Kurochi

Nie za bardzo wiedziałem kto, z kim i po co, ale walczyli ze sobą. Niby byłem uczniem, ale nie śpieszyło mi się wpychać w cudze interesy. Dlatego, gdy tylko mogłem, wspiąłem się na drzewo, by obejrzeć całę zajście z odległości.Akcją dowodziła chyba anielica, ale nie byłem pewny, bo jak na moje oko byli bandą, przypominającą bardziej dzieci udające wojnę, niż jakiekolwiek zorganizowane starcie. Z tyłu zaatakowały mnie trzy demony, najwyżej 3 kręgu dantejskiego, więc nie miałem problemu, by jednym rzutem wahadełka linka rozcięła ich na pół.
Mogłem oglądać dalej w spokoju. Intrygowało mnie, jak wampiry, wilkołaki i demony zawiesiły topór wojenny z aniołem, ale cuda się najwidoczniej zdarzają. Żałowałem tylko, że nie mam przy sobie popcornu i butelki coli. Na mojej szyi Cru zasyczał z kontemplacją. Dotknął mnie końcem ogona i wskazał na grupkę stojących bez większego powodu, czy celu demonów niskiego rzędu. Pokiwałem przecząco głową.
- Nie przeszkadzajmy im. Jak chcą, to niech się nawalają, są gorsi od mojego braciszka. Pyton wyszczerzył pysk w uśmiechu. - Swoją drogą, ciekawe, co teraz robi... - zacząłem się zastanawiać, ale nagły błysk ciemnej mocy koło mojej głowy wyrwał mnie z zadumy.
- Może byś tak przesta się chować jak tchórz, Czarnokrwisty? - spytał demon, którego określiłbym na około siódmy krąg Dantejski. Usłyszałem szepty, mówiące coś o Ksawierze.
- Czemu nie? Chyba nie powiesz, że wyzywasz mnie, co? - uśmiechnąłem się z wyższością. Wiedziałem, że nie ośmieliłby się. Nie mnie. Nawet on musiał wiedzieć, kim jestem.
- Czemu nie - odparł demon. - Może odpuszczę sobie wtedy tą szkołę - powiedział, chcąc mnie sprowokować. Jak gdyby mi zalerzało.
- Miłego rozwalania - uśmiechnąłem się, zeskoczyłem z drzewa i udałem w kierunku przeciwnym do pola bitwy. Próbowało mnie zaatakować kilka niskich demonów, ale Cru odparł je barierą bez najmniejszego problemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz