Wpadłam biegiem do swojego pokoju i zaczęłam pakować
najpotrzebniejsze rzeczy. Ubrałam się ciepło. Kiedy już byłam gotowa do pokoju
weszła Irina.
- Arisa? Co Ty robisz? – zapytała zdumiona
- Nic – odpowiedziałam szybko, za szybko. Koleżanka zmierzyła
mnie przenikliwym wzrokiem.
- Gdzie ty się wybierasz?
- Yyy… na spacer – skłamałam, nie uwierzyła mi
- Z torbą – spytała ironicznie
- Tak, bo ja muszę… - nie wiedziałam co robić. W końcu
poddałam się i powiedziałam – Irina, muszę iść ratować swoją rodzinę. Wszystko
Ci wytłumaczę, ale jak wrócę. Proszę tylko nie wydaj mnie przed nauczycielami.
Niech myślą, że jestem chora i dlatego nie przychodzę na lekcje.
- No… - dziewczyna nie była przekonana, w końcu uległa pod
wpływem mojego, błagalnego spojrzenia – Cóż… dobrze, ale…- nie dałam jej
dokończyć
- Dziękuje! – rzuciłam się i wyściskałam ją
**
Pół godziny później siedziałam już na Azuli ukryta w lesie
jesiennym. Miałam na sobie szary płaszcz z kapturem, który zasłaniał mi niemal
całą twarz. Czekałam. Nie wiedziałam na
co. Nie miałam pojęcia jak wydostać się ze szkoły niezauważona. Nagle zrobiło się
bardzo gorąco i ziemia zadrżała mi pod stopami. Azula zarżała przestraszona
- Spokojnie – powiedziałam cicho –to nic takiego - pocieszyłam
ją.
Zauważyłam duże zamieszanie na dziedzińcu. Tam ziemia
rozstąpiła się i z lawy wyłonił się jakiś dziwny potwór. Nauczyciele próbowali
z nim walczyć, ale nie bardzo im to wychodziło. Pofesor Lynx oberwał i leżał
nieprzytomny. Chciałam do niego podbiec i go uleczyć, ale wiedziałam, że tyko
teraz uda mi się wymknąć. Ruszyłyśmy galopem w kierunku bramy. Wszyscy walczyli
z potworem i wejścia nie pilnował nikt. Wydostałam się więc bez żadnych problemów,
ale z wielkimi wyrzutami sumienia.
**
Kiedy już byłam dość daleko pozwoliłam Azuli trochę
odpocząć. Klacz była wykończona bo cały czas biegła. Nie mogłyśmy jednak
odpoczywać zbyt długo. Chciałam jak najszybciej dotrzeć do puszczy Verino.
Azula rozumiała moją sytuację i już po kilku minutach, mimo ogromnego zmęczenia
ruszyłyśmy dalej.
Na miejsce dotarłyśmy kiedy zapadał już zmrok. Nie bałam się
jednak, że nie odnajdę złotej fontanny. Była ona magiczna i roztaczała wokół
siebie złotawe światło. Zatrzymałam się nieopodal magicznego obiektu i zsiadłam
z Azuli
- Uważaj – szepnęła klacz, poklepałam ją delikatnie, dodając
otuchy. Nagle usłyszałam znajomy krzyk
- Arisa! Pomóż mi! – odwróciłam się i zobaczyłam Liranne.
Dziewczynka leżała spętana u stóp fontanny. Podbiegłam do niej szybko
- Liranne! Siostrzyczko… - urwałam. Uklękłam przy niej – tak
się o ciebie martw…
- Ariso! Uważaj! – przerwała mi. Odwróciłam głowę. Nade mną
stał jakiś mężczyzna. Zanim zdążyłam zareagować dostałam w jakimś zaklęciem w brzuch.
Straciłam przytomność…
**
Obudził mnie przenikliwy chłód. Poruszyłam się… i aż
jęknęłam z bólu. Otworzyłam oczy. Byłam w jakiejś zatęchłej piwnicy. Leżałam na
wąskim łóżku, a co najgorsze byłam spętana łańcuchami które parzyły kiedy tylko
wykonałam gwałtowny ruch.
Zaczęłam zastanawiać się jak ja się tu znalazłam. W końcu
uzmysłowiłam sobie jaką byłam idiotką. Przecież Ksawier zastawił na mnie
pułapkę! Co za wyrocznia ze mnie skoro nie potrafiłam tego przewidzieć?!
Byłam tak zamyślona, że nie zauważyłam kiedy do piwnicy
wszedł jakiś facet, zapewne strażnik.
- Pan chce Cię widzieć, elfko – powiedział i nie czekając na
moją reakcje wziął mnie na ręce i wyniósł z celi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz