Właśnie wracałem z udanego polowania, jednocześnie myśląc jak powiedzieć
Arisie o swoim problemie, gdy nagle niespodziewanie ktoś na mnie wpadł.
Jak się okazało była to Arisa.
- Co ty tu robisz? – wydarła się.
- Byłem na polowaniu – odpowiedziałem zaskoczony, chciałem coś jeszcze
powiedzieć, ale pociągnęła mnie do pokoju. Dopiero tam zrozumiałem
dlaczego.
- Czy Ty wiesz jak mnie wystraszyłeś?! – krzyknęła kiedy już zamknęły
się za nami drzwi pokoju - Myślałam…– urwała roztrzęsiona. Głos jej się
łamał, a w oczach rozbłysły łzy. Podszedłem i przytuliłem ją. Elfka
rozkleiła się...
Kiedy się uspokoiła podprowadziłem ją do łóżka i posadziłem na nim. Postanowiłem jej zaufać. Rozpocząłem ważną dla mnie rozmowę.
- Musimy o czymś pogadać.
- Słucham. - powiedziała elfka wygodniej siadając na łóżku. Spojrzała
przez moje ramię wprost na Moonlighta. Chyba sprawdzała czy go nie
obudziła.
- Racja. Pora zbudzic kurczaka.
- Daj mu spać. Dużo przeszedł...- wciąż ją coś dręczyło.
- Ale on mi teraz będzie tylko przeszkadzał i z resztą, wie to wszystko.
- teraz zwróciłem się do gryfa. - Mooni wstawaj! Już dawno pora
śniadania!
- Co? - zerwał się i uderzył dziobem od dołu w łóżko. - No co za... A ty już po śniadaniu?
- No pewnie! - powiedziałem optymistycznie. - Dzisiaj możesz złapać ładne karpie w jeziorze.
- Sprawdziłeś?- spojrzał na mnie podejrzliwie.
- No coś musisz jeść. - wstałem otwierając dość duże okno. - No to dajesz.
- Pewnie! Karpi nie przepuszcze. - wziął rozbieg i zgrabnym susem wyskoczył przez okno. Zamknąłem je tuż za nim.
- No to teraz możemy nareszcie porozmawiać. - powiedziałem idąc do
łóżka. - Powinniśmy mieć spokój przez jakieś dwie godziny jak dobrze
pójdzie.
- A o czym chcesz rozmawiać? - zapytała najwyraźniej zaintrygowana.
- O tym wszystkim... - spuściłem wzrok - Bo widzisz ... ja nie jestem tym za kogo mnie uważasz.
- Że co proszę?- zapytała zaskoczona.
- Źle to ująłem. No bo... chodzi o to, że nie jestem do końca takim
sobie zwykłym wampirem. Z resztą, już to pewnie zauważyłaś...
- Tak... - nie wiedziałem w jakim sensie było powiedziane to "tak".
- Znaczy... No można to powiedzieć w ten sposób, że mam straszne wielkie braki.
- Słucham? Do czego zmierzasz?
- Ach... Będe musiał zacząć od początku... - teraz ona mi przerwała.
- Było by to najlepszym wyjściem.
- No to słuchaj. Przemienił mnie pół wampir pół... coś tam, sam nawet do
końca nie wiem kim on był. Miał na imię Ksawier. Nie znam jego nazwiska
bo nigdy nikt mi go nie podał. Miał na moim punkcie bzika zanim mnie
zmienił. Bzika... To z resztą mało powiedziane. No ale nie o to mi
chodzi. Mianowicie... Ja nie jestem w stanie... Nawet jakbym chciał...
Nie mogę kogoś pokochać... Nie mogę czuć radości, szczęścia czy
pożądania... Zabrał mi te cechy ludzkie. Zabrał te uczucia i kilka
innych, których już nie pamiętam nawet... - ciężko było mi o tym mówić-
Zamknął je w szklanej kuleczce i nosił zawsze na szyi jako talizman na
szczęście.
- Co? - zapytała całkowicie zszokowana. - Ale... jak?
- Przy przemianie. Oddzielił je od duszy. Normalny wampir tego nie
zrobi. No ale ja nie wiem czym on w sumie był. Wyglądał normalnie ale
miał świetne zdolności.
- Nie mogę w to uwierzyć...
- Wiem. Ale to prawda. I... Chciał bym mu tę kulkę odebraać. Znów być normalny.
- Co?! Zgłupiałeś do reszty?! - zaczęła krzyczeć na cały głos.- Nie myśl, że w to uwieżę! Co to to nie!- westchnąłem.
- Czy ty wiesz co to znaczy nie być szczęśliwym? Ja... Ja chciał bym
módz znowu się roześmiać.. Ale tak szczerze... Chciałbym mieć z czego
kolwiek radość... - schowałem twarz w dłoniach. - Chciałbym kogoś
pokochać...- wyszeptałem. Nie chciałem się z nią spierać. Miałem
nadzieję, że mi uwieży... Ale się pomyliłem. Wtedy poczółem jak Arisa
zaczęła rozczesywać palcami moje włosy. Po chwili mnie przytuliła.
- Wybacz... To takie... nieprawdopodobne... Ale po co on to zrobił?
- To już nie ważne. - szepnąłem nie zmieniając pozycji. - To już po prostu nie ważne...
- Dla mnie ważne. Wierze ci.- szepnęła pocieszająco.
- Przed chwilą powiedziałaś coś innego.
- Musiałam to przemyśleć. - podnosłem głowęi wtóliłem się w nią. - Nie masz braków...
Nadal nie wierzyła... Wtedy już nie wytrzymałem. Wstałem i podszedłem do okna.
-A ty do kąd?
- Po to co moje. - wycedziłem nawet nie patrząc na nią. Stanąłem na parapecie.
- Zaczekaj!- Podbiegła łapiąc mnie za nogawkę od spodni - Co ty wyprawiasz?!
- Moonlight zostanie mnie kryć. Ty będziesz milczeć. Rozumiesz? Moonlight powie ci co masz robić. On już wie o wszystkim.
- Przestań! Bredzisz...- powiedziała załamana. Rozpłakała się.
- Zależy ci na mnie?- zapytałem zaskoczony jej łzami.
- Ba...- urwała.
- Skoro zależy to muszę iść. Jeżeli nie to uznaj, że zmarłem... Tak będzie najlepiej.
- Dla ciebie...
Zszedłem z parapetu i zamknąłem okno.
- Dziś ci się udało... Ale pamiętaj... - przywarła do mnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz