Szliśmy wraz z Moonlightem do nowej szkoły.
Znowu. Klasyk... Jakby w tamtej szkole było... Wtedy mój towarzysz przerwał
moje rozmyślanie.
- Idę rozprostować skrzydła.
- Coś ci powiedziałem chyba, co nie?
- No, ale to oni mnie zaatakowali!- westchnąłem.
Znowu ten sam temat. - Po co skrzydła gryfowi, jeżeli nie może ich on użyć?
Hę?
- Skończyłeś? Dochodzimy.
- Rozpakujesz się i idziemy na spacer, bo
jestem głodny.
- Ha! Jakby mi się chciało... - wybuchnąłem śmiechem
a do mojego ucha doleciał odgłos burczącego żołądka Moonlighta. Nieźle dawał
się on we znaki. Zawsze, gdy Moonlight był głodny to robił się denerwujący. -
No zgoda.
- No nareszcie! A propos. Kiedy ostatnio
razem polowaliśmy?
- Hmmm... Ja bym powiedział, że to było
wtedy jak ci skórę ratowałem. - Zmierzyłem go wzrokiem.
***
Po przekroczeniu bramy szkolnej jakiś
nauczyciel zaprowadził mnie do pokoju. Jakbym sam nie trafił. Co za ludzie. Był
czymś zajęty, więc od razu po wskazaniu nam pokoju odszedł z pośpiechem. Gdy
otworzyłem pokój okazało się, że w pokoju znajdują się dwa łóżka.
- No to będziemy mieć lokatora.
- Współczuje mu...
- Gdyż? - zapytałem mierząc go
wzrokiem.
- No... Powiedzmy, że taki typowy to ty nie
jesteś. - próbował się wykręcić.
- I tak śpisz gdzie indziej.
- I całe szczęście. Jakby mi jeszcze
drugiego wam...- Urwał zdając sobie sprawę, że zaraz oberwie poduszką. - Sorki.
Wiesz, że jak jestem głodny to gadam różne rzeczy.
- Taaa... Masz rzeczywiście szczęście, że
nie ma tu innego wampira.
Po tych słowach udaliśmy się na obiecany
spacer.
***
Słońce już zachodziło a my szliśmy dalej w
kierunku jeziora. Moonlight miał ochotę na ryby. Boże. Te jego gusta smakowe.
Nagle Moonlight zaczął polować, ale jak się okazało nie na ryby. Przestraszył
jakąś elfkę.
- Moonlight! Co ty wyprawiasz? -
powiedziałem do niego. Resztę rozmowy dokończyliśmy jak zwykle telepatycznie.-
Pierwszego dnia mają nas wywalić, hę?
- Sorki. Instynkt.
- Myślę, że rybek to ty nie szukałeś.
- Jak nasza przyjaźń silna przysięgam, że na
rybki przyszedłem! Mam ochotę na dużego...
- Dobra idź się najeść.
Moonlight uśmiechnął się i pofrunął nad
środek jeziora. Gdy wzniósł się na odpowiednią wysokość, zapikował z całym
impetem.
Chcąc nie chcąc zacząłem rozmowę.
- W porządku? - jak zwykle początek musiałem
zrobić miły.
- Tak. To twój smok?
- Tak ale to gryf - walnąłem zadziornym
uśmiechem, chowając poprzednio oczywiście kły.
- Och. Wybacz.
- Jak się nazywasz? - zapytałem przysiadając
obok na brzegu jednocześnie wpatrując się w zachodzące słońce. Nieźle mnie
Moonlight wkopał. Ja mu dam.
- Arisa a ty?
- Pendragon. A panna tutaj sama? To
niebezpieczne. - wycedziłem rozbawionym tonem.
- A ty z nadmiernie opierzonym kurczakiem.-
chciała się odgryźć.
-Który gdyby nie ja to by cię zjadł. -
zacząłem się śmiać.
- Jasne. Zbawca się znalazł.
- Ha! Masz szczęście, bo dzisiaj mnie nic
nie ruszy. - W tym momencie Moonlight skończył ucztowanie z rybkami. Wyszedł na
brzeg i ochlapał elfkę wodą. Ja zdążyłem odskoczyć. - Ależ się panienka
przemoczyła! Ha. Lepiej niech panienka wraca do akademika. - po mnie Moonlight
dodał:
- Teraz nie musisz się myć.
Poszliśmy dalej. Musiałem gdzieś ulokować
Moonlighta. Wtedy mój towarzysz powiedział telepatycznie:
- Ja jej dam nadmiernie opierzonego kurczaka...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz