Super. Nie ma to jak wizje jakiejś Jasnej, mówiące o wojnie... Tylko tego brakowało! Po za tym mam wrażenie że ten jej "chłopak" ( związek Jasnej i Ciemnego? Nie mam nic przeciwko. Ale oni są odrażającą parką.) patrzył na mnie jak bym była marnym szermierzem! Też mi coś! Ja tylko dostosowałam się do poziomu jego "dziewczyny" żeby jej krzywdy nie zrobić...
-To co teraz? - spytała niespodziewanie Ever.
Już miałam odpowiedzieć, gdy poczułam olbrzymi ból w sercu. Padłam na ziemię chwytając się za serce. Przed oczami przelatywały mi wspomnienia, których nigdy nie miałam. Pierwsze wampiry świata, uciekające przed promieniami słońca. Czarodziejka, odkrywająca umiejętność przemiany w zwierzęta. Elfy składające krwawą ofiarę z ludzi. Wilkołak wyjący do księżyca. Profesor William, ukąszony przez tysiąc letnią wampirzycę...
Wokół mnie zebrał się podobny tłumek, jak przy tamtej dziewczynie.
-Arlina! - krzyczał do mnie Ever. - Co ci jest?! Też masz wizję?
-Nie - wychrypiałam po chwili. - Nic mi nie jest. To tylko...
-Należy ją zabrać do szpitala - przerwał mi Lynks. - To wygląda na ból serca. Musi zostać natychmiast przebadana.
-Ale mi nic nie jest! - odparłam, na dowód stając bez pomocy na nogach.
-To ty tak twierdzisz. Moim zadaniem jest dopilnować, by wszyscy uczniowie byli cali i zdrowi. Proszę nie karz mi zabrać cię tam siłą.
-Tylko spróbuj! - krzyknęłam, przyzywając wielką kosę, jako broń. - Podrzędny śmiertelnik nie będzie mi dyktował co mam robić - dodałam, po czym zorientowałam się co powiedziałam.
-Podrzędny śmiertelnik? - spytał tymczasem nauczyciel. - A kim ty jesteś żeby tak twierdzić?
-Ja... Ja nie wiem.
Rzuciłam się do ucieczki. Wbiegłam do labiryntu, później do jednego lasu, drugiego, trzeciego.... W końcu zatrzymałam się w Lesie Letnim. Oparłam się o drzewo... I zobaczyłam przed sobą profesora Williama! O mało nie krzyknęłam ze strachu.
-Tak myślałem że cię tu spotkam - powiedział. - Czy pamiętasz jak się po raz pierwszy spotkaliśmy?
-Oczywiście, że tak! Przecież to było w ten czwartek na lekcji!
-Czyli jednak nie pamiętasz, moja piękna Yasabel - rzekł smutnie. - Niestety będę musiał cię przebudzić.
-O czym bredzisz palancie?! - krzyknęłam gdy puściły mi nerwy. - A z czego chcesz mnie przebudzać?! Nie wydaje mi się bym lunatykowała!
Nie zdążyłam nawet zrobić uniku. Nic nie zdążyłam. Tylko poczułam jak jego kły wbijają mi się w szyję.
Teraz to co mówił, w pewnym stopniu wydawało mi się jasne. "Przebudzeniem" niektóre wampiry nazywają przemianę w wampira. Ale ja nie chcę! krzyczałam w myślach.
Lecz zamiast czuć się coraz silniejsza, do mojej głowy zaczęły wlewać się jakieś obrazy. Były podobne do tych, które miałam gdy poczułam ten potworny ból w sercu. Tylko teraz były obszerniejsze. I było ich o wiele, wiele więcej.
Byłam pierwszym w świecie wampirem, jako pierwsza musiałam znaleźć schronienie przed słońcem. Byłam pierwszą zmiennokształtną, która swoją wiedzę przekazała potomnym w genach. Byłam kobietą która wtargnęła na świętą ziemię elfów, za co została złożona w ofierze jednemu z ich bogów. Byłam wilkołakiem, jednym z setek, ściganym przez myśliwych w dniu pełni. Byłam Joanną D'Arc, prowadzącą rycerzy do zwycięstwa. Byłam Shinigamim, japońską boginią śmierci, nie znającą dobra ani zła. Byłam wampirzycą Yasabel, która przemieniła swojego umierającego ukochanego, Bonifacego w wampira...
Teraz wiedziałam. Wiedziałam już wszystko. Jestem nimi wszystkimi na raz. Istniałam od zarania dziejów. Czasami żyłam kilka, czasami kilkaset lat. Ale nigdy się nie zdarzyło bym nie istniała w tym świecie dłużej niż kilka dni. Byłam bogiem i śmiertelnikiem. Człowiekiem i nieludziem. Wróżką i nekromantką. Porządkiem i haosem. Dobrem i Złem. Królową i wieśniaczką. Cieniem i światłem. Nie byłam Ciemną, nie byłam Jasną. Byłam wszechwiedzą. Byłam mną.
***
-Masz szczęście że jestem w posiadaniu Magicznego Ognia bo już byś nie żył - wysyczałam do ucha, wciąż pijącemu moją krew, Bonifacemu. Ten w jednej chwili ode mnie odskoczył, ale nie pozwoliłam oddalić mu się na bezpieczną odległość. Złapałam go za kołnierz i uniosłam, w przypływie siły. - Czy zdajesz sobie sprawę z czym igrasz? Myślałeś że Yasabel to moje jedyne, poprzednie wcielenie? Zapomniałeś już, że i wtedy mało ci o sobie mówiłam? Czy łudziłeś się, że znów cię pokocham? Że nie miałam innych mężczyzn? Jesteś idiotą!
-Yasabel, błagam zlituj się!
Zaśmiałam się gorzko.
-Yasabel to przeszłość. Od tamtego czasu miałam już wiele imion, a to wcale nie jest najładniejsze. Zejdź na ziemię, już nią nie jestem. Teraz jestem kimś o wiele więcej. Pamiętam wszystkie moje żywoty, nie tylko część, tak jak wtedy.
-Cóż, więc może przyłączysz się do mojego nowego pana, Pana Ksawiera?
Puściłam go i dość mało delikatnie upadł na ziemię.
-Ksawier powiadasz? Znałam go. Piętnaście lat temu zabił niejaką Mary.
William przemkną, kojarząc fakty.
-Mam to potraktować jako odmowę? - spytał bojaźliwie.
-Tak, zanieś mu wiadomość. Wiadomość od Mary, jego córki. Powiedz mu że będę na niego czekać. Jeśli tylko zaatakuje tą szkołę. Policzy się ze mną.
-Tak pani - powiedział, rozpływając się w powietrzu.
Co za tupet. Wyzwalać moją pamięć. Trzeba być kompletnym kretynem. Teraz będę musiała zapanować nad swoimi wszystkimi, nagromadzonymi przez miliony lat, mocami. Nie zajmie mi to długo.
Ruszyłam w kierunku szkoły, już nie jako Arlina. Od teraz jestem Minden.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz