Pendragon

Po zakończeniu zadania wróciliśmy do szkoły. Wygrali Arlina i Ever. I szczerze mówiąc dobrze, że ktoś to zrobił bo musiałbym siedzieć w lesie do północy czy jakoś tak. I z Arisą nie było zbyt dobrze. Od razu, nie patrząc na nikogo zabrałem ją do skrzydła szpitalnego i przekazałem jakiejś nauczycielce, która zaczęła się na mnie wydzierać gdy znaleźliśmy się obok w pokoju:

- Co to ma znaczyć?! Miało być bez żadnych numerów!- darła się w niebogłosy.
- I było.
- Że co proszę?! Jest ... - nie pozwoliłem jej dokończyć.
- Nie jestem lekarzem więc nie powinna Pani liczyć na cuda. Nie moja wina, że wam się na nas nasyłać przeszkody zachciało.
- O czym ty mówisz? Ach tak. Wilki. 
- Wilki? Nie nie nie. Łowcy wampirów się nauczycielom zachciało. W towarzystwie wiedźmy. 
- Proszę?! Jakich... Jezu. 
- I jeszcze jak na złość byłem w parze z elfką. Jasną elfką. Niezły test. Ale go przeszedłem. - Ostatnie słowa powiedziałem zmierzając w kierunku wyjścia.
- Ten duet nie był nasłany przez nas. - spojrzałem na nauczycielkę. Była przejęta. Wyszedłem prosto do pokoju, wziąłem prysznic i poszedłem spać. W nocy bolały mnie wszystkie mięśnie jakie tylko miałem ale zignorowałem to.
***

Następnego ranka byłem w szoku. Nigdy mnie tak głowa nie bolała. I ogólnie jakoś słabo się czułem. Pomyślałem, że to zaklęcie rzucone w zemście przez Arisę. Wstałem, ubrałem się i poszłem na śniadanie. Tak. Na śniadanie. Nie potrzebuje dużo krwi do przeżycia i lubie smak ludzkiego jedzenia. 
Lekcje minęły migiem. Na każdej nauczyciele się przedstawiali i takie tam bzdury... 
Nadszedł czas na lekcję jazdy konnej. Nie lubie koni. Na dodatek Arisa zaczęła się popisywać. Jak to ja musiałem jej dogryźć. Nieoczekiwanie nauczycielka kazała mi popisać się swoimi umiejętnościami. Chciałem zapytać się czy mogę wymienić konia na jakiekolwiek inne stworzenie, smoka czy coś podobnego, bo to po prostu jest za łatwe zadanie, ale się opamiętałem. 
Wskoczyłem na konia. Po sekundzie jednak przez moją głowę przebiegł ogłuszający huk. Koń też go usłyszał. Spłoszył się. Zdążyłem spojrzeć pod las gdzie, jak mi się zdawało, było źródło tego mentalnego impulsu. jak też myślałem pod lasem stały dwie postacie w pelerynach. Koń zaczął biec w przeciwnym kierunku, do innego lasu, a ja byłem sparaliżowany i półprzytomny. Na dodatek pojawił się ból w brzuchu, który przeniósł się w pierś. Nie mogłem oddychać. Jakimś cudem Arisa znalazła się na koniu łapiąc mnie w pasie i nie pozwalając mi spaść. Te postacie pod lasem mnie po prostu załatwiły. Rozbroiły mnie jak bombę. Byłem całkowicie nieszkodliwy. Nie mogłem nic zrobić. Jednak gdy Arisa chwyciła mnie, mogłem wziąć wdech. Nie wiem jak to zrobiła. 
Po chwili zacząłem mieć problemy z widzeniem. Nie ogarniałem co się działo. Usłyszałem tylko jak ktoś, chyba nauczycielka, chciała mnie wysłać do skrzydła szpitalnego. Jeszcze czego. Zaprotestowałem. Nauczycielka w końcu się zgodziła a Arisa zaprowadziła mnie do pokoju. Nadal mieszkałem sam. Ułożyła mnie na łóżku i okryła kołdrą. Zrobiła to nadzwyczaj delikatnie. Następnie położyła mi dłoń na czole. Ból głowy zniknął niemal natychmiast. Zasnąłem. 
***


Obudziłem się kilka godzin później. Nademną stała profesor Lansa a w końcu pokoju Arisa. 
- Jak się czujesz? - zapytała nauczycielka. ból rozsadzał moje ciało.
- Ujdzie. - odpowiedziałem nie tym tonem jakim chciałem. Głos mi się łamał i zamierał w gardle.- Co mi jest?
- Nie wiem co ci jest ale coś napewno. Czy ostatnio miałeś styczność z jakąś trucizną czy czymś w tym rodzaju?- nie dałem rady odpowiedzieć. Arisa się wtrąciła.
- Ten facet ugodził cię sztyletem. Zignorowałeś to. Może on był zatruty?
- Ugodził? Nie wspomniałeś o tym.- teraz zaczęła rozmowę z elfką.
- Tak. Trafił go w brzuch.
Po tych słowach profesor mnie odkryła i podniosła koszulkę.
- Jezu...
- Coś się stało?- zapytała zmartwiona Arisa. 
- Natychmiast zostajesz przeniesiony do skrzydła szpitalnego. Przecierz to cię zabija od środka! Jak mogłeś mi nic nie powiedzieć! Wiesz jak trudno będzie ci pomudz?!
- Przeżyje...- mruknąłem pod nosem. 
- To się jeszcze okaże. Tego tak łatwo się nie wyleczy. Nie wiem co to jest. Ale magia uśmieży ból. 
Po tych słowach profesor wyszła z pokoju. Arisa podeszła do mnie i przysiadła na boku łużka. Była bardzo zasmucona.
- A ci co jest?- zapytałem ledwo słyszalnym głosem.
- Nic. Oszczędzaj się.- skłamała. Wyczółem to. 
- Kłamiesz.... - już nie dałem rady dalej prowadzić rozmowy. Z mych płuc wyrwało się cichutkie westchnienie.
- Wiem kiedy on cię zranił.- zaszokowała mnie - Zrobił to jak mnie przerzuciłeś. Zamiast we mnie trafił w ciebie.- widziałem jak ją to gryzie.
- Aj tam aj tam. Bzdury gadasz.- szepnołem zwijając się z bólu.
- Och. Wybacz. Zaraz ci pomogę. - że jak? Nic nie rozumiałem.
Położyła dłoń na moje czoło i uśmieżyła ból. Natychmiast zasnąłem... 
***


Obudziłem się w jakimś dziwnym łóżku a nademną krążyli nauczyciele. Nie ogarniałem co robili. Jeden pobierał mi krew a reszta prowadziła ożywioną rozmowę. Nie wiem o czym, ponieważ profesor Lansa dała mi jakiś środek dożylnie. Zacząłem zasypiać. Usłyszałem tylko głos profesor: O nic się nie martw. 
...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz