Arisa

Po wizycie Jacka Mroza w skrzydle szpitalnym i otrzymaniu od niego prezentu byłam delikatnie mówiąc w szoku. Wyrwało mnie z niego dopiero pytanie:
-Arisa, znasz tą dwójkę? – spytała Izo, wskazując na dwie małe dziewczynki.
-Oczywiście to moja siostra i jej koleżanka – odpowiedziałam
-To chodźmy się z nimi pobawić! – wykrzyknęła dziewczyna i wybiegła z pokoju, ciągnąc za sobą mnie i Blara.
Już po kilku minutach byliśmy na miejscu i wariowaliśmy w najlepsze. Rzucaliśmy śnieżkami, popychaliśmy się w zaspy i śmialiśmy się do rozpuku. Nawet mnie udało się zapomnieć na chwilę o troskach. Niestety nie na długo…
- Pobawmy się w chowanego! – zaproponowała Tamala.
Zgodziliśmy się bo byliśmy już trochę zmęczeni po wielkiej bitwie na śnieżki.
- W takim razie ja liczę, a wy się chowacie – zakomunikował z uśmiechem Blar
Zaczął liczyć a my rozpierzchaliśmy się na wszystkie strony. Ja schowałam się w jednej z dobrze ukrytych jaskiń.
Jak się okazało nie była to jednak zbyt dobra kryjówka bo Blar znalazł mnie jako pierwszą.
- Nie postarałaś się – wytknął mi żartobliwie
- Postarałam tylko ty mnie za szybko znalazłeś – uśmiechnęłam się
- Chodźmy szukać reszty – zaproponował
Najpierw znaleźliśmy Izo, która nie wytrzymała i parsknęła śmiechem kiedy przechodziłam koło jej kryjówki. Potem za jedną z wielkich skał znaleźliśmy Liranne i Tamalę.
- No to teraz tylko znajdziemy dziewczynki i koty i… - Blar nie dokończył bo w tej chwili zobaczyliśmy Eve.
Dziewczynka chodziła w te i we w te nawołując:
- Maya! Maya! Gdzie ty się podziewasz?!
- Hej Eve, nie bawisz się z nami? – zapytała Izo
- Bawię…. A raczej bawiłam dopóki Maya nie zniknęła
- Jak to zniknęła? – zaniepokoiła się Izo – Może po prostu się schowała….?
- Nie – odpowiedziała z przekonaniem kotołaczka – Chowałyśmy się razem, a ją nagle gdzies wcięło – dziewczynka była bardzo zdenerwowana.
Podeszłam i przykucnęłam, kładąc jej dłonie na ramionach.
- Nie martw się, znajdziemy ją – obiecałam, patrząc jej prosto w oczy
- Obiecujesz?
- Obiecuje

Minden


Leciałam długo, bardzo długo. Gdy dotarłam na miejsce ledwo udało mi się ustać na nogach. Ale stałam, bo wiedziałam co muszę zrobić.
Stałam przed drewnianą chatką, wyglądającą jakby w każdej chwili mogła się zawalić. Nic dziwnego skoro stała w tym samy miejscu już, od co najmniej pięciu wieków. Powłócząc nogami podeszłam do drzwi i pewnie zapukałam. Prawie natychmiast otworzyła mi szeptucha. Była to stara zgarbiona kobieta, pewien specyficzny rodzaj czarownicy, który spotkać można tylko we wschodniej europie.
-Czego chcesz? – warknęła.
-Byś zapieczętowała Minden.
Oczy szeptuchy błysnęły na chwilę zrozumieniem i gestem zaprosiła mnie do środka.
* * *

Przed szkołą stała zielonowłosa elfka zastanawiając się, co tam robi. Nie pamiętała jak się tu znalazła, właściwie to nic nie pamiętała.
-Arlina! – krzykną nagle blond włosy wampir biegnący w jej stronę.
Tak, Arlina to było jej imię a on to…
-Ever – wyszeptała, gdy zarzucił jej ręce na szyję i mocno ją przytulił.
-Jak dobrze, że już jesteś. Teraz powinniśmy iść do Pendragona i Arisy, powiedzieć im, że już wróciłaś.
Pendragon i Arisa. Coś jej to mówiło. Byli ważni, bardzo ważni, zbyt ważni…
-Nie – ucięła ostro. – Przez nich musiałam zostać Minden zbyt długo. Gdyby nie oni, zapieczętowałabym Minden o wiele szybciej, i o wiele szybciej moglibyśmy być razem. Odejdźmy stąd. Nikt się nie zorientuje, nie jesteśmy nikomu potrzebni.
Chłopak nie zastanawiał się długo i odpowiedział:
-Dobrze. Weźmiemy nasze rzeczy…
-Po co nam one? Sprawimy sobie nowe. Mam umiejętność przyzywania broni, czego więcej nam potrzeba? Przecież przeżyjemy.
-Skoro tak twierdzisz – odparł i uśmiechną się słodko. Tak słodko, że dziewczyna wspięła się na palce i złożyła na jego ustach długi, namiętny pocałunek, którym przypieczętowała ich decyzje.
Odeszli we dwójkę, w kierunki odległych gór, trzymając się za ręce. Postronnego obserwatora zdziwić mógłby tylko jeden fakt: gdy popatrzeć pod odpowiednim kontem, można by zauważyć, że z pleców elfki wyrastają nieistniejące, anielskie skrzydła – jedno białe, drugie czarne.

Pendragon

-Panie... Znaczy, młody wstawaj. Śniadanie.
-Yhm...- mruknąłem wtulając się w poduszkę. Nie miałem ochoty wstawać.
-Im szybciej zaczniesz tym szybciej skończysz.
-Ta...- ziewnąłem.
-Masz trzy minuty, żeby się nie spóźnić.
-Na co?!- zapytałem zszokowany wyskakując z łóżka.
-Na śniadanie.- odparł wychodząc ze śmiechem.
-Matko z tobą...- mruknąłem i padłem z powrotem na łóżko. Ciągle mi brakowało tej jednej osoby...

Zbiegłem rozczochrany i nie do końca ogarnięty już po śniadaniu. Ale to nic, bo nie byłem głodny. Z zapachów unoszących się po korytarzu mogłem wywnioskować, że zaserwowano... naleśniki i świeżą krew. Ciekawe połączenie. Jak dla mnie. Zanim zdążyłem otworzyć drzwi usłyszałem głos za mną:
-Zaspałeś. Mówiłem.
-Nie mam zamiaru wstawać o czwartej rano.
-A powinieneś. Teraz musisz... Jak ty wyglądasz!- krzyknął gdy się odwróciłem do niego twarzą w twarz.
-No co?
-Popraw koszulę...
-E tam.
-Racja. Nie ma czasu.
-Bo?
-Chodź za mną.- odparł ruszając jednym z korytarzy.
-Lucas, gdzie ty mnie prowadzisz?
-Muszę nas ubrać zanim pójdziemy na
-Że co?!- nie pozwoliłem mu skończyć.
-W koszuli pójdziesz na polowanie?! Raczej nie.
-Yyy...-zdziwiłem się.
-Przepraszam Panie. Nie chcę, żeby coś ci się stało.- ciągnął rozmowę gdy szliśmy.
-Wow...
-Nie dziw się tak. Umiesz się sam obronić ale miłość ci w głowie. Wolę nie ryzykować.-zaśmiał się- Poza tym, obiecałem twojemu ojcu zanim... No wiesz. Ach... Pamiętam jak Ksawier przyniósł cię pierwszy raz... Słodki byłeś. Nawet.
-Ta... Byłeś jedynym wampirem, który mógł wejść do naszego domu, podczas wojny. Jedyny zaufany.
-Byłem jedynym wampirem, który był na tej wojnie.
-Właśnie. Dlaczego brałeś w niej udział?
- Miałem pewne sprawy do załatwienia z kimś w szeregach wroga.
-Jak to ty. A no właśnie. Czy ty...
-Nie, nie mam. Tak jak jeden z twoich poległych wrogów.
-Aj. Musiało boleć.
-Tylko na początku. Jesteśmy.- powiedział otwierając duże drzwi.
Gdy tylko znaleźliśmy się w środku, zamknął je i wycedził
-Widzę cię w samych majtkach czekającego na resztę.
-Chciało by się.- prychnąłem z uśmiechem.
Usiadłem na fotelu i czekałem aż Lucas wyszuka w szafach odpowiedni strój. A szafy wcale nie były takie małe...
Według mnie koszula i jeansy to wszystko czego potrzeba. Do tego czarny płaszcz, odpowiednie buty i gotowe. Po co z resztą tyle tego? Zmieścił bym tm łóżko i byłaby nowa sypialnia. A może rzeczywiście to zmienić? Ciekawa opcja...
-Mam! Łap!- krzyknął gdy ubrania już leciały w powietrzu. Szybko je złapałem i zacząłem się przebierać.- Ujdą?
-Świetne są!
-To teraz coś dla mnie...- mruknął wychodząc z szafy- To?- zapytał trzymając jakieś dwa komplety ubrań. W jednych dominowała czerń a w drugich czerwień. - Czy ten?
-To żeś teraz dał.- zacząłem się śmiać.
-No co? To daj mi swoją koszulę i zobaczysz że będzie
-Pasował czarny.- przerwałem mu.
-Dawaj koszulę.
Po chwili mój towarzysz był już ubrany.

http://images5.fanpop.com/image/photos/30300000/Anime-anime-super-fan-30306458-214-350.jpg?1359299014938
-Jeszcze reszta tych pierdołów i idziemy.
-Pierdołów?
-Konie bierzemy. Wraz z dziesiątką najlepszych demonów będziesz polował przecież.
-No to mamy problem.
-Bo?
-Konie mnie nie cierpią.
-Ha ha ha!- wybuchnął.-Dobre... Po prostu dobre...
-To nie jest żart.
-Wiem. Ale dam ci takiego konia, że będzie cię słuchał.

Udaliśmy się do stajni. Ku memu zaskoczeniu koni było pełno!
-Zadbałem o to.- uśmiechnął się Lucas wyprzedzając moje pytanie. Ostatni czarny ogier jest twój.
-Ogier. Czarny.- spojrzałem na niego znacząco.
-Ja cię kiedyś normalnie ukatrupię.
-Powieś mnie. Wtedy będę mógł wrócić.- rozpromienił się.
Był o wiele ale to o wiele lat starszy, jednak zachowywał się jak dla mnie normalnie. Nie wywyższał się. Było po prostu... normalny.

Arisa

Kiedy zostałam sama za wszelką cenę próbowałam się nie rozkleić. Poszłam do skrzydła szpitalnego żeby zobaczyć czy nie ma w nim jeszcze jakiś rannych, którym mogłabym pomóc. Chciałam się czymś zająć żeby ciągle się nie zamartwiać.
W szpitalu nikogo nie było. Z westchnieniem podeszłam i otworzyłam okno. Nie poczułam jednak woni róż i storczyków. Wyczułam tylko odór spalenizny pozostały po bitwie. Niestety po rosarium i storczykarni nie pozostał nawet ślad. Tak samo jak po lesie letnim i zimowym….
A może by tak to zmienić? Tylko jak? Zastanowiłam się… Po minucie wiedziałam już jaki czar mam użyć. Uniosłam ręce i nadesłałam nad szkołę czarne chmury. Po chwili zaczął padać deszcz. Włożyłam w niego energię uzdrawiającą i zadowoleniem patrzyłam jak wszystko odrasta z obłędną szybkością. Na koniec przywołałam śnieg tylko do lasu zimowego. Gotowe!
- Jak to zrobiłaś? – odwróciłam się zaskoczona. W drzwiach stała jedna z nowych uczennic
- Taką mam moc – powiedziałam po prostu – A tak w ogóle to jestem Arisa – przedstawiłam się
- Izo – powiedziała z promiennym uśmiechem, już miałam cos powiedzieć kiedy do pokoju wszedł niebiesko włosy chłopak
- I co znalazłaś ten nasz pokój? – zapytał dziewczynę
- Jeszcze nie – odpowiedziała – Ale mam dobrą wiadomość – obwieściła i wskazała na mnie mówiąc – Ta dziewczyna odnowiła las zimowy
- Co? Jak? – zapytał chłopak, podbiegając do okna żeby upewnić się, Izo nie zmysla
- Tak jakoś wyszło – przyznałam, wzruszając ramionami.
Zapadła krępująca cisza.

Pendragon

Gdy wyskoczyłem przez okno puściłem jeszcze ukochanej wiadomość mentalną- " Wynagrodzę ci to. Uważaj na siebie."- i udałem się do lasu. Teraz już się będę musiał przyzwyczaić do tego. Do powrotów w to cholerne miejsce. Wiedziałem co i dlaczego mnie wzywa. Wzywały obowiązki bo dłużej już czekać nie mogły.
Gdy byłem już dość daleko, po prostu przeniosłem się do pałacu. Nie sprawiło mi to trudności, bo otwieranie zabezpieczonych portali nie należało do trudnych.
Znalazłem się tam gdzie chciałem, czyli w miejscu, gdzie schodziły się główne korytarze. Zamek w tym świecie był o wiele ale to wiele większy niż w normalnym. Ruszyłem jednym z nich a po chwili już przy moim boku szedł jakiś chłopak. Mój sługa.
-Panie nareszcie przybyłeś.
-Niestety.- mruknąłem.-Ktoś coś zrobił?- zapytałem.
-Tylko to co powinno się zrobić.
-Czyli?
-Wszyscy, którzy zwątpili zostali zgładzeni.
Dokładnie zrozumiałem o co mu chodziło. Nie cieszyłem się z tego zbytnio. W końcu ile można? Nagle do moich uszu dotarły szmery.
-Co to?- zapytałem tonem wypranym z emocji.
-Panie. Nie chcieliśmy ci przeszkadzać ale to dłużej czekać nie mogło. Stare granice zostały zmazane wraz z upadkiem starego władcy... Musisz Panie iść i albo je wznowić albo ustalić nowe granice.
-Czyli wszyscy już zebrani?
-Oczywiście.
-Długo czekają?
-Przed chwilką weszła ostatnia istota. Czekają tylko na ciebie Panie.
Ruszyliśmy szybkim krokiem do największej sali w pałacu. Gdy tam dotarliśmy okazało się, że czekało tam na mnie około sześćset istot, wcale nie do końca zadowolonych z obrotu sprawy.
Na jednej ze ścian była namalowana wielka mapa a obok na stoliku leżał duży zwój. Wiedziałem, co na nim jest. Czekał mnie podział terytorialny i to dość duży. Najpierw jednak uzgodniłem, że nikt nie może wyjść z tego świata bez mojej wiedzy jak i też nic się tu dostać nie może. Zgodzili się i podpisali umowę, w której zawarłem jeszcze kilkanaście punktów. Potem zacząłem rozdzielać ziemię według ras i liczby ludności. Każdy kto dostał fragment ziemi po prostu wychodził z sali. Kilka ras szło też ze sobą połączyć, więc pracy było mniej. Gładko szło aż nie została ostatnia dziesiątka.
-Nie zgadzam się aby moja rasa musiała przebywać w tym miejscu.- oburzyła się zjawa po raz kolejny. Zdenerwowałem się, bo już trzecią godzinę próbowałem rozdzielić pozostałe tereny tak, by się zgodzili.
-To się w końcu zdecydujcie!- uniosłem się.
-Nie jesteś za młody na tak wysokie funkcje, skarbie?- zapytała inna kobieta, ładniejsza od pierwszej i to o wiele.
-Nie mów tak do mnie bo wyjdziesz z niczym.- syknąłem.
-Oj... Ale nie unoś się tak.- powiedziała słodkim głosem od którego zaczynało mi się robić niedobrze.- Możemy dojść do porozumienia inną drogą.
-Niestety ze mną tą drogą daleko nie zajdziesz, a raczej wiele stracisz.- odparłem uśmiechając się.
-Może się przekonamy?
-Wiesz gdzie są drzwi wyjściowe.- uśmiechnąłem się jeszcze mocniej, po czym zwróciłem się do reszty obecnych- jeżeli myślicie, że się będę od pierwszego dnia z wami bawił, to grubo się mylicie. Albo w ciągu trzech minut dojdziecie do porozumienia albo wam po prostu rozdam te ziemie jak leci. Zrozumiano?
-Tak jest.
-A więc czas start.
Odmierzyłem czas na oko więc mieli go więcej. Podawali swoje propozycje z kwaśnymi minami, bo każde niedoskonałości musieli załatwić między sobą.
gdy sala nareszcie była pusta, sługa odezwał się cicho.
-Panie, nie wiem jak to zrobiłeś ale naprawdę ciekawa liczba Prowincji ci wyszła.
-Ile ich jest?- zapytałem z ciekawości.
-Sześćset sześćdziesiąt sześć Panie.- czyli demonów było nieco więcej niż myślałem.
-Ty sobie żartów nie rób.
-Nie śmiał bym.
-Nie wierzę.
-Liczyłem trzy razy. Wychodziło tyle samo. Mapa sama też je zliczyła. Nie pomyliłem się.
-Ciekawe...- mruknąłem zmęczony.
-Już przyszykowano sypialnię. Możesz odpocząć panie.
-Ta... Odpocząć to tu nie będzie zbytnio szło.
-Jak na razie na dobrej drodze jesteś.- uśmiechnął się nieco. Zdziwiłem się.
-Byłeś sługą Ksawiera?
-Nie panie. Nie pamiętasz mnie?
-Przypomnij mi.
-Jestem tym wampirem, który pilnował cię zawsze na spacerach.- doznałem szoku. Rzeczywiście to była ta osoba. To on mnie wraz z Maxis zbierał "w całość" jak Ksawiera za bardzo ponosiło. I nadal młodo wyglądał.- Dobrze się czujesz Panie?
-nie mów do mnie Panie. Za dużo ci zawdzięczam.
-Nic mi nie zawdzięczasz.
-Zwrócę ci wolność.- powiedziałem z uśmiechem.
-Nie. Teraz musisz się tym wszystkim zająć. Z resztą nie mam dokąd wracać. Pomogę ci. Będziesz mógł być razem z ukochaną.
-Skąd wiesz, że...
-Widziałem nie raz w lustrze. A teraz Panie zbieraj się.
-Weź się...- prychnąłem.
-Dalej młody zbieraj się do łóżka. Tak lepiej?
-O wiele.
Gdy leżałem w łóżku czegoś mi brakowało. Przyzwyczaiłem się już, że zawsze obok była Arisa...

Arisa

Po tym jak Liranne zyskała nowego towarzysza ktoś zapukał do naszych drzwi.
- Proszę! – zawołaliśmy chórem
Do pokoju wszedł Ever.
- Macie doprowadzić nowych uczniów do szkoły – zakomunikował nam
- Co? Jakich nowych uczniów? – zapytałam zdziwiona
- Chodźcie, wszystko wam po drodze wytłumaczę – obiecał chłopak, więc poszliśmy za nim.

***
-Że kim nas mianowali? – spytałam zdumiona gdy już nam wszystko opowiedział.
Byliśmy już w pobliżu wioski, a ja dalej nie mogłam w uwierzyć. Zostałam mianowana przedstawicielką szkoły! A Pendragon jej przewodniczącym! I to wszystko bez naszej wiedzy! Nawet nie zapytali nas o zdanie…
W tym momencie przyszliśmy już do wioski i zobaczyliśmy dużą grupę uczniów. Musiałam przerwać rozmyślania i wykonać swoje nowe obowiązki.
-Witam was bardzo serdecznie– zaczęłam – Jestem przedstawicielką MT, a nazywam się Arisa. Wraz z Pendragonem, który jest przewodniczącym szkoły, i Everem, zaprowadzimy was i pokarzemy wam wasze pokoje.
-Miło was poznać – powiedział jakiś anioł, wysuwając się na przód. – Byłem już uczniem tej szkoły, ale was nie kojarzę. Długo tutaj jesteście?
- Nie, nie zbyt – przyznałam , a potem dodałam jeszcze - Ale oprócz was musimy też zabrać młodszych uczniów szkoły, którzy zostali tu odesłani przed wielką bitwą.
-Jaką bitwą? – spytał ktoś w tłumie.
Wyjaśniliśmy im wszystko, a potem zaprowadziliśmy do szkoły razem z młodszymi dziećmi. Podczas drogi powrotnej Liranne i inne maluchy bawiły się z feniksem, a ja i Pendragon rozmawialiśmy z aniołem i jego towarzyszką. Ever gdzieś nam zniknął…
Kiedy już pokazaliśmy wszystkim ich pokoje Liranne zapytała
- Mogę iść się pobawić z Tamalą?
- Jasne, idź – uśmiechnęłam się
Mała odwzajemniła uśmiech po czym ze śmiechem pobiegła do koleżanki
- No to może teraz pójdziemy do pokoju? – zapytał mój ukochany, obejmując mnie
- W porządku – zgodziłam się i pocałowałam go przelotnie
Chłopak niespodziewanie wziął mnie na ręce
- Co ty…? – wyjąkałam
- Tak będzie szybciej – uśmiechnął się zawadiacko i pobiegł do pokoju
Kiedy już byliśmy na miejscu chłopak postawił mnie na ziemi
- No to teraz możemy… - nie dokończył tylko złapał się framugi i jęknął cicho – Cholera
- Pendragon? – zapytałam zatroskana, podchodząc do niego – Co ci jest?
- Nic… - szepnął
- Przecież widzę – nalegałam
- Naprawdę nic mi nie jest. Tylko…
- Tylko co? – zapytałam czule
- Wzywają mnie – powiedział
- Kto?
- Nie ważne – uciął 
- Ale…. 
- Muszę isć – przerwał mi
- Dokąd? Przecież…
- Wszystko ci wyjaśnię, ale jak wrócę dobrze? – zapytał, patrząc mi w oczy.
Kiwnęłam głową, a po moich policzkach niespodziewanie popłynęły łzy.
- Nie płacz. Nie długo wrócę – obiecał Pendragon, przytulając mnie mocno do siebie – Robię to dla ciebie – szepnął mi do ucha, a potem mnie puścił i wyskoczył przez okno…

Kurochi

Włóczyłem się bez większego celu, dobijając napataczające się pod moje ręce demony, gdy usłyszałem jakiś szum. Zza krzaków wyszedł chłopak ze skrzydłami. Były one jednak błoniaste, a nie pierzaste, jak u aniołów, czy demonów.
- Cze - przywitał się krótko.- Wiesz może, gdzie tu ta cała szkoła jest? Bo maja KOCHANA pani zaczęła gonić za ufopelodaczami, czy jakimś innym badziewiem i się zgubiliśmy. Div chyba nas zabije.
- Ta, jasne - odpowiedziałem krótko, a Cru zasyczała mi krótko do ucha
" To jest swój". Popatrzyłem na nią i potem na chłopaka.-
- Może dziwnie zabrzmię, ale czy jesteś gadem? - spytałem. Wbrew moim oczekiwaniom, chłopak nie stracił na poważności.
- Ta, można by tak powiedzieć. Smoki to też jakieś tam gady.
- Huh - odetchnąłem. - Bo już myślałem, że mi słoneczko przyświeciło za mocno i źle zrozumiałem, co mówiła Cru - uśmiechnąłem. się.-
- O! Ładna jest, mogę? - wyciągnął rękę w kierunku pytona. Tylko wzruszyłem ramionami, a wąż przeszedł z mojej szyi na kark chłopaka. Najwyraźniej przypadli sobie do gustu.
Do dormitorium trafiliśmy bez problemu. Oprócz chłopaka, który na imię miał Acrus, był jeszcze wróż Blar i dwie ludzkie dziewczyny: Reina i Izozeka. Trochę się zdziwiłem, że są w parach, ale nic nie powiedziałem. W końcu niektórzy preferują jakieś przywiązanie. Taki test jakości, powiedziałbym. Mnie to już nie dotyczyło, na szczęście. O ile dziewczyny były totalnymi idiotkami, o tyle oboje panowie okazali się zupełnie w porządku. Trochę żałowałem, że oni tylko przejazdem, bo reszta społeczeństwa zbyt ciekawa mi się nie wydawała. Przy okazji odnalazłem swój pokój. Trochę się skrzywiłem na kiczowatość kompozycji, ale po szybkich przeróbkach zrobił się całkiem przytulny:
http://preview.turbosquid.com/Preview/Content_2010_11_20__13_16_58/j_room.jpg69673f84-109a-435d-88e2-2b00611e1772Larger.jpg
Spędziliśmy jeszcze we trójkę trochę czasu przy (kończącej się, niestety) buteleczce cienkiej, ale zawsze działającej sake, dopóki zaczęło się zmierzchać i moi nowi towarzysze nie musieli wrócić do czekających dziewczyn.

Ever


Arlina odleciała, a ja zostałem sam. Właściwie, nikogo oprócz niej w tej szkole nie znałem. Nawet ci znajomi Arliny mnie zignorowali. Dlatego zamiast coś pomóc, plątałem się bezcelowo. Jednak w pewnym momencie, gdy tak błądziłem po szkole, wpadłem na profesor Lansę. Dosłowni wpadłem.
-Oj, przepraszam panią bardzo – powiedziałem podnosząc z podłogi list, który wypadł nauczycielce.
-Nic się nie stało – odparła odruchowo i popatrzyła się na mnie. Przez chwilę wyglądała jakby coś w jej głowie się układało, a w końcu powiedziała – Przyjaźnisz się z Arisą i Pendragonem prawda? – Na co ja pokiwałem głową.- A mógłbyś im przekazać kilka rzeczy? Pendragon po radzie szkoły został mianowany przewodniczącym, a Arisa przedstawicielką. Nad Minden się jeszcze zastanawiamy… Więc jakbyś był łaskawy im to przekazać i powiedzieć, że ich pierwszym zadaniem będzie odebranie z pobliskiej wioski uczniów którzy tymczasowo zamieszkają u nas. Pokoje są już przygotowane, więc z tym kłopotu nie będzie. Jednocześnie mogą zabrać młodszych uczniów, którzy zostali do tej wioski odesłani przed bitwą.
-Jasne, przekażę im – odparłem i już pędziłem do pokoju Pendragona szczęśliwy że mnie ktoś chociaż kojarzy.
 * * *

-Że kim nas mianowali? – spytała zdziwiona Arisa gdy już im wszystko opowiedziałem.
Byliśmy już w pobliżu wioski, a ona dalej nie mogła w to uwierzyć. Przez większość drogi powtarzała, że nauczyciele wiedzą jak dowalić komuś roboty i tym podobne. Lirianne za to była zafascynowana swoim nowym towarzyszem i wcale nie zwracała uwagi na to co jej siostra opowiada. Na szczęście doszliśmy właśnie do wioski gdzie już na nas czekała spora grupa ludzi i stworzeń magicznych.
-Witam was bardzo serdecznie– zaczęła Arisa. – Jestem przedstawicielką MT, a nazywam się Arisa. Wraz z Pendragonem, który jest przewodniczącym szkoły, i Everem, zaprowadzimy was i pokarzemy wam wasze pokoje.
-Miło was poznać – powiedział jakiś anioł wysuwając się na przód. – Byłem już uczniem tej szkoły, ale was nie kojarzę. Długo tutaj jesteście?
- Nie, nie zbyt. Ale oprócz was musimy też zabrać młodszych uczniów szkoły którzy zostali tu odesłani przed wielką bitwą?
-Jaką bitwą? – spytał ktoś w tłumie.
No i w ten sposób Arisa i Pendragon wyjaśnili wszystko nowo przybyłym i doprowadzili ich oraz młodszych uczniów do szkoły. KONIEC. A ja znów się czułem jakbym był niewidzialny…

Pendragon

Kiedy byliśmy już sami w pokoju mała oznajmiła zadowolona:
-Ariso, Pendragon dał mi jajko i będę mieć pupila!- krzyknęła z entuzjazmem- Będę więc miała na czym ćwiczyć moc!
-To fakt, ale i tak ktoś oberwie za to jajko.- spojrzała na mnie z ukosa.
-Wiem wiem. Całą winę biorę na siebie.- powiedziałem.- Nie martw się.
-A jak to "coś", jak się wyraziłeś, zrobi jej krzywdę?
-Nie zrobi. Po pierwsze to ona ogrzewała jajo więc on ją i tak rozpozna a po drugie widziałem co Liranne potrafi zrobić. Poza tym początkowo będę ją ubezpieczał.
-Ach...- westchnęła patrząc na siostrę podchodzącą do nas z jajkiem.- To jest to?
-Tak. ładne co nie?- mała nadal była uradowana.- To ja je będę grzać a ty...- spojrzała na mnie.
-A ja zrobię to co obiecałem.
-Dziękuję.
-Czyli jeszcze mieliście sekret?
-Nie. Powiedziałem tylko, że burę za jajko ja wezmę.
-Nie musiałeś obiecać.
-Wiem. I tak bym dostał.- uśmiechnąłem się.
-Ta... Powinieneś dostać niemały wycisk ale...- nie dokończyła bo pocałowałem ją.- Bo ty swoje!- oburzyła się, odpowiedziałem szerokim uśmiechem.
-No normalny to ja nie jestem. Będziesz się musiała przyzwyczaić.
-Już ja ci dam przyzwyczaić.- powiedziała i strzeliła mi jakimś materiałem, którego wcześniej nie zauważyłem.- To nic, że to tylko ręcznik. Ale i tak oberwiesz. Jak nie dziś to jutro.
-Kiedy chcesz!- walnąłem uradowany i wziąłem ją na ręce, po czym zakręciłem piruet.
-Postaw mnie!
-Oczywiście madame.- mruknąłem jej do ucha.
-Patrz!- krzyknęła nieoczekiwanie Liranne. Automatycznie otwarłem okno.- A jak ucieknie?
-Nie ucieknie. Nie martw się. Spytaj go czy zostanie.
-Że jak?
-No normalnie.- odparłem.
-Pendragon ja ci dam...- zagroziła Arisa po czym usiadła na przeciwnym łóżku.
Skorupa jajka rozpadła się szybko w pył. Był to dobry znak. Wiedziałem, że Arisa nie jest przekonana ale radość Liranne była tego warta.
Gdy pył opadł na jego miejscu była kupka ciasno splecionych piór.
-To chyba nie jest smok. - zaniepokoiła się mała.
-No nie. Listo ptak też nie.
-To co to?
-Feniks złotopióry.
-Że co?
-Najładniejsza odmiana tego ptaka.
-Aaa... Dlatego taki ładny jest.
-No to teraz go bierz.
-Hę?
-No czeka na ciebie. Wywal go przez okno.
-Co?! Nie!! Dlaczego?!
-Bo nie będzie umiał latać. Dalej.- delikatnie podprowadziłem ją bliżej- Nie bój się.
-Nie będę rzucać żywym stworzeniem!- feniks zaczął rozplątywać powoli skrzydła, jednocześnie zwiększając swój wzrost.- Wow...
-No łap go z poduszką i za okno. Dalej.- zdopingowałem ją.
-Ale...
-No już! Zanim się rozłoży bo tu może nieźle się poobijać.- wyjaśniłem. Mała z dziwnym grymasem błyskawicznie wyrzuciła ptaka przez okno.
-Połamałam pisklę...- zasmuciła się odwracając od okna.
-No to się teraz odwróć.- powiedziałem z uśmiechem. Feniks po pierwszym "locie" unosił się tuż nad oknem patrząc wyczekująco.

http://pu.i.wp.pl/k,NjA3MjM1MjEsODk1ODI1,f,Feniks.jpeg

-A nie mówiłem?
Mała skakała z radości. Nie. To było mało powiedziane...



Arisa

Kiedy weszłam do skrzydła szpitalnego czekało tam na mnie mnóstwo rannych. Leczyłam ich. Opatrywałam i pocieszałam do momentu kiedy w pokoju szpitalnym nie został nikt. Wtedy usiadłam wyczerpana na jednym z łóżek i zaczęłam rozmyślać co nas jeszcze czeka. Musieliśmy  skończyć odbudować szkołę, sprowadzić młodszych uczniów, znaleźć nowego historyka…. Myślałam, że to nasze jedyne zadania na następny czas, ale się pomyliłam…
Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami, a po kilku sekundach zobaczyłam mnóstwo ludzi zmierzających do naszej szkoły…
W tym momencie do szpitala weszli Pendragon
- Ariso, co ci jest?! – zapytał mój ukochany
- To nic… to tylko wizja – wyjaśniłam
- Co zobaczyłaś?
- Ludzi, dużo ludzi. Oni tutaj przyjdą
- Ale po co? Chcą z nami walczyć?  - zaniepokoił się wampir
- Nie – odpowiedziałam stanowczo – Mają pokojowe zamiary
- Chociaż tyle dobrze – westchnął Pendragon, przytulając mnie.
Wtedy zauważyłam, że nie był sam. Towarzyszyła mu…
- Liranne! Co ty tu robisz? – zapytałam zdumiona, odsuwając się od ukochanego
- Wróciłam do szkoły żeby wam pomóc – powiedziała szeptem dziewczynka, spuszczając wzrok
- Wróciłaś sama? Ale jak tu trafiłaś? Przecież mogłaś się zgubić i…
- Wendigo jej przypilnował – przerwał mi Pendragon
- Przepraszam, że cię nie posłuchałam – powiedziała mała i przytulił się do mnie mocno – Ja po prostu chciałam pomóc. Bałam się o was
- No już dobrze – powiedziałam, głaszcząc siostrę po włosach – Nie gniewam się
- Naprawdę?
- Naprawdę – przytaknęłam z uśmiechem - Odprawiliście Wendigo? – zapytałam, zmieniając temat
- Tak, Pendragon odprawił Wendigo, a ja odprawiłam jeszcze orlice! – pochwaliła mi się siostra
- Orlice? Te które chciały mnie zjeść? Przecież mogły zrobić ci krzywdę!
- Jej? Nigdy w życiu! – zaprzeczył Pendragon – To mnie chciały rozszarpać za to, że niby nie dotrzymałem umowy, a Liranne je powstrzymała!
- Co? Jak? – zapytałam, byłam w szoku
- Nie wiem. Tak jakoś wyszło… - mała wzruszyła ramionami
- Cos mi się wydaje, że to nie był przypadek – powiedziałam z wahaniem – Myślę, że odkryłaś swoją moc
- Moją moc?! – przytaknęłam – Super!
- Jasne, tylko teraz musisz się nauczyć jak ją kontrolować – zaznaczył Pendrago ze śmiechem, mierzwiąc jej pieszczotliwie włosy
- Nauczę się na jajku, a raczej na tym co z niego wyjdzie – obiecała dziewczynka
- Na jakim jajku? Co wy jeszcze przede mną ukrywacie, co?
- Już nic. To ostatni sekret – obiecał wampir
- No to może mnie wtajemniczycie?
- Chodźmy do pokoju – poprosił chłopak – Tam ci wszystko pokażemy



Pendragon

Należycie zająć... Łatwo powiedzieć i odlecieć... Ale wykonać muszę. Nie, żebym nie wiedział... po prostu muszę. I to natychmiast.
Odprowadziłem Arisę do skrzydła szpitalnego a następnie ruszyłem w kierunku lasu jesiennego. Trzeba było go zrekonstruować i odprawić Wendigo. Zanim wyszedłem jednak ze szkoły zaczepiła mnie Liranne.
-Gdzie idziesz?
-Sprzątać i odprawić twojego stworka.- uśmiechnąłem się.- No i jeszcze muszę orlice odprawić.- przypomniałem sobie.
-Mogę iść z tobą?- zapytała niepewnie.
-No... czy ja wiem... - nie byłem przekonany.
-Jeżeli nie stawię czoła swoim lękom to ich nie zwyciężę. To... mogę iść?- zaskoczyła mnie.
-No dobrze ale pod jednym warunkiem.
-Jakim?
-Nie będziesz pukać tymi kośćmi nie konsultując się wcześniej z nami, dobrze?
-Z wami?-zapytała zdziwiona.
-Ze mną i Arisą.
-Dobrze.- uśmiechnęła się promiennie.
Ruszyliśmy do lasu.

Gdy byliśmy już po środku polany, a właściwie tam gdzie kiedyś ona była, zabrałem się do pracy. Mała siedziała cicho na kamieniu, którego o dziwo nie zmiotło. Przyglądała mi się bacznie z niepohamowaną ciekawością. Kiedy już miałem zacząć składać miejsce "do kupy" zapytała:
-Jak to zrobisz?
-Hę?
-Jak to poskładasz?
-Prościutko.
-No ale jak?- nie odpuszczała.
-To proste. Magia roślin to rodzaj magi ziemi. Tak w wielkim skrócie.
-I?
-Po prostu wzmocnimy rośliny i pokierujemy ich wzrost innymi czynnikami.
-Jakimi niby?
-Patrz.
Posłałem impuls w ziemię a ona przekierowała go na rośliny. Po chwili udało mi się połączyć z nią cienkim strumieniem energii a las zaczął się odbudowywać. Po kolei wyrastały drzewa, początkowo przypominając las wiosenny, jednak "pomalowanie ich" chciałem zostawić małej.
Las wyrósł w około trzy minuty. Liranne była zachwycona ale jednocześnie oburzona, kolorem liści.
-Zrobiłeś nowy las wiosenny... nie, raczej letni a powinien być jesienny.- powiedziała zaplatając ręce na piersi. Taka mała a potrafiła być całkiem uparta jak niejeden dorosły.
-Wiem.
-Co zrobisz, hę?
-Ja nic. Ty go pomalujesz.
-Że co?!
-tak to. A propos, gdzie masz jajko?
-Yyy... No zostało w pokoju owinięte kołdrą. Ale szczelnie!- uniosła się.
-Zobaczymy. A teraz chodź tutaj. - mała posłuchała a ja ułożyłem na jej dłoni kulkę mieniącą się całą paletą barw jesieni.- A teraz puść ją w las.- mała wykonała to bez protestów. Kula walnęła w drzewo i jakby automatycznie, ono zabarwiło swe liście na czerwono. Fala kolorów w mig zalała wszystkie drzewa nowego, już prawdziwie jesiennego lasu.
-Wow.
-Widzisz, jesteś zdolną malarką.- pogładziłem ją po włosach.- To teraz idziemy odprawić Wendigo.- mała się zawahała ale zgodziła się.
Potwór pojawił się jak na zawołanie tuż przed jej młodziutką twarzyczką.
-Nie wywiązałeś się z umowy.- walnąłem.
-Nie prawda. Wywiązałem sssię.
-Niby jak?
-Tylne wojssska nie dotarły. Mała przeżyła w lesssie. Nic jej nie tknęło. Jesteśmy kwita.
-Niech ci będzie.- zgodziłem się niechętnie.
-Więc koniec nassszej wssspółpracy.
-Tak. Dziękujemy i
-Żegnamy. -wyprzedziła mnie mała.
Potwór skłonił się przed nią i rozmył w powietrzu. Ruszyliśmy w kierunku szkoły.
-Umiesz malować liście i na dodatek dzielna jesteś. No no no. Masz się czym przed Arisą pochwalić.
-Tak... - mruknęła niemrawo.
-Co jest?- zaniepokoiłem się. -Coś cię boli?
-Nie, nie i nie. Bo chodzi o to, że...
-Że? Nie bój się.-zdopingowałem ją.
-Arisa nie wie o jajku.
-O to się nie martw. Burę wezmę na siebie.
-Serio?
-A kto ci to jajko dał?
-No... też prawda.- rozchmurzyła się.

Gdy byliśmy przed szkołą przypomniałem sobie, że zostały jeszcze orlice.
-To ja je pójdę odprawić a ty zobacz co z jajkiem.
-Idę z tobą.- uparła się.
-Ach... ty to masz pomysły...- westchnąłem.
Gdy dotarliśmy na miejsce ptaki nie miały zbyt ciekawych humorów. Wręcz przeciwnie.
-Nadal chcesz iść?
-Tak.- szepnęła.- Ale weźmiesz burę na siebie?
-Pewnie.
Samica alfa szybko nas zauważyła i podeszła z wściekłością w oczach.
-Nie mówiłeś o takich wymaganiach.- wysyczała.
-Nie pytałaś. Dotrzymałaś słowa więc jesteśmy kwita. Możecie odejść.
-Oj nie. Tak łatwo ci nie pójdzie. Teraz ty jesteś na jego miejscu!
-Weźmiesz stado i odlecisz stąd daleko.- powiedziała władczo Liranne. Zdębiałem bo... ptaki jej posłuchały!- Odlecicie i dacie nam spokój.
Gdy było pozamiatane nadal stałem skołowany wpatrując się w małą. Po kilkunastu sekundach mnie puściło.
-Ale o tym będziesz musiała powiadomić siostrę.
-Wiem. Ale za to chyba bury nie dostanę, co nie?
-Nie dostaniesz, nie martw się.
Wziąłem małą na barana i ruszyliśmy do pokoju. Gdy tam doszliśmy wspólnie zaczęliśmy usuwać połamane lotki ze skrzydeł Mooniego by mogły wyrosnąć mu nowe.

Minden


Pendragonowi w końcu udało się zabić Ksawiera, a chordy piekielne zniknęły. Mogłoby się wydawać, że w takim wypadku już wszystko w porządku, ale wielu poległo. Straciliśmy nauczyciela historii, ja i Arisa straciłam swoje współlokatorki.
Ale Ever żył. To się dla mnie teraz najbardziej liczyło.
Szłam korytarzem szkoły, a towarzyszyła mi tylko pustka i cisza. Nie dość, że wielu poległo to jeszcze więcej osób postanowiło wyjechać, przez co szkole może grozić zamknięcie. Ale nie zrobią tego, gdy tylko minie szok, uczniowie powrócą i przybędzie ich jeszcze więcej. No, bo kto by nie chciał uczęszczać do szkoły, która zwyciężyła z Piekłem?
Za to ja na zawsze (w tym wcieleniu) zostanę elfem ze skrzydłami. I to nie byle jakimi. Jedno zostanie białe a drugie czarne. Ekstra, bardziej wyróżniać się nie mogę…
Ale i tak nie mogę zostać w takim stanie w tej szkole. Nie miałoby to sensu, ale wiem gdzie to naprawić. Nie będzie mnie z miesiąc, może dłużej… Czyli muszę naprawić Wiosenny Las, tak jak to sobie obiecałam.
Podeszłam do pierwszego okna, które szczęśliwym trafem wychodziło na odpowiedni las. Skupiłam na nim całą swoją uwagę i już po chwili ja ledwo miałam siłę stać, a w miejscu spalonego lasu rósł młodnik.
-Minden, chcesz się zabić po tej wygranej bitwie? – spytał Ever, podtrzymując mnie jednocześnie żebym się nie wywróciła.
-Nie, ale będę musiała na jakiś czas wyjechać – powiedziałam smutno.
-Rozumiem – odparł po chwili.
-Choć muszę się spakować, pomożesz mi – powiedziałam, po czym zabrałam go ze sobą do pokoju.

*  *  *

-Naprawdę chcesz odejść już teraz? – spytała Arisa.
Staliśmy przed szkołą, nasza piątka. My, którzy najbardziej zasłużyliśmy się dla tej szkoły. A teraz wszyscy patrzyli na mnie ze smutkiem.
-Muszę odejść. Mam pewną sprawę do załatwienia, ale nie martwcie się. Wrócę za około miesiąc.
-Będę się o ciebie martwić – dodała jeszcze, po czym gorąco mnie przytuliła.
Uścisną mnie nawet Pendragon, któremu wysyczałam do ucha żeby zajął się Arisą należycie.
Najgorzej było pożegnać się z Everem, ale w końcu jak wrócę będzie lepiej, będzie o wiele lepiej.
W końcu stanęło na krótkim i gorącym pocałunku, po którym od razu się odwróciłam i wzbiłam w powietrze. Czekała mnie daleka podróż, więc nie mogłam pozwolić sobie na choćby chwilę zwłoki. Ale będzie dobrze, bo to jedna z tych wypraw, z której zawsze wracam. Zawsze wracałam z niej jako ktoś inny, a tym razem wrócę jako Arlina.

Arisa

Wspólna akcja nam nie wyszła. Nie udało nam się nawet trochę osłabić Ksawiera. W pewnym momencie demon zniknął w czerwonej mgle.
-No bez jaj!- Minden się wściekła
-Gdzie Hige i Toboe?- zapytał Pendragon, lekceważąc jej wybuch.
-Nie wiem. Gdzieś indziej szli. O! Tam masz jednego – dziewczyna wskazała na postać wychodzącą z lasu. Faktycznie to był Toboe.
-Znaleźliśmy tego palant*. Choć szybko bo stracisz okazję – powiedział chłopak
-No dobra. Prowadź
Toboe zmienił się w wilka i popędził w las. Pendragon powiedział mi mentalnie żebym się nie martwiła. Niby jak miałabym to zrobić? Przecież szedł się zmierzyć z najpotężniejszym demonem! Udawałam jednak, że wszystko jest dobrze i wróciłam do szkoły z resztą uczniów.
Walka trwała tam nadal, a my się w nią włączyliśmy. Po jakimś czasie zaczęło się dziać cos dziwnego. Demony przestawały walczyć i wycofywały się z powrotem do lasu. Po kilku minutach na dziedzińcu nie było już ani jednego. Podejrzewałam, że to oznacza upadek i śmierć Ksawiera, ale nie chciałam się cieszyć przed czasem. Wolałam poczekać na powrót Pendragona…
Kiedy większość uczniów wróciła do szkoły, część odbudowywać zniszczenia, a część do skrzydła szpitalnego zobaczyłam wyłaniającego się z lasu ukochanego. Szedł chwiejnie i był cały we krwi. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję.
-Całe szczęście... jesteś cała.- szepnął, wtulając się we mnie
-A ty cały od krwi! Gdzieś ty był! To co tu się....
-Już dobrze – przerwał mi - Choć zaniesiemy miecz profesor Lansie.
Zrobiliśmy to, a kiedy wróciliśmy do pokoju chłopak zapytał
-Co teraz?
- Muszę iść do skrzydła szpitalnego – odpowiedziałam – Ale zanim zajmę się innymi rannymi uczniami muszę cię doprowadzić do porządku – uśmiechnęłam się
- Ok. To ja się najpierw pójdę umyć – wziął czyste ubrania i poszedł do łazienki.
Wyszedł z niej po kilku minutach i usiadł na łóżku.
- Teraz jestem do twojej dyspozycji – powiedział z zawadiackim uśmiechem.
W parę minut wyleczyłam mu wszystkie obrażenia. W gruncie rzeczy nie było tego dużo, ale jednak…
Kiedy skończyłam chłopak wstał i z westchnieniem podszedł do okna. Widziałam, że cos go gryzło. Podeszłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu.
- Co się dzieje? – szepnęłam
- Nic – odpowiedział, nie patrząc mi w oczy
- Przecież widzę, że czymś się martwisz
- To nie ważne…. W każdym razie nie teraz – odpowiedział z wahaniem – Na razie musimy odbudować szkołę, wyleczyć rannych, tak żeby wszystko wróciło do normy.
- Masz racje – przyznałam – Pójdziesz ze mną do skrzydła szpitalnego?
- Nie – pokręcił głową - Muszę pomóc odbudować szkołę – wyjaśnił – No i trzeba odprawić orlice skoro już nie są potrzebne.
- W porządku – przytaknęłam.
Pendragon pocałował mnie czule. Razem wyszliśmy z pokoju, ale żadne z nas nie doszło tam gdzie zamierzało bo przyszedł Toboe i powiedział, że Minden wyjeżdża. Zdumieni popędziliśmy na dziedziniec, chcąc się z nią pożegnać.

Polegli

Jako, że w bitwie "umarło" wiele osób, które napisały po kilka opowiadań, to ich karty wrzucam tu, a usuwam z zakładki.











Imię: David
Nazwisko: nie ma
Wiek: 17 lat
Charakter: tajemniczy, romantyczny, sprytny, odważny,
Rasa: demon
Moce: znikanie, teleportacja, telepatia, nieśmiertelność, zwinność, szybkość,
Drużyna: ciemni
Towarzysz: Mira





Krótka historia: Moja historia jest podobna do historii Michaela-mojego przyjaciela- tylko że ja odeszłem z własnej woli od naszego Pana.
Kontakt: Wilczyca12

- - -





Imię:Abigail
Nazwisko:Fox
Wiek:19lat
Charakter: miłą,zabawna,romantyczna,inteligentna,odważna(nie brawurowa),skryta w sobie,ostra
Rasa: smokołaczka
Moce: Kontrola obiektów,dematerializacja,niezwykła zwinność,czytanie z gwiazd
Drużyna: Ciemni
Towarzysz: orzesznica, Adele







Krótka historia:Wcześniej chodziłam do szkoły dla normalnych ludzi.Jednak była to szkoła sportowa i pewnego razy przed zawodami między szkolnymi musieli zbadać krew czy nie bierzemy dopingu.Kiedy badali mi krew zauważyli, że mam krew jaszczura.Bo w końcu jestem smokołakiem.Byli zdziwieni.Ja zamiast robić jakieś dziwne rzeczy i słuchać ich postanowiłam się zdematerializować.I przywędrowałam tu.Ciekawe jak mnie tu przyjmą...
Kontakt:
na howrse: wilqusia1234
na doggi-game:wilqusia1234

- - - 
Imię: Michael
Nazwisko: nieznane...
Wiek: 17 lat
Charakter: odważny, tajemniczy, sprytny, wredny,
Rasa: demon
Moce: znikanie, zmiana kształtu, hipnoza, silna telepatia, szybkość, zwinność, teleportacja, potrafi skontaktować się z duchami, ma wizje, nieśmiertelność.
Drużyna: Ciemni
Towarzysz: Drago (duch wilka)








Krótka historia; Nie ma rodziców... został stworzony przez potężnego demona. Demon ten uczył go mordować, walczyć, itp. Kiedy miał 16 lat demon znudził się nim i wysłał go do tej krainy. Michael nie był tym zadowolony ale nie miał innego wyjścia.
Login na doggi-game: Wilczyca12
 ---
Imię: Will
Nazwisko: nieznane....
Wiek: 17 lat
Wygląd: Wysoka (1.87 m), dobrze zbudowana, silna i o delikatnie elfich rysach, co jest dziwne, dlatego że jest wampirem. Pół-długie ciemne włosy zawsze ma spięte w niskiego kucyka. Nigdy nie nosi iście damskich ubrań. Woli spodnie, koszulę i czarny płaszcz z wielkim kapturem, z którym praktycznie się nie rozstaje. Oczy ma czarne. Nie da się odróżnić tęczówki od źrenicy. Karnacja ewidentnie indyjska. Na długiej twarzy tylko jedna, wręcz mlecznobiała blizna - od skroni aż po samą brodę, nadaje jej nieco agresywny wyraz.
Charakter: Zamknięta, nieufna, wredna
Rasa: Wampir
Moce: Długo by wymieniać...
Drużyna: Ciemni
Krótka historia: Urodzona w innym świecie. Wygnana z rodzinnego miasta. Przez całe dzieciństwo szuka swojego miejsca. Może nareszcie go znalazła.
Towarzysz: Smok, Mitsuko





Login na howrse: kawie14