka i powiedziała mu coś na ucho. A ten się odsunął i poszedł na miejsce kobiety.
- Dobrze Toboe jak znalazłeś się w Morii?
- Nie ważne - mruknąłem
- Skąd wiesz tak dużo na temat tego Barloka?
- Nie ważne
- Uh... co widziałeś w tedy w lesie gdy polowaliście na królika.
- Nic - Nie miałem zamiaru odpowiadać na pytania nauczycieli.
- Toboe musisz nam coś powiedzieć - Ucięła nauczycielka.
- Słucham?
- Kim była ta kobieta na placu?
- Jaka? - Widziałem że nauczycielka traci cierpliwość ale mnie to nie ruszało.
- Ta która was prze teleportowała.
- Aaaa.... Chodzi pani o Vinarę.
- Vinara?
- Tak Mistrzyni Vinara.
- Ha! - Przerwała Inez - Dobre sobie!
- Co się stało Inez? - Spytała Vanillia
- To że ta kobieta nie żyje sama widziałam jak umarła!
- Sugerujesz że on kłamie? - Wtrącił całkiem obcy głos. Wszyscy sie odwrócili i spojrzeli prosto na kobietę, która weszła do sali.
- Nie możliwe - Jęknęła Inez.
- Mam dla was informację - Rzekła Vinara
- No mów - Burknął Lynks
- Radze wam zbudować mury czy coś, do waszej śliczniutkiej szkoły zmierza armia demonów.
- Jak to możliwe?! - Wykrzyknąłem - Altair zabił Barloka...
- Nie wiem jak to możliwe - Urwała, nie mogłem słuchać tego dalej i wybiegłem na zewnątrz i upadłem na kolana. Zacząłem płakać i szlochać chciałem żeby Hige był przymnie. Ktoś położył rękę na moim ramieniu odwróciłem się i ujrzałem Arisę, która uśmiechała się blado.
- Ej wszystko będzie dobrze.
- Taa.. Jasne - Strzepnąłem jej dłoń z ramienia i rzuciłem się biegiem do akademika

Pendragon

Byłem zmieszany obrotem sprawy. Toboe co prawda wyjaśnił nam wszystko ale i tak już byłem skołowany. Ciężko będzie mi to ogarnąć. Na dodatek Ksawier upomniał się o swoje. 
- Co to było?!- zapytał oszołomiony. 
- Ja... - jęknęła Arisa. - Nie wiem. 
- Wracajmy. Musisz się jeszcze wylegitymować nauczycielom, musimy wymyślić bajkę gdzie cię znaleźliśmy i gdzie jest Hige.- musiałem im przypomnieć. 
- Co? Powiemy prawdę. - zaskoczyła mnie elfka. 
- Nie pomożemy mu tak. Powinniśmy go kryć. Sama widziałaś. 
- Co?! 
- Nic mu nie będzie. Z tego co mówi Toboe ma... porządnego towarzysza. I jeszcze trzeba się dowiedzieć co to było za "coś".
- Ach... - westchnęła. Objąłem ją ramieniem. - Toboe ma głowę do knucia razem z Hige planów ucieczek a ty masz głowę do... nietypowych historii. Wymyślcie coś. - wymieniłem z chłopakiem spojrzenia. 
- To jak... Masz jakiś pomysł?- zapytałem go niepewnie. 
- Yyy... Ciężko będzie.
- Racja.- wtrąciła się elfka i pacnęła ręką wilka po głowie
- Za co?- oburzył się.
- Za te notoryczne ucieczki. Burę dostaniecie jak was obydwu dorwę. - zagroziła mu. 
- Ale... 
- Chcesz dostać za dwojga? 
- Nie. 
- Ha ha!- wybuchnąłem śmiechem. Nie mogłem już wytrzymać. Chłopak poszedł w moje ślady.- Coś ci nie wyszło.- powiedziałem z uśmiechem ledwo panując nad śmiechem. 
- Pięknie...- oburzyła się elfka, jednak gdy na nas spojrzała zaczęła śmiać się z nami.- Upiekło ci się.- powiedziała do chłopaka- A z tobą policzę się w pokoju. Uważaj więc.- ostrzegła mnie. 
- Oczywiście pani generał. - walnąłem żartobliwie. 
- Jezu... Czego wyście się najedli?
- Tak działa ta breja ze stołówki.- parsknął chłopak. Znowu zaczęliśmy się śmiać. 
- Z wami... 
- No co! Ona mi się na talerzu ruszała. 
- Matko... - powiedziała ścierając łzę z oka- Opanujcie się. 
- Racja. Mieliśmy coś wymyślić. - przypomniałem. 
- Ta... - zapadła dłuższa cisza. 
- To może... Zróbmy tak. Pobiegłeś z nim do lasu ale się rozdzieliliście. 
- No zgoda. Ale... Po co mieli byśmy się rozdzielić? I po co mieli byśmy iść do lasu? 
- Hmm... a może... nie... eee... - nie mogłem na nic więcej wpaść. 
- "Coś ci nie idzie"- zacytowała mnie elfka. Uśmiechnąłem się szeroko. 
- Dam radę. Znaczy damy. 
- Jasne. - zadrwiła. Wtedy Toboe zaburczało w brzuchu.
- Oj już ty wiesz po co szliście do lasu.- walnąłem. 
- Heh. To muszę się najeść. Zaczekajcie chwilkę. - chłopak pobiegł w kierunku krzaków i zniknął w nich. 
- A ten co? 
- Wcielamy projekt w życie. - oznajmiłem z triumfem. 
- Jesteście nienormalni.- powiedziała siadając pod drzewem. - A dalej co? 
- Hmm... Poszli do lasu się najeść, bo walka ich wiele kosztowała a jedzenie szkolne... No powiedzmy, że pozostawia wiele do życzenia. 
- A zaś? - zaintrygowałem ją. 
- Rozdzielili się i... 
- I? 
- Toboe nie mógł znaleźć Hige. Zamiast na niego wpadnie na nas. 
-Aha. Dość... pobieżny ten plan. 
- Reszta to jego działka. - powiedziałem siadając obok niej. - Zostawiam mu pole do manewru. 
- Heh.- szepnęła zamyślając się.
- Co ci jest? Dobrze się czujesz? 
- Tak.- powiedziała ale ja i tak wiedziałem swoje. 
- Gadaj sobie gadaj ja swoje wiem. 
- Jestem nadal zmęczona.- usprawiedliwiła się.
- Mówiłem śpij a nie... - urwałem. 
- Nie lubisz jak... no wiesz?- spojrzałem na nią dziwnie. 
- Jesteś dzisiaj przemęczona. 
- Chciał byś. I tak ci się oberwie w pokoju. Zobaczysz.- zagroziła. 
- Dobrze.- zgodziłem się- Ale teraz się prześpij. 
Elfka położyła głowę na moim ramieniu. Po chwili zasnęła. Nudziło mi się więc zacząłem bawić się ogniem. Przeplatałem niebieski płomień pomiędzy każdym palcem w tą i z powrotem. Gdy w końcu chłopak przyszedł zgasiłem płomień i powiedziałem to co wymyśliłem. Zgodził się. Resztę miał sam wymyślić. Wziąłem elfkę na ręce i poszliśmy do szkoły. Tuż przed wyjściem z lasu delikatnie obudziłem ją, postawiłem na ziemi i kazałem iść do pokoju. Usłuchała bez protestów. Ja poszedłem odstawić Toboe do nauczycieli. Kupili zmyśloną historię i po chwili byłem wolny. Chłopaka jednak czekało "przesłuchanie". Gdy wyszedłem z sali puściłem mu mentalnie myśl "Trzymaj się" i wróciłem do pokoju. Arisa już na mnie czekała...

Arisa

Po tym wszystkim co się zdarzyło byłam wyczerpana. Kiedy już odstawiliśmy chłopaków do szpitala poczułam że opuszczają mnie resztki sił. Zachwiałam się niebezpiecznie. Pendragon niemal natychmiast do mnie doskoczył.
- Arisa, w porządku? – zapytał zatroskany
- Tak – skłamałam, nie uwierzył – Och, jestem tylko zmęczona – wyjaśniłam szeptem.
- Zaniosę Cię do pokoju – postanowił chłopak i nie czekając na moją reakcje, wziął mnie w ramiona.
Wtuliłam się w niego mocno. Po minucie zaczął morzyć mnie sen. Odpłynęłam.
Obudziłam się czując, że ktoś kładzie mnie na łóżku. Otworzyłam oczy. Nad sobą zobaczyłam twarz ukochanego.
- Ojej obudziłem cię – powiedział zakłopotany – Przepraszam, przespij się jeszcze. Już ci nie będę przeszkadzał
- Nie przeszkadzasz – powiedziałam, uśmiechając się delikatnie – Już nie chcę spać
- Musisz odpocząć – nalegał chłopak
- No cóż… Pod jednym warunkiem – uśmiechnęłam się chytrze
- Jakim? – zapytał zaintrygowany
- Ty położysz się ze mną – wampir nic nie powiedział tylko spełnił moją prośbę.
Kiedy się koło mnie położył przywarłam do niego. Nasze usta się spotkały. Całowalismy się długo i namiętnie. Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy Pendragon się zaśmiał
- Cos ci to spanie nie wyszło – powiedział rozbawiony – Powinienem się domyślić co chcesz zrobić.
- Powinieneś – przyznałam z uśmiechem i położyłam mu głowę na piersi.
Leżeliśmy tak przez pewien czas…
- Arisa? – zagadnął mnie niepewnie wampir
- Mhm? – mruknęłam sennie
- A nie nic – powiedział szybko chłopak. Zaintrygowało mnie to. Ciekawość nie dała mi zasnąć
- O co chodzi? – zapytałam, nie odpowiedział – Powiedz mi – dodałam, patrząc mu w oczy
- Czemu nie poszłaś z dziećmi? – zapytał w końcu
- Co? – nie zrozumiałam
- Czemu… - zająknął się – Czemu nie ukryłaś się w wiosce razem z siostrą i resztą dzieciaków?
- Nie rozumiem dlaczego miałabym to zrobić – powiedziałam zdumiona
- Tam byłabyś bezpieczna – szepnął Pendragon, widocznie martwił się o mnie. Ale ja nie mogłam tak po prostu zostawić szkoły a przede wszystkim jego na pastwę Ksawiera.
- Nie zamierzam was tu zostawić – powiedziałam stanowczo – Poza tym umiem się obronić – dodałam z przekonaniem
- Ta… jasne – przytaknął Pendragon, ale widziałam, że nie był przekonany. Po prostu nie chciał się ze mną kłócić. – A właśnie – zmienił temat – Moonolight mówił, że pokonałaś jakiegoś demona w obozie 
- No tak – przyznałam, spuszczając wzrok – Poraziłam go prądem – wyjaśniłam
- Wow – chłopak był pod wrażeniem, zarumieniłam się – Ale jak to zrobiłaś?
- Nie wiem – odpowiedziałam szczerze – Tak jakoś wyszło
- Niezła jesteś. Powoli zaczynam się ciebie bać – zażartował.
Już miałam mu odpowiedzieć kiedy ktoś zapukał do pokoju.
- Proszę – powiedzieliśmy chórem. Do pokoju wszedł profesor Lynks
- Ariso musisz nam pomóc… - zaczął, ale urwał zauważywszy w jakiej pozycji jesteśmy – O, przepraszam, że przeszkadzam – powiedział sarkastycznie.
 - Nie szkodzi – odpowiedziałam, podnosząc się z łóżka –  Coś się stało profesorze?
- Hm… jakby to powiedzieć – zastanowił się nauczyciel – Hige i Toboe znowu zwiali ze szpitala
- Co?! Jak to? – zdenerwowałam się
- To nie wszystko – powiedział Lynks – Obu ich gdzieś wcięło. Nikt nie może ich znaleźć. Pomożecie w poszukiwaniach?
- Oczywiście – zgodziłam się

Po jakimś kwadransie byliśmy już na dole. Chłopaków szukała już niemal cala szkoła. Profesor Lynks chciał żebyśmy sprawdzili rosarium i sad, ale ja miałam przeczucie, że nic tam nie znajdziemy. Kierowana tym dziwnym przekonaniem ruszyłam w stronę lasu letniego. Nie obejrzałam się nawet żeby sprawdzić czy Pendragon za mną idzie. Wiedziałam, że jest tuż za mną.
Doszliśmy tak aż do jakiegoś dziwnego budynku. Kiedy się zbliżyliśmy wyszła z niego jakas kobieta. Miała na sobie długą, zieloną szatę i złoty pas.
- Witajcie – powiedziała – Jestem Mistrzyni Vinara
- Dzień dobry – powiedziałam – Nazywam się Arisa, a to jest Pendragon – przedstawiłam nas
– Po co tu przyszliście? – zapytała podejrzliwie kobieta
– Szukamy naszych kolegów Higa i Toboe – wyjaśniałam
- Ach… - zreflektowała się Mistrzyni – Ty musisz być tą uzdrowicielką, która ich uratowała
- Tak, to ja – przyznałam – Ale skąd pani…? – nie dokończyłam bo drzwi budynku się otworzyły. Pokazał się w nich…
- Toboe! – krzyknęłam, odetchnęłam z ulgą. Chłopak był cały i zdrowy – Gdzie jest Hige? – zapytałam
- On jest… eee…- Toboe urwał i spuścił wzrok
- Wykonuje pewne zadanie – powiedziała szybko Mistrzyni Vinara – Niedługo wróci. Mam nadzieję – to ostatnie powiedziała tak cicho, że tylko ja ją usłyszałam
- Możemy mu jakoś pomóc? – zapytałam z troską
- Nie – kobieta uśmiechnęła się delikatnie – Ty mu już i tak bardzo pomogłaś – powiedziała do mnie, skrzywiłam się. Nie byłam przekonana – Wracajcie już do szkoły – poleciła kobieta – Jesteście tam potrzebni
- W porządku – powiedziałam – Do widzenia
Ruszyliśmy z powrotem do szkoły. Po drodze Toboe opowiedział nam o wszystkim. Kiedy znaleźliśmy się na dziedzińcu stało się cos dziwnego.
Bezchmurne wcześniej niebo zakryły czarne chmury. Zagrzmiał piorun. Przed sobą, tam gdzie wcześniej był las zobaczyliśmy wielką armię
Usłyszeliśmy też znajomy głos. Głos Ksawiera.
- Zobaczcie! – zagrzmiał tak, że słyszała go chyba cała szkoła - Oto maleńka namiastka mego wojska, nie wspominając o części, o której śnicie w najgorszych koszmarach, której najbardziej się boicie!
Wizja się zmieniła. Teraz zobaczyliśmy jedno stworzenie... Przerażające…!
 
- Oto jeden z niezliczonej liczby moich kochanych potworków – mówił dalej demon - Zaatakuję was z każdej możliwej strony. Nawet z głębi Ziemi. Chyba, że się poddacie, oddacie mi to, co moje i uznacie mnie za władcę!

Hige

Po tym jak Arisa wyszła ze szpitala wyskoczyłem z łóżka. Toboe od razu schował się pod kołdrą. Westchnąłem i powiedziałem:
- Daruj sobie ty zostajesz w szpitalu....
- Oni żyją prawda? - Spytał drżącym głosem
- Tak, żyją ale długo tak nie pociągną...- Urwałem i zalało mnie uczucie winy i złości. Nie mogłem pozwolić żeby ci co najlepiej walczyli zginęli.
- To ja powinienem tak gnić nie oni - Zacząłem się rozklejać - Dlaczego oni mnie uratowali przecież jestem tylko zwykłym kundlem których jest wiele. A ich?! W tych czasach zaedwie garstka. - Wybuchłem.
- Hige wiesz dobrze że to nie twoja wina
- Zamknij się wreszcie! - Warknąłem - Po co ja wogule brałem w tym udział?! - Wrzasnąłem i wybiegłem ze szpitala. Po drodze uczniowie próbowali mnie zatrzymać ale to im nic nie dało. Kiedy byłem na zewnątrz czekała na mnie już znajoma sylwetka.
- Hige. Musimy się zbierać - Zaczęła Arcymistrzyni Uzdrawania.
- Tak - Zgodziłem się - Czeka mnie teleportacja? - Spytałem nie pewnie.
- Słyszałem że kiedyś pewien mag prze teleportował rycerza i zostały po nim tylko Flaczki - Wtrącił Toboe.
- Co ty tu robisz?!
- No tak jak gdzieś was się wysyła to wracacie bez Assassynów i zakrwawieni. - Powiedziała spokojnie Vinara i złapała młodego wilka za rękę. Kiedy to zrobiła od razu się skrzywiła.
- Co jest?! - Spytałem zaniepokojony
- Macie naprawdę wspaniałą uzdrowicielkę - Uśmiechnęła się mag i pogłaskała nas po głowach.- Dobra zbieramy się.
W mgnieniu oka byliśmy w obozie uzdrowicielka od razu podbiegła do wojowników ja i Toboe położyliśmy się na ich nogach. Oczywiście żaden z wojowników nas nie zrzucił, byli potwornie zimni więc nie mieli innego wyboru niż pozwolić się ogrzewać.
- Ciekawe - Zaczęła mag - Coś mi tu nie gra to coś potrafi się posługiwać magią zakazaną.
- To znaczy???
- Że to nie jest z tych czasów. Daj mi chwilkę a powiem ci z którego wieku ten demon się wywodzi.
Wszyscy się już obudzili poczułem że ktoś mnie głaszcze po grzbiecie, podniosłe łeb i zobaczyłem uśmiechającego się Altaira, szybko odwzajemniłem uśmiech. Kiedy mag to zobaczyła też lekko poruszyła wargami.
-Mam, XI w. Masyaf
- Jak to możliwe?! - Wykrzyknął Altair - Nic takiego tam się nie błąka po ulicach.
- Demony mogą przybierać różną postać.
- Kiedy będę mógł wracać do Roma? - Spytał Ezio - Będę mógł teraz wypatrywać takich templariuszy
- Już was wysyłam do domu - Zaczęła mag - Oprócz ciebię Altairze - W tej chwili Toboe wylądował na ziemi. Już nie było pod nim wojowników.
- Assassynie nie mylę się w twoim świecie chodzi coś co władało tym demonem
- Ciekawe tylko jak ja mogę wiedzieć kim on jest?
- Weźmiesz Hige i razem to sprawdzicie - Powiedziała kobieta i uśmiechnęła się do mnie złośliwie.
- Ja nie.... - Urwałem i znalazłem się w dziwnym mieście.
http://24.media.tumblr.com/tumblr_lr2bvp68Cb1qjx6zto1_500.jpg
- Lepiej by było dla nas jeśli był byś wilkiem
- Czemu?
- Bo pomyślą że w takim stroju jesteś jakimś szpiegiem.
Posłuchałem rady i zmieniłem się w wilka, podążałem za Altairem aż do zamku. Kiedy ktoś przechodził obok nas kłaniał się. Zabrali nas do komnat dostałem swoją ale nie chciałem być sam. Położyliśmy się na łóżkach ale żaden nie zasnął.
- Powiedz jej że ją przepraszam - Powiedział Altair
-Kogo?
- No tą kobietę w szpitalu, nie chciałem jej wystraszyć czy coś.
- Heh... Ja też muszę ją przeprosić notorycznie uciekam ze szpitala. - Uśmiechnąłem się blado.
Teraz kiedy byłem w innej epoce dostałem strasznych wyrzutów sumienia za to jak traktowałem Toboe, Arisę, Assassynów, uczniów i że sprowadziłem na szkołę tego Barloka. Chciałem podziękować Pendragonowi i Arisie za to co zrobili dla mnie ale teraz to było nie możliwe. Odwróciłem się na bok i próbowałem zasnąć....

Pendragon

Wędrowałem lasem wraz z dziećmi. Miałem ogromne wyrzuty sumienia, że nie poszedłem z Arisą ale ktoś musiał dopilnować tego zadania. Szliśmy dość długo, jednak dzieciaki przeczuwały, że wkrótce stanie się coś złego i maszerowały twardo. Po pewnym czasie dotarliśmy do małej wioski. Postęp techniczny był tu olbrzymi... Tamala zaprowadziła nas do wielkiego białego domu. Matka małej była właśnie w ogrodzie. Na nasz widok przestała pielęgnować rośliny. Była zaskoczona.
- To twoja mama?- zapytałem Tamalę.
- Tak.- szepnęła cicho.
- Coś nie tak?
- Nie... Teraz trzeba ją przekonać. - powiedziała z dziwnym grymasem na twarzy.
- O to się nie martw. Ja to załatwię. - uśmiechnąłem się do małej i ruszyłem w kierunku kobiety.
Nasza rozmowa była szybka. Nie musiałem się nawet tłumaczyć. Kobieta nic nie chciała wiedzieć, stwierdziła, że zajmie się dziećmi, że będą bezpieczne. Byłem nieco zszokowany, że tak łatwo poszło ale nie miałem zamiaru tego roztrząsać. Chłopaki i Arisa byli w lesie, nie wiadomo w jakim stanie więc musiałem ich szybko namierzyć. Ale jak?
Dopiero po chwili mnie olśniło. Wendigo był przecież duchem lasów. Miał nam pomóc w wojnie więc teraz mógł by się pofatygować, skoro tym "czymś" co zniszczyło szkołę jednak się aż tak bardzo nie przejął. Wszedłem do lasu i wysłałem mentalne wezwanie do stwora. Nastąpiła cisza. Nawet ptaki nie śpiewały. Wydało mi się to dziwne. Wszedłem głębiej i znów wysłałem myśl. Gdy to zrobiłem za mną zaczęło coś syczeć. Jak myślałem, Wendigo się stawił.
- Czego!- warknął.
- Znajdź mi kilka osób w lesie jako...
- Zgoda.- Nie pozwolił mi skończyć. - Chodź nie gadaj...
Stwór ruszył z impetem przed siebie. Czasami wykonywał gwałtowne skręty ale mimo to, nie było słychać jak biegnie. Słychać było tylko delikatny syk. Po kilkunastu minutach dobiegliśmy do jakiegoś dębu pod którym były moje zguby.
- Żyjecie?- zapytałem.
- Na razie tak... - szepnął Toboe. Nie było z nimi najlepiej ale żyli.
- Arisa?- Hige próbował ją ocucić ale coś mu nie wychodziło.
- Zostaw.- szepnąłem. - Ja się nią zajmę. Możecie chodzić?
- Pewnie.
- No to wracamy. - powiedziałem biorąc elfkę w ramiona.
- I to jak najszybciej. - powiedzieli jednocześnie.
- Wiecie gdzie jest Moonlight?
- Yyy...- zmieszali się- Nie. A co?
- Powinien już tu być. Co za... - urwałem gdyż naszą drogę przeciął cień lecącego gryfa. Po chwili wylądował i oznajmił z triumfem:
- No no no!
- Co ty taki szczęśliwy, hę? Puścić cię gdzieś a się zgubisz. - skarciłem go.
- No weź... Musiałem popatrzeć jak to... yyy... coś, zwija się z bólu.
- Że co, proszę?
- Chyba chodzi mu o tego demona.
- Jakiego? - zapytałem zdziwiony.
- Arisa poraziła go prądem. - chłopak zachwiał się ale Hige przytrzymał go.
- Ach... Wracajmy. - westchnąłem- A ty, lecisz górą i meldujesz jakby to coś jakimś cudem zaczęło nas ścigać, rozumiemy się? - rzuciłem do gryfa.
- Aj tm aj tam. On coś szybko nie stanie, chyba, że...
- No idź! - wkurzyłem się.
- No dobra, lecę no.- odburknął i wzbił się w powietrze. Gdy zniknął nam z oczu Hige odezwał się przerywając niezręczną ciszę.
- Wow. Niezłe wymagania. - powiedział uśmiechając się. Odwzajemniłem uśmiech.
- Tak... Czasami trzeba. - zaśmiałem się.
- Aż taki leniwy jest?
- Nie... Ma po prostu świetny dar.
- Jaki?- zapytał zaintrygowany.
- Nikt nie potrafi tak jak on, wpakować się w kłopoty. - wybuchnęliśmy śmiechem.
- Też niezła umiejętność. - nawet Toboe zaczął chichotać.
Wtedy elfka się przebudziła. Spojrzała na mnie czule i zapytała:
- Już wróciłeś? I jak nas znalazłeś?
- Miałem duże wsparcie ze strony lasu.
- Znalazłeś go? Jak?! - krzyknęła. Chyba już doszła do siebie.
- No... To raczej na odwrót było.
- Proszę?!- była oburzona. Najwidoczniej nie przepadała za Wendigo. Postawiłem ją na ziemi. Westchnęła.
- Już lepiej? - zmierzyła mnie wzrokiem.
- Nie cierpię go. Nie mogę znieść myśli, że takie coś istnieje.
- O czym wy mówicie? - zapytał Hige. Podszedłem do niego i wziąłem Toboe na ręce.
- To tam nie ważne.
- Aha... - wsparł się na ramieniu Arisy. Powinni odpocząć ale musieliśmy wracać do szkoły. Niesiony chłopak się oburzył.
- Możesz mnie postawić... Dam radę...
- Jasne. Chciało by się. Prześpij się.- poleciłem.
- Dziwnie to wygląda...
- W dzisiejszych czasach wszystko jest dziwne. Dobranoc.
- postaw mnie bo jestem ciężki. - upierał się.
- Postawie cię dopiero w skrzydle szpitalnym.
- Matko... - westchnął. Drugi wilk go skarcił.
- Śpij, nie gadaj.
- Ty też przeciw mnie? - ziewnął.
- Uciszyć cię siłą?
- Weź idź do ...- zasnął.
Do szkoły doszliśmy w milczeniu. Nikogo nie było na dworze. Nauczyciele nareszcie wzięli się do pracy. Odstawiłem wraz z elfką chłopaków i poszliśmy do mojego pokoju...

Arisa

Stałam oniemiała przez kilka sekund, wpatrując się w zbliżające się do mnie orlice. Nagle ni stąd ni zowąd koło mnie pojawił się Pendragon. Wziął mnie w ramiona i odciągnął szybko. Orlice o mało nie uderzyły o ziemię.
- Co ty robisz?! Jak mam walczyć to się najpierw najem, co nie? – zapytała wampira jedna z orlic. Byłam w szoku. Nie dość, że ptaki były wielkości koni to jeszcze umiały mówić. Poza tym najwyraźniej znały Pendragona!
- Ale nie ludźmi! – zdenerwował się chłopak - Macie nam pomóc, a nie nas pozabijać!- wrzeszczał. Nigdy nie widziałam go tak rozgniewanego.
- Och... Wybacz. – zreflektowała się orlica - To my się jeszcze polecimy najeść, a pod wieczór wrócimy. - powiedziała i odleciała wraz z nadlatującym stadem. Kiedy odleciały Pendragon zwrócił się do mnie:
- Wybacz to zajście. Ciężko się z nimi dogadać.
- Co... to... było...- zapytałam zszokowana.
- Nasze wsparcie powietrzne. – powiedział, obejmując mnie delikatnie. Wyrwałam się. Byłam zła i oszołomiona tym co się stało
- One mnie chciały zjeść! – krzyknęłam oburzona.
- Przepraszam. – powiedział - Postaram się już do tego nigdy nie dopuścić. – zapewnił mnie - Postaram się aby nikt cię nie skrzywdził.- obiecał. Milczałam, nadal byłam na niego zła
- Gdzie byłeś?- zapytałam po chwili
- U nich
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? – wypomniałam mu
- Nie chciałem cię budzić. – wyjaśnił - Tak słodko spałaś...- urwał, spuszczając wzrok - Przepraszam... Gniewasz się?- zapytał cicho.
- I to jak! – krzyknęłam - Mogłeś mi powiedzieć! Powinieneś! - urwałam, po chwili odezwałam się cichym głosem- Martwiłam się... Wiesz ile się działo?
- Nie za bardzo, ale to za chwilę. - powiedział i pocałował mnie namiętnie. Już się nie wyrwałam. Gdy się od siebie odsunęliśmy, dodał szeptem - Mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz.... – uśmiechnęłam się. Już nie byłam na niego zła
- Pomyślę, ale jak ktoś powiedział "cudów nie obiecuję". – powiedziałam cytując go. Zaśmiał się
- Jesteś niemożliwa. Obiecuję, że ci to wynagrodzę. A teraz powiedz co się stało.- westchnęłam, starając się zebrać myśli.
- Hige przyprowadził... I oni... I go pokonali... Ale... On ci to lepiej wyjaśni.- wyjąkałam nieskładnie
- Jest cały? - zapytał
- Tak. – przyznałam - Znaczy, jest już niby cały ale go nie ma. Wyskoczył przez okno, a oni za nim.
- Oni? Ilu ich było? – zapytał wampir zdezorientowany
- Trzech. Świetnie walczą. Nie są zbytnio ugodowi.- powiedziałam wspominając jak jeden z wojowników przyłożył do mnie swój miecz.
- Heh. Nikt nie jest w ostatnich czasach. – powiedział, łapiąc mnie za rękę i prowadząc w kierunku szkoły. Zrobiło mi się zimno. Puściłam chłopaka i okryłam się ramionami. Pendragon zdjął płaszcz i zarzucił go na mnie.
- Lepiej? – zapytał z troską
- O wiele. Dzięki. – uśmiechnęłam się delikatnie
Gdy byliśmy już przed szkołą chłopak powiedział
- Idę pogadać z nauczycielami i wrócę.
- Oczywiście.- szepnęłam ale nie byłam zadowolona, że znowu mnie zostawia.
Pendragon poszedł, a w tym właśnie momencie do mnie podeszła Minden. Było z nią kilkoro małych dzieci. Okazało się, że maluchy też się tutaj uczą. Niestety pojawił się problem. Gdzie je ukryć żeby były bezpieczne podczas bitwy. Minden poprosiła żebym przyprowadziła Liranne. Usłuchałam. Kiedy wróciłam, prowadząc siostrę, zobaczyłam, że dzieci znacznie przybyło. Było ich teraz około 40! I co my z nimi zrobimy? Gdzie je ukryjemy? Razem z Minden zaczęłyśmy się nad tym zastanawiać kiedy wtrąciło się jakieś dziecko. Była to dziewczynka w wieku mniej więcej 10 lat. Była kotołakiem:
 http://www.magicznyswiat.pun.pl/_fora/magicznyswiat/avatars/6.jpg
- Możemy iść do moich rodziców – powiedziała mała – Mieszkają w wiosce nie daleko stąd
- Hm… - zastanowiłam się. To chyba jedyne wyjście z sytuacji – W porządku, a jak ty masz na imię?
- Tamala – odpowiedziała dziewczynka
- Ładnie – uśmiechnęłam się – A powiedz mi czy dałabyś radę zaprowadzić nas do tej wioski? – Tamala kiwnęła głową
- Dobrze, w takim razie zaraz wychodzimy – zakomenderowała Minden – A raczej wychodzicie bo ja muszę tu zostać – poprawiła się wyraźnie zmieszana
- Nie ma sprawy – powiedziałam po czym zwróciłam się do dzieci – Za chwilę wyruszamy!
- A dokąd ty się wybierasz hę? – zapytał Pendragon, niespodziewanie pojawiając się u mojego boku
- Muszę odeskortować dzieci – wyjaśniłam spokojnie – Pójdziemy do najbliższej wsi
- W takim razie pójdę z wami – postanowił chłopak
- No… - zastanowiłam się – Dobrze, zbieraj się – poleciłam
Po jakimś pół godziny wyruszyliśmy w drogę. Szliśmy dość długo, coraz bardziej zagłębiając się w las. Nagle usłyszeliśmy wilcze wycie. To był Hige! On wołał o pomoc!
- Musimy go znaleźć i to szybko – zwróciłam się do ukochanego
- Niby jak? Musimy zająć się dzieciakami – powiedział do mnie. Nagle wpadłam na pewien pomysł
- Mooni? – zwróciłam się do gryfa – Mógłbyś sprawdzić co się dzieję? – poprosiłam
- Jasne – przytaknął i wzbił się w powietrze.
Wrócił już po kilku minutach.
- Oni… Są martwi – wydyszał
- Kto?
- Hige i inni
- Nie – szepnęłam, ugięły się pode mną kolana
- Spokojnie – powiedział Pendragon, podtrzymując mnie
- Musimy tam iść – wydusiłam z siebie
- No… - wampir zawahał się. W końcu uległ pod wpływem mojego spojrzenia – Dobra. Idź tam, a ja odstawię dzieciaki i do Ciebie przyjdę – kiwnęłam głową
- Prowadź – zwróciłam się do gryfa. Ruszyliśmy głębiej w las.
- Arisa! – krzyknął jeszcze Pendragon, odwróciłam się na pięcie – Uważaj na siebie! - poprosił
Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się blado żeby dodać mu otuchy. Potem poszłam za Moonolightem. Doszliśmy do opustoszałego obozu. Niemal od razu zauważyłam pokrwawione ciała Higa, Toboe i trzech wojowników. Podbiegłam najpierw do Higa i sprawdziłam czy żyje. Nie oddychał, ale jego serce nadal biło. Skoncentrowałam się i posłałam mu uzdrawiający impuls. I jeszcze raz, i jeszcze… Dopiero za czwartym razem podziałało. Chłopak wziął głęboki oddech i otworzył oczy. Chciałam cos powiedzieć, ale nagle krzyknął
- Arisa, uważaj! – nim zdążyłam zareagować poczułam na ramieniu dotyk czyjejś ręki. Odwróciłam głowę i spojrzałam wprost w oczy demona.
- No no no kogo my tu mamy – mruknął demon
- Puść mnie! – krzyknęłam i spróbowałam się wyrwać z jego uścisku. Nie udało się.
- O nie. – demon uśmiechnął się – Zamierzam się najpierw z tobą zabawić… Cholera! – wrzasnął nagle odskakując jak oparzony – Ty wredna #@! - nie wiedziałam o co mu chodzi. Przecież ja nic nie zrobiłam, a może… Na ręce demona widniała blizna. Wyglądało to jak ślad po porażeniu prądem. Ale jak ja… Zresztą to teraz nieważne. Zerwałam się na równe nogi i pomogłam wstać Hige. Razem podbiegliśmy do Toboe i wzięliśmy go między siebie. Demon przez cały czas kulił się z boku i jęczał z bólu. Kiedy uciekaliśmy z obozowiska z Toboe na rękach nawet nie próbował nas gonić.
- Nieźle go urządziłaś – mruknął do mnie z uznaniem Hige kiedy byliśmy już dość daleko. Zatrzymaliśmy się pod wielkim dębem i ułożyliśmy Toboe na posłaniu z liści i mchu. Przyklękłam przy nim. Jego rany były równie rozległe co Higa więc musiałam zużyć całą swoją energię żeby go wyleczyć. Kiedy chłopak wreszcie otworzył oczy odetchnęłam z ulgą i nieprzytomna osunęłam się na ziemię…

Pendragon

Biegłem cały dzień. Moonlight leciał nade mną wypatrując sobie coś na przekąskę. Chyba królika czy coś. Po kilku godzinach naszym oczom ukazał się cel. Na skale stała przewodniczka orlic. Była wielkości konia, pokryta szarymi piórami, idealnie przystosowana do walki. Na dodatek, każdy osobnik z jej stada znał się na specyficznej odmianie magii. Na mój widok wyraźnie się ucieszyła. Zawsze gdy widziała mnie, wiedziała, że Mooni jest blisko.
- Pendragon! Co za niespodzianka! Jesteś sam?- zapytała, podchodząc.
- Witaj. A jak myślisz?
- Wybacz. Nie widzę nigdzie Moonlighta. A więc, co was sprowadza w te strony? - wtedy gryf wylądował tuż za mną.
- Chcesz spłacić stary dług?- zapytałem ostrożnie, jednak nie owijając w bawełnę. Te ptaki szybko się denerwowały.
- Hmm... Zgoda. O co chodzi?- zapytała podstępnym głosem.
- Pomóż mi z kimś walczyć.
- Z kim??- zapytała zaskoczona.
- Powiedzmy, że z tym, z kim mam od downa na pieńku.
- Aaa... - zamyśliła się- Nie ma mowy.
- Co?- wyskoczył Mooni
- Nie będę narażać stada.
- Mówiłem ci chłopie, że się spietrają. Wracajmy. - zagadnął do mnie gryf. Samica się oburzyła.
- Że co proszę? Pietramy?! Chyba kpisz!- krzyknęła- Zgoda! I przy okazji udowodnię ci, że się mylisz.
- No to chodźmy! - Mooni zaczął ją podpuszczać.
- Dobra. Skończcie. Mooni wracamy. - ruszyłem w kierunku drogi powrotnej.

Szliśmy szybkim marszem. Gryf zrezygnował z lotu. Nie widziałem go nigdy tak wkurzonego. Szedł nerwowo kręcąc dziobem. Jak dla mnie wyglądał śmiesznie. Nagle wycedził:
- Mówiłem, że się nie uda. One są za...- przerwał bo drogę zakryły przemieszczające się cienie. Jednak się udało. Nad nami leciało całe stado orłów.
- Mooni jesteś genialny!
- Że jak? Ale...
- Wybitne! Zaiste świetne! Wiedziałem, że dasz sobie radę. - poklepałem go w bok. - Masz talent aktorski.
- Że jak?! Ty je chciałeś podpuścić?!
- No a jak inaczej? Spłacą swój dług i nam pomogą. Musiałem mieć impuls mobilizujący, czyli ciebie. Nie idzie się na tobie zawieść. - posłałem mu szeroki uśmiech.
- Nie chwal dnia przed zachodem słońca.
- Aj tam. Od kiedy jesteś pesymistą?
- Jestem realistą. - zamyślił się na chwilę- Jednak tobie optymizmu nie brakuje.
- No tak... Z resztą ptaszki nam uciekają. Kto ostatni nad jeziorem ten...
- Cienias! - przerwał mi i wzbił się w powietrze.
Zaczęliśmy wyścig powrotny. Byłem ciekawy jak chłopaki poradzili sobie z tym "czymś". Trzeba przyznać, że nigdy nie mogłem zapamiętać imienia tego stwora. Z resztą, ostatnio dużo się działo. Dużo trzeba było ogarnąć. Postanowiłem się skupić na wyścigu. Wyminąłem wszystkich i jak najszybciej mogłem pędziłem w stronę jeziora. Przewodniczka stada zrównała ze mną swój lot. Zniżyła go tak, że niemalże dotykała czubków drzew. Po jakichś dziewięćdziesięciu minutach byliśmy na skraju lasu. Już miałem się wybić i skoczyć na taflę jeziora, gdy orlica wzbiła się niespodziewanie w górę. Gdy wyszedłem z zarośli zrozumiałem dlaczego. Na skraju jeziora spacerowała Arisa, a Kari i jedna z jej towarzyszek chciały sobie z niej zrobić obiad.
Pod wpływem silnego impulsu w mojej piersi rozpędziłem się i zacząłem sunąć po jeziorze. Woda podczas zetknięcia się z moimi stopami zamrażała się tworząc jakby "ścieżkę". W ostatniej chwili porwałem elfkę w ramiona. Orlice ledwo zatrzymały się przed powierzchnią ziemi.
- Co ty robisz?! Jak mam walczyć to się najpierw najem, co nie? - zapytała oburzona.
- Ale nie ludźmi! Macie nam pomóc, a nie nas pozabijać!- wrzasnąłem. Nigdy się tak nie uniosłem. Czułem na twarzy rumieńce.
- Och... Wybacz. To my się jeszcze polecimy najeść a pod wieczór wrócimy. - powiedziała i odleciała wraz z nadlatującym stadem w kierunku lasu letniego. Zdążyłem posłać jedną myśl do Mooniego, który leciał tuż za nimi: " Miej je na oku. Nie zwalniaj!" . Gryf usłuchał. Teraz zwróciłem się do elfki:
- Wybacz to zajście. Ciężko się z nimi dogadać.
- Co... to... było...- zapytała zszokowana.
- Nasze wsparcie powietrzne. - powiedziałem obejmując ją. Wyrwała się.
- One mnie chciały zjeść! - krzyknęła oburzona.
- Przepraszam. Postaram się już o tego nigdy nie dopuścić. Postaram się aby nikt cię nie skrzywdził. - nadal byłem zaczerwieniony po wybuchu gniewu na orlice.
- Gdzie byłeś?- zapytała po chwili. Chyba ochłonęła.
- U nich.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Nie chciałem cię budzić. Tak słodko spałaś...- szepnąłem spuszczając wzrok- Przepraszam... Gniewasz się?- zapytałem ostrożnie.
- I to jak! - krzyknęła- Mogłeś mi powiedzieć! Powinieneś! - urwała, po chwili dodała cichym głosem- martwiłam się... Wiesz ile się działo?
- Nie za bardzo, ale to za chwilę. - powiedziałem i pocałowałem ją namiętnie. Teraz się nie wyrwała. Gdy skończyłem, dodałem- Mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz....- szepnąłem.
- Pomyślę, ale jak ktoś powiedział "cudów nie obiecuję". - powiedziała cytując mnie. Zachichotałem.
- Jesteś niemożliwa. Obiecuję, że ci to wynagrodzę. A teraz powiedz co się stało.
- Hige przyprowadził... I oni... I go pokonali... Ale... On ci to lepiej wyjaśni.
- Jest cały?- zapytałem.
- Tak. Znaczy, jest już niby cały ale go nie ma. Wyskoczył przez okno a oni za nim.
- Oni? Ilu ich było?
- Trzech. Świetnie walczą. Nie są zbytnio ugodowi.
- Heh. Nikt nie jest w ostatnich czasach. - powiedziałem łapiąc ją za dłoń i prowadząc w kierunku szkoły. Po chwili zabrała ją i okryła się ramionami. Zdjąłem płaszcz i ubrałem ją w niego.
- Lepiej?
- O wiele. Dzięki.
Gdy byliśmy już przed szkołą powiedziałem:
- Idę pogadać z nauczycielami i wrócę.
- Oczywiście.- szepnęła ale w jej oczy mówiły coś innego. tuż przed wejściem do szkoły zauważyłem, że do Arisy podeszła Minden. Miałem więc troszkę więcej czasu.
Poszedłem do nauczycieli. Ku mojemu zdziwieniu byli wszyscy oprócz rzecz jasna historyka. Mierzyli mnie wzrokiem dopóki nie odezwała się profesor Lansa:
- Coś się stało?- zapytała ze zdziwieniem.
- Nie, nic się nie stało. Przyszedłem przekazać, że mamy wsparcie powietrzne.
- Słucham? - zapytał profesor Lynks.
- Proszę wyjrzeć za okno profesorze. - odpowiedziałem. Profesor wstał z krzesła i spojrzał za okno.
- Niemożliwe... To zmienia postać rzeczy! I dużo uprości sprawę.
- No to ja już pójdę. - powiedziałem i wyszedłem z sali. Stałem przez chwilę przed drzwiami i słuchałem jak nauczyciele zmieniają plany. Czyli jednak jakiś plan mieli.
Wróciłem do Arisy...