Hest

Szkoła. Ale po co? Księżyc kazał, więc nie będę się sprzeczać.
Szłam leniwym krokiem w kierunku budynku. Właściwie to szłam jak najbardziej okrężną drogą, ale to tylko nieistotny szczegół. Po kolei obeszłam rosarium i storczykarnię, korzystając ze swoich mocy odnawiając je. Później naprawię jeszcze sad.
Coś zaszeleściło w krzakach obok. Odwróciłam się pewna, że jakieś zwierze zaplątało się i ma kłopot. Nawet nie byłam zdziwiona, gdy okazało się, że to feniks. Szybko pomogłam zwierzęciu. Nie wiem jakim cudem mógł się zaplątać, ale najwyraźniej się śpieszył i był wdzięczny za pomoc.
-Leć towarzyszu, lecz uważaj na siebie - powiedziałam śpiewnie gdy ptak wzbił się w powietrze.
Patrzyłam jeszcze chwilę jak połyskuje na niebie, po czym odwróciłam się i jęłam dalej iść w nieokreślonym kierunku. Jak zawsze byłam boso, a moje długie blond włosy powiewały na wietrze. Wiatr zawsze to robił, nie wiem dlaczego ale uważał, że tak ładniej wyglądam.
W pewnym momencie zorientowałam się, że dotarłam do Lasu Zimowego. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdybym nie stanęła na brzegu polany na której było niebywale dużo niezwykłych osobistości. Dwóch wróży mrozu i ich kontrahentki - potomkinie siostry Jacka Mroza, - najsilniejsza w tych czasach elfia uzdrowicielka, jej siostrzyczka i dwie małe kotołaczki...
Starałam się utrzymać w cieniu drzew, ale chyba wyszłam o krok za daleko i zostałam zauważona.
-Kto tam? - spytała elfia uzdrowicielka.
-Jestem Hest - powiedziałam nie widząc innego wyjścia. Postąpiłam o krok do przodu, ukazując się w całości grupie. - A wy? - spytałam mając nadzieje, że nie będą zbyt dociekliwi. Przecież ja nie umiem odmawiać, a z trzymaniem języka za zębami mam kłopot... Ale Księżyc kazał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz