Pendragon

Chodzenie po buszu zaczynało mnie nudzić. Szczególnie, że Lucas gadał "szyframi". No bo co to miało znaczyć "sam zobaczysz"?
Ale najgorsze było to, że nie wiedziałem co z Arisą. Gdyby coś jej się stało a mnie by przy niej nie było...
-Patrz pod nogi.- syknął Lucas, gdy o mały włos nie potknąłem się o gałąź.
-O. Dzięki.- wyjąkałem wybity z rozmyślań.
-Przestań sobie nią głowę zawracać.
-Jakby szło... To tak samo jakoś... No bo...
-Och młody... Istoty uzależnione od miłości nie powinny obejmować tak wysokich funkcji. Takie jest moje zdanie. Gdzie ty idziesz?! Miałeś iść za mną... Matko. Opanujesz się!- syknął zdenerwowany gdy tym razem wszedł bym w drzewo.
-Nie moja wina. Dał byś inny temat.
-A ty i tak nieświadomie będziesz myślał o tym samym... Jasne... Już ja znam tą używkę.
-Profesor się znalazł.
-Mówiłem patrz pod nogi...

Po pewnym czasie dotarliśmy na jakiś jakby szczyt górski.
-Jesteśmy!- oznajmił z triumfem przyjaciel.
-Po co tu jesteśmy?
-Zobacz. Z tego punktu widać wszystko.- zaczął. I rzeczywiście było widać wszystko. Cały gąszcz oślin zakrywających ziemię.
-Rzeczywiście. Las z góry.- prychnąłem.
-Trzymaj.- powiedział wręczając mi do ręki jakiś fragment fioletowego szkła czy czegoś.- To jest pryzmat przestrzeni. Patrząc przez niego zobaczysz kandydatów w akcji.
-Aha...- mruknąłem nieco zdezorientowany.- A na co polują?
-Patrz nie gadaj.
Zrobiłem co kazał. Ku memu zaskoczeniu, naprawdę szkło pokazywało ich w akcji. Nawet przybliżało, choć i tak widziałem perfekcyjnie. Wtedy doznałem szoku... Świadomość na co polują mnie tak zaskoczyła, że jeszcze chwila a pryzmat wypadł by mi z ręki.
-Nie mówiłeś, że będą polować na siebie.
-Bo byś wszystko odwołał. A więc ja obstawiam, że przeżyją dwaj bracia.
-Bracia?
-No Alderente i Minito.
-i ty ich- nie pozwolił mi skończyć.
-Sami się zgłaszali. No, to teraz obserwuj.- powiedział z uśmiechem siadając na jakimś kołku.

Po niecałej godzinie nie było już nic. Reprezentowali bardzo wysoki poziom, więc walki były ciekawe. Alderente obstawiał na zaskoczenie a Minito preferował pułapki... W końcu jednak zostali sami. Zamiast skakać sobie do gardeł, przyszli oboje i po prostu złożyli przede mną broń.
-Koniec Panie.
-Cele wyeliminowane.- dodał drugi.
-Yyy...- zatkało mnie. Spojrzałem na Lucasa a on tylko uśmiechnął się szeroko.- Więc...
-Więc wracamy.- skończył mój towarzysz nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. Mężczyźni się skłonili i ruszyli pędem w kierunku, z którego przyszliśmy.- Wymowny jesteś.
-Jakbym wiedział mniej więcej co dalej to bym się odezwał porządnie, kołku.- zmierzyłem go wzrokiem.
-Wybacz. Postaram się już od teraz cię wprowadzać. A teraz maż chwilkę wolnego.
-Wolnego?
-Tak. Polecił bym sprowadzić twój obiekt westchnień tutaj, bo coraz bardziej jesteś umysłem "tam" a nie tu.
-Nie będę jej narażał.
-Nie narażasz. Będzie przecież przy tobie a widzę jak na myśl o niej świecą ci się oczy.
-Ale...
-Nie ma ale. Ja się panami zajmę a ty leć. Albo nie bo skrzydeł nie masz i mnie jeszcze dosłownie zrozumiesz.
-Idź ty kołku.- walnąłem z uśmiechem.
-Bla bla bla a panna sama tu nie trafi.

Gdy Lucas ruszył do zamku ja natychmiast otwarłem portal i wróciłem... do lasu jesiennego. Na szczęście nikogo w nim nie było, więc nikt mnie nie zauważył. Za pomocą najszybszego sprintu, w mig znalazłem się na parapecie swojego pokoju. Ktoś się tam kręcił ale widać było, że nie jest w cudownym humorze. Otwarłem bezgłośnie okno i wskoczyłem do pokoju.
-Kochanie co się stało?- zapytałem zdziwiony. Ona natomiast spojrzała na mnie zdziwiona. Zdałem sobie sprawę, że byłem w tych dziwnych ubraniach.- Długa historia.
-O...- nie dałem jej skończyć. Podszedłem i złapałem ją za ręce.
-Wiem. Przepraszam. Należy mi się bura. Ale... czy zechciała byś iść tam teraz ze mną? Liranne także może. Nie mam nic przeciwko.- szepnąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz