Pendragon

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Jak się okazało był to Lucas. Nie umiałem się na niego gniewać...
- No widzisz, a ty się dziwiłeś, że ciągle o niej myślę i chcę mieć przy sobie- zażartowałem.
-Oj tak. Ale teraz możecie wrócić spokojnie do szkoły. Gdyby coś się działo to cię wezwę.
-Tak jak wtedy?
-Tak. Wiem, że to dociera.- uśmiechnął się. Arisa nadal mu się bacznie przyglądała.
-Chyba coś nie wierzysz kochanie, że już z nim wszystko w porządku.- zacząłem i objąłem ją delikatnie mocniej.
-Na pewno wszystko w porządku?- zapytała niedowierzająco.
-Na pewno panienko.
-Przestań się tak do mnie zwracać. To dziwne. Nie możesz mówić mi po imieniu?
-Nie mogę.
-Nie no. Jesteś uparty jak Pendragon.
-Nie wiesz pani jaki on jeszcze potrafi być uparty. Oj nie wiesz...
-No coś już tam wiem.- odparła spoglądając na mnie wymownie.
-Czyli wracamy.- ściąłem temat.
-Tak. Wracacie a ja zostanę i przypilnuję wszystkiego.
-Nie chcesz iść z nami?- zachęcała go Arisa.
-Teraz to tutaj jest lepiej niż tam panienko. Oczywiście według mnie.
-A ten swoje.- mruknęła ukochana i parsknęliśmy śmiechem. Gdy skończyliśmy oznajmiłem z uśmiechem
-Idziemy szukać Liranne i tobie coś do jedzenia, bo jak Mooni jest w kuchni to może nic nie zostać ciekawego.
-Nie jest takim głodomorem.- broniła go elfka.
-Tsa... Ale wszystko co najlepsze wyniucha na kilometr.

Ruszyliśmy w trójkę do jadalni ale nikogo tam nie było. Natomiast z kuchni było słychać śmiechy Liranne i trzaskanie garnkami.
-Mówiłem... To coś wszystko wyniucha.
-Jeszcze nie wiadomo.
Ruszyliśmy do kuchni. Za drzwiami malował się zabawny widok. Kucharki próbowały złapać gryfa ale im to nie wychodziło, bo był dla nich za szybki. Liranne siedziała na jednym ze stołów i opychała się tostami, których wciąż przybywało. Śmiała się z prób ucieczek Mooniego wraz z gigantyczną makrelą.
-Mówiłem, że wyniucha.- walnąłem z uśmiechem wskazując na gryfa.
-On mnie przeraża.- roześmiała się Arisa. Szybko wszyscy się zorientowali, że jesteśmy w kuchni i zamarli w bezruchu.
-Ja tylko po moje zguby.- walnąłem z uśmiechem
-Już idę!- krzyknęła mała łapiąc tosty. Mooni odłożył delikatnie rybę i też podszedł.
-Teraz śmierdzisz wędzoną rybą.- mruknąłem.
-To go znowu wykąpiemy!- uradowała się Liranne.
-O nie...- jęknął gryf i wyszliśmy z kuchni.
-No to wracamy.
-To dobrze, że nie zdążyłem nic zjeść.- wypiął dumnie pierś.
Wsadziłem Liranne wraz z tostami na ptaka i ruszyliśmy w czwórkę w kierunku najszerszego korytarza. Tam szybko otwarłem portal i wylądowaliśmy w moim pokoju w szkole.
-To ja pobiegnę do Tamali.- wyskoczyła mała najwyraźniej zadowolona z powrotu. Mooni pobiegł za nią, chociaż wiedziałem, że poleci na ryby.
-Boże ile on ostatnio je!- zauważyła Arisa gdy zostaliśmy sami.
-Rośnie. Jeszcze z dwa razy zmieni wielkość.
-To by dużo wyjaśniało. Ta ryba była większa od niego.
-I tak by ją zjadł.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu byliśmy sami i nie miałem żadnych obowiązków. Nie wiedziałem co zrobić.
-Więc... Co teraz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz