Stałam oniemiała przez kilka sekund, wpatrując się w zbliżające
się do mnie orlice. Nagle ni stąd ni zowąd koło mnie pojawił się Pendragon. Wziął
mnie w ramiona i odciągnął szybko. Orlice o mało nie uderzyły o ziemię.
- Co ty robisz?! Jak mam walczyć to się najpierw najem, co
nie? – zapytała wampira jedna z orlic. Byłam w szoku. Nie dość, że ptaki były
wielkości koni to jeszcze umiały mówić. Poza tym najwyraźniej znały Pendragona!
- Ale nie ludźmi! – zdenerwował się chłopak - Macie nam pomóc,
a nie nas pozabijać!- wrzeszczał. Nigdy nie widziałam go tak rozgniewanego.
- Och... Wybacz. – zreflektowała się orlica - To my się
jeszcze polecimy najeść, a pod wieczór wrócimy. - powiedziała i odleciała wraz
z nadlatującym stadem. Kiedy odleciały Pendragon zwrócił się do mnie:
- Wybacz to zajście. Ciężko się z nimi dogadać.
- Co... to... było...- zapytałam zszokowana.
- Nasze wsparcie powietrzne. – powiedział, obejmując mnie
delikatnie. Wyrwałam się. Byłam zła i oszołomiona tym co się stało
- One mnie chciały zjeść! – krzyknęłam oburzona.
- Przepraszam. – powiedział - Postaram się już do tego nigdy
nie dopuścić. – zapewnił mnie - Postaram się aby nikt cię nie skrzywdził.-
obiecał. Milczałam, nadal byłam na niego zła
- Gdzie byłeś?- zapytałam po chwili
- U nich
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? – wypomniałam mu
- Nie chciałem cię budzić. – wyjaśnił - Tak słodko spałaś...-
urwał, spuszczając wzrok - Przepraszam... Gniewasz się?- zapytał cicho.
- I to jak! – krzyknęłam - Mogłeś mi powiedzieć! Powinieneś!
- urwałam, po chwili odezwałam się cichym głosem- Martwiłam się... Wiesz ile się
działo?
- Nie za bardzo, ale to za chwilę. - powiedział i pocałował
mnie namiętnie. Już się nie wyrwałam. Gdy się od siebie odsunęliśmy, dodał
szeptem - Mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz.... – uśmiechnęłam się. Już nie
byłam na niego zła
- Pomyślę, ale jak ktoś powiedział "cudów nie obiecuję".
– powiedziałam cytując go. Zaśmiał się
- Jesteś niemożliwa. Obiecuję, że ci to wynagrodzę. A teraz
powiedz co się stało.- westchnęłam, starając się zebrać myśli.
- Hige przyprowadził... I oni... I go pokonali... Ale... On
ci to lepiej wyjaśni.- wyjąkałam nieskładnie
- Jest cały? - zapytał
- Tak. – przyznałam - Znaczy, jest już niby cały ale go nie
ma. Wyskoczył przez okno, a oni za nim.
- Oni? Ilu ich było? – zapytał wampir zdezorientowany
- Trzech. Świetnie walczą. Nie są zbytnio ugodowi.-
powiedziałam wspominając jak jeden z wojowników przyłożył do mnie swój miecz.
- Heh. Nikt nie jest w ostatnich czasach. – powiedział, łapiąc
mnie za rękę i prowadząc w kierunku szkoły. Zrobiło mi się zimno. Puściłam chłopaka
i okryłam się ramionami. Pendragon zdjął płaszcz i zarzucił go na mnie.
- Lepiej? – zapytał z troską
- O wiele. Dzięki. – uśmiechnęłam się delikatnie
Gdy byliśmy już przed szkołą chłopak powiedział
- Idę pogadać z nauczycielami i wrócę.
- Oczywiście.- szepnęłam ale nie byłam zadowolona, że znowu
mnie zostawia.
Pendragon poszedł, a w tym właśnie momencie do mnie podeszła
Minden. Było z nią kilkoro małych dzieci. Okazało się, że maluchy też się tutaj
uczą. Niestety pojawił się problem. Gdzie je ukryć żeby były bezpieczne podczas
bitwy. Minden poprosiła żebym przyprowadziła Liranne. Usłuchałam. Kiedy wróciłam,
prowadząc siostrę, zobaczyłam, że dzieci znacznie przybyło. Było ich teraz około
40! I co my z nimi zrobimy? Gdzie je ukryjemy? Razem z Minden zaczęłyśmy się
nad tym zastanawiać kiedy wtrąciło się jakieś dziecko. Była to dziewczynka w
wieku mniej więcej 10 lat. Była kotołakiem:
- Możemy iść do moich rodziców – powiedziała mała – Mieszkają
w wiosce nie daleko stąd
- Hm… - zastanowiłam się. To chyba jedyne wyjście z sytuacji
– W porządku, a jak ty masz na imię?
- Tamala – odpowiedziała dziewczynka
- Ładnie – uśmiechnęłam się – A powiedz mi czy dałabyś radę
zaprowadzić nas do tej wioski? – Tamala kiwnęła głową
- Dobrze, w takim razie zaraz wychodzimy – zakomenderowała
Minden – A raczej wychodzicie bo ja muszę tu zostać – poprawiła się wyraźnie
zmieszana
- Nie ma sprawy – powiedziałam po czym zwróciłam się do
dzieci – Za chwilę wyruszamy!
- A dokąd ty się wybierasz hę? – zapytał Pendragon,
niespodziewanie pojawiając się u mojego boku
- Muszę odeskortować dzieci – wyjaśniłam spokojnie – Pójdziemy
do najbliższej wsi
- W takim razie pójdę z wami – postanowił chłopak
- No… - zastanowiłam się – Dobrze, zbieraj się – poleciłam
Po jakimś pół godziny wyruszyliśmy w drogę. Szliśmy dość długo,
coraz bardziej zagłębiając się w las. Nagle usłyszeliśmy wilcze wycie. To był
Hige! On wołał o pomoc!
- Musimy go znaleźć i to szybko – zwróciłam się do
ukochanego
- Niby jak? Musimy zająć się dzieciakami – powiedział do
mnie. Nagle wpadłam na pewien pomysł
- Mooni? – zwróciłam się do gryfa – Mógłbyś sprawdzić co się
dzieję? – poprosiłam
- Jasne – przytaknął i wzbił się w powietrze.
Wrócił już po kilku minutach.
- Oni… Są martwi – wydyszał
- Kto?
- Hige i inni
- Nie – szepnęłam, ugięły się pode mną kolana
- Spokojnie – powiedział Pendragon, podtrzymując mnie
- Musimy tam iść – wydusiłam z siebie
- No… - wampir zawahał się. W końcu uległ pod wpływem mojego
spojrzenia – Dobra. Idź tam, a ja odstawię dzieciaki i do Ciebie przyjdę – kiwnęłam
głową
- Prowadź – zwróciłam się do gryfa. Ruszyliśmy głębiej w
las.
- Arisa! – krzyknął jeszcze Pendragon, odwróciłam się na pięcie
– Uważaj na siebie! - poprosił
Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się blado żeby dodać mu
otuchy. Potem poszłam za Moonolightem. Doszliśmy do opustoszałego obozu. Niemal
od razu zauważyłam pokrwawione ciała Higa, Toboe i trzech wojowników. Podbiegłam
najpierw do Higa i sprawdziłam czy żyje. Nie oddychał, ale jego serce nadal biło.
Skoncentrowałam się i posłałam mu uzdrawiający impuls. I jeszcze raz, i jeszcze…
Dopiero za czwartym razem podziałało. Chłopak wziął głęboki oddech i otworzył
oczy. Chciałam cos powiedzieć, ale nagle krzyknął
- Arisa, uważaj! – nim zdążyłam zareagować poczułam na
ramieniu dotyk czyjejś ręki. Odwróciłam głowę i spojrzałam wprost w oczy
demona.
- No no no kogo my tu mamy – mruknął demon
- Puść mnie! – krzyknęłam i spróbowałam się wyrwać z jego uścisku.
Nie udało się.
- O nie. – demon uśmiechnął się – Zamierzam się najpierw z
tobą zabawić… Cholera! – wrzasnął nagle odskakując jak oparzony – Ty wredna #@!
- nie wiedziałam o co mu chodzi. Przecież ja nic nie zrobiłam, a może… Na ręce
demona widniała blizna. Wyglądało to jak ślad po porażeniu prądem. Ale jak ja…
Zresztą to teraz nieważne. Zerwałam się na równe nogi i pomogłam wstać Hige.
Razem podbiegliśmy do Toboe i wzięliśmy go między siebie. Demon przez cały czas
kulił się z boku i jęczał z bólu. Kiedy uciekaliśmy z obozowiska z Toboe na rękach
nawet nie próbował nas gonić.
- Nieźle go urządziłaś – mruknął do mnie z uznaniem Hige
kiedy byliśmy już dość daleko. Zatrzymaliśmy się pod wielkim dębem i ułożyliśmy
Toboe na posłaniu z liści i mchu. Przyklękłam przy nim. Jego rany były równie rozległe
co Higa więc musiałam zużyć całą swoją energię żeby go wyleczyć. Kiedy chłopak
wreszcie otworzył oczy odetchnęłam z ulgą i nieprzytomna osunęłam się na ziemię…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz