Pendragon

Nazajutrz obudził mnie ból. Nie mogłem go znieść. Chciałem żeby to się już skończyło... Chciałem mieć wreszcie spokój... Prawdopodobnie przez moje jęki do pokoju weszła profesor Lansa.
- Dasz radę. Jesteś twardy. - mówiła łamiącym się głosem. Była dziwnie blada.
- Ja... mam dość... - odpowiedziałem ledwie łapiąc oddech.
- Dasz radę. Moonlight przyszedł do ciebie ale go nie wpuściłam. Uparł się i leży pod oknem. Uznałam, że nie powinien widzieć jak... cierpisz.- nauczycielka nie powiedziała mi w prost tego co zamierzała.
- Ja wiem... że umrę... - ostatnie słowa to był już ledwo słyszalny szept.
- Odpocznij. Wierzę w ciebie.
Profesor wyszła z pokoju. Bolało coraz bardziej. Dobrze, że zostałem sam. Jedynie Moonlight słyszał jak cierpię. Usłyszałem jego głos. Oczywiście mentalnie.
- Pendragon jestem z tobą. Zawsze będe. Jesteś moim jedynym przyjacielem. Nie opuszczę cię... Zobaczysz.
Po tych słowach musiałem walczyć z narastającym bólem. Na dodatek martwiłem się o Arisę. Ostatnio zrobiła się dla mnie taka... dobra. Nie miała do tego najmniejszego powodu. Nagle jak na zawołanie elfka znalazła się w pokoju.
- Arisa… - powiedziałem ledwie słyszalnym głosem – Nic Ci nie jest… Słyszałem o ataku… Ci ludzie… Oni nas szukali… - zabrakło mi tchu i nie dałem rady nic więcej powiedzieć. Miałem dość tych niewydolnych płuc.
- Ciiii. Spokojnie – powiedziała, chcąc mni pocieszyć – Sam widzisz, że nic mi się nie stało
- To najważniejsze – szepnąłem. W pokoju zapadła idealna cisza. Byliśmy sami. Prubowałem walczyć z bólem ale był o wiele silniejszy niż przed chwilą. Mimowolnie jęknąłem.
- Zawołam profesor Lansę, żeby dała Ci jakieś lekarstwo – powiedziała wstając.
- Nie! Zostań, to i tak nic nie pomoże – zaprotestowałem – Tak naprawdę tylko Twoja magia potrafiła choć na chwilę uśmierzyć ból – przyznałem jeszcze słabszym głosem. Zaskoczyłem ją tym. Nie miałem siły kłamać. Zauważyła by to odrazu.
- Ale jak to możliwe? Przecież ja jestem tylko...- odpłynąłem.
Ból zniknął. Zrobiło się ciemno. Nic nie widziałem... nic nie słyszałem...
Nagle oberwałem czymś w brzuch. Jakimś impulsem. Zwalił mnie z nóg. Nie mogłem nic zrobić...
Wziąłem głęboki oddech i otworzyłem jednocześnie oczy. Na mojej klatce piersowej leżałe nieprzytomna Arisa.
Jakimś cudem przeżyłem... Zaraz... Chyba nie jakimś cudem ale dzięki Arisie.
Wziąłem położyłem ją na moim miejscu. Czółem się normalnie ale słabo. Przysiadłem na boku i delikatnie by jej nie przeszkadzać dotknąłem jej bladego policzka... Choler*. Zbudziłem ją.
- Pendragon!- krzyknęła uwieszając mi się na szyi. Straciłem równowagę i zjechałem na podłogę wraz z elfką. Nieźle o nią gruchneliśmy. Elfka leżała na mnie wpatrując się prosto w moje oczy. Zobaczyłem na jej twarzy ślady zaschniętych łez. Czyżby za mną płakała? I po co mnie uratowała?
- Nie mogę oddychać. - szepnąłem.
- Wybacz. Cieszę się tylko, że żyjesz.- rzeczywiście. W jej oczach zapłonęła iskierka. Po sekundzie spłynęła łza.
- Jezu! Tylko nie płacz... - przytuliłem ją do siebie. Zaskoczyłem ją tym. - Boże. Już w porządku. Wszystko będzie dobrze. Dlaczego płaczesz?
Byłem w szoku. Jako jedyna chyba płakała by na moim pogrzebie... Inni płakali by jakbym przeżył. Objąłem ją najmocniej jak mogłem. Szczerze mówiąc byłem strasznie wyczerpany i wyszło to delikatnie.
- Tak się martwiłam! - powiedziała wtulając się we mnie.
- Przepraszam za tamto. Znaczy za te wrede żarty.
- Przestań... - znowu mnie zaskoczyła.- zapomniałam już o tym.
- Chciałem sprawdzić czy jesteś w porządku... Teraz nie muszę już być wredny...
- Co? Ty to robiłeś specjalnie?
- Tak... Najlepiej kogoś poznasz poprzez rywalizację. - po tych słowach zakręciło mi się w głowie. Teraz to ona mnie trzymała.
- Co ci jest?
- Nic. Chciałbym odpocząć... I jeszcze... - nie wiedziałem jak to ująć.
- I co?
- Podziękować.
- Za co?
- Za życie... - powiedziałem zasypiając na podłodze w jej ramionach. Czułem jak głaskała mnie po głowie.
***

Obudziłem się następnego dnia w swoim łóżku. Przenieśli mnie do pokoju. Nareszcie. Zsunąłem się z łóżka i o mały włos nie nadepnąłem Moonlighta. Spał rozwalony na dywanie. Tuż obok łóżka. Jakby pokój był za mały.
Nagle zdałem sobię sprawę, że na jak dotąd pustym łóżku, spał sobie ktoś smacznie. Podeszłem bliżej i zobaczyłem otuloną kołdrą Arisę. Teraz dopiero byłem w szoku. Po raz pierwszy żałowałem, że nie umiem odwzajemniać uczuć. Mogłem jej jedynie okazać troskę.
Ksawier zabrał mi poczucie miłości, radości, szczęścia i pożądania... Miał je od mojej przemiany w kryształowej kulce na szyi, jako amulet na szczęście. Muszę mu go odebrać. Ale jak go znajdę? Postanowiłem powiedzieć Arisie o mojej tajemnicy. Wiedziałem już, że mogę jej zaufać. Ale teraz niech śpi. Dużo przeszła.
Otuliłem ją bardziej kołdrą i poszedłem do łazienki i przebrałem się w świerze ubrania. Dyskretnie wyszłem z pokoju i udałem się na polowanie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz