Pendragon

Obudziłem się następnego dnia, gdy zorientowałem się, że ktoś przysiada na moim łóżku. Była to Arisa. Widocznie zmartwiona. Zaszokowało mnie to. Nigdy nikt się o mnie nie martwił... Było to całkiem miłe uczucie.
- Arisa… Co Ty tu robisz? – zapytałem ledwie słyszalnym szeptem
- Przyszłam…. – westchnęła – Chciałam zobaczyć jak się czujesz.
- Nie najgorzej – powiedziałem pocieszając ją ale mi nie uwierzyła – Ok, bywało lepiej.
- Nauczyciele Cię wyleczą – zapewniła mnie z przekonaniem. Była optymistką.
- Nie byłabym tego taka pewna – wtrąciła profesor Lansa, wchodząca do pokoju – Nadal nie wiemy co Ci jest. Badania niczego nie wykazały, najwidoczniej ta trucizna jest nie wykrywalna.
- Ale musi być wykryta żeby dało się go wyleczyć. – zauważyła elfka. Była przerażona nie na żarty.
- No właśnie – przytaknęła nauczycielka – Żadne nasze leki i zaklęcia nie działają, a jak już działają to na bardzo krótko. Obawiam się, że nie możemy ci pomóc – ostatnie zdanie powiedziała do mnie. I tak już to wiedziałem.
- Co? Jak to nie możecie?! – uniosła się elfka.
- Arisa… N-nic mi nie będzie – powiedziałem, jednocześnie próbując się podnieść, żeby dosięgnąć jej dłoni. Nie udało mi się. Z jękiem opadłem z powrotem na poduszki i znowu zwinąłem się z bólu. Chciałem ją podtrzymać na duchu ale mi jakoś nie wyszło.
-Już dobrze – powiedziała niemal natychmiast się uspakając. Chwyciła mnie za rękę i ścisnęła delikatnie. W tym momencie podbiegła do nas profesor Lansa.
- Musisz już iść – powiedziała do elfki rozkazującym tonem. Niechętnie kiwnęła głową i chciała puścić moją dłoń, jednak nie pozwoliłem jej na to.
- Nie, Arisa zostań – powiedziałem. Jeżeli ktoś chciał nas zabić to mógł na nią teraz polować. Tu była bardziej bezpieczna. Postanowiłem poprosić. – Proszę – Zaskoczyłem ją tym.
- W porządku zostanę, ale teraz już spróbuj zasnąć – szepnęła. Ból rozrywał mnie od środka. Bolało gorzej niż... przy przemianie. Nauczycielka zaaplikowała mi w końcu jakieś lekarstwo. Niestety, nie podziałało. Było jeszcze gorzej. Elfka nie mogła patrzeć jak się męczyłem. Położyła mi jedną dłoń na czole, a drugą na brzuchu. Domyśliłem się co chcę zrobić. Starałem się być nieruchomo, nie chcąc jej dekoncentrować. Po kilku sekundach ból ustąpił na tyle, że mogłem zasnąć...
***

Obudziłem się chyba w nocy albo pod wieczór, ponieważ w pomieszczeniu panował półmrok. Byłem sam. Mogłem dokonać rachunku sumienia. Tak... Sumienia... Mam je. I dość często się ono odzywa. Jak dla mnie to aż za często...
Musiałem przemyśleć ostatnie wydarzenia. Nagle zdałem sobie sprawę, że zaniedbałem Moonlighta. Zacząłem się odłączać od tego całego żelastwa, które do mnie podłączono. Gdy byłem już w połowie do pokoju weszła profesor Lansa.
- Co ty wyrabiasz?!
- Muszę się zająć Moon... - zabrakło mi tchu.
- Leżysz i koniec! Jesteś w opłakanym stanie i próbujesz na dodatek sam, na własną ręke opuścić skrzydło szpitalne! Zwariowałeś?!
- I tak nikt nie będzie tęsknić... Z resztą... dobrze oboje wiemy, pani profesor, że dużo mi... nie zostało. Nie chcę umierać przykuty do łóżka...
- Musisz mieć strasznie wysoką gorączkę. Bredzisz. - podeszła i przyłożyła mi dłoń na czole. - Nie masz gorączki...
- Mówiłem? Dużo mi nie zostało. Chce się z kimś pożegnać.
- Z kim?- nauczycielka nie pozwalała mi wstać.
- Z moim towarzyszem... Z moonlightem... - nie miałem siły się spierać. Padłem jak trup na poduszki.
- No dobrze. Niech ci będzie. Pójdę po niego ale nie masz się z tąd ruszać, rozumiemy się?
- No zgoda.
Nauczycielka wyszła. Po jakichś siedmiu minutach do pokoju wszedł inny nauczyciel.
- Vanilla? Jesteś? Och. Wybacz. Nie chciałem cię budzić.- był to nauczyciel, jak się zdążyłem zorientować, który też był wampirem.
- Nie szkodzi... Nie spałem...
- Jak się czujesz?
- Po co pan pyta skoro pan wie...- ściąłem.
- Racja. - nauczyciel chciał mówić dalej ale do pokoju wszedł ktoś jeszcze.
- William? Znalazłeś ją? - podeszła bliżej.
- Nie. Ale jak ją znam zaraz tu będzie. Złapaliście ich?
- Nie... Uciekli. Mieli wsparcie powietrzne. - nauczycielka się zasmuciła. Postanowiłem się wtrącić.
- Coś nie tak?
- Nie nie nie. Wszystko w porządku. - nauczycielka skłamała.
- Amertis, może lepiej mu powiemy? W końcu go też próbowali zabić.
- Może masz rację...- już gościa lubiłem. Chyba jako jedyny nie był przewrażliwiony. A na dodatek potrafił przycisnąć polonistkę. - A więc. Łowcy wampirów wraz z wiedźmami i innymi takimi stworzeniami zaatakowali naszą szkołę. Zabili Veneficus`a. Nie wiemy dlaczego to zrobili. - nauczycielka była roztrzęsiona. Mężczyzna objął ją ramieniem.
- Bo mnie szukali... Albo Arisy. Ale raczej mnie. Bo... a z resztą. - nie miałem siły się dalej tłumaczyć.
- Ciebie? Dlaczego? - naciskała nauczycielka.
- Nie wiem. Ale wtedy w lesie... też byli w duecie...
- Czyli jeszcze tu wrócą. Odpocznij. Nie będziemy cię już niepokoić. - czyli jednak. Gościu był przewrażliwiony.
Opuścili pokój. Po kilku minutach usłyszałem stukot pazurów o podłogę. Drzwi trzasnęły z hukiem a przed moim łóżkiem ledwo zatrzymał się Moonlight.
- Mooni jednak cię karmią.- uśmiechnąłem się delikatnie. Gryf odpowiedział mi normalnie. Nie prowadziliśmy mentalnej rozmowy.
- Pewnie! Chłopie... Tak się martwiłem! Boże. Jak mogłeś mnie skazać na nich! Ale racja. Nie przywitałem się.- zbliżył się kładąc łeb obok mnie. Pogłaskałem go po dziobie. - Jakiś się delikatny zrobiłeś.
- Walnąć cię?- zażartowałem. Moonlight wiedział, że nie jest ze mną dobrze.
- Stary ale przeżyjesz co nie? Co ja zrobię bez ciebie, hę? Nie zostawisz mnie co nie?
- Nie obiecuje...
- Żartujesz?! - nastroszył wszystkie pióra. - Jak możesz! No dobra. Sorki. Ale pozwolisz mi zostać do... końca?
- Pewnie.
- Wiesz, musisz o czymś wiedzieć.
- Co ci?
- No bo jak ty tu leżysz i ... no wiesz, to ta elfka jest jakaś załamana. No wiesz. Jakoś dziwnie to wygląda. Jakby zabrał jej ktoś to oś co ją napędzało. A ty się zrobiłeś delikatny jakiś.
- Racja. Mam sprawę. Rzuć na nią okiem. Szczególnie po ostatnim.
- To już wiesz? Czekaj czekaj. Okiem? Czy ty... yyy... no wiesz?
- Przestań. Wiesz, że nie umiem. Chodzi o to, że się do niej przyzwyczaiłem... I kogo bym drażnił? Kto by cię wyzywał od...- Mooni mi przerwał.
- Wiem! Nie musisz przypominać. Dobra a teraz idziesz spać bo jest późno.
- Matką moją jesteś?
- Nie gadaj...
Po chwili zasnąłem... Nie wiem jak to się stało ale dziś nie czółem takiego bólu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz