Z tego co mówili Michael i David ten ich stwórca wcale nie
był lepszy od Ksawiera. No, może nie był tak… a zresztą nieważne. Obaj byli
potężni i co gorsza, wiedziałam to z mojego snu, sprzymierzyli się ze sobą. Bardzo
się tym martwiłam. Widziałam, że przez całą rozmowę z chłopakami Pendragon
bacznie mnie obserwował. Chyba zauważył, że się martwiłam. Kiedy Michael i David
wyszli, mój ukochany podszedł do mnie i pocałował mnie czule, chcąc dodać mi
otuchy.
Prawie mu się to udało, ale w tym momencie do pokoju wleciał
Moonolight z płaczącą Liranne na grzbiecie. Okazało się, że mała przez
przypadek przywołała jakiegoś potwora, ducha lasów czy cos! Załamałam się. Nie dość,
że czeka nas bitwa w której może się stać cos złego moim najbliższym to
jeszcze, mamy na głowie jakiegoś potwora. Nie wiedziałam co robić, na szczęście
Pendragon wiedział. Co prawda nie za bardzo podobał mi się jego pomysł. W końcu
chodziło o moją siostrę, ale ufałam chłopakowi.
Tak więc kiedy Liranne zasnęła poszliśmy do lasu. Małą cały
czas niósł Pendragon, a ja szłam obok czuwając nad nią. Doszliśmy tak najpierw
do lasu jesiennego, a potem na dziwną polanę na której środku leżały dwie kości.
Pendragon zabrał małą na środek, a ja stałam na skraju polanki. Byłam śmiertelnie
przerażona. Mój strach wzrósł jeszcze kiedy pojawił się ten potwór. Zresztą nie tylko ja byłam przerażona, moja
mała siostrzyczka wyglądała jakby chciała stamtąd uciec. Pendragon chwilę
rozmawiał z Wendigo po czym potwór zniknął. Byłam tak przerażona i oszołomiona,
że z całej rozmowy zrozumiałam tylko jedno. Jeżeli cos pójdzi nie tak, gniew
ducha spadnie na dwie najbliższe mu osoby.
Jakby w transie wróciłam z powrotem do pokoju. Z letargu
wyrwał mnie dopiero pocałunek mojego kochanego wampira.
- Co się dzieje, kochanie? – zapytał szeptem
- Nic, tylko… - urwałam, pokręciłam ze smutkiem głową
- Tylko co?
- Tylko uświadomiłam sobie w pełni co nas czeka – po moim
policzku popłynęła łza. Pendragon starł ją delikatnie i przytulił mnie
- Ciii, wszystko będzie dobrze – pocieszył mnie
- Jasne – powiedziałam, ale wiedziałam, że to tylko puste
słowa. Nagle w mojej glowie zrodziła się niezłomne postanowienie. Dopilnować
aby Pendragonowi i Liranne nic się nie stało i to za wszelką cenę. Podjąwszy
decyzję poczułam się znacznie lepiej. Ale teraz potrzebowałam bezpośredniej bliskości
ukochanego.
Wtuliłam się w niego i zaczęliśmy się całować. Widziałam w
oczach chłopaka, że jemu też było to potrzebne. Byliśmy tak zajęci sobą, że
oboje nie zauważyliśmy kiedy do pokoju weszla Minden. Zauważyliśmy ją dopiero
kiedy się odezwała.
-Hej – rzuciła na powitanie. - Czy Lirianne mogłaby zająć się
moją smoczycą? W sensie, że się z nią bawić?
-Jasne – odparłam zdumiona i trochę zakłopotana tym w jakiej
sytuacji nas zastała
-Idź - powiedziała do towarzyski, a potem zwróciła się do
mnie - To dobrze, ja idę się przespać. Nie mam już sił na nic...- w tym
momencie przewróciła się jak długa w samym progu, zasypiając na miejscu.
Podeszłam do niej szybko i razem z Pendragonem przenieslismy ją na łóżko.
- Ale gdzie ty się teraz prześpisz? – zmartwił się wampir, uśmiechnęłam
się
- Jakos dam radę, nie muszę spać
- Jasne, jasne – prychnął z rozbawieniem chłopak, po chwili
jednak spoważniał – Jestes zmęczona i musisz odpocząć – wyczarował wygodny
fotel ( na trzecie łóżko nie było miejsca) i usiadł na nim. Uśmiechnął się
delikatnie, wyciągając do mnie ręce. Usiadłam mu na kolanach i położyłam głowę
na jego ramieniu. Rzeczywiscie byłam zmęczona. Chłopak objął mnie, a ja
zasnęłam w jego ramionach.
***
Następnego dnia obudziły mnie krzyki i zamieszanie za oknem.
Otworzyłam oczy Pendragona przy mnie nie było…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz