Większej
gafy strzelić nie mogłem... Sam nie wiem dlaczego ostatnio zapominam o
takich sprawach. Może to dlatego, że nie mogę się nacieszyć gośćmi?
Może... Ale kto to wie?...
-A więc skarbie, skoro nie jesteś głodna, to razem z Liranne zaprowadzimy cię z powrotem do sypialni. -Ale naprawdę...- nie dałem jej skończyć. -Spokojnie. Już teraz nikt ci nie będzie przeszkadzał. Ty będziesz odpoczywać cały dzień a my będziemy wariować na całego. -Ale... -Nie martw się, nic jej się nie stanie. -Ach... Z wami...- mruknęła. -Och! Przepraszam panienkę za zwłokę. Co panienka sobie życzy na śniadanie?- zapytała kobieta wchodząc prawdopodobnie po pusty talerz Liranne. -Nie jestem głodna.- odpowiedziała moja ukochana. -Filiżankę zielonej herbaty i pomyślmy... lekką sałatkę, najlepiej tą co była przedwczoraj ale bez... sama wiesz czego, nie za mocno spieczone grzanki i to coś. Co to było...- powiedziałem do kobiety. -Wiem o co panu chodzi, proszę się nie martwić. -Świetnie!- ucieszyłem się.- To jak Arisa zgłodnieje przyniesiesz jej na początek do łóżka, bo ja się nie wyrobię, a potem przyrządzisz to cudowne ciasto.- rozmarzyłem się. To ciasto było po prostu cudowne... Jedyne ciasto z owocem granatu o jakim słyszałem. -Oczywiście. Coś jeszcze? -Tak. Odpocznij sobie.- posłałem kobiecie uśmiech a ona go odwzajemniła, skłoniła się i wyszła. -Nie uważasz, że to za wiele?- zapytała ukochana. -Nie. Mówiłem, że was będę rozpieszczał.- cmoknąłem ją. *** Odprowadziliśmy Arisę do pokoju i zadbaliśmy o to żeby nikt jej nie przeszkadzał. Następnie udaliśmy się na plac zamkowy gdzie wcześniej Lucas zwabił nam Moonlighta... rybami! Po prostu cudownie... Gryf śmierdział tym tak, że nie można było wytrzymać. -A więc- zacząłem szeptać Liranne do ucha- ja zmoczę mu skrzydła wodą z fontanny i zamrożę tak żeby nie mógł latać a ty pomożesz mi go złapać i zaś wykąpać, ok? Nie powinien stawiać oporu. -Zgoda. Tak jak planowaliśmy, tak zrobiliśmy. No ... nie do końca tak, bo gdy unieruchomiliśmy mu skrzydła, to śmierdziel jak najszybciej mógł przeskoczył mur odgradzający plac i ruszył do lasu. Przy okazji jeszcze ochlapałem Liranne niechcący delikatnie wodą. -Wychodzi na to, że będziemy musieli kontynuować pościg w lesie.- zauważyła elfka. -Chyba tak...- mruknąłem -Ale jak go znajdziemy? Przecież on i woda to jak pies z kotem. -On i kąpiele. Wodę lubi bo w niej są ryby.- powiedziałem i roześmialiśmy się.- Chodź. Może złapiemy go z góry. -Z góry?- zdziwiła się. *** -To śmierdzi bardziej niż Mooni.- zauważyła Liranne spoglądając na stwora. -Mimo to jednak, jest lepsze niż niejeden pies tropiący.- odparłem i wsadziłem małą na grzbiet zwierzaka.- A tak w ogóle ma na imię Telimena. Jest najspokojniejsza.- na potwierdzenie słów zwierze zaskrzeczało. -Jest straszne! -Tylko źle wygląda. Trzymaj się mocno, bo szybciej biega niż lata. Jak jej się zachce oczywiście.- szepnąłem i klepnąłem stwora, który ruszył pędem do lasu. Na szczęście miała wenę. Ja natomiast zabrałem innego przedstawiciela gatunku Turikiti i popędziłem za nimi. Po kilkunastu minutach Liranne i Telimena cudnie pędziły wymijając drzewa, jakby robiły to już od kołyski. -I jak?- zapytałem doganiając je. -Cudownie! -No to go okrążymy. Pamiętaj, że masz być ostrożna.- upomniałem ją.- I nic nie mów Arisie, bo dopiero zobaczysz horror. -Pewnie! Tym razem plan na szczęście wypalił. Usidliliśmy go nad strumieniem przecinającym las. Stworzyłem dość dużą dziurę obok i pokryłem jej dno warstwą kamienia, aby nie przepuszczała wody. Mała siedziała wtedy na gryfie i pilnowała za pomocą mocy, żeby nie zwiał a Turikiti pluskały się w wodzie łapiąc ryby. -Będę miał do nich wstręt, chyba do końca życia...- Następnie wyczarowałem mydło, szampon i gąbki i zabraliśmy się za mycie śmierdziela. Tyle, że on się nie dawał i to my byliśmy początkowo w pianie a nie on. Elfka miała mnóstwo radości a o to przecież chodziło. W końcu jednak Mooni był czysty. -Jeszcze dziób.- walnąłem z uśmiechem. -Proszę, nie...- jęknął zrywając się ale go złapałem. Wtedy Liranne... umyła mu dziób szczoteczką. -Teraz pachniesz lepiej niż rybą.- uśmiechnęła się do niego zadowolona. -Wy... Nienawidzę mięty! Paskudztwo!- zaczął nawijać a my niemalże pokładliśmy się ze śmiechu. -A jak inaczej chciałeś spać w sypialni?- zapytała go elfka. -To lepiej wracajmy...- mruknąłem zanim gryf się połapał. Zdążyliśmy wsiąść na Turikiti i zacząć wiać przed nim. Teraz to on nas gonił a Liranne miała aż łzy w oczach ze śmiechu. *** -Co teraz?- zapytała gdy staliśmy w ogrodzie, wyplątując pióra z włosów po "napaści". -Hmm... Może chcesz pobawić się z psami? -Masz psy?- zdziwiła się. -No nie do końca. -No to jak chcesz to zrobić? -Mam Cerberki. -Co masz? -Trzygłowe szczeniaki. -Cudnie! Poszliśmy więc do szczeniaków. Znów spędziliśmy mnóstwo czasu wspaniale się bawiąc. Mimo, że były małe, potrafiły ją tak omotać, że Liranne była cała w ślinie. Ale to też jej się znudziło. Poprzeczka szła do góry... *** -To może...- zacząłem niepewnie pomagając jej się wytrzeć z lepkiej mazi. -Może co? -Boisz się pająków? -Yyy... -A węży? -Znaczy... -To nic, bo ich nie będzie.- walnąłem z uśmiechem. -Wariat jesteś. -Polecam iść łapać świetliki na łące, bo zmierzcha. -Ale to nudne jest. -A widziałaś jakie świetliki będziemy łapać?- zapytałem z zadziornym uśmiechem na ustach. -Nie mówiłeś, że będziemy latać na smokach i gonić świecące ptaki!- piszczała uradowana. -Pamiętaj, że lądujesz na łące a nie w lesie!- upomniałem ją. -Pewnie! Patrz!- wskazała na złotego. -Rzadkość, dasz radę? Podejmiesz się?- zachęciłem ją. -Zbieraj po mnie kurz!- krzyknęła i zapikowała uganiając się za złotą poświatą. Po długim czasie w końcu złapała swego pseudo świetlika i zakończyliśmy zabawę. Zanim odprawiłem smoki, mała leżała zwinięta w kłębek na miękkiej trawie, nie wypuszczając jednocześnie ptaka z rąk. Zabrałem ich oboje do własnej sypialni i otuliłem kołdrą. Najwidoczniej musiała uśpić swoją zdobycz, gdyż ptak spał razem z nią. Wyglądali przecudnie... Postanowiłem wrócić do pokoju. *** -Już jestem kochanie.- szepnąłem wchodząc po cichutku. -Jak było?- zapytała ciszej ode mnie. -Jezu...- jęknąłem widząc ją.- Co ci jest? Powiedz. Ja... ja...- byłem przerażony. Była jak dla mnie zbyt blada. -Spokojnie. Dopiero wstałam i jestem po zamówionym posiłku.- zaczęła się rozpromieniać. -Przeraziłaś mnie...- szepnąłem i pocałowałem ją namiętnie.- Zaraz...- oblizałem się- Ale placka jeszcze nie było. -Weź się!- walnęła mnie w ramię- A ty tylko o jedzeniu myślisz? -Szczerze? -A jak inaczej? -Myślę jak przeżyję z tobą noc, skoro zaczynasz nabierać odpowiednich kolorów, wrócił ci apetyt i co ważniejsze, przespałaś cały dzień. -Oj tam oj tam... -Chyba już wymyśliłem. -Hę? -Schowam cię w sercu!- walnąłem promiennie i wpiłem się w jej usta. Chyba pocałunek jej się spodobał, bo nie uciekała. |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz