Pendragon

Tuż przed wejściem wziąłem Liranne na ręce a Moonlightowi kazałem wrócić do pokoju i czekać. Zgodził się bez protestów. W jednym z pokoi skrzydła szpitalnego znalazłem Minden i dwóch nieznanych chłopaków. Poczułem charakterystyczny zapach... Czyżby demony? Po chwili weszła Arisa.
- Och. Nie spodziewałam się tu was.- powiedziała patrząc w moim kierunku.
- Twoja zguba. - powiedziałem kładąc małą na łóżku.
- Kim jesteś? - zapytał jeden z demonów. Obydwoje wyglądali jakby ich migrujące stado podeptało.
- A ty?- zapytałem uśmiechając się zadziornie i usiadłem na parapecie.
- To ja już pójdę.- wtrąciła się Minden i wyszła z pokoju. Elfka w tym czasie uleczyła swoją siostrę.
- A więc ja jestem Michael a to David. - powiedział przedstawiając drugiego chłopaka- A ty jesteś?
- Pendragon. Co wam się stało? - zapytałem ciekawy.
- Nic takiego. - powiedział chłopak spuszczając wzrok.
- Ale coś cię dręczy. - stwierdziłem poprawiając się na parapecie- Jesteście demonami.
- Skąd wiesz?
- Mam nosa do takich spraw.- powiedziałem patrząc na las za szybą. Był taki ciemny... aż chciało się iść na spacer.
- Co cię tam tak zaciekawiło?- zapytała elfka.
- Nic. Tak sobie patrzę. Co z Liranne?
- Już dobrze.
- A więc Mooni zaraz po nią przyjdzie. - powiedziałem i zawołałem gryfa mentalnie jednocześnie podchodząc do drzwi. - Już biegnie.
Moonlight ledwo zatrzymała się przed drzwiami. Zabrał małą na grzbiet wysłuchał moich spostrzeżeń mentalnie i poszedł z powrotem do pokoju. Ja natomiast wróciłem na swoje miejsce przy oknie.
- Kto was stworzył?- zapytałem dalej skupiając się na lesie.
- A co cię to tak intryguje, hę?- zapytał zmieszany.
- Bo prawdopodobnie możemy sobie pomóc.
- Nam już i tak nikt nie pomoże. - wtrącił David.
- Dlaczego?
- Markus... szkoda słów. Z resztą ty nie zrozumiesz. Nie przeżyłeś czegoś takiego. - zaszokował mnie.
- Masz rację. W pewnym sensie.
- Miałeś gorzej. - szepnęła Arisa kładąc się na łóżku. Chłopaki się ogarnęli.
- E tam. Teraz pora skończyć z tym wszystkim. Możemy sobie nawzajem pomóc. - powiedziałem optymistycznie do chłopaków.
- Niby tak ale...- nie dałem mu skończyć.
- Ja wam opowiem o mojej kuli u nogi a wy o swojej ok?
- No zgoda ale to nic nie da.
- Poddać się bez walki to jak umrzeć nie zaznawszy szczęścia. Nie masz satysfakcji.
- Też racja. - rozweselili się trochę. Zauważyłem, że elfka zasnęła.
- To co chcecie wiedzieć?
- Kto, co, jak, gdzie i dostępne opcje. - powiedział treściwie David.
Opowiedziałem chłopakom o Ksawieru, o jego zamiarach i tak dalej. Pominąłem wątek miłosny między mną a elfką. Mimo to byli w szoku. Na końcu dodałem:
- Jeżeli chcemy przeżyć to musimy się ostro wziąć do pracy. Mogę załatwić wsparcie powietrzne, jak dobrze by poszło to może coś jeszcze.
- Hmm... My też pomyślimy. - podaliśmy sobie dłonie. - Z resztą nie mamy nic do stracenia.- spojrzeli na siebie.
- Heh. Macie wolną wolę. No bo na ziemi was nie kontroluje co nie? Chyba, że aż tak was ograniczył.- zapytałem.
- W pewnym sensie masz rację ale nie do końca. Z resztą... To nie jest aż tak skomplikowane jak twoja sytuacja. - uśmiechnęli się.- Masz strasznego pecha.
- Heh. No w pewnym sensie tak. - uśmiechnąłem się szczerze- Teraz wasza kolej. Poproszę swoją porcję informacji.
- Spoko. A więc... - nie skończył bo elfka zaczęła niespokojnie kręcić się na łóżku- Co jej jest?
- To nic. Wpadnijcie jutro do mnie i dokończycie ok? - zapytałem mając nadzieje, że się zgodzą. - W tym czasie przetrawicie to co się dowiedzieliście, zgoda?
- Pewnie. To do jutra. - powiedzieli wstając i kierując się do drzwi- Jesteś spoko. - zaskoczyli mnie. Mówili szczerze.
- Wy też.- odpłaciłem się również szczerze. - Odpocznijcie.
Wyszli a ja zeskoczyłem z parapetu i wziąłem Arisę w ramiona. Usiadłem na łóżku i przytuliłem ją mocno ale tak b nie zrobić jej krzywdy. Po kilkunastu minutach obudziła się z krzykiem. Pogłaskałem ją po policzku i powiedziałem spokojnym głosem:
- Spokojnie. Jestem przy tobie. To tylko sen.
- Nie. To było... Straszne. Ta wizja... - wtuliła się we mnie mocno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz