Pendragon

Miałem dość. Postanowiłem jej zaufać... postanowiłem spróbować... chciałem, żeby została moją przyjaciółką. Wstałem z łóżka z zamiarem udania się po swoją własność. Elfka jdnak mi na to nie pozwalała. Stałem chwilę w oknie i rozmyślałem wszystkie za i przeciw jednocześnie rozmawiając z towarzyszką. Po chwili zszedłem z parapetu. Miałem nieodparte wrażenie, że gdybym tego nie zrobił, to Arisa załamała by się. Nie wiem dlaczego. Chciałem przecierz żeby została moją przyjaciółką. Wiem, że trudno ze mną wytrzymać ale miałem nadzieję, że ona to zrozumie. Jej jako jedynej (oprócz Moonlighta) zależało na mnie. Tak mi się wydawało. 
Tuż po zejściu z parapetu Arisa przytuliła mnie mocno. Czółem jej zapach... jej ciepło, które można powiedzieć miałem teraz w ramionach. Byłem zaskoczony. Gdy elfka to zauważyła, zarumieniła się a potem spuściła wzrok. Nie rozumiałem dlaczego. Po chwili powiedziała ciężko coś, co mnie po prostu... zabiło. W większym szoku nie byłem nigdy. Ona... ona mnie... kocha. Wszystkie myśli w jednej sekundzie wyparowały z mojej głowy. Po chwili dodała, że w szpitalu myślała tylko o tym żeby mnie wyleczyć albo, żeby ze mną umrzeć. Wtedy po prostu się załamałem. Chciałem żeby była moją przyjaciółką... a ona mnie pokochała... Poczółem jak serce w piersi zabiło mi szybciej. Na dodatek jako odpowiedź dałem radę powiedzieć tylko:
- Dziękuję. 
- Niby… za co? – wyjąkała zmieszana.
- Za… za… – nie mogł znaleźć odpowiednich słów. Nie mogłem się opanować. Nikt mnie nigdy nie kochał oprócz Ksawiera. Ale tego miłością nie można było nazwać. Może jednostronną. – Za miłość – powiedziałem w końcu.
- Ale mówiłeś, że… - przerwałem jej.
- Wiem, mówiłem prawdę. Ja nie potrafię kochać – wyjaśniłem jej – Ale Ty pokazałaś mi, że jest to możliwe… - urwałem i westchnąłem ciężko. Przed oczyma widziałem błyszczące oczy Ksawiera... – Że możliwe jest aby ktoś pokochał mnie. A już zacząłem w to wątpić… - wycedziłem szczerze. 
- Ale dlaczego? – zapytała, a ja znowu usiadłem na łóżku. Poklepałem miejsce obok siebie. Usiadła. Objąłem ją ramieniem. 
- To Ksawier wpoił mi to przekonanie, a potem… potwierdziło się. Nigdy nikt nie powiedział, że mnie kocha. Przyjaciół też nie mam oprócz Moonlighta oczywiście.- Nie wiem przecierz czy Maxis żyje.- Zresztą nie dziwię się temu. No bo kto by chciał kochać kogoś kto nie umie odwzajemnić uczuć? Dopiero ty pokochałaś mnie takim jakim jestem. Ze wszystkimi brakami… 
- Już Ci mówiłam, że jak dla mnie nie masz żadnych braków – spojrzałem na nią z niedowierzaniem – Naprawdę, jesteś opiekuńczy i troskliwy i czuły… - znowu jej przerwałem. 
- To tylko pozory – powiedziałem smutno – Dlatego muszę odebrać tą kulkę Ksawierowi i odzyskać swoje prawdziwe uczucia. Czy będziesz mnie kryła przed nauczycielami kiedy pójdę odebrać co moje? – zapytałem a ona kiwnęła głową. 
- Oczywiście, ale musisz mi obiecać, że wrócisz cały i zdrowy – powiedziała, patrząc mi w oczy.
- Znowu się targujesz – wytknąłem jej z przymuszonym śmiechem i przytuliłem mocniej do siebie - Nie martw się, nic mi nie będzie. Poza tym jeszcze dzisiaj nie wyjadę. Muszę się przygotować.
- Przygotować? - zapytała zatroskana i najwyraźniej przerażona. 
- Taaak... - powiedziałem złowrogim tonem - Muszę uzupełnić listę eliksirów o kilka okazów. - uśmiechnąłem się zadziornie. 
- Ale... - nie dałem jej dokończyć.
- Dam radę. Nic mi nie będzie. A poza tym puźno jest. A chce coś jeszcze z tobą ustalić. 
- Co?
- Czy... Możemy byc przyjaciółmi? Ja wiem, że to bezczelne... Ja wiem to wszystko... ale... ja mogę tylko tak się odwdzięczyć. Ja nie wiem co do ciebie czóje. No bo ja... 
- Dobrze- przerwała mi uśmiechając się troskliwie. 
- Nie jesteś elfem. 
- Słucham?
- Tak. Jesteś aniołem. 
Po tych słowach wziąłem ją w ramiona, następnie otwarłem łokciem okno i wyskoczyłem. Wylądowałęm idealnie. Szybkim sprintem pobiegłem pod jej okno i wskoczyłem na zewnętrzny parapet. Zaklęciem otwarłem okno i postawiłem elfkę na podłodzę jej pokoju. Na szczęście współlokatorka Arisy była w łazience. 
- Dobranoc. -szepnąłem.
- Dobranoc. - westcnęła. 
Wróciłem do swojego pokoju. 
***


Następnego dnia postanowiłem udać się na dodatkową lekcję szermierki. Trzeba poćwiczyć trochę ręke zanim wyruszę w podróż. Ku mojemu zdziwieniu, Arisa też tam była. Kilka wampirów walczyło już między sobą. Byli to Michael, David, Ever i Will. Podszedłem do nauczyciela i zapytałem:
- Czyżbym się spóźnił profesorze Lynks?- jak to ja musiałęm walnąć sarkastycznie. Do rozpoczęcia lekcji brakowało kilka minut. 
- Ależ nie. Jestem zdziwiony, że zachciało ci się tu przychodzić. Twoje... Hm. Ostatnie opinie doszły do mnie. Pan Ksawier yyy jak mu tam? A nie ważne. Nie był zadowolony z twojego zachowania. Olewałeś lekcje. 
- Acham. A więc z kim mam trenować?- byłem wściekły. Więc jednak ten ... ten... ach. Znalazł mnie. Nauczyciel spojrzał na elfkę, która zaczynała walczyć z jakąś dziewczyną. Z jakąś wampirzycą. 
- O nie. To by było zbyt łatwe. - wycedziłem. 
- Racja. Będziesz walczyć ze mną. Łap! - nauczyciel żucił mi szpadę. Złapałem idealnie. 
- No na to mogę się zgodzić. - uśmiechnąłem się zadziornie.
- Zetre ci ten uśmiech za sekundę. Chodź. 
Nauczyciel odciągnął nas na bok, tak, że inni nas nie widzieli. 
- No to zaczynamy.
- Niech pan przestanie gadać i zacznie. - odszczeknąłem. 
Nauczyciel był szybki. Niestety ja też. Nie mógł mnie trafić a ja nie mogłem trafić w niego. Walczyliśmy zaciekle jakieś trzydzieści minut. Nagle nauczyciel powiedział zsapany:
- Lekki jesteś jakiś. I potrafisz wykożystać każdą cechę wampirzą. No no no! Ale ze mną nie pójdzie tak łatwo. 
- To się zobaczy. - odpowiedziałem normalnie. Nie byłem zbytnio zmęczony. 
Przewróciłem profesora trafiając go jednocześnie w pierś. 
- Jeden zero dla mnie. - wyskoczyłem. 
- Osz ty. Ćwiczyłeś? 
- No można tak powiedzieć. 
- Jak długo? 
- Kilka lat. Rozrywkowo. 
Wtedy rozległ się krzyk. Nauczyciel pobiegł w jego kierunku a ja za nim. 
Na środku pola stała Arisa i zaczęła mówić coś pod nosem. Asekurował ją wampir z jej drużyny. 
- Boże... Tylko nie to. Uważajcie! - odwróciła się zasłaniając twarz. Po chwili spojrzała w tym samym kierunku w którym patrzyła. - Oni są za wami! 
- Ariso kto? Co ci jest?- zapytał nauczyciel trzymając ją za ramiona. 
- Nie wiem. Zaczęła tak jakieś siedem minut temu. Myślałam, że żartuje ale potem zaczęła krzyczeć.- tłumaczyła się przeciwniczka elfki. Jasny wampir dodał:
- Mówiła coś o jakichś panach. O jakiejś wojnie.
- Ma wizję. - ściął ich nauczyciel. - Ciekawe czy się spełniają. 
- Spełniają. - wtrąciłem się. - I to dość szybko. 
Arisa podczas całej naszej rozmowy szeptała relacje z wizji. Gdy skończyła powiedziała:
- Będzie wojna... Boże... Krwawa... Niedługo... - po tych słowach straciła przytomność. 
- Rozejść się. - powiedział nauczyciel surowym głosem. - W tej chwili! 
Uczniowie zaczęli się rozchodzić. Ja poszedłem prosto do swojego pokoju gdzie czekał na mnie Moonlight. 
- Słyszałeś?- zapytałem chcąc się upewnić. 
- Tak. Niestety. 
- No to mamy mniej czasu niż sądziłem. 
- O wiele mniej. A może by tak... No wiesz.
- Co wiem?
- No zostać.
- Co?! - wyskoczyłem. Po chwili jednak przemyślałem pomysł towarzysza - Masz rację. On tu przyjdzie. Na pewno. I będziemy na swoim terenie a to da nam przewagę. Ale on się sam na to nie porwie. Chyba, że...
- Chyba, że?
- Chyba, że się zjednoczą... 
Po tych słowach wybrałem się do skrzydła szpitalnego, do Arisy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz