Szedłem leśną ścieżką gdy nagle coś zaszeleściło w krzakach. Spokojnie, nie strasząc intruza zapytałem:
- Kto tam jest?
- To ja – powiedziała elfka wychodząc zza krzaków.
- Arisa! – podbiegłem i wziąłem elfkę w ramiona. Czułem jak kamień spadł mi z serca. Ulżyło mi. Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Musimy pogadać – szepnęła mi do ucha
- Ale o czym? Co się stało? – zapytałem również szepcząc
- Wszystko Ci wyjaśnię, ale nikt nie może nas słyszeć.
- Przecież nikogo tu nie ma
- Nie byłabym tego taka pewna
- Dobrze, teraz lepiej? – zapytałem przechodząc na kontakt telepatyczny
- Zdecydowanie- powiedziała po czym streściła mi wszystko od samego początku.
- Ale dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Chciałam, ale Ksawier zagroził, że jeśli to zrobię to zabije moją rodzinę – wyjaśniła ze łzami w oczach
- Nie płacz – powiedziałem – On nie może wiedzieć, że ja wiem.
- Ale co teraz zrobimy?
- Hmmm... Damy mu to co chce.- powiedziałem spokojnie.
- Co?! Żartujesz?!
- Spokojnie. Ja go zajmę a ty w tym czasie ocalisz rodzinę.
- Ale jak?!
- Mam kilka asów w rękawie. Nie martw się. Nie szedł bym nieprzygotowany co nie?
- Ale on...
- Ciii.- pogłaskałem ją po policzku jednocześnie wpatrując się w nią - Będzie dobrze. Zaufaj mi.
- Ale... ja nie chcę cię stracić.- zszokowała mnie.
- Nie stracisz. Może nawet mnie odzyskasz całego jak dobrze pójdzie. A
teraz prowadź do pałacu żeby Ksawier się nie domyślił, że rozmawiamy
mentalnie. - elfka nie ruszyła się - Ariso co ci jest?
- Obiecaj, że nie pozwolisz się skrzywdzić.
- A ty swoje...
- Obiecaj!- jej głos rozbrzmiał donośnie w mojej głowie- Obiecaj!
- Nie obiecam niemożliwego. Mogę się jedynie postarać.
- Ach... No dobrze. - odpuściła.
Ruszyliśmy ścieżką w las. Szliśmy już dość długo. Cały czas myślałem co
zrobić by jak najdłużej odwrócić uwagę Ksawiera. Wiedziałem jak zyskać
trochę czasu ale to mogło być za mało. Wtedy mnie olśniło...
- Dobra. Mam plan.
- Serio? - zapytała zaskoczona.
- Tak. Ksawier miał pociąg do muzyki.
- Co?
- Ubóstwiał jak grałem mu na fortepianie.
- Wybacz, ale nadal nie rozumiem.
- No więc. Twoja rodzina zapewne będzie uwięziona w piwnicy jak znam
Ksawiera. Na pewno będą strażnicy. Będziesz musiała uważać.
- A ty?
- Dam radę. Mam pomysł. Znasz wyciąg 73?
- Co?
- A racja. Nie znasz ich po numerkach.- przyspieszyliśmy krok - Ten
eliksir spowoduje, że będę mógł zrobić swoją kopię. Będę nad nią panować
ale nie trwa ona długo. W końcu przyprowadzisz mnie. Z obietnicy się
wywiążesz.
- Yyyy... Ja nie...
- Spokojnie. W razie potrzeby cię z tamtą szybko wydostanę.
- Tak...- zasmuciła się.
- Co ci jest?
- Martwię się o rodzinę.
- Och... - zrobiło mi się głupio. Objąłem elfkę ramieniem- Damy radę a twoja rodzina będzie cała i zdrowa.
- Nie będzie cała.
- Wybacz.- szepnąłem - Nie umiem pocieszać.
- Ale się starasz. - odpowiedziała- To się liczy.
- Anioł. - powiedziałem opierając głowę o jej ramię jednocześnie idąc.
- Gdzie? - zapytała zaskoczona.
- Obok mnie. - powiedziałem podnosząc się, a po chwili złapałem za rękę.
- Ach...
***
Szliśmy już dość długo. Arisa była widocznie zmęczona.
- Może cię ponieść? - zapytałem ochoczo.
- Nie. Zaraz dojdziemy. - odpowiedziała ziewając.
Wtedy las się rozrzedził a na polanie ujrzałem zamek.
- To tutaj.
- Spoko. Powiedz mi jeszcze jedną rzecz ok?
- Jaką?
- Ksawier nadal ma kulkę na szyi?
-Yyy...- zastanowiła się- Tak. Ma ją.
- No to zmiana planu. Ty łapiesz swoja rodzinę a ja odzyskam co moje.
- Co?!
- Ciii... Idziemy. Ksawier się niecierpliwi.
Gdy podeszliśmy do wejścia zamku Ksawier osobiście powitał nas.
-No nareszcie!
- Ksawier?!- Udałem zaszokowanego. Nie mógł poznać spisku, chociaż i tak plan już zmieniłem diametralnie. - Ale ... Dlaczego!
Mężczyzna wypchnął za drzwi jakąś małą elfkę. Potem wziął mnie w ramiona.
- Kochanie... - po chwili zwrócił się do elfki, która przytulała małą,
ja kożystająć z okazji zerwałem mu kulkę z szyi- Możecie odejść. A ty
idziesz ze mną.
Weszliśmy oboje do środka. Ksawier powiedział do czekającego potwora
- Są twoje. - teraz zwrócił się do mnie- Przebierz się a potem zjemy razem kolację. Musisz mi wiele wyjaśnić kochanie.
***
Jakiś facet zaprowadził mnie do pokoju. Na dwu osobowym łóżku leżał
odświętny strój... Zaraz zaraz... Dwu osobowym? No nie. Tak to się
wykorzystać nie dam. Wyjąłem fiolkę i zrobiłem swoją magiczną kopię.
Kazałem jej być wrednym w stosunku do Ksawiera, przebrać się i zjeść z
nim kolację.
Następnie otwarłem okno. W koło zamku chodzili strażnicy. Za pomocą magi
zamknąłem ich po prostu pod powierzchnią ziemi. Sprintem zwiałem do
lasu. Można powiedzieć, że wszystko brałem w locie. Zacząłem skakać z
gałęzi na gałąź. W mig dogoniłem elfki.
- Tu jesteście... - szepnąłem stając przed nimi.
- Pendragon! Boże... Przestraszyłeś mnie.
- Musimy wiać do szkoły.
- Dlaczego?
- Bo zabrałem to co moje a on się zaraz połapie.
Wtedy z idealnym wyczuciem czasu pojawił się Moonlight.
- Stary! Wszędzie cię szukałem! O... - spojrzał na dziewczyny.
- Nie pytaj. Zrozumiesz.
- Ach... Ty to masz wejścia.
- Mooni weźmiesz małą na grzbiet.- powiedziałem wsadzając młodszą elfkę
na gryfa- Teraz polecisz prosto do szkoły nie patrząc na nas ok?
- No dobra. Trzymaj się mała. - krzyknął wzbijając się w powietrze.
- Ale...
- Spokojnie. - przerwałem jej. - Mooni potrafi być delikatny.
- No zgoda. - uległa.
- Przechowaj to dla mnie- powiedziałem wkładając jej w dłoń kulkę- a jak będziesz wiedzieć jak tego użyć, to użyj.
- To jest ta... Boże. - po jej policzkach pociekły łzy.
- Będziesz jej strażniczką. - powiedziałem z uśmiechem. - A teraz idziemy.
Wziąłem ją w ramiona i zacząłem biec sprintem do szkoły. Elfka wtuliła
się we mnie... Po jakimś czasie byliśmy przed szkoła. Nadal było
zamieszanie więc Mooni i ja wskoczyliśmy do mojego pokoju niezauważeni.
Postawiłem elfkę na ziemi gdy Mooni nas zaskoczył
- Uwaga- szepnął cichutko po czym zsunął małą po skrzydle na łóżko- No. Misja zakończona sukcesem.
- Pewnie. - odpowiedziałem cicho i zamknąłem okno. - I to jakim. A teraz odpo... - zabrakło mi oddechu. Nie mogłem złapać tchu.
- Pendragon?- zapytała zaniepokojona elfka.
- Nie rób sobie żartów ok? - wyskoczył Mooni.
- Ale ... Ja... - płuca odmówiły mi posłuszeństwa.
- Stary co z tobą? - zapytał podejrzliwie.
Niestety nie dałem rady odpowiedzieć. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Straciłem przytomność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz