Pendragon

Z tego co się dowiedziałem to chłopaki nie mieli łatwego życia. Nareszcie Ksawier znalazł kogoś takiego jak on. Może gdyby a siebie wpadli wcześniej ... Z resztą nie ważne. Maiłem inne rzeczy na głowie. Sprawę z chłopakami załatwię jak dowiem się co z małą elfką...

Liranne wróciła z Moonlightem w strasznym stanie. Była po prostu przerażona. Arisa zajęła się nią a ja przesłuchałem gryfa.
- Co to ma znaczyć hę?
- Nie wiem. Polecieliśmy do jesiennego lasu i mała chciała pospacerować. Zniknęła mi na chwilę z oczu...
- I?
- I wróciła biegiem krzycząc.
- Jasne.- potem zwróciłem się łagodnie do małej- Powiesz nam teraz co się stało?
-Zobaczyłam… zobaczyłam… - urwała.
- Co? – zapytał zniecierpliwiony Mooni
- Potwora – szepnęła
- Jak wyglądał? – zapytała Arisa
- Nie… nie wiem jak go opisać – wydukała, po chwili namysłu Arisa podała jej kartkę i kredki.
- Narysuj go – poprosiła a Liranne usłuchała.
Efekt po prostu zwalił mnie z nóg. Trzeba przyznać, że mała świetnie rysowała, ale nie to mnie tak zaniepokoiło.
- Chol*ra.- wycedziłem sam do siebie i zacząłem krążyć po pokoju.
- Coś nie tak?- zapytała Arisa.
- E tam. - machnąłem ręką a mentalnie dodałem - Nie przy niej.
- Ach... Już wszystko w porządku. O nic się nie martw. - mała jednak znów się rozpłakała. - Liranne co z tobą?
- Powiedz, że on tu nie przyjdzie... Powiedz, że on nas nie znajdzie... On jest straszny! - szepnęła zapłakana. Podeszłem do niej i powiedziałem spokojnie
- On ci nic nie zrobi. Nie bój się. Ja tego dopilnuje. - Pogłaskałem ją po policzku. Powiedziałem to tylko po to, żeby ją uspokoić.- Prześpij się.
- Ale... No dobrze. Ale będziecie tu?
- Będziemy. - szepnęła Arisa otulając ją kołdrą. Mała zasnęła po chwili ale spała bardzo czujnie. W sumie to jej się nie dziwiłem. Wendigo nie jest przystojny. Gdy Arisa miała pewność, że jej siostra nas nie usłyszy zapytała
- Czy to coś poważnego? Co to?- była załamana a ja nie wiedziałem dlaczego.
- Nie martw się. To nic takiego. - skłamałem dziś po raz drugi ale elfka wyczuwała kiedy kłamie.
- Nie oszukuj mnie... Ja wiem, że to coś poważnego. Widzę to w twoich oczach.- podeszła do mnie - Chyba zasługuję na prawdę, czyż nie? - westchnąłem. Mooni położył się obok Liranne i otulił ją.
- Ach... Na pewno chcesz wiedzieć?
- Na pewno.
- Twoja siostra przywołała w jakiś sposób Wendigo.
- Że co przywołała? Ale jak?
- Nie wiem.
- A co to jest?
- Usiądź. - poleciłem jej. Gdy to zrobiła usiadłem obok niej i począłem wyjaśniać całą sprawę.- Wendigo to pradawny duch lasów. Nie wiem jak się go wywołuje ale wiem, że mogą to zrobić tylko te osoby, które sam wybierze.
- Ale... Jezu...
- Tak... Niestety usługi Wendigo wiele kosztują.
- Proszę?- zapytała całkowicie zszokowana, objąłem ją ramieniem.
- Tak. On myśli, że ktoś za pośrednictwem Liranne chciał skorzystać z jego usług.
- Jakich usług? Nie rozumiem.
- Wendigo potrafi znaleźć każdego. Niestety za jego, że to tak nazwę "usługi" trzeba nieźle zapłacić ale nie pieniędzmi. To on ustala stawkę. Jak już mówiłem potrafi znaleźć każdego. Jeżeli będziesz chciała znaleźć kogoś on to zrobi ale zabije każdego, kto w minimalny sposób będzie chciał mu przeszkodzić.
- O matko...
- Druga sprawa to...
- To?
- Nie idzie go zabić. No nie do końca.
- Ale ...
- Trzeba mu spętać nogi grubą liną i pociągnąć jak najszybciej po ziemi aż się spali czyli około sto pięćdziesiąt kilometrów na godzinę.
- To trudne? - zapytała głosem jakby pozbawionym nadziei.
- No... Go nie można zabić do końca. Przecież nie wytnę wszystkich obszarów zalesionych na Ziemi. A z reszta jest dwu wymiarowy.
- Yyy... Dwu wymiarowy? Zaraz...
- Nie widać go, gdy stanie bokiem. Wtedy widać jakby maleńkie minimalne światełko.
- Och. A jak poznać, że się zbliża?
- Podobno słychać syk.
- Podobno? Czyli ty go nigdy nie widziałeś?
- Nie. Ale wiem, że mała musi tam wrócić.
- Co?!
- Ciii... - zamknąłem jej usta dłonią - Nie martw się. Nie skrzywdzi nas. Mam malutki pomysł.- zabrałem dłoń z jej ust.
- Jaki?
- Zobaczysz. Jak zaśnie głęboko to pójdziemy.
***

Wziąłem śpiącą Liranne na ręce. Przebudziła się ale ją uśpiłem. Po cichu i niezauważeni wyszliśmy ze szkoły. Arisa nadal nie była przekonana. Coś nie dawało jej spokoju.
- Co ci jest? - zapytałem z troską.
- Nic. Nie martw się. - szepnęła nawet nie patrząc na mnie. Byliśmy już w lesie. Podszedłem do niej i pocałowałem ją delikatnie w policzek. Zaczerwieniła się.
- Mooni daleko jeszcze?
- Nie. Poszła w tamtym kierunku- wskazał dziobem na wąską ścieżkę- no i wiesz...
- Spoko. Zostań. Albo nie. Najedz się.
- Zaczekam. - gryf położył się na ścieżce- Nie dał bym rady nic przełknąć.
- Dobrze.
Ruszyliśmy dalej. Po chwili doszliśmy do jakiejś polany, na której, mniej więcej po środku leżały dwie kości. Podszedłem do nich i obudziłem delikatnie małą.
- Co się stało? - zapytała ziewając - Gdzie my...
- Ciii. Nie martw się. Musimy to załatwić.
- Ale... - mała była przerażona.
Wtedy d moich uszu doleciał syk. Jakby gdzieś ulatniał się jakiś gaz czy ktoś spuszczał z czegoś powietrze. Ku memu zdziwieniu okazało się, że to faktycznie był Wendigo.
Tak jak czytałem w pewnej książce, potwór wyglądał inaczej. Za każdym razem jednak miał rogi jelenia. Zawsze miał w swym wyglądzie część lasu. Z resztą był jego duchem. Syknął na nas. Czekał aż Liranne zawiąże z kimś umowę. Postanowiłem nareszcie się odezwać.
- Yyy... - nie wiedziałem jak się do tego czegoś zwracać więc walnąłem prosto z mostu- Wybacz ale to pomyłka. Niestety nikt nie potrzebuje twojej pomocy.- potwór syknął. Nagle przemówił. Zszokował mnie tym!
- Jak śśśmiesz!
- Ale mam dla ciebie propozycję.
- Sssłucham.
- Nie wiem czy wiesz ale możesz stracić te lasy.
- Co?- syknął.
- Tak. Będzie wojna więc gdzieś musi być pole bitwy. Jeżeli nam pomożesz, znaczy staniesz po naszej stronie to ja obiecuję, że...
- Że? - zapytał zaciekawiony.
- Że postaram się odbudować jeden z lasów. - potwór zmierzył mnie wzrokiem. Prawdopodobnie sprawdzał czy jestem w stanie dać mu zapłatę. Nadal trzymałem Liranne na rękach.- Zrobię to w jeden dzień. - dodałem.
- Zzzgoda. Ale musssisz odbudować ten lasss. Jesssienny.
- Zgoda. - potwór skłonił się nisko i rozmył w powietrzu.
- Uff. Udało się. -westchnąłem z ulgą- Już więcej go nie wzywaj ok?- zapytałem małą.
- Dobrze. - wtuliła się we mnie.
- Ach... - otuliłem ją mocniej ale nie robiąc krzywdy- Już wracamy. Śpij słodko. A i nie bój się go.
- Postaram się... - szepnęła.
Arisa stała zszokowana jednak ocknęła się i poszła za nami. Zaniosłem małą do siebie i pozwoliłem Mooniemu spać obok niej. Potem przytuliłem ukochaną...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz