Pendragon


Niestety z Arisą wygrać się nie dało. Szybko rozgryzła, że jestem zmęczony. Na dodatek nie wiedziałem o jakim wampirze czytałem z gwiazd... Ciężka sprawa. Ukochana zaciągnęła mnie do łózka a ja zasnąłem jak po narkozie a nawet szybciej.
Obudziły mnie trzaski z... zaraz. Z Podziemi! kogo walnęło i tam poszedł?! Przecież każdy wiedział co tam siedzi.
Wyskoczyłem z łóżka nadal zmęczony i z rozmachem otwarłem drzwi od pokoju. Miałem nadzieję, że zaraz ktoś mi wszystko wyjaśni i się nie pomyliłem. Zrobiła to jedna z krzątających się kobiet.
-Och wybacz Panie, że cię obudziłyśmy.
-Co się dzieje?- zapytałem zdziwiony.- Ktoś był w podziemiach?
-Panie... Mała panienka Liranne przebudziła się prawdopodobnie i...
-I?
-I tam zawędrowała.
-Że co?!
-Lucas pierwszy zorientował się, że coś jest nie tak i za nią ruszył. Teraz...
-Teraz?- byłem coraz bardziej wkurzony.
-Panienka Arisa jakoś oszukała Loriza i uciekli stamtąd.
-Ale są cali?
-Panienki tak ale Lucas nie do końca.
-Gdzie oni są?- zapytałem ale nastała cisza. Widziałem, że kobiety bały się mojej reakcji- Spokojnie. Nie gniewam się.
-Panna Arisa postanowiła sama zająć się Lucasem. Nie dała nam się zbliżyć.- szepnęła kobieta spuszczając wzrok.
-A Liranne?- dopytywałem coraz bardziej rozdrażniony.
-Jest z nimi w twojej sypialni Panie.
Słysząc tą odpowiedź puściłem się biegiem we wskazane miejsce. Zamiast wparować z impetem tak jak wypadłem z poprzedniej sypialni, wślizgnąłem się bezszelestnie. Na łóżku spał Lucas, nadal był w zakrwawionym ubraniu a obok moja ukochana uspokajała siostrę. Dźwięki nadal dochodzące z podziemia przerażały ją.
-Dziękuję.- szepnąłem obejmując Arisę- Co ja bym bez ciebie zrobił...
-E tam...
-Zabierz Liranne do swojej sypialni a ja się resztą zajmę. I o nic się nie martw.
-Nie wiem czy powinnam zostawiać...- zaczęła ale jej przerwałem
-Nie martw się. Zadbam o to. Zajmij się siostrą. Ja to ogarnę.
-Jesteś zmęczony.
-To nic. Nalegam.- ciągnąłem.
-Ach... Niech będzie.- szepnęła i zabrała siostrę z pokoju.
Przebrałem Lucasa w czyste ubrania. Najwidoczniej przespałem całe leczenie. Naprawdę nie wiem co bym zrobił bez Arisy... Załatwiłem mu najlepszą opiekę w pałacu i ruszyłem na dół. Dźwięki wcale nie były takie, jakie chciało by się słyszeć. Było wręcz przeciwnie. Przypuszczałem, że Loriz będzie wściekły ale nie aż tak. Widocznie jasna magie działała na niego jak płachta na byka. No ale on nienawidził jakiegokolwiek światła.
Ruszyłem szybko za głosami. Wiedziałem, że kiedyś będę musiał się z tym czymś spotkać ale to nie był zbyt dobry moment.
Na pierwszy rzut oka mogłem stwierdzić, że potwór był z rodziny Tiamathowatych więc nie ciekawie wyglądało. Kilkadziesiąt rzędów ostrzejszych niż brzytwy zębów, brzydka obudowa na dodatek nieźle uzbrojona... i duża moc.

http://alldisciples.ru/uploads/Disciples_2/Pictures/Race/demons/support/tiamat_portret.gif

Perfekcyjna wredota nienadająca się do życia nigdzie indziej niż w zamkniętych podziemiach. nie szło go nigdzie indziej zakwaterować. Pilnował rdzenia. Tylko do tego się nadawał.
Ale jak to coś uspokoić?!
W końcu stwierdziłem, że trzeba wpuścić kilkanaście dużych demonów o mniejszej wadze, żeby się zabawił. Był już tak rozjuszony, że inaczej by się pewnie nie udało. Kazałem przyprowadzić odpowiednie stwory i wpuściliśmy je do Loriza. Wiem, że to nie było zbyt dobre rozwiązanie ale tak już jest. Często trzeba coś poświęcać. Plan na szczęście wypalił. Zwierze zaczęło ucztować a następnie zasnęło. Miałem spokój.
Zablokowałem wejście najsilniejszymi zaklęciami aby znów nikt nie wszedł do środka bez mojej wiedzy i udałem się znów do Lucasa.
Na szczęście nadal spał, więc udałem się do kochanych elfek.
Leżały obie na łóżku a Liranne wciąż płakała. Wślizgnąłem się obok niej. Nie miałem na nic siły. Zbyt wiele nerwów kosztował mnie dzisiejszy dzień. Zanim mała się uspokoiła to zdążyłem zasnąć przytulony do niej jak do mięciutkiej podusi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz