Pendragon

Stałem zdruzgotany. Zawsze sobie powtarzałem, że się już nigdy nie zmienię w to "coś", że nie skrzywdzę przyjaciół a szczególnie ... ukochanej. Nie mogłem uwierzyć w to co zrobiłem. Jak mogłem! Jakim ja jestem cholern*m idiot* ! Po prostu potworem. Ksawier miał rację. Moje miejsce jest gdzie indziej. Jestem do czegoś innego niż do miłości i przyjaźni. Przecież w jednym momencie na własne życzenie zniszczyłem namiastkę szczęścia jaką Arisa mnie obdarzyła, jaką dała mi za nic... A raczej za ból. Nawet nie wiedziałem czy elfka przeżyje.
Stałem tak na tej polanie aż ktoś zapytał :
- Co tu się stało?- był to Hige podchodzący do mnie. Nie chciałem go skrzywdzić. To po prostu było by już zbyt wiele.
Chłopak jednak stanął jak wryty. Coś za mną się poruszyło. Gdy stałem pogrążony w myślach to nic do mnie nie docierało. Był to jakiś demon. Wilki bez namysłu rzuciły się na niego. Przez moment dobrze im szło ale demon przybył najwidoczniej po to by pozbyć się jednego z nich, gdyż odrzucił Hige i zabrał drugiego chłopaka. Byłem zbyt mocno rozdarty żeby zrobić cokolwiek.
- Pendragon? W porządku?- zapytał. Odpowiedziałem dopiero po dłuższej chwili.
- Nie. Nie podchodź. - szepnąłem odsuwając się. Wilk spojrzał w stronę oddalającego się przyjaciela. Nie wiedział najwidoczniej czy zostać, czy ratować Toboe.
- Ach. Leci w kierunku, w którym leciała Minden a więc dostanie zapewne wycisk. Z resztą Toboe nie da się tak łatwo.- powiedział optymistycznie jednak patrząc na mnie od razu spochmurniał - Co ci jest? Zachowujesz się jakoś dziwnie.
- Nie mogę cię skrzywdzić. Po prostu nie mogę. - powiedziałem załamanym tonem.
- Boże... Co ci jest!- wrzasnął chłopak po czym doskoczył do mnie, potrząsnął za ramiona i powtórzył pytanie.- Co się z tobą dzieje?! Nie poznaje cię!
- Nie... Odejdź. - jęknąłem- Nie mogę cię skrzywdzić.- Niespodziewanie chłopak jakby odgadł mój stan umysłu.
- Nie wiem co ci jest ale na pewno nie powinieneś się obwiniać. - szepnął i przytulił mnie. Nie wiedział co zrobiłem.
- Skrzywdzę cię. Błagam odejdź. Zależy mi na tobie... Nie mogę stracić was obojga. Nie...
- Co ci jest? Jak to obojga? Co się stało?- zapytał chłopak zaskoczony.
- Ja... - jąkałem się. Nie mogłem dać rady mu tego powiedzieć ale w końcu się udało.- Skrzywdziłem Arisę... połamałem ją... nie wiem czy ona żyje...
- Ale przecież...- chłopak był zaskoczony, jednak się nie cofnął.- Nie mogłeś tego zrobić.
- Ale zrobiłem. Nie mogę ryzykować, że ciebie też skrzywdzę. Jesteś mi najbliższy zaraz po Arisie.
- Oł...
- Wiem. Rozumiem, że mnie znienawidzisz.
- Co?
-Przepraszam...- jęknąłem i pobiegłem sprintem na pole walki. - Po kilku sekundach już tam byłem.
***

Walka z demonami pozwalała mi przełożyć ból psychiczny na miecz. Nie ruszyło mnie 14 lat nękania psychicznego i fizycznego w piekle, a ból spowodowany świadomością tego co zrobiłem rozpracował mnie w mgnieniu oka. Jedyne praktyczne wykorzystanie mojej posran*j mocy to walka z przeciwnikiem. Nie mogłem tego sobie wybaczyć. Nigdy nie będę mógł.
Byłem sfrustrowany. Nie mogłem sam pokonać Ksawiera i nie mogłem pozwolić by ktoś jeszcze ucierpiał. Było to błędne koło. Tak źle i tak nie dobrze. Mogłem jedynie przenieść frustrację tak jak ból. Mogłem tylko walczyć do upadłego...
***

Był już wieczór. Każda ze stron poczęła się cofać. Demony do obozów a uczniowie do szkoły. Ja zostałem na polu walki. Byłem po prostu załamany. Usiadłem pod drzewem i zapatrzyłem się w oddalające się demony. Nie obchodziło mnie co się ze mną stanie. Walczyłem po to by pomóc wyzwolić się Michaelowi i Davidowi, by Minden miała spokój, by Toboe i Hige dostali to na co zasłużyli, i oczywiście, żeby choć Liranne mogła dorastać normalnie.
Ale jak ona mogła to zrobić, skoro zabrałem jej jedyną najbliższą osobę?
Miałem ochotę się powiesić. Nie miałem już po co żyć. Chociaż... jakby się jakimś cudem udało, to ktoś musiał... Nie.
Mój umysł coraz bardziej zdawał sobie sprawę z tego co uczyniłem. Niespodziewanie obok mnie pojawił się Moonlight.
- Mooni...- jęknąłem.
- Sorki za to. Nie mogłem nic na to poradzić. Ta mała mnie po prostu jakby zahipnotyzowała. Dopiero teraz mnie puściło. - nawijał coś o czym nie miałem pojęcia. Po prostu go przytuliłem. - Co ci?
- Zniszczyłem wszystkim życie.
- Yyy... A gdzie Arisa? Musi cię naprostować.
- Nie ma... To koniec. Wszystko zniszczyłem.
- Widzę, że dużo mnie ominęło.
- Mooni... gdyby się okazało, że ona przeżyła... przekażesz jej coś?
- Że co?! Ty sobie nie rób jaj!
- Nie robię.
- Powiedz jej... że ją kocham, że nie chciałem, że ...- musiałem złapać oddech, bo emocje sprawiały, że słowa stawały mi w gardle- Że nie musi mi wybaczyć, że chcę aby była po prostu szczęśliwa. Rozumiem jak mnie zostawi, jak pokocha kogoś innego. Rozumiem, że ma mnie dość... Tak mi przykro... Dała mi to o czym nawet nie marzyłem a ja po prostu chciałem ją zabić. Daj jej to. - powiedziałem podając gryfowi piękny platynowy łańcuszek z talizmanem wzmacniającym moc pogody. - I zostań z Liranne. Zależy ci na niej.
- Zaraz cię palnę! Co ty gadasz?!
Moim umysłem zawładnął wir wspomnień spędzonych z Arisą... Każda chwila... Każda szczęśliwa chwila...
- Nigdy sobie nie wybaczę... - szepnąłem ściskając sztylet, którym łatwo mogłem skończyć zadawanie każdemu cierpienia.- Nie mogę funkcjonować bez serca, które zostało przy niej. Mam już dość. Za dużo. Chcę z tym skończyć...
Gryf patrzył na mnie zamurowany. Trzymał w dziobie amulet wahający się jak wahadło delikatnie na wietrze. Nagle coś zaszeleściło w krzakach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz