Arisa

Zaczęliśmy poszukiwania tego Magicznego Ognia. Oczywiście nie obyło sie bez kłótni. No, ale w końcu doszliśmy do wniosku, że jeśli chcemy się od siebie uwolnić to musimy, na chwilę, ogłosić rozejm i współpracować.
 Po trzech godzinach wędrówki stanęłam jak wryta. Przede mną była wataha wielkich wilków. Zanim zdążyłam zareagować Pendragon szarpnąl mnie do tylu i zasłonił własnym ciałem.
- Co ty... 
- Cicho - przerwał mi - Właź mi na plecy- polecił szybko. Byłam w szoku.
- Że co? 
-No dalej! - warknął na mnie. Nie posłuchałam - Właź! - ponaglił mnie.
Po chwili namysłu weszłam mu pospiesznie na plecy. Wilki rzuciły się na nas. Pendragon skoczył i wylądował na najbliższym drzewie, a potem zaczął przeskakiwać na następne. Odruchowo schowałam twarz w płaszcz chlopaka. Kiedy ja byłam przerażona, Pendragon dobrze sie bawił!
W końcu zgubiliśmy wilki.
- Ładnie się zaczyna.- powiedział chlopak śmiejąc się. 
- Jasne. - odpowiedziałam oszołomiona - Szukamy dalej?
- Spoko. Ale teraz uważaj. Nie mam ochoty znów cię ratować.- powiedział z kpiącym uśmiechem 
- Ratować?! Dałabym sobie sama radę! - obużyłam się
- Skoro tak, to może się rozdzielimy!
- Jakby szło, to już bym to dawno zrobiła! - uniosłam się - Myślisz, że mam ochotę na jakieś głupie biegi po lesie?! Nie! - Pół minuty później zakręciło mi się w glowie, zatoczyłam się.
- Ta. Właśnie widzę. - chłopak złapał mnie szybko.
Po chwili doszłam do siebie, ale nadal byłam wściekła na towarzysza. Tymczasem Pendragon wyczarował maleńki płomyczek błękitnego koloru. Unosił się przed nami. Po co mu ten płomyk? Przecież jest jeszcze jasno? Pewnie znowu chce się popisać, tak jak przy tym skakaniu po drzewach. 
Ech, zachowuje sie jak dziecko. 
- A teraz się jeszcze bawisz jakimś płomykiem. - wytknełam mu
- Chcesz to już skończyć? To idź za płomykiem.- zgasił dalszą rozmowę.
Szłam chwiejnie i powoli co go wyraźnie irytowało. Wziął mnie w ramiona i zaczął biec za płomykiem. Nie protestowałam, byłam zbyt zmęczona. Po jakimß czasie odpłynęłam w niebyt.

Obudziłam się w jakiejś jaskini. Byłam przykryta płaszczem Pendragona. Chłopak siedział tuż koło mnie zamyślony. Nie zauważył, że się obudziłam, dopóki nie zapytałam 
- Gdzie jesteśmy? - spojrzał na mnie dziwnym, jakby rozmarzonym wzrokiem. Po kilku sekundach opanował się jednak i odpowiedział
- W jaskini, w środku lasu zimowego - uśmiechnął sie kpiąco - Zasnęłaś, a ja nie zamierzałęm Cię wiecznie nosić na rękach.
- Mogłeś mnie obudzić - mruknęłam 
- Jasne - prychnął - Żebyś się na mne darła przez resztę wieczoru? 
- Och, nie przesadzaj - mruknęłam, rumieniąc się lekko 
- Ok, to jak, jesteś już w stanie ruszać na poszukiwania? - kiwnęłam głową. Wstaliśmy oboje i wyszliśmy z jaskini. Na zewnątrz było ciemno i jeszcze zimniej niż przedtem. Zorientowałam się, że cały czas byłam okryta płaszczem Pendragona. Oddałam mu go. Chłopak zaprotestował.
- Nie, zatrzymaj go 
- Ale przecież zmarzniesz! - powiedziałam 
- Jestem wampirem, nie marznę - wyjaśnił, nie byłam do końca przekonana - Poza tym nie mam zamiaru przez cały czas czuć twojego zapachu
- Niby co masz do mojego zapachu, co? - zapytałam lekko urażonym tonem
- Jest taki.... Kwiatowy - powiedział z lekką odrazą - Drażni mnie 
- Musisz się przyzwyczaić - powiedziałam z przekąsem - Coś mi sie wydaje, że jeszcze trochę to potrwa 
- Taaa, tez mi sie tak wydaje. Ale może.... - chłopak mówił coś jeszcze, ale ja już go nie słyszałam. Odpłynęłam. 
Przed oczami stanął mi jakiś dziwny, nieznajomy człowiek. Mężczyzna nie wyglądał zbyt przyjaźnie. U pasa mial jakiś dziwny sztylet, a w ręku łuk z zatrutymi strzałami. Skradał się bezszelestnie do swojej ofiary. Facet bezwątpienia był łowcą, a jego ofiarą był.... Pendragon! 
- Uważaj! - krzyknęłam, popychając chłopaka na śnieg, tak że cudem uniknął lecącej w jego stronę strzały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz