Pendragon

Wracając ze spaceru nie mogłem się po prostu nadziwić. Nazwanie Moonlighta "nadmiernie opierzonym kurczakiem" było po prostu rozbrajające. Cały czas się z niego nabijałem. I jeszcze ta jego reakcja. W zemście zmoczył ją calutką. Nie mogłem wtedy wytrzymać ze śmiechu... Nagle moje rozmyślania przerwała ulewa. Ulewa tylko na mnie! Sprawczynię namierzyłem migiem w jednym z okien i zaczęliśmy nieco ostrą aczkolwiek bawiącą mnie rozmowę. No powiedzmy wymianę zdań bo rozmową tego nazwać nie można. Odpuściłem jej. Niech sie przez chwilę nacieszy niby zwycięstwem. 
***

Gdy znalazłem się w swoim pokoju od razu zacząłem szukać suchych ubrań. Wskoczyłem w pierwszą lepszą koszulę i jeansy. Chce wojny? To ją dostanie. Położyłem się na łóżku i zacząłem przeszukiwać pamięć za odpowiednim zaklęciem. Nie chciałem jej odrazu zabijać bo mogłem się z niej jeszcze nieźle pośmiać. A poza tym po co narazie zabijać skoro nie jest się głodnym? Hmmm... Mam. Jak przechodziłem obok stajni dawał się we znaki mocny zapach elfki. Właśnie tej elfki. Czyli musiała mieć konia czy coś w tym rodzaju. 
Wyjąłem z torby zestaw z fiolkami. W każdej był płyn na coś innego. Przeszukałem wszystkie aż w końcu znalazłem to, co mnie interesowało. Niezawodny środek z odczynem alergicznym, na dodatek zmywalnym dopiero wtedy, gdy użyje się specjalnego preparatu. Woda tylko potęgowała świąd i utrwalała kolor. Zgnitą zieleń. 
Miałem nieodpartą ochotę na drażnienie kogoś. Wypadło na elfkę. 
***

Niezauważony dostałem się do stajni. Jako, że panuje nad żywiołami rozmieszczenie płynu na klaczy nie było wcale trudne. Świąd miał dawać się we znaki jakieś dwadzieścia minut po nałożeniu. Jednak tuż przed nałożeniem preparatu stwierdziłem, że to za mało. Wróciłem ukradkiem do pokoju. Wyrwałem ze swojej poduszki kilka garści pierza a z torby wziąłem coś przypominające klej. Wróciłem do stajni. Nikt nie mógł mnie zobaczyć. To było po prostu niemożliwe. Za pomocą kleju i pierza umocowałem klaczy dookoła głowy piórka tak, żeby wyglądało to na kształt lwiej grzywy. Klacz spała niewzruszona. Miała głęboki sen. Szybko ale dokładnie rozlałem preparat na jej ciele. Było go dość dużo więc pokryłem nią calutką klacz. Zdążyłem jeszcze w drodze powrotnej pozbyć się dowodów i sprawdzić czy mój "wróg" jeszcze śpi. Wróg... Ale naciągnąłem rzeczywistość. Wskoczyłem na parapet i zerknąłem przez okno. Spała. I dobrze. Za chwilkę miała mieć najdziwniejszą pobudkę w życiu. 
Zeskoczyłem z parapetu i z impetem ruszyłem do swojego pokoju. Zamknąłem okno i położyłem się na łóżku czekając na odgłos przerażonego konia. Pozostało coś około minuty. 
Idealnie jak na zawołanie usłyszałem nerwowe rżenie. Po chwili do rżenia dołączył krzyk. Mimowolnie zacząłem się śmiać. Zadowolony, że zdenerwowałem elfkę poszedłem spać. Jakby chciała mnie podejść w nocy to i tak by nie dała rady... Mogła by tylko wtedy zginąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz