Pendragon

Gdy wyskoczyłem przez okno puściłem jeszcze ukochanej wiadomość mentalną- " Wynagrodzę ci to. Uważaj na siebie."- i udałem się do lasu. Teraz już się będę musiał przyzwyczaić do tego. Do powrotów w to cholerne miejsce. Wiedziałem co i dlaczego mnie wzywa. Wzywały obowiązki bo dłużej już czekać nie mogły.
Gdy byłem już dość daleko, po prostu przeniosłem się do pałacu. Nie sprawiło mi to trudności, bo otwieranie zabezpieczonych portali nie należało do trudnych.
Znalazłem się tam gdzie chciałem, czyli w miejscu, gdzie schodziły się główne korytarze. Zamek w tym świecie był o wiele ale to wiele większy niż w normalnym. Ruszyłem jednym z nich a po chwili już przy moim boku szedł jakiś chłopak. Mój sługa.
-Panie nareszcie przybyłeś.
-Niestety.- mruknąłem.-Ktoś coś zrobił?- zapytałem.
-Tylko to co powinno się zrobić.
-Czyli?
-Wszyscy, którzy zwątpili zostali zgładzeni.
Dokładnie zrozumiałem o co mu chodziło. Nie cieszyłem się z tego zbytnio. W końcu ile można? Nagle do moich uszu dotarły szmery.
-Co to?- zapytałem tonem wypranym z emocji.
-Panie. Nie chcieliśmy ci przeszkadzać ale to dłużej czekać nie mogło. Stare granice zostały zmazane wraz z upadkiem starego władcy... Musisz Panie iść i albo je wznowić albo ustalić nowe granice.
-Czyli wszyscy już zebrani?
-Oczywiście.
-Długo czekają?
-Przed chwilką weszła ostatnia istota. Czekają tylko na ciebie Panie.
Ruszyliśmy szybkim krokiem do największej sali w pałacu. Gdy tam dotarliśmy okazało się, że czekało tam na mnie około sześćset istot, wcale nie do końca zadowolonych z obrotu sprawy.
Na jednej ze ścian była namalowana wielka mapa a obok na stoliku leżał duży zwój. Wiedziałem, co na nim jest. Czekał mnie podział terytorialny i to dość duży. Najpierw jednak uzgodniłem, że nikt nie może wyjść z tego świata bez mojej wiedzy jak i też nic się tu dostać nie może. Zgodzili się i podpisali umowę, w której zawarłem jeszcze kilkanaście punktów. Potem zacząłem rozdzielać ziemię według ras i liczby ludności. Każdy kto dostał fragment ziemi po prostu wychodził z sali. Kilka ras szło też ze sobą połączyć, więc pracy było mniej. Gładko szło aż nie została ostatnia dziesiątka.
-Nie zgadzam się aby moja rasa musiała przebywać w tym miejscu.- oburzyła się zjawa po raz kolejny. Zdenerwowałem się, bo już trzecią godzinę próbowałem rozdzielić pozostałe tereny tak, by się zgodzili.
-To się w końcu zdecydujcie!- uniosłem się.
-Nie jesteś za młody na tak wysokie funkcje, skarbie?- zapytała inna kobieta, ładniejsza od pierwszej i to o wiele.
-Nie mów tak do mnie bo wyjdziesz z niczym.- syknąłem.
-Oj... Ale nie unoś się tak.- powiedziała słodkim głosem od którego zaczynało mi się robić niedobrze.- Możemy dojść do porozumienia inną drogą.
-Niestety ze mną tą drogą daleko nie zajdziesz, a raczej wiele stracisz.- odparłem uśmiechając się.
-Może się przekonamy?
-Wiesz gdzie są drzwi wyjściowe.- uśmiechnąłem się jeszcze mocniej, po czym zwróciłem się do reszty obecnych- jeżeli myślicie, że się będę od pierwszego dnia z wami bawił, to grubo się mylicie. Albo w ciągu trzech minut dojdziecie do porozumienia albo wam po prostu rozdam te ziemie jak leci. Zrozumiano?
-Tak jest.
-A więc czas start.
Odmierzyłem czas na oko więc mieli go więcej. Podawali swoje propozycje z kwaśnymi minami, bo każde niedoskonałości musieli załatwić między sobą.
gdy sala nareszcie była pusta, sługa odezwał się cicho.
-Panie, nie wiem jak to zrobiłeś ale naprawdę ciekawa liczba Prowincji ci wyszła.
-Ile ich jest?- zapytałem z ciekawości.
-Sześćset sześćdziesiąt sześć Panie.- czyli demonów było nieco więcej niż myślałem.
-Ty sobie żartów nie rób.
-Nie śmiał bym.
-Nie wierzę.
-Liczyłem trzy razy. Wychodziło tyle samo. Mapa sama też je zliczyła. Nie pomyliłem się.
-Ciekawe...- mruknąłem zmęczony.
-Już przyszykowano sypialnię. Możesz odpocząć panie.
-Ta... Odpocząć to tu nie będzie zbytnio szło.
-Jak na razie na dobrej drodze jesteś.- uśmiechnął się nieco. Zdziwiłem się.
-Byłeś sługą Ksawiera?
-Nie panie. Nie pamiętasz mnie?
-Przypomnij mi.
-Jestem tym wampirem, który pilnował cię zawsze na spacerach.- doznałem szoku. Rzeczywiście to była ta osoba. To on mnie wraz z Maxis zbierał "w całość" jak Ksawiera za bardzo ponosiło. I nadal młodo wyglądał.- Dobrze się czujesz Panie?
-nie mów do mnie Panie. Za dużo ci zawdzięczam.
-Nic mi nie zawdzięczasz.
-Zwrócę ci wolność.- powiedziałem z uśmiechem.
-Nie. Teraz musisz się tym wszystkim zająć. Z resztą nie mam dokąd wracać. Pomogę ci. Będziesz mógł być razem z ukochaną.
-Skąd wiesz, że...
-Widziałem nie raz w lustrze. A teraz Panie zbieraj się.
-Weź się...- prychnąłem.
-Dalej młody zbieraj się do łóżka. Tak lepiej?
-O wiele.
Gdy leżałem w łóżku czegoś mi brakowało. Przyzwyczaiłem się już, że zawsze obok była Arisa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz